
Po pierwsze dlatego, że odnoszę się i zawsze będę się odnosił z rezerwą do tych, którym nie szło w szkole i którzy szczycą się tym, że żadnej książki nie przeczytali. Owszem, znam przypadki „late bloomers”, których geniusz objawił się długo po opuszczeniu ław szkolnych, ale przykład Einsteina i casus Walęsy trudno porównywać, bo teoria względności pierwszego, to jednak nie to samo co „plusy ujemne” drugiego, a o ile teoria Einsteina do prawdy nas zbliża, o tyle zygzaki stosowanej przez Wałesę logiki mają nas od prawdy oddalić …
Po drugie, nie przyjmuję argumentów wielu, którzy mają żal do Wałęsy, że w odpowiednim czasie nie przyznał się do współpracy z SB. Kiedy miał się przyznać? W latach 70-tych nie mógł, bo wypadłby z obiegu. Przed prezydenturą nie mógł, bo nikt by nie zagłosował na byłego kapusia. Później mógł, ale tego nie zrobił, bo przecież sam obaliłby mit, który wykreował z pomocą tych wszystkich, którym było wygodnie ten mit podtrzymywać.
Chcę bardzo wyraźnie podkreślić: to, że dał się złamać w latach 70-tych jestem w stanie zrozumieć. Żyłem wtedy i wiem, że nie było łatwo. Lecz przecież łatwiej było komuś, kto miał za sobą wsparcie wszechwładnej bezpieki, niż tym, którzy tego wsparcia nie mieli..
Gdzież tu bohaterstwo?
Drażni mnie też cezura, którą dość powszechnie próbuje się postawić na przełomie lat 70-tych i 80-tych. Że niby potem zmądrzał i się odciął od współpracy. Może to i prawda, choć wielu, np. Krzysztof Wyszkowski, wątpią. Ja nie wiem. Wiem natomiast, że parasol ochronny Kiszczaka już nie był Wałęsie potrzebny. Za Solidarnością, na której stał czele, opowiadał się już wtedy naród, Reagan, papież, cały świat …
Wałęsa to cwaniak. Zrozumiał, że Kiszczak i Moskwa są passe. Miał przecież mocniejszych patronów …
Gdzież tu więc bohaterstwo?
Nie chcę i nie będę wnikać w meandry uwikłania i strach przed szantażem. Nie mogę jednak nie wspomnieć chwili, która mnie wtedy zmroziła krew w żyłach. Wzmocnijmy lewą nogę! - wołał Wałęsa bęłkocząc coś o potrzebie pluralizmu. Po co? - pytałem siebie. Pluralizm z udziałem trupa, nad którym właśnie zwinięto sztandary? Myślałem wtedy, że może kiedyś zrozumiem. Dziś jest to dla wszystkich aż nadto zrozumiałe …
On się nigdy nie przyzna. To słynne „coś tam podpisał” będziemy słyszeć po wieki i będą tacy, którzy traktować to będą jak zdradę i tacy, którzy uznają to tylko za drobną skazę na pomniku herosa.
Ja mam własną teorię. Tak właśnie się dzieje, gdy ktoś uzna, że był ważniejszy niż te 10 milionów.
Ci ludzie, nie Wałęsa, są moim bohaterem.
ilustracja z:http://progressforpoland.com/wp-content/uploads/2013/09/walesa1.jpg
Hun