Dziwna książka o końcu

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Mam olbrzymi problem z tą książką. Mówi o bardzo ważnych rzeczach i przekazuje mnóstwo bardzo ważnych informacji. To zebrane w jednym miejscu objawienia Maryjne, z fatimskim na czele, próba przetłumaczenia ich przez pryzmat historii świata. To również historia rozmaitych zjawisk, jak najbardziej nadprzyrodzonych, którymi Bóg próbuje się z nami komunikować. Uderzyła mnie choćby historia niesamowitej zorzy polarnej, która okazała się odbiciem nieba po późniejszej o kilka lat eksplozji bomby atomowej… To wszystko historie dla chrześcijanina cenne, fascynujące i które trudno jest odrzucić czy zakwestionować, bo choć dzisiejszy świat każe podchodzić do tego z dystansem, to przecież są to rzeczy nie z tego świata właśnie. Dla niewierzącego nie do przejścia, ale – i tu zaczyna się problem – podane w formie, która czyni rzecz niezbyt strawną, ułatwia to odrzucenie również czytelnikowi o wiele bardziej otwartemu.

„Natchniony” i „nawiedzony” to podobne słowa, tyle, że jedno ma wydźwięk pozytywny lub neutralny, drugie – pejoratywny. Łaszewski, zamiast pozwolić mówić tylko i wyłącznie objawieniom i przekazom, słowom wizjonerów, świętych i papieży (zwłaszcza Jana Pawła II i Benedykta XVI) ograniczając się do neutralnej narracji, próbuje zwracać się do nas językiem, który chciałby być natchniony, a brzmi jak nawiedzony właśnie. Część książki pisze zresztą w ryzykownej formie „wizji” (objawienia?), którego doznaje narrator… Czy to wizja, czy beletrystyka na krawędzi grafomanii, która ma wytłumaczyć nam jeszcze prościej to, co kryje się za słowami Maryi, jakie wybrani przez nią ludzie słyszeli od Niej na przestrzeni wieków? Dla mnie to zabieg nieudany, odpychający od książki.

Książki, którą czytałem z tym dziwnym poczuciem, że przekazuje mi ona rzeczy ważne, wręcz dramatycznie ważne, lecz aby do nich dotrzeć, chwilami walczyć muszę z samym autorem. Który nie ułatwia poznawania, nie tylko męcząc dziwną manierą, lecz również nie dbając o unikanie powtórzeń (czasem zdarzają się dwa identycznie brzmiące akapity pod rząd, cytaty powtarzają się wielokrotnie, co nie zawsze jest uzasadnione), czy oznaczenie, co jest cytatem, co narracją. Środki w rodzaju wcięć czy kursywy Łaszewski stosuje bowiem zupełnie dowolnie i bardzo łatwo stracić rachubę, czy czytamy w danym momencie tekst autorski, czy cytat.

Czy więc mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę? No właśnie. Chwilami jest fascynująca, zwłaszcza wtedy, gdy proroctwa i wizje dotykają naszych czasów, gdy możemy je zweryfikować i weryfikacja ta wypada na ogół pomyślnie. Na pewno dowiadujemy się tu rzeczy ważnych – to wstrząsający apel o nawrócenie i opamiętanie, poprawę i pokutę. Tyle, że sam Łaszewski za często, właściwie cały czas, pozwala sobie „popłynąć”, przez to utrudnia przyjęcie tego apelu, pomaga czytelnikowi w znalezieniu argumentów „przeciw”.  Szkoda.

Jeśli pomimo moich zastrzeżeń ktoś czytajacych postanowi zaryzykować i po „Nadchodzi kres” sięgnie, może wynieść z tej lektury całkiem dużo. Nie przekreślam więc tej książki, mam jednak duży żal do jej autora za to, że wybrał tak ryzykowny sposób przedstawienia tematu.

Dla przeciwwagi linkuję znalezioną w trakcie pisania recenzję entuzjastyczną: http://dobrerecenzje.pl/wincenty-laszewski-nadchodzi-kres-mistyczne-wizje-konca-swiata-wyd-fronda/  
Wincenty Łaszewski, Nadchodzi kres. Mistyczne wizje końca świata, Fronda 2016
PS. Na 4 stronie widzę informację „Copyright 2106 by Wincenty Łaszewski”.  2106, nie 2016.
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>