Na początku Nowej Epoki, naukowcy z pewnego uniwersytetu mieli przeprowadzić ciekawe doświadczenie, w trakcie którego, badanym studentom powinni polecić wykonać kilka zadań wymagających myślenia absurdalnego. Zanim jednak mieli by się zabrać do rozwiązywania tych zadań, musieli by spędzić 10 minut na słuchaniu wykładów pięknej profesorki Rhiany Quin |kiedyś znanej na tej samej uczelni jako on - czyli profesor Admond Huk| o gender i muzyki opartej na rozszerzonej gamie diatonicznej. Pierwszym postulatem dodekafonii jest bowiem to, że każdy dźwięk z dwunastostopniowej skali jest jednakowo uprawniony. A drugim, że żaden dźwięk nie powinien był być powtórzony, dopóki nie zostaną użyte wszystkie dźwięki skali.
Najlepiej z zadaniami mieli by poradzić sobie badani, którzy wysłuchawszy najpierw Rhiany Quin, dzięki testom, osiągnęli by wynik większy o kilka stopni od przeciętnego. Czyli gdzieś tak o 9 – 13 punktów wyższy.
Informacja, że dzięki genderowym wykładom o gender podnosi też jakaś inteligencję z szybkością światła rozniosła by się po świecie, zyskując wdzięczną i wiekopomną nazwę „efektu Gendera”.
Jak wiadomo w środowisku naukowym teoria zyskała by zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników. Kolejni naukowcy zaczęli by przeprowadzać testy, mające udowodnić jej słuszność lub też niesłuszność, a tymczasem efektem zajęli by się ci, którzy nie zawsze z nauką mieli by wiele wspólnego. Temat, trzeba przyznać jest chwytliwy. Kto bowiem by nie chciał by stosunkowo niewielkim kosztem podnieść sobie ilorazu inteligencji?
Lecz znaleźli by się psycholodzy i pseudopsycholodzy, którzy zaanektowali by powyższy temat. Nieźle bowiem zarabiali by na wydawanych przez siebie książkach np. takich uczących rodziców, jak sprawić, żeby ich dzieci wyrosły na geniuszy. Samo zaś określenie „Gender Effect” stało by się znakiem towarowym zastrzeżonym np. przez M. Środę albo J. Harmana, czyli autorów wielu wypowiedzi oraz publikacji na ten temat.
Pojawiły by się w ten sposób specjalistyczne badania, udowadniające, że wykłady Rhiany Quin o gender nie tylko podnoszą inteligencję lecz… łagodzą też obyczaje. Uczniowie z problemami wychowawczymi, którym przez kilka miesięcy puszczano Rhiannę Quin oraz Luiza Qriettino |znanego dawniej jako Katerina Storm - działaczka opozycyjna w okupowanym państwie środka| mieli by lepiej się zachowywać. Wandale na stacjach, gdzie z megafonów odtwarzano wykłady o gender, mieli by mniej niszczyć pociągi a dilerzy narkotykowi mieli by wycofywać się z brudnych interesów i na potęgę oraz dosłownie stawać się „innymi osobami”. Tak oto narodziłoby się takie „świeckie nawrócenie”…
Wkrótce miało by się okazać, że cudowna moc wykładów o gender oraz dodekafonii działa by także na zwierzęta. Psy miały by np. przestać wydawać psie dźwięki czyli szczekać, a krowy powinny by się same doić oraz zapładniać. Kury powinny by też odlatywać do ciepłych krajów a bociany znosić tak dużo jaj, że problem głodu oraz śmiertelnych chorób na świecie przestał by w ogóle istnieć.
Niestety efektu bocianich jaj nie dało by się udowodnić. Może kilku właścicielom ferm udało by się jednak sprzedać bocianie jaja kilku osobom obecnym na jakimś nowym „festiwalu gender”. Ich ceny były by jednak tak astronomiczne, że niektórzy twierdzili by, że smakowały one o wiele lepiej, niż takie zwykłe np. kurze.
Wobec powyższego problemu jakiś Zespół naukowców powołany przez Parlament Europejski zebrał by wszystkie te badania i publikacje poświęcone „efektowi Gendera”. Z tego raportu wynikało by, że niestety, badania nie potwierdziły wzrostu jakiejkolwiek inteligencji dzięki słuchaniu wykładów Rhianny Quin o gender.
Gender bowiem nie sprawi, że nagle będziemy mądrzejsi, lepiej będziemy sobie radzić z rozwiązywaniem zadań matematycznych lub szybciej będziemy zapamiętywali nowe informacje. Lecz … mimo wszystko… chyba nie po to słucha się o gender lub dodekafonii…
Nie wiem jak Wy, ale ja sobie zaraz coś włączę. A niech to będzie np. ten Anton Webern
Najlepiej z zadaniami mieli by poradzić sobie badani, którzy wysłuchawszy najpierw Rhiany Quin, dzięki testom, osiągnęli by wynik większy o kilka stopni od przeciętnego. Czyli gdzieś tak o 9 – 13 punktów wyższy.
Informacja, że dzięki genderowym wykładom o gender podnosi też jakaś inteligencję z szybkością światła rozniosła by się po świecie, zyskując wdzięczną i wiekopomną nazwę „efektu Gendera”.
Jak wiadomo w środowisku naukowym teoria zyskała by zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników. Kolejni naukowcy zaczęli by przeprowadzać testy, mające udowodnić jej słuszność lub też niesłuszność, a tymczasem efektem zajęli by się ci, którzy nie zawsze z nauką mieli by wiele wspólnego. Temat, trzeba przyznać jest chwytliwy. Kto bowiem by nie chciał by stosunkowo niewielkim kosztem podnieść sobie ilorazu inteligencji?
Lecz znaleźli by się psycholodzy i pseudopsycholodzy, którzy zaanektowali by powyższy temat. Nieźle bowiem zarabiali by na wydawanych przez siebie książkach np. takich uczących rodziców, jak sprawić, żeby ich dzieci wyrosły na geniuszy. Samo zaś określenie „Gender Effect” stało by się znakiem towarowym zastrzeżonym np. przez M. Środę albo J. Harmana, czyli autorów wielu wypowiedzi oraz publikacji na ten temat.
Pojawiły by się w ten sposób specjalistyczne badania, udowadniające, że wykłady Rhiany Quin o gender nie tylko podnoszą inteligencję lecz… łagodzą też obyczaje. Uczniowie z problemami wychowawczymi, którym przez kilka miesięcy puszczano Rhiannę Quin oraz Luiza Qriettino |znanego dawniej jako Katerina Storm - działaczka opozycyjna w okupowanym państwie środka| mieli by lepiej się zachowywać. Wandale na stacjach, gdzie z megafonów odtwarzano wykłady o gender, mieli by mniej niszczyć pociągi a dilerzy narkotykowi mieli by wycofywać się z brudnych interesów i na potęgę oraz dosłownie stawać się „innymi osobami”. Tak oto narodziłoby się takie „świeckie nawrócenie”…
Wkrótce miało by się okazać, że cudowna moc wykładów o gender oraz dodekafonii działa by także na zwierzęta. Psy miały by np. przestać wydawać psie dźwięki czyli szczekać, a krowy powinny by się same doić oraz zapładniać. Kury powinny by też odlatywać do ciepłych krajów a bociany znosić tak dużo jaj, że problem głodu oraz śmiertelnych chorób na świecie przestał by w ogóle istnieć.
Niestety efektu bocianich jaj nie dało by się udowodnić. Może kilku właścicielom ferm udało by się jednak sprzedać bocianie jaja kilku osobom obecnym na jakimś nowym „festiwalu gender”. Ich ceny były by jednak tak astronomiczne, że niektórzy twierdzili by, że smakowały one o wiele lepiej, niż takie zwykłe np. kurze.
Wobec powyższego problemu jakiś Zespół naukowców powołany przez Parlament Europejski zebrał by wszystkie te badania i publikacje poświęcone „efektowi Gendera”. Z tego raportu wynikało by, że niestety, badania nie potwierdziły wzrostu jakiejkolwiek inteligencji dzięki słuchaniu wykładów Rhianny Quin o gender.
Gender bowiem nie sprawi, że nagle będziemy mądrzejsi, lepiej będziemy sobie radzić z rozwiązywaniem zadań matematycznych lub szybciej będziemy zapamiętywali nowe informacje. Lecz … mimo wszystko… chyba nie po to słucha się o gender lub dodekafonii…
Nie wiem jak Wy, ale ja sobie zaraz coś włączę. A niech to będzie np. ten Anton Webern
(2)