
Tknęło mnie już wcześniej, przed sprawą Sawickiej, ale tamten casus postawił pytanie: potępiać, czy współczuć? Nie mnie dyskutować z wyrokami sądu, zwłaszcza najwyższego, ale żaden sąd nie może mi zabrać prawa do myślenia. Jak się okazało sąd uznał działania Sawickiej za nieetyczne i naganne, jednocześnie zrezygnował z wymierzenia kary wytykając organom ścigania błędy i uchybienia przy zbieraniu dowodów.
Mętlik, który powstał w mojej biednej głowie mogę tylko tłumaczyć naiwnym mniemaniem, że uszy właśnie do głowy należą i że trudno mi zgodzić się z opinią, że nie powinienem był słyszeć, tego co słyszałem. Doktryna o owocu z zatrutego drzewa średnio mnie przekonała, lecz- chcąc nie chcąc – muszę się pogodzić z faktem, że Sawicka cieszy się wolnością.
Tym łatwiej przyszło mi machnąć na wszystko ręką, im mocniej rosło przekonanie, że nawet gdyby jej nie przeszła chęć kręcenia lodów, może je dziś kręcić w prywatnej lodziarni, z której przecież korzystać nie muszę nie tylko z obawy o kontakt z salmonellą.
Z bohaterami podsłuchów jest zgoła inaczej. Sam as palestry, advocatissimus Giertych, plącząc się w zeznaniach, mówi i podpiera się opinią jednego z profesorów, że Michnik miał prawo Rywina podsłuchać i tekst rozmowy opublikować, a Nisztor ... nie miał, choć obaj to zrobili z podobnych powodów, jak sami tłumaczą, pro publico bono.
Tu właśnie mam kłopot. Dylemat: kat czy ofiara? - wyraźnie mnie przerasta. Wygląda na to, że wszyscy oni, także ci ponagrywani, dali się nagrać dla dobra wspólnego. Znów się okazuje, że uszy zawodzą; słyszałem wstrętne, pijackie rozmowy wybrańców narodu, pełne buty, chamstwa i prywaty, a tu - gdzież tam! Źle słyszałem – a jeśli nawet – to nielegalnie!
Gdyby poprzestać na konstatacji, że gdzie dwóch prawników tam się mogą pojawić dwie przeciwstawne opinie – problem pozostaje: dla kogo to prawo? Ktoś mniej niż ja spolegliwy może przecież spytać: czy czasem nie dla tych, którym wygodniej prawem się zasłaniać przy robieniu szwindli?
Chyba jednak pozostanę rozdarty. Nawet jeśli syndrom Sawickiej wymiecie bohaterów podsłuchów z życia publicznego, nie ma się co cieszyć, bo dołaczą do nas, ludzi prywatnych. Będzie wtedy trzeba mieć oczy dookoła głowy.
A nuż przyjdzie im ochota nas znów uszczęśliwić ...