Derbowe, i nie tylko, emocje (2)

 |  Written by Godziemba  |  0
Duże emocje wywoływały w przedwojennej Polsce także mecze drużyn różnych narodowości oraz z różnych części kraju.
 
 
      Pod koniec marca 1930 roku piekło rozpętało się w Warszawie po tym, jak piłkarze żydowskiej Gwiazdy stracili bramkę w meczu z Warszawianką. Ofiarą niepohamowanej złości tych pierwszych padł strzelec gola Jan Luxenburg, którego bramkarz Gwiazdy „nagrodził” kopniakiem, a nadbiegający z drugiej strony obrońca – sierpowym w policzek.
 
 
       Do walki dołączyli się kibice obu drużyn. Sytuację opanowała dopiero interwencja porządkowych, którzy polali gorące głowy wodą z pobliskiego hydrantu.
 
 
        W 1934 roku przerwano mecz ukraińskiego Sian Przemyśl z Pogonią Stryj, bo wpierw polowanie na kości rywala urządzili sobie piłkarze, a potem do bitwy dołączyła się publiczność. Sprawozdawca „Raz, Dwa, Trzy” donosił  po meczu, że „doszło do dzikiej kopaniny wzajemnej, pomiędzy graczami, a następnie do rękoczynów. Gdy sędzia przerwał grę, na boisko wpadł tłum z laskami”.
 
 
       Głośnym echem odbiła się zwłaszcza afera z udziałem ŁKS-u i posiadającego niemieckie korzenie Unionu. 21 maja 1922 roku powtórzono spotkanie obu zespołów, bo pierwsze starcie zakończyło się awanturą. Na powtórzony mecz Union delegował drużynę swoich kilkunastoletnich juniorów, ponieważ starsi zawodnicy Unionu „oświadczyli wyraźnie, że milsze są im godność osobista i zdrowie, których dla tego rodzaju gier nie chcą narażać na szwank”. 
 
 
        Zdaniem Niemców w trakcie pierwszego spotkania ełkaesiacy nie tylko grali bardzo brutalnie, ale i obrzucili rywala stekiem ordynarnych obelg. ŁKS winą za awanturę obarczał natomiast piłkarza Unionu, który uderzył w twarz kapitana ŁKS-u. W oficjalnym, przesłanym prasie stanowisku klubu Zygmunt Skibicki przekonywał zatem, że do żadnego wymyślania od „szwabów” tamtego dnia nie doszło, że to rywal polował na kości ełkaesiaków, a cios wymierzony przez gracza Unionu musiał się przecież spotkać z reakcją jego kolegów.
 
 
       Gorące spory dzieliły kibiców drużyn z różnych części II RP.  Ci ze Lwowa nie lubili poznaniaków, uznając ich za „Germańców”  Kraków zarzucał Śląskowi, że tam afera goni aferę, a piłkarze zaglądają do kieliszka. Warszawa darła koty z Krakowem, bo chociaż stolica, to stolicą polskiego futbolu nazywał się gród wawelski. Wszyscy  solidarnie dokładali Łodzi za to, że Łódź sportowa wpatrzona była tylko w pieniądze.
 
 
        Poznaniacy kpili z Kongresówki. Warszawiacy śmieli się z krakowskich „centusiów”, Lwów kłócił się z Górnym Śląskiem, a biedne Wilno o obłudę oskarżało resztę kraju.
 
 
       W kwietniu 1934 roku podczas meczu we Lwowie warszawskiej Polonii z miejscową Pogonią  w rolę czarnego charakteru wcielił się Józef Pazurek, który swą frustrację z powodu słabej gry „Czarnych Koszul” wyładował najpierw na Michale Matyasie, a następnie na kapitanie Pogoni Alfredzie Zimmerze, uderzając go pięścią w nos. Sędzia wyrzucił brutala z boiska, a że lwowskie batiary podobnego zachowania nie zwykły puszczać płazem, schodzących na przerwę polonistów z opresji musiała ratować policja.
 
 
       W 1931 roku jeden z piłkarzy Pogoni Lwów został w trakcie zawodów tak niemiłosiernie zelżony przez publiczność, że w pewnym momencie wpadł w tłum i – jak kilkadziesiąt lat później Eric Cantona – pobił jednego z kibiców.
 
 
      We Lwowie w 1934 roku, ze względu na rosnącą liczbę ekscesów, „skandaliczne wypadki, rozwydrzenie na boiskach, zupełny zanik kultury sportowej wśród graczy i publiczności” rozważano nawet zawieszenie okręgowych rozgrywek na rok. W ich miejsce planowano rozgrywać gry pucharowe” bez punktów, co miało zapewnić ich spokojniejszy przebieg.
 
 
      Wśród klubów żydowskich także panowały nierzadko gorące konflikty. I tak, lewicowy antysyjonistyczny Bund wspierał Jutrznię, która z kolei nie znosiła Makkabi, największego klubu żydowskiego w II Rzeczpospolitej, przywiązanego do tradycji syjonistycznych i z tego względu nierozgrywającego swoich zawodów w soboty. To właśnie na meczach krakowskiego Makkabi pojawiali się ortodoksyjni Żydzi z pejsami i w chałatach. Tam też starcia Jutrzenki z Makkabi nazywano „świętą wojną”, na wzór starć  Cracovii z Wisłą.
 
 
       Do ekscesów dochodziło także podczas meczów międzynarodowych.
 
 
       Do najsłynniejszej bójki z udziałem drużyny zagranicznej doszło w 1921 roku podczas meczu drużyny Krakowa z węgierskim Újpesti TE Budapeszt. Po brutalnym faulu jednego z węgierskich zawodników do rękoczynów przystąpił Adam Kogut, wsparty następnie przez Henryka Reymana. Szybko do „zabawy” dołączyła krakowska publiczność i ostatecznie Węgrów przed  zbiorowym linczem uratowała rozpaczliwa interwencja działaczy krakowskich.
 
 
       Z kolei w 1933 roku podczas meczu krakowskiej Wisły w Paryżu niejednokrotnie dochodziło do brutalnych fauli gospodarzy, którzy poszli na całość po ostatnim gwizdku.  W ruch poszły pięści, a w trakcie szamotaniny w szatni trener gospodarzy uderzył  w twarz Edwarda Ałaszewskiego. Sprawa tak dalece zbulwersowała opinię publiczną, że otarła się o polską ambasadę w Paryżu.
 
 
      „Tu profesjonalizm i półprofesjonalizm, tam sprawa żydowska i pseudo-żydowska, ówdzie klubowe porachunki i boje o berła matadorów. Wrzawa ta nie jest co prawda nowością, acz nigdy może jeszcze nie była tak głośną. Rozlega się przy tym w całym niemal kraju, każdy okręg ma swoją smutnej sławy aferę, która porusza piłkarski światek” – narzekał w 1924 roku „Przegląd Sportowy” na rozkład moralny, degrengoladę obyczajów i zwłaszcza na kwitnące „chwasty antagonizmu”.
 
 
      Już na początku lat dwudziestych narzekano, że rywalizacja sportowa przeradza się często w „antagonizm i niezdrową walkę grubo podejrzanymi środkami”.  O stosowanie tych „podejrzanych środków” oskarżano także prasę, nierzadko relacjonującą wydarzenia przez pryzmat własnych klubowych sympatii.
 
 
        Zbulwersowani przedstawiciele władz apelowali do władz związku piłkarskiego, aby bezzwłocznie zajął się „sanacją międzyklubowych stosunków i nie przeszkadzając zdrowej rywalizacji ubić głowę perfidnej hydrze, której na imię klubowy antagonizm”.
 
 
       Elity apelowały, piłkarska centrala strofowała niegodziwców dyskwalifikacjami, „Związek Związków” raz po raz groził palcem, a w drugiej połowie lat trzydziestych drużyny po wyjściu na murawę, jeszcze przed rozpoczęciem gry, wysłuchiwały odczytywanego przez arbitra „dekretu rządowego” nawołującego do przestrzegania zasad fair play. Na niewiele się to zdało.
 
 
 
 
Wybrana literatura:
 
 
R. Piotrowski – Niezwykły świat przedwojennego futbolu
 
 
R. Gawkowski - Futbol dawnej Warszawy
 
J. Goksiński Jan -  Klubowa historia polskiej piłki nożnej do 1939 roku
 
A. Bogusz -  Dawna Łódź sportowa 1824–1945
 
R. Gawkowski - Sport w II Rzeczpospolitej
 
 
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>