Należę do tych całkiem licznych osób, które, choć w 2005 r. nie głosowały na PiS, to po druletnich rządach tej partii powiększyły grono jej zwolennków i w 2007 r. zagłosowałam na partię braci Kaczyńskich. Jak wiadomo, wygrała wówczas Platforma Obywatelska, co w sposób oczywisty spowodowało moje niezadowolenie. Jak wszyscy chyba PiS-owcy byłam przekonana, że dawni liberałowie-aferałowie po przefarbowaniu idą po władzę wyłącznie dla własnych korzyści, Polskę i Polaków mając za mierzwę. Na szczęście bardzo szybko okazało się, jak to nie trzeba oceniać ludzi po pozorach i po przeszłości!
Rząd Donalda Tuska został zaprzysiężony 16 listopada 2007 r. - i tego samego dnia pół Polski oniemiało, a drugie pół - to, co głosowało na PO - spuchło z dumy: premier Tusk otworzył tego dnia szafy pełne ustaw (w które, przyznaję szczerze, jakoś wcześniej nie wierzyłam). I choć nawet gorącym zwolennikom PO wydawało się to niemożliwe, to w ciągu niespełna półtora miesiąca zaplecze sejmowe rządu uchwaiło w ekspresowym tempie pakiet ustaw, stanowiących wykonanie obietnic wyborczych!
Zaczęło się od likwidacji KRUS, a potem to już pooooszło! Prktycznie codziennie (czasem co kilka dni, ale wówczas w pakiecie) uchwalano kolejne akty prawne: liniowy PIT na poziomie 15% i do tego samego poziomu obniżono podatek od firm. Również podstawową stawkę podatku VAT obniżono do 15%.Zlikwidowano tzw. podatek Belki, a także cały szerego podatków i parapodatków (w tym RTV). Jednocześnie uproszczono prawo podatkowe i ukrócono samowolę aparatu skarbowego.Sprywatyzowano takie firmy państwowe, jak PKO BP, PZU, PKN Orlen, Grupa Lotos, LOT czy PKP, bez ustanawiania tzw. „złotej akcji” Skarbu Państwa. Nauczycielom, lekarzom i pielęgniarkom znacznie podniesiono płace.
Te ruchy spowodowały rozkwit drobnej przedsiębiorczości, drastyczne zmniejszenie szarej strefy i powrót Polaków z imigracji, co się przyczyniło do wziększonych wpływów do budżetu. W krótkim czasie nadwyżka wpływów nad wydatkami w budżecie państwa była tak duża, że można było znacząco poprawić funkcjonowanie służby zdrowia oraz podnieść kwoty emerytur. Dzieci szkolne dostały zaś od rządu po dwa tablety i jednym laptopie.
Po sławetnej kwestii, że "radary może stawiać tylko facet, który nie ma prawa jazdy", premier Tusk czuł się osobiście odpowiedzialny za likwidację radarów w Polsce. Trochę nawet śmiesznie wyglądała ta prywatna wojenka Tuska, ale - jak wszystko, czego się tknął premier o podwyższonych standardach - ostatecznie okazała się skuteczna.
Trzeba przyznać, że objęcie władzy przez PO wiązało się ze znaczącą poprawą jakości życia publicznego w Polsce. Premier Tusk przykładał ogromną - może słowo "obsesyjną" byłoby właściwsze - wagę do szanowania praw opozycji. Gdy ktoś z jego rządu lub partii (a przecież parszywe owce znajdują się wszędzie) próbował siania mowy nienawiści (dorżnąć watahy, pisowskie szczujnie, Komorowski zastrzeli i wypatroszy prezydenta, jaki prezydent, taki zamach, dyplomatołki, kordon sanitarny itd.) - pozbywał się takiej osoby w sposób zupełnie demonstracyjjny i bezwzględny. Bardzo przestrzegał też premier Tusk (i pilnował tego samego u swoich ludzi), by nie udzielać wywiadów "dziennikarzom", którzy w sposób jawny szczują na opozycję, uważając to za wyjątkowo naganne demolowanie życia publicznego.
Największym chyba wyzwaniem dla premiera Tuska było wykrycie przez CBA po przywództwem Mariusza Kamińskiego tzw. "afery hazardowej". Społeczeństwo z zapartym tchem czekało na to, co zrobi Tusk - ten jednak, jak zwykle, podjął jedynie właściwą decyzję: podejrzanych usunął ze stanowisk i powołał komisję śledczą do zbadania tej sprawy - pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza i z wyłącznym udziałem opozycji; Mariusz Kamiński został zaś nagrodzony wysokim odznaczeniem państwowym. Premier poprosił też szefa CBA o udział w zreformowaniu innych służb specjalnych na wzór CBA. Okazało się to genialnym posunięciem, które w przyszłości poskutkowało na bardzo wczesnym etapie rozpracowaniem przez ABW siatki gangu kelnerów, którzy we współpracy z niektórymi skorompowanymi funkcjonariuszami planowali podsłuchiwanie członków rządu.
W tak bogatym, perfekcyjnie funkcjonującym i przyjaznym dla wszystkich obywateli państwie katastrofa samolotów rządowych z oficjalną delegacją na obchody rocznicy mordu katyńskiego, z prezydentem państwa, całym dowództwem wojskowym oraz szeregiem osób najważniejszych dla funkcjonowania instytucji państwowych była szokiem dla całego społeczeństwa. Jak zwykle, również i w tym momencie premier Tusk okazał się mężem stanu na miarę największych. Wszyscy jeszcze mamy w pamięci jego krótke przemówienie z pokładu polskiego Air Force, na którym schronił się w obliczu tak wrogiego ciosu z niewiadomej ręki - a już zdanie o tym, że będzie ścigać sprawców niezależnie od tego, jaką cyryficą pisany był scenariusz zamachu, przeszło do annałów przemówień przywódców światowych. Błyskawiczne zwrócenie się o pomoc w wyjaśnieniu sprawy do NATO, ONZ oraz władz unijnych, tudzież zaapelowanie w bardzo wzruszających słowach do mediów innych państw poskutkowało powołaniem międzynarodowej komisji do spraw wyjaśnienia katastrofy, w której udział wzięli najbardziej znani fachowcy świata od wyjaśniania takich zdarzeń. Postawiona pod ścianą Rosja nie miała wyjścia, jak tylko śledztwo upublicznić; zwłaszcza w obliczu mało zawoalowanych gróźb o nałożeniu bardzo dotkliwych sankcji). Gdy premier Tusk, po dokonaniu tych kroków, podał się do dymisji wraz z całym rządem na ręce marszałek Kopaz, Polacy byli niepocieszeni, ale zrozumieli to posunięcie premiera, który nie mógł być sędzią we własnej sprawie.
Przybity śmiercią rodziny, przyjaciół i współpracowników Jarosław Kaczyński, ujęty postawą premiera Tuska i rządu, którzy - nie dopilnowawszy bezpieczeństwa rządowego samolotu, honorowo podali się do dymisji - postanowił nie startować w wyborach o przedwcześnie opróżnioy fotel prezydencki. Fakt, że nie bardzo mu wypadało po tym, jak Platforma Obywatelska, obsadzając stanowiska po osobach tragicznie zmarłych, szanując reguły demokratyczne i związaną z tym kadencyjność urzędów, na większość wakatów zapropnowała członków PiS lub wybitnych fachowców znanych z sympatii do PiS. Oczywiście, najbliższe wybory parlamentarne Platforma Obywatelska wygrała w cuglach - z korzyścią dla kraju.
Jak widać, musiałabym być kompletnie ślepa, aby w tej sytuacji nie głosować na PO!
1 Comments
Kiedy dozyjemy
27 August, 2015 - 22:39
Szok, że z Platformą jest aż tak źle, następował powoli, bo bracia Kaczyńscy nie dawali mi wielu szans, abym ich docenił. Przebłyski w Gruzji, przebłysk w rozwiązaniu WSI - to wszystko sprawiało, ze stałem się ich zakładnikiem, ale w sumie bardzo sfrustrowanym ich rządami. Potem przyszedł 10.04 i w zasadzie nie miałem już innego wyjścia...