
Słowa niewłaściwie użyte częściej śmieszą niż budzą złość. Niekiedy jednak oprócz politowania wywołują irytację z szewską pasją włącznie, zwłaszcza gdy pojawiają się w kontekście, do którego pasują jak pięść do nosa. Przesławna „nadzwyczajna kasta” to najlepszy przykład jak retoryczny kiks może najpierw rozbawić, by chwilę potem wzbudzić przerażenie: jeśli ktoś nie potrafi ważyć słów - jak może ważyć racje decydujące czasem o ludzkim losie? Kolejnym nadużyciem to określanie mianem „elity” gości, dla których najzwyczajniej brakuje mniej nadętego synonimu, a ich elitarność można traktować wyłącznie jak ponury żart.
Ostatnio budzi emocje tzw „bunt artystów”. Tak zwany, bo przecież nie każde nabzdyczenie można nazwać buntem, a nie każdy woźnica to artysta zmierzający na Parnas dosiadając Pegaza. Myślę, że nie mnie jednemu od dawna nie chce się słuchać, gdy najgłośniej krzyczą artyści nie tyle nawet z bożej łaski co z własnego nadania ogłaszanego podczas licznych plebiscytów i gali organizowanych przez towarzystwo wzajemnej adoracji.
Mniejsza zresztą o artystyczny plankton, którego ambicje trafnie określiła kiedyś Agnieszka Osiecka jako „marzenia kwadratu o byciu sześcianem”. Takich spotkać można wszędzie niezależnie od aktualnej konfiguracji politycznej, a ich chęć i wysiłki by zaistnieć przy okazji politycznej draki mogą tylko śmieszyć na wzór żaby co to nogę podstawia gdy konia kują. Najczęściej skutkiem ich kabotyńskich działań jest wielkie NIC jak finał perturbacji z Festiwalem Piosenki w Opolu, albo wielka DZIURA, gdy – trawestując opinię Stefana Żeromskiego o jednym ze współczesnych mu poetów – odniesiemy ją do Oliwera Frljicia, reżysera spektaklu „Klątwa” w Teatrze Powszechnym. Otóż opinia mistrza w nieco zmienionej wersji mogłaby brzmieć tak: - Ale się wgryzł w polską kulturę! Tak się wgryzł, że ... przegryzł ją na wylot ...
A propos – czyż ta opinia również nie pasuje jak ulał do publicznie wygłaszanych mądrości posła Niezależnej, Krzysztofa Mieszkowskiego?
Gorzej gdy rzecz dotyczy prawdziwych artystów. Do niedawna idole, dziś żałośnie drepczący wokół niegdysiejszych dobrodziejów, w oczekiwaniu na poklask kiedyś życzliwej, dziś obojętnej publiki, zgorzkniali, zdziwaczali, sKODziali jakby …
Żeby było jasne o czym mówię: kiedyś podziwiałem Wojciecha Pszoniaka za kunszt aktorski. Dziś, gdy słyszę jego polityczne ujadanie, został mi tylko podziw dla fantazyjnie udrapowanego szalika, którym ozdabia frenetycznie drgające podgardle w różnych Śniadaniach Byłych Mistrzów.
I nie mówcie mi, że z Jandą, Olbrychskim czy Sturhami nie macie tak samo!
3 Comments
A ja kiedyś podziwiałam aktorów,
01 June, 2017 - 23:23
A dzisiejsi celebryci? Im wcale nie chodzi o kontakt z ludźmi, dla nich tylko "Kasa, misiu, kasa".
O tempora, o mores!
Wpis, niestety, niezwykle prawdziwy!
Pozdrawiam!
@Everyman
02 June, 2017 - 10:40
@tł
02 June, 2017 - 11:10