Na wiosnę 1919 roku kpt. Charles de Gaulle przybył do Polski.
Charles de Gaulle, urodzony 22 listopada 1890 roku w Lille, po ukończeniu jezuickiego Kolegium Niepokalanego Poczęcia Paryżu, wstąpił w 1909 roku do akademii wojskowej Saint-Cyr.
Akademię ukończył w 1912 roku i jako młody podporucznik został przydzielony do 33 pułku piechoty, gdzie po raz pierwszy zetknął się z Philippe Petain, ówczesnym 56-letnim pułkownikiem.
Po wybuchu wojny, awansowany na stopień porucznika, de Gaulle walczył w Belgii, wykazując się męstwem oraz zimną krwią. W uznaniu zasług został na początku 1915 roku promowany na stopień kapitana i odznaczony Krzyżem Wojennym.
W końcu lutego 1916 roku Niemcy rozpoczęli bitwę pod Verdun. W jej trakcie 33 pp. został całkowicie unicestwiony, a ranny kpt. de Gaulle został w dniu 2 marca 1916 roku wzięty do niewoli. Początkowo został uznany za zabitego i pośmiertnie odznaczony Legią Honorową. Gen. Petain w rozkazie podkreślił jego niebywałe męstwo i nieprzeciętne umiejętności wojskowe.
Młody kapitan niewolę przyjął jako nieszczęście. Jako człowiek czynu, zamiast dalej walczyć za Francję, został skazany na rolę biernego świadka wydarzeń. Nic więc dziwnego, iż pięciokrotnie podejmował próby ucieczki, spośród których jedna trwała 10 dni, podczas których przeszedł ponad 300 kilometrów. Po ostatniej ucieczce został skazany na dwa miesiące izolatki w warunkach zaostrzonego regulaminu.
W jednym z wykładów wygłoszonych dla swych kolegów z obozu jenieckiego zawarł przenikliwą prognozę: „Narody starej Europy podpiszą pokój, który ich mężowie stanu nazwą pokojem pojednania, a który będzie w rzeczywistości pokojem wyczerpania. Ale każdy wie, każdy czuje, że ten pokój jest tylko przykrywką narzuconą na niespełnione ambicje, wrogość żywą jak nigdy dotąd, niewygasłe narodowe pasje”.
Po zwolnieniu z niemieckiej niewoli w końcu listopada 1918 roku i po kilku tygodniach spędzonych z rodziną, kpt de Gaulle udał się do Saint-Maixent na szkolenie dla dowódców kompanii.
Jednocześnie szukał nowych wyzwań, aby nadrobić utracony w niewoli czas. W końcu stycznia 1919 roku poprosił gen. Archinarda,szefa Misji Wojskowej Francusko-Polskiej, o przydział do armii Hallera, która przygotowywała się do powrotu do Polski. Zgodę uzyskał w kwietniu 1919 roku. Był jednym z wielu oficerów francuskich, którzy przyjechali do Polski.
Po przybyciu do Polski został oficerem Francuskiej Misji Wojskowej w Polsce, której szefem był gen. Henrys. Miała ona pomóc w organizacji armii polskie, jej wyposażeni u oraz szkoleniu kadr wojskowych.
Kpt de Gaulle został skierowany do szkoły oficerskiej w Rembertowie, gdzie wykładał taktykę. Szybko zyskał uznanie swoich przełożonych i w grudniu 1919 roku został dyrektorem kursu w ww. szkole.
Na przełomie 1919 i 1920 na konferencji dla francuskich oficerów wygłosił referat poświęcony sojuszowi polsko-francuskiemu, w którym wykazał się bardzo dobrą znajomością historii Polski.
W swoim wykładzie opowiedział się za budową silnej Polski w granicach historycznych, połączonej związkiem federacyjnym z Litwą, z dostępem do Bałtyku. Uznał, iż Francja winna zdecydowanie wspierać Polskę na tej drodze z uwagi na sprawiedliwość dziejową (ostro krytykując bierność Francji w czasie rozbiorów Rzeczypospolitej) oraz wspólny polsko-francuski interes w powstrzymywaniu ekspansji niemieckiej.
Po kilkutygodniowym pobycie we Francji, w czerwcu 1920 roku wrócił do Polski. Od tego momentu prowadził dziennik, który opublikował w listopadzie 1920 roku w „Revue de Paris” pod wielce wymownym tytułem „La bataille de la Vistule”.
Rozpoczęta w kwietniu 1920 roku polska ofensywa na Ukrainie, po pierwszych powodzeniach, zakończyła się porażką, a w czerwcu bolszewicy przeszli do kontrofensywy zmuszając Polaków do odwrotu. Na północy dowódcą bolszewickiego frontu był gen. Tuchaczewski - niedawny towarzysz niedoli de Gaulle’ a z niemieckiego obozu w twierdzy Ingolstadt.
Porażki na froncie początkowo nie spowodowały wybuchu paniki w stolicy. „Nigdy nie dostrzegłem – zanotował de Gaulle w dniu 1 lipca 1920 roku – trwogi u tego spokojnego narodu; ale to jest gorsze: rezygnacja. Dostrzegałem ją często u Słowian: uczucie niebezpieczeństwa nie podnieca ich, ale przybija. Im bliższe jest przesilenie tym słabiej reagują”. W tym momencie wróg znajdował się jeszcze daleko od miasta i większość jego mieszkańców nie była świadoma groźby wiszącej nad stolicą.
Zupełnie inaczej zachowywały się sfery polityczne Polski. Niepowodzenia na froncie wywołały kryzys polityczny w Polsce oraz poszukiwanie winnych klęski. Francuskiego oficera uderzał fakt, braku skupienia się w tej trudnej sytuacji wszystkich sił politycznych wokół kierownictwa państwa. W liście do matki z 3 lipca 1920 roku wskazywał, iż „najbardziej niepokojący nie jest odwrót wojsk polskich, ale rozkład zmysłu publicznego. W szczególności świat polityczny zamiast pogodzić się i udzielić rządowi – jaki by był – poparcia, dopóki nie minie kryzys, nie robi nic innego, tylko wzmaga swoje podziały i intrygi”.
Wiadomości z frontu były coraz gorsze. Szczególnie zła sytuacja miała miejsce na północy, gdzie polskie oddziały nieustannie cofały się, opuszczając Wilno „bez walki i w jak największym zamieszaniu”. W efekcie „linia Bugu, którą Polacy nazywają z wściekłością „linią Lloyd George’a” za chwilę może być osiągnięta”.
Francuski oficer zastawiał się czy w obliczu coraz większego niebezpieczeństwa „ten 20-mionowy naród, któremu grozi 200.000 bandytów, poderwie się w końcu? Czy ten świat polityczny nie przerwie swoich kłótni? Czy ci upadający na duchu generałowie odnajdą energię, a ich wojska porządek? Czy pociągi, które przewożą posiłki i amunicję odkryją tajemnicę posuwania się z szybkością większą niż kilometr na godzinę?”
Oburzał go też zakaz udziału francuskich oficerów w walkach na froncie. „My, oficerowie Misji wojskowej – pisał – przypatrujemy się decydującym wydarzeniom z pasjonującym zainteresowaniem i ze zgryzotą w sercu, że nie możemy w nich wziąć bezpośredniego udziału. (…) Stać bezczynnie, gdy tuż obok wre walka – jakież to przeciwne tradycji francuskiej?” Dwadzieścia lat później bezczynność Francji zgodna była z nową tradycją.
Ta bezczynność Francji była niezrozumiała dla Polaków, którzy na każdym kroku pytali się „co ma zamiar robić Francja? Czy pozwoli nam zginąć nie drgnąwszy?” I górnolotnie dodawał: „Francja stała się dla Europy potężnym i bezinteresownym ramieniem, którego wzywa się w nieszczęściu. Tutaj, z wyjątkiem kilku osób pełnych niezaspokojonych ambicji, kilku zranionych w swojej dumie, czy paru zazdrośników – wszyscy pragną pomocy Francji; wszyscy ufają jej sile i sprawiedliwości”.
Charles de Gaulle, urodzony 22 listopada 1890 roku w Lille, po ukończeniu jezuickiego Kolegium Niepokalanego Poczęcia Paryżu, wstąpił w 1909 roku do akademii wojskowej Saint-Cyr.
Akademię ukończył w 1912 roku i jako młody podporucznik został przydzielony do 33 pułku piechoty, gdzie po raz pierwszy zetknął się z Philippe Petain, ówczesnym 56-letnim pułkownikiem.
Po wybuchu wojny, awansowany na stopień porucznika, de Gaulle walczył w Belgii, wykazując się męstwem oraz zimną krwią. W uznaniu zasług został na początku 1915 roku promowany na stopień kapitana i odznaczony Krzyżem Wojennym.
W końcu lutego 1916 roku Niemcy rozpoczęli bitwę pod Verdun. W jej trakcie 33 pp. został całkowicie unicestwiony, a ranny kpt. de Gaulle został w dniu 2 marca 1916 roku wzięty do niewoli. Początkowo został uznany za zabitego i pośmiertnie odznaczony Legią Honorową. Gen. Petain w rozkazie podkreślił jego niebywałe męstwo i nieprzeciętne umiejętności wojskowe.
Młody kapitan niewolę przyjął jako nieszczęście. Jako człowiek czynu, zamiast dalej walczyć za Francję, został skazany na rolę biernego świadka wydarzeń. Nic więc dziwnego, iż pięciokrotnie podejmował próby ucieczki, spośród których jedna trwała 10 dni, podczas których przeszedł ponad 300 kilometrów. Po ostatniej ucieczce został skazany na dwa miesiące izolatki w warunkach zaostrzonego regulaminu.
W jednym z wykładów wygłoszonych dla swych kolegów z obozu jenieckiego zawarł przenikliwą prognozę: „Narody starej Europy podpiszą pokój, który ich mężowie stanu nazwą pokojem pojednania, a który będzie w rzeczywistości pokojem wyczerpania. Ale każdy wie, każdy czuje, że ten pokój jest tylko przykrywką narzuconą na niespełnione ambicje, wrogość żywą jak nigdy dotąd, niewygasłe narodowe pasje”.
Po zwolnieniu z niemieckiej niewoli w końcu listopada 1918 roku i po kilku tygodniach spędzonych z rodziną, kpt de Gaulle udał się do Saint-Maixent na szkolenie dla dowódców kompanii.
Jednocześnie szukał nowych wyzwań, aby nadrobić utracony w niewoli czas. W końcu stycznia 1919 roku poprosił gen. Archinarda,szefa Misji Wojskowej Francusko-Polskiej, o przydział do armii Hallera, która przygotowywała się do powrotu do Polski. Zgodę uzyskał w kwietniu 1919 roku. Był jednym z wielu oficerów francuskich, którzy przyjechali do Polski.
Po przybyciu do Polski został oficerem Francuskiej Misji Wojskowej w Polsce, której szefem był gen. Henrys. Miała ona pomóc w organizacji armii polskie, jej wyposażeni u oraz szkoleniu kadr wojskowych.
Kpt de Gaulle został skierowany do szkoły oficerskiej w Rembertowie, gdzie wykładał taktykę. Szybko zyskał uznanie swoich przełożonych i w grudniu 1919 roku został dyrektorem kursu w ww. szkole.
Na przełomie 1919 i 1920 na konferencji dla francuskich oficerów wygłosił referat poświęcony sojuszowi polsko-francuskiemu, w którym wykazał się bardzo dobrą znajomością historii Polski.
W swoim wykładzie opowiedział się za budową silnej Polski w granicach historycznych, połączonej związkiem federacyjnym z Litwą, z dostępem do Bałtyku. Uznał, iż Francja winna zdecydowanie wspierać Polskę na tej drodze z uwagi na sprawiedliwość dziejową (ostro krytykując bierność Francji w czasie rozbiorów Rzeczypospolitej) oraz wspólny polsko-francuski interes w powstrzymywaniu ekspansji niemieckiej.
Po kilkutygodniowym pobycie we Francji, w czerwcu 1920 roku wrócił do Polski. Od tego momentu prowadził dziennik, który opublikował w listopadzie 1920 roku w „Revue de Paris” pod wielce wymownym tytułem „La bataille de la Vistule”.
Rozpoczęta w kwietniu 1920 roku polska ofensywa na Ukrainie, po pierwszych powodzeniach, zakończyła się porażką, a w czerwcu bolszewicy przeszli do kontrofensywy zmuszając Polaków do odwrotu. Na północy dowódcą bolszewickiego frontu był gen. Tuchaczewski - niedawny towarzysz niedoli de Gaulle’ a z niemieckiego obozu w twierdzy Ingolstadt.
Porażki na froncie początkowo nie spowodowały wybuchu paniki w stolicy. „Nigdy nie dostrzegłem – zanotował de Gaulle w dniu 1 lipca 1920 roku – trwogi u tego spokojnego narodu; ale to jest gorsze: rezygnacja. Dostrzegałem ją często u Słowian: uczucie niebezpieczeństwa nie podnieca ich, ale przybija. Im bliższe jest przesilenie tym słabiej reagują”. W tym momencie wróg znajdował się jeszcze daleko od miasta i większość jego mieszkańców nie była świadoma groźby wiszącej nad stolicą.
Zupełnie inaczej zachowywały się sfery polityczne Polski. Niepowodzenia na froncie wywołały kryzys polityczny w Polsce oraz poszukiwanie winnych klęski. Francuskiego oficera uderzał fakt, braku skupienia się w tej trudnej sytuacji wszystkich sił politycznych wokół kierownictwa państwa. W liście do matki z 3 lipca 1920 roku wskazywał, iż „najbardziej niepokojący nie jest odwrót wojsk polskich, ale rozkład zmysłu publicznego. W szczególności świat polityczny zamiast pogodzić się i udzielić rządowi – jaki by był – poparcia, dopóki nie minie kryzys, nie robi nic innego, tylko wzmaga swoje podziały i intrygi”.
Wiadomości z frontu były coraz gorsze. Szczególnie zła sytuacja miała miejsce na północy, gdzie polskie oddziały nieustannie cofały się, opuszczając Wilno „bez walki i w jak największym zamieszaniu”. W efekcie „linia Bugu, którą Polacy nazywają z wściekłością „linią Lloyd George’a” za chwilę może być osiągnięta”.
Francuski oficer zastawiał się czy w obliczu coraz większego niebezpieczeństwa „ten 20-mionowy naród, któremu grozi 200.000 bandytów, poderwie się w końcu? Czy ten świat polityczny nie przerwie swoich kłótni? Czy ci upadający na duchu generałowie odnajdą energię, a ich wojska porządek? Czy pociągi, które przewożą posiłki i amunicję odkryją tajemnicę posuwania się z szybkością większą niż kilometr na godzinę?”
Oburzał go też zakaz udziału francuskich oficerów w walkach na froncie. „My, oficerowie Misji wojskowej – pisał – przypatrujemy się decydującym wydarzeniom z pasjonującym zainteresowaniem i ze zgryzotą w sercu, że nie możemy w nich wziąć bezpośredniego udziału. (…) Stać bezczynnie, gdy tuż obok wre walka – jakież to przeciwne tradycji francuskiej?” Dwadzieścia lat później bezczynność Francji zgodna była z nową tradycją.
Ta bezczynność Francji była niezrozumiała dla Polaków, którzy na każdym kroku pytali się „co ma zamiar robić Francja? Czy pozwoli nam zginąć nie drgnąwszy?” I górnolotnie dodawał: „Francja stała się dla Europy potężnym i bezinteresownym ramieniem, którego wzywa się w nieszczęściu. Tutaj, z wyjątkiem kilku osób pełnych niezaspokojonych ambicji, kilku zranionych w swojej dumie, czy paru zazdrośników – wszyscy pragną pomocy Francji; wszyscy ufają jej sile i sprawiedliwości”.
CDN.
ilustracja z:http://www.tygodnikzamojski.pl/dat/artykuly/2006/2242_b.jpg
Hun
(3)