Fellaton, czyli felieton po polsku

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  7
Ponieważ nie wszyscy z naszych czytelników mają zapewne okazję przeglądać czasami warszawskie lokalne pismo „Południe”, postanowiłem przybliżyć dziś Państwu myśl pana Antoniego Kopffa, wybitnego warszawskiego felietonisty.

Zwróciłem na niego uwagę już dawno temu, ale że sam „Południe” czytam raczej sporadycznie, nietrudno się domyślić, czemu – z tych samych powodów, z których rzadko czytam na przykład „Gazetę Wyborczą”, zapomniałem o panu Antonim. Sam mi o sobie przypomniał, gdy pisałem niedawno raport o sposobach przedstawiania referendum w warszawskich mediach lokalnych. Musiałem zajrzeć wtedy na strony „Południa” i wpadłem na tekst Kopffa, w którym subtelnie i ciepło nazywał Piotra Guziała „ursynowskim watażką”. Guział jaki jest, taki jest, niemniej moralne wzmożenie felietonisty zrobiło na mnie wrażenie.

Później już pisemka nie  czytałem, bo nie musiałem, ale dbająca o moją kondycję – również intelektualną – żona ostatnio rano zostawiła mi rano egzemplarz, wskazując, że czeka mnie coś wyjątkowego. I faktycznie.

Pan Antoni opisuje tym razem spotkanie dwóch starych przyjaciół: pana Stanisława i Mariana, który musiał opuścić nasz kraj. Tak, tak, w 68. Nie będę nawet próbował oddać ducha tej twórczości, zacytuję więc Państwu większy fragment:

Popłynęła opowieść o polskich losach.
       - Po maturze poszedłem na studia. Na uniwersytet, ale nie skończyłem, bo w 1968 roku okazało się, że nie jestem Polsce potrzebny. Co ci będę opowiadał - tułałem się po świecie i wreszcie wylądowałem w Stanach. Tam mieszkam już ponad trzydzieści lat!
      - Ale nadal świetnie mówisz po polsku - z uznaniem spostrzegł to pan Stanisław. - Pewnie utrzymujesz kontakty z naszymi rodakami, dlatego nie zapomniałeś języka w gębie.
      - Nie za bardzo, bo tak zwana Polonia to dziwna mieszanina pielęgnowanych urazów do byłej ojczyzny, pogoni za pieniądzem i rozdwojeniem pomiędzy starą a nową rzeczywistością - wyjaśnił mu emigrant. - No i oczywiście ośmieszająca się specyficznym „patriotyzmem”, kiedy przyjeżdża ktoś ze starego kraju, jakiś Macierewicz czy inny żebrak.


Kontakt z Polską pan Marian utrzymuje więc głównie dzięki telewizji, jednak i to nie zawsze jest łatwe.

(…)ostatnio słyszałem, jak prezes Kaczyński stwierdził że „niektórzy mówią, że jest dobrze, a tymczasem jest źle, bardzo źle”, bo dwa pociągi utknęły w zaspach, a nowa pani wicepremier zamiast przeprosić po polsku - powiedziała ”sorry”, co ja zrozumiałem, ale taki jeden europejski parlamentarzysta - nie! Jak on może funkcjonować w tej waszej Brukseli, kiedy nawet takich podstawowych słów nie używa?
       

Pan Marian przyjechał do Polski zaintrygowany programem o urokach naszego kraju, widzianym na Planete, przy okazji zaś chce wziąć udział w obchodach wyzwolenia Oświęcimia, ponieważ jest Żydem. W Stanach nie ma to znaczenia, ale w Polsce… – mówi pan Marian, lecz zawiesza głos i nie dowiemy się, co w Polsce, choć pan Kopff na pewno dobrze wie.

Można się o tym przekonać, zaglądając również do starszych felietonów. W 2010 roku Kopff emocjonował się nie na żarty, gdy pod pałacem prezydenckim pojawiali się obrońcy krzyża. Przed nami stoi trudny wybór – czy pozwolimy na opanowanie kraju przez watahy zbójców odzianych nie tylko w owcze skóry, ale i w ornaty, czy też ,mając na uwadze przyszłość ojczyzny, przegonimy przebierańców zawczasu nie tylko spod prezydenckiego pałacu, ale i z naszego życia publicznego. Jeśli tego nie uczynimy, krzyży będzie coraz więcej- tyle, że dla każdego wystarczy. Nie łudźcie się -dla wojsk von Kaczyńskiego krzyż to nie znak wiary -to broń! Niestety jak widać, dość skuteczna. Rodacy! Larum grają ! Bić psubratów, kto w Boga wierzy!

Jeśli wydaje się Państwu, że gdzieś słyszeliście już nazwisko Antoni Kopff, to jesteście na dobrej drodze. Kopff to kompozytor kilku PRL-owskich przebojów z najsłynniejszym „Do zakochania jeden krok” na czele. Okazuje się, że dziś nadal dostarcza rozrywki i to na wyższym jeszcze poziomie. Szkoda tylko, że chyba niespecjalnie zdaje sobie z tego sprawę.

Pan Stanisław spotyka znajomego
5
5 (5)

7 Comments

Obrazek użytkownika tł

To teraz będą fellationy? W kop(f)ie się nie mieści :-)))!

Pozdrawiam
Obrazek użytkownika krisp

krisp
Czy nie poszedłeś o jedną literę za daleko?wink

A poza tym, czego się można spodziewać po kimś o nazwisku przypominającym nazistowski system nadludzi.

Pozdrawiam

krisp
Obrazek użytkownika tł

Za daleko to Budyń poszedł ;-). Ale w dobrym stylu :-)))! A to "i" to tylko literówka...

Pozdrawiam

PS. Daj spokój! Kop(f)f to mi bardziej przypomina odżywkę do włosów Schwartzkopf ;-)))!
Obrazek użytkownika krisp

krisp
Gdybym Cie nie znał, to dał bym się nabrać na ten numer z literką. laugh Oj, szutnik z Ciebie.yes

Pozdrawiam

krisp
 
Obrazek użytkownika tł

Jaki tam ze mnie szkutnik? Raczej żaglomistrz :-)))!
Obrazek użytkownika krisp

krisp
I znowu ekstra literka. wink A ja bynajmniej nie o pływaniu, jeno o chachaniu.

krisp
Obrazek użytkownika JaN

JaN
Ma ten Kopff pióro, nie dość że spotkał żyda to jeszcze patriotę co to Kaczyńskiego i Macierewicza nie lubi. Bo jak nie lubi to znaczy że patriota wink

Więcej notek tego samego Autora:

=>>