Feminizm z torbą na głowie

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Kongres Kobiet jako temat zdominował sobotni wieczór i niedzielny poranek w mediach społecznościowych. Trudno się temu dziwić, taki temat to bowiem samograj. „Wiadomości”, które w głównym wydaniu w sobotę 14 maja relację z kongresu rozpoczęły w 19 minucie głównego wydania o 19:30, realistycznie oceniły znaczenie tego wydarzenia. Nie wypada go przemilczać, na pewno jest to głos pewnego środowiska, wciąż rozdającego karty w kilku dziedzinach życia w Polsce. Jakie to środowisko – o tym za chwilę. Nie można natomiast uważać głosu zgromadzonych na imprezie uczestniczek za głos wszystkich kobiet. Od zwykłych Polek i ich problemów uczestniczki dzielą mury rezydencji, szyby samochodów i drzwi gabinetów. W ramach medialnych sztuczek media sprzyjające, bądź kreujące ten specyficzny ruch, starają się stworzyć inne wrażenie. „Kobiety wybuczały dobra zmianę” pisze więc „Gazeta Wyborcza”. Faktycznie – na sali obecne były kobiety. Tyle, że  nie można uznać ich za reprezentację wszystkich polskich kobiet. Sympatie polityczne Polek nie odbiegają przecież znacząco od rozkładu wyborczych preferencji ich ojców, mężów czy kolegów. Co ciekawe, nie pierwszy raz mamy do czynienia z ta sztuczką. W 2013 roku też można było przeczytać, że „kobiety wybuczały”, a co jeszcze ciekawsze, ten despekt spotkał wówczas premiera Donalda Tuska. Tusk, będący gościem 5. Kongresu Kobiet w swoim wystąpieniu wspomniał bowiem o nienaruszalności kompromisu aborcyjnego, co nie spodobało się obecnym na sali. To pierwsza wskazówka, gdy szukamy odpowiedzi na pytanie jaki zestaw poglądów i wartości reprezentuje Kongres.
Kongres Kobiet tak ma się bowiem do kobiet, jak Kongres Intelektualistów W Obronie Pokoju we Wrocławiu w 1948 roku miał się do intelektualistów. Ba, Kongres Kobiet jest chyba jeszcze bardziej jednomyślnym gremium. Na jego, dość zresztą złożoną, strukturę, składają się stowarzyszenie, które powstało po pierwszym kongresie w 2009 roku, by promować jego idee, rada programowa oraz powołany w 2011 „gabinet cieni”. Ciała te tworzą przedstawicielki szeroko pojętych elit III RP – dyrektorki, prezeski, „ministry” i celebrytki. Szefową stowarzyszenia jest dziś dziennikarka, była prezenterka „Wiadomości” Dorota Warakomska, która zastąpiła na tym stanowisku Annę Karaszewską, socjolog i działaczkę gospodarczą i społeczną, związaną z Polską Konfederacją Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Karaszewska jest dziś zastępczynią Warakomskiej, natomiast szefowa (wg opisu na stronie Kongresu – „prezydentka”) Lewiatana, Henryka Bochniarz, jest członkiem Rady Programowej oraz „Wicepremierką, Ministrą Rozwoju Przedsiębiorczości i Innowacyjności” w Gabinecie Cieni.

Gabinet Cieni liczy 17 nazwisk. Na jego czele stoi „premierka” - Danuta Hübner, polityk, która przeszła z SLD do Platformy Obywatelskiej, mająca pod sobą tylko jedna „wicepremierkę”, znaną z bliskiej współpracy z Jerzym Buzkiem Teresę Kamińską i liczne „ministry” – panie związane z lewicą, znane feministki (swoje resorty mają Małgorzata Fuszara, Kazimiera Szczuka i Magdalena Środa) i przedstawicielki dużego biznesu. Dla Wandy Nowickiej stworzono jedyne stanowisko „wiceministry” – w resorcie zdrowia. Nazwy resortów nie odbiegają od tych, funkcjonujących w zwykłym życiu politycznym i tylko Barbara Labuda jest „Ministrą Do Spraw Świeckości Państwa i Wielokulturowości”.

Najpotężniejszym organem Kongresu Kobiet jest licząca prawie 200 osób rada Programowa. Ponieważ nie wykreśla się z jej składu osób nieżyjących, znajdziemy w niej chyba jedyne osoby spoza lewicowo-liberalnego salonu, śp. prezydentową Marię Kaczyńską oraz Grażynę Gęsicką. Poza nią – same krewne i znajome Królika, zresztą, kilka nazwisk kojarzy się raczej z mężami – jak w przypadku Moniki Palikot. W radzie, poza uczestniczkami pozostałych dwóch ciał, znajdziemy m.in. znaną z promowania komunizmu Katarzynę Bratkowską,  komisarz Elżbietę Bieńkowską, prezydent (na stronie Kongresu, oczywiście, „prezydentkę”) Hannę Gronkiewicz-Waltz, byłą premier Ewę Kopacz i wiele innych pań, związanych najczęściej z Platformą, SLD lub wielkim biznesem.

Jest to więc głos liberalnych, wielkomiejskich elit. Widać to w postulatach, w których ważniejsze są postulaty obyczajowe, niż socjalno-bytowe. Chociaż pojawiają się obowiązkowe zaklęcia, ważniejsze od zmian na rynku pracy, czy poprawy losu uboższych Polek, są aborcja i parytety. Jak w soczewce widzieliśmy to w sytuacji, kiedy wielkie rozbawienie wzbudził fakt, że prezydentowa wybrała spotkanie z gospodyniami z Kół Gospodyń Wiejskich. Najwyraźniej głosem takich kobiet Kongres być nie chce. Czy zresztą potrafiłby, skoro życzenia świąteczne złożone na jego Facebooku w 2015 roku brzmią „Niech moc i gender będą z wami”? Znaczące jest to, że Kongres Kobiet o wieku emerytalnym kobiet wypowiedział się za pomocą obrazka modnej w środowisku KOD Marty Frej, na którym na pytanie „Co sądzi pani o obniżeniu nam wieku emerytalnego do 60 lat”, kobieta odpowiada pytającej: „Bardzo to sprytne. Zamiast inwestycji w żłobki, przedszkola, służbę zdrowia armia tanich, potulnych babć”. Przypomnijmy, że to ta strona uwielbia zarzucać przeciwnikom populizm.

W 2012 roku Kongres Kobiet rozważał wystawienie Magdaleny Środy jako własnej kandydatki w wyborach prezydenckich. Trzy lata później start planowała związana z tym środowiskiem wicemarszałek sejmu Wanda Nowicka, która jednak nie zdołała nawet przystąpić do wyścigu, nie będąc w stanie zebrać umożliwiającej to liczby podpisów. To również wiele mówi o mandacie Kongresu do reprezentowania Polek. Dzięki temu jednak panie od razu mogły wybierać Bronisława Komorowskiego, który otwierał kongres w roku 2013, w 2010 zaś wygrał wyraźnie prawybory wśród uczestniczek i zyskał ich rekomendację wyborczą (drugie miejsce zajął wówczas Grzegorz Napieralski, Jarosław Kaczyński był natomiast… piąty). Przed wyborami parlamentarnymi 2015 w mediach społecznościowych przeprowadzono akcję „Kandydatki Kongresu Kobiet”, w ramach której promowane były m.in. prof. Monika Płatek, Joanna Mucha, Barbara Nowacka, Wanda Nowicka, Kazimiera Szczuka, a także mniej znane kandydatki z list Zjednoczonej Lewicy i Nowoczesnej. Mottem akcji był apel Henryki Bochniarz: „Kobiety, Dziewczyny idźcie do wyborów! Szukajcie nazwisk kobiet, głosujcie na nie, bo wtedy mamy szanse, że będzie nas więcej w Sejmie i w Senacie!”
Jak już wiemy, Donald Tusk z Kongresem przejścia miał zaskakująco nieprzyjemne, w zupełnie innej sytuacji była natomiast jego następczyni. „Wielkie brawa dla Ewy Kopacz, aby wiedziała, że jesteśmy z nią - Premierką Rzeczpospolitej Polskiej! Trzymamy za nią kciuki. Jest kobietą, jest jedną z nas, oby podejmowała mądre decyzje i bardzo jestem ciekawa kształtu tego nowego gabinetu, który stworzy!” – witała nową premier Dorota Warakomska. W Beacie Szydło feministki z Kongresu nie widza ani kobiety, ani partnerki do dyskusji. Mając w pamięci nazwiska przewijające się przez wszystkie gremia, narosłe wokół zwoływanego od siedmiu lat zgromadzenia kobiet sukcesu Trzeciej Rzeczpospolitej i fanek genderowej inżynierii społecznej, trudno dziwić się, że odczytująca list prezydenta Kinga Rusin na bieżąco go komentowała, zaś przedstawiciel rządu został wyklaskany i był zakrzykiwany, ledwo zdołał dokończyć wystąpienie. Uczestniczki tego wydarzenia bronią świata, który będąc u progu ostatecznej wygranej niespodziewanie odchodzi. Urządziły się w nim na tyle dobrze, że nie oddadzą go bez walki, choćby miały w tym celu złożyć hołd niepłacącemu alimentów mężczyźnie i wdziać na głowy papierowe torby.

Artykuł ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie. Fotografia z zasobów Organizatorek
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>