W przeddzień 11 listopada co rok słyszę w mediach utyskiwania zapraszanych tam gości na niewydarzonych Polaków, którzy nie dość że podzieleni, to jeszcze nie potrafią się cieszyć. Ci goście zazwyczaj deklarują przynależność do wynikłej z podziału tej właściwej strony, zdolnej i skłonnej zarazem do okazywania stosownej radości.
Chcąc nie chcąc, wciśnięty w buty szpetnie wyalienowanego ponuraka, chciałbym kilka słów napisać na swoją obronę.
Po pierwsze – ja się cieszę! Naprawdę, flagę wywieszam i idę w pochodzie, a to, że niekoniecznie w tym, w którym trzeba, wynika z doznanej przed laty traumy, kiedy to inni goście gnali nas na pochód – jak się dziś okazuje – całkiem niepotrzebnie.
Po drugie, co do tego podziału … Nie mogę się zgodzić, że mój wybór wynika z jakiejś wady umysłu – czyż to nie logiczne, że każdy ma prawo wybrać dla siebie najlepsze towarzystwo?
Co więcej, niby dlaczego mam się zadawać z tymi, którym wszystko jedno pod jaką flagą podążają w pochodzie: kiedyś czerwoną, dziś w jednej dłoni niebieską z żółtymi gwiazdkami, a w drugiej – tęczową?
Ja lubię biało-czerwoną, a orła – białego z koroną. Nie lubię, gdy ktoś przy nich gmera, chcąc jedno zastąpić różowym balonikiem, a drugie – czekoladowym nielotem.
A w ogóle ...
Załamywanie rąk aktualnie rządzących nami gości nad tym nieszczęsnym podziałem trochę mi przypomina urojone zmartwienie działaczy FC Barcelona. Dąsy i zmartwienie o to, że jeszcze nie każdy kibic sprzyja wirtuozom z Katalonii, choć – zachowując proporcje dla dokonań klubów – w naszym przypadku bezpieczniej raczej mówić o Huraganie Wołomin. (Z całym szacunkiem dla Wołomina i Huraganu - z szacunkiem dla naszych rządzących chwilowo się wstrzymam)...
Jest jeszcze jeden powód dlaczego mi nie po drodze z jedynie słusznym pochodem: nie lubię kolejek. Na czele wóz z towarem, a z tyłu klienci. W pierwszych rzędach hurtownicy, w ostatnich – detaliści, a na samym końcu – zbieracze okruchów. W kolejkach się nastałem w PRL-u, więc mi wystarczy w TV się przyglądać kto idzie po jaki towar …
Stop! Gdybym na tym poprzestał, nie różniłbym się wcale od autorów żałosnych epitetów, którymi co dzień ze szpalt i ekranów raczą nas obdarzać: „mochery” (Tusk), „bydło” (Bartoszewski), ostatnio Stuhr z jego niechęcią do „histerycznych patriotów”, czy dziś - Żakowski z „infantylnymi obywatelami” …
Dopuszczam więc, choć ze zdziwieniem, że są tacy, którzy tupanie w marszu za Pierwszym Kotylionem traktują jako potrzebę serca czy wyraz najgłębszych przekonań. Dobra! Jak chcą niech idą, mają prawo. Mnie w tej „cholernej polaryzacji” (znów Żakowski) gnębi i uwiera utrwalany z roku na rok fałsz: oni – klienci i miłośnicy kotylionów - nas traktują jak jakąś egzotyczną mniejszość!
Jesteśmy ciągle jednym z nielicznych krajów, w którym większość można bezkarnie nazwać mniejszością i jeszcze kazać nam się radować.
To strach przed zdemaskowaniem fałszerzy tłumaczy nawoływanie do powszechnej, narodowej radości. Obejdzie się bez durnych wskazówek! Ja wiem i inni wiedzą kiedy i z czego mamy się cieszyć ..
ilustracja z: http://2.bp.blogspot.com/-MSUQJHFJ2LI/TrvFku63tUI/AAAAAAAABfc/7t17V2r46V...
Hun
4 Comments
Schiza w czystej POstaci.
11 November, 2014 - 11:41
Demokracja to ponoć rządy większości. A jaka większość takie jej marsze.
Mądralale klasy "stuhr" mają wiele do powiedzenia o Polakach, a to przecież Polacy fundują im bajeczne życie, mimo że sztury plują im w twarz.
Czy to jednak nie Polacy są tacy hojni i nie Polacy ich wybierają?
Więc kto?
Rzepa, piórem Kozickiej-Kołaczkowskiej...
11 November, 2014 - 14:33
a dziadek juniora był w latach tuż powojennych prokuratorem,
którego naiwni mieszkańcy Krakowa uważali podobno za Niemca.
Może to jakiś powód tej ich męczeńskiej traumy?
Waldemar Żyszkiewicz
Komentarz do grafiki:
12 November, 2014 - 21:43
Kurde! Jak mi znów Indonezja albo Monako wyjdzie to se chyba wąsy obciacham!
Mohairze,
13 November, 2014 - 10:56
Może on internacjonalizm umacnia???
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."