
To taki dość świeży neologizm. Serio. Mam tylko problem z tym, jak przetłumaczyć to na język polski.
Hmm… więc tak…
Genderkracja to nie jakieś sztuczne wymyślone pojęcie. Wręcz przeciwnie! To idea związana z tematem siły ludzkiej seksualności oraz pragnienia nadania tej niezwykłej sile jakiejś bardzo konkretnej formy, kształtu…
Taki termin umieściła w swojej najnowszej książce o gender niejaka Marguerite Peeters. Tytuł tego dzieła, o ile tylko zostanie przetłumaczony na język polski, będzie brzmiał mniej więcej tak:
„Gender. Kwestia polityczna i kulturalna”.
Genderystki, genderyści, genderzy, genderowie i inni wielcy tego świata odkrywcy dziesięciu płci już tam, tzn. na tych swoich nowoczesnych kursach, wytrwale się o nim uczą. Studiują można tak nawet powiedzieć. Może jakiś doktorat właśnie na temat "genderkracji" powstaje lub taka mała habilitacja? Nikt z nas tego jeszcze nie wie a pewności akurat w tym zakresie nigdy nie ma i być nie może. Gdyby się jednak zdarzyło tak, że za kilka dni lub tygodni „genderkracją” zabryluje w TVN-ie taka M. Środa, K. Szczuka, J. Hartman a nawet sama A. Grodzka przenajświętsza to niech się nie zdziwi, że mohery będą już cokolwiek o tym wiedzieć. Piszę tutaj oczywiście o sobie. Właśnie przyswajam sobie ten neologizm i staram się go zapamiętać bo strasznie mi się spodobał.
Przepraszam ale ze śmiechu nie mogę się skupić na tekście…
Tu nie chodzi tylko o książkę pani M. Peeters a chodzi JUŻ o globalny proces przez który nic już nie daje się tak do końca poznać, określić lub opisać (skodyfikować - «usystematyzować coś dla ustalenia jakichś norm»). To nie jest teoria ani nawet możliwość wyrażenia ideologii gender w jakiejś konkretnej idei lecz chodzi o to „by połączyć wiele odmiennych nurtów współczesnego stylu życia w jeden. Czyli chodzi o genderkrację”.
Jak słucha się takich wykładów to można niestety odkryć to (lub dojść do wniosku), że największym zagrożeniem dla ludzi nie jest wcale głupota lecz tzw. otoczka, maska, kolorowy papierek w który zawija się te wszystkie, wcale nie największe jeszcze, debilizmy na jakie może wpaść homo sapiens sapiens. Język jakim posługuje się kultura gender albo LGBT przestał już być po prostu komunikatywny. Powoli staje się bełkotem jeszcze większym niż hymn Rosji śpiewany przez dziesięciu A. Kwaśniewskich po pijaku. Takie rzeczy mogą się bowiem dziać tylko na współczesnych uniwersytetach. Tylko tam a nigdzie indziej. No może jeszcze w telewizji ale to już inna bajka.
Marco Dibalito (przedstawiciel szkół katolickich w regionie Mediolanu) powiedział mniej więcej tak: „Wszystko to, co pochodzi z zewnątrz, szczególnie ze świata polityki, musi przejść przez ręce urzędników metodą dyktatorską. Teraz to na naszych barkach (rodziców) spoczywa już obowiązek uświadomienia nauczycielom wszystkich zagrożeń. Przyjmują bowiem oni wszystkie projekty pod presją bardzo konkretnych lobby nie zdając sobie sprawy z tego, co te projekty tak naprawdę niosą ze sobą oraz jak straszne spustoszenie mogą spowodować w umysłach i sercach młodych ludzi”.
Mnie osobiście jeden problem nurtuje i wciąż spać mi nie daje. Bo gdyby zdarzyło się tak, że „genderkracja” pomimo oporów, protestów i Bóg wie jeszcze czego została jednak jakoś wprowadzona do Polski, zadomowi się jakoś w naszym słowniku to czy…
Czy my lub nasze dzieci będziemy mówić np. tak:
Genderkratycznie wolą większości wybrany Rząd/Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej ustalił…? (w sumie takie sformułowanie jak: "genderkratyczna większość w Parlamencie przegłosowała..." nawet dzisiaj zbytnio już nie dziwi)
Albo:
Genderkracja rządzi się własnymi prawami?
Lub:
W wyborach genderkratycznych na kolejną kadencję została wybrana Platforma Obywatelska?
Genderkracja Panowie i Panie nadchodzi. G e n d e r k r a c j a …

Hmm… więc tak…
Genderkracja to nie jakieś sztuczne wymyślone pojęcie. Wręcz przeciwnie! To idea związana z tematem siły ludzkiej seksualności oraz pragnienia nadania tej niezwykłej sile jakiejś bardzo konkretnej formy, kształtu…
Taki termin umieściła w swojej najnowszej książce o gender niejaka Marguerite Peeters. Tytuł tego dzieła, o ile tylko zostanie przetłumaczony na język polski, będzie brzmiał mniej więcej tak:
„Gender. Kwestia polityczna i kulturalna”.
Genderystki, genderyści, genderzy, genderowie i inni wielcy tego świata odkrywcy dziesięciu płci już tam, tzn. na tych swoich nowoczesnych kursach, wytrwale się o nim uczą. Studiują można tak nawet powiedzieć. Może jakiś doktorat właśnie na temat "genderkracji" powstaje lub taka mała habilitacja? Nikt z nas tego jeszcze nie wie a pewności akurat w tym zakresie nigdy nie ma i być nie może. Gdyby się jednak zdarzyło tak, że za kilka dni lub tygodni „genderkracją” zabryluje w TVN-ie taka M. Środa, K. Szczuka, J. Hartman a nawet sama A. Grodzka przenajświętsza to niech się nie zdziwi, że mohery będą już cokolwiek o tym wiedzieć. Piszę tutaj oczywiście o sobie. Właśnie przyswajam sobie ten neologizm i staram się go zapamiętać bo strasznie mi się spodobał.
Przepraszam ale ze śmiechu nie mogę się skupić na tekście…
Tu nie chodzi tylko o książkę pani M. Peeters a chodzi JUŻ o globalny proces przez który nic już nie daje się tak do końca poznać, określić lub opisać (skodyfikować - «usystematyzować coś dla ustalenia jakichś norm»). To nie jest teoria ani nawet możliwość wyrażenia ideologii gender w jakiejś konkretnej idei lecz chodzi o to „by połączyć wiele odmiennych nurtów współczesnego stylu życia w jeden. Czyli chodzi o genderkrację”.
Jak słucha się takich wykładów to można niestety odkryć to (lub dojść do wniosku), że największym zagrożeniem dla ludzi nie jest wcale głupota lecz tzw. otoczka, maska, kolorowy papierek w który zawija się te wszystkie, wcale nie największe jeszcze, debilizmy na jakie może wpaść homo sapiens sapiens. Język jakim posługuje się kultura gender albo LGBT przestał już być po prostu komunikatywny. Powoli staje się bełkotem jeszcze większym niż hymn Rosji śpiewany przez dziesięciu A. Kwaśniewskich po pijaku. Takie rzeczy mogą się bowiem dziać tylko na współczesnych uniwersytetach. Tylko tam a nigdzie indziej. No może jeszcze w telewizji ale to już inna bajka.
Marco Dibalito (przedstawiciel szkół katolickich w regionie Mediolanu) powiedział mniej więcej tak: „Wszystko to, co pochodzi z zewnątrz, szczególnie ze świata polityki, musi przejść przez ręce urzędników metodą dyktatorską. Teraz to na naszych barkach (rodziców) spoczywa już obowiązek uświadomienia nauczycielom wszystkich zagrożeń. Przyjmują bowiem oni wszystkie projekty pod presją bardzo konkretnych lobby nie zdając sobie sprawy z tego, co te projekty tak naprawdę niosą ze sobą oraz jak straszne spustoszenie mogą spowodować w umysłach i sercach młodych ludzi”.
Mnie osobiście jeden problem nurtuje i wciąż spać mi nie daje. Bo gdyby zdarzyło się tak, że „genderkracja” pomimo oporów, protestów i Bóg wie jeszcze czego została jednak jakoś wprowadzona do Polski, zadomowi się jakoś w naszym słowniku to czy…
Czy my lub nasze dzieci będziemy mówić np. tak:
Genderkratycznie wolą większości wybrany Rząd/Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej ustalił…? (w sumie takie sformułowanie jak: "genderkratyczna większość w Parlamencie przegłosowała..." nawet dzisiaj zbytnio już nie dziwi)
Albo:
Genderkracja rządzi się własnymi prawami?
Lub:
W wyborach genderkratycznych na kolejną kadencję została wybrana Platforma Obywatelska?
Genderkracja Panowie i Panie nadchodzi. G e n d e r k r a c j a …

(4)
7 Comments
Genderkracja, czyli...
20 February, 2015 - 02:22
Waldemar Żyszkiewicz
Chyba
20 February, 2015 - 02:23
<p>Jarosław Marek</p>
;-)
20 February, 2015 - 14:21
Wiadomym jest, że dyskusja w pewnym momencie stałaby się jałowa ale zawsze warto pokombinować.
"Pozwolę sobie odpowiedzieć za Paula, gender to akurat temat dosyć mi bliski. :P
Gender to płeć społeczna, czyli ogół przyjętych norm obowiązujących względem danej płci biologicznej. Istnienie gender jako zjawiska jest niepodważalne - chyba nie znajdzie się taki człowiek, który negowałby istnienie płci społecznej i twierdziłby przykładowo, że kobiety w Polsce i w Arabii Saudyjskiej są tak samo wychowywane i mają takie same uprawnienia.
Badaniom płci społecznych, tego jak się pomiędzy sobą różnią, jak funkcjonują w różnych kulturach itp. jest poświęcona dziedzina nauki gender studies, pokrewna antropologii.
Wreszcie, istnieje coś takiego jak ideologia gender, czyli przekonanie, że istnienie jasno określonych płci społecznych, powiązanych z płcią biologiczną, odbiera ludziom część ich wolności, nie pozwala im dowolnie kształtować swojego życia. Jak w każdej ideologii są tutaj różne nurty, część chce upłynnienia płci społecznej, czyli możliwości obierania takiej jaka człowiekowi odpowiada, część (do której zaliczam się ja) opowiada się za zupełnym zlikwidowaniem takiego zjawiska i niewyznaczaniem co człowiek ma robić i jak się zachowywać na podstawie zawartości jego majtek. Warto tutaj zaznaczyć, że ideologia gender raczej (chociaż oczywiście są różne opinie w tej sprawie) nie podaje w wątpliwość istnienia niezmienialnej płci biologicznej, tylko stwierdza, że poza sprawami czysto łóżkowymi nie ma ona znaczenia.
I tyle, wbrew temu co sugerujesz to nie jest jakaś zakazana wiedza, nikt tego nie ukrywa żadną ,,nowomową". Wystarczyłaby odrobina dobrej woli i chęci zrozumienia przeciwnika, by się tego dowiedzieć. :P"
<p>Jarosław Marek</p>
Panie Jarosławie Marku,
20 February, 2015 - 20:27
Płeć biologiczna? Płeć jest wyłącznie biologiczna, choć uczeni radykałowie z końca dwudziestego wieku mówili także o płci mózgu (mózg to zresztą dalej ciało). 'Płeć społeczno-kulturowa' to niepotrzebny dziwoląg językowy: można mówić po prostu o różnych formach przejawiania się kobiecości w zależności od epoki i cywilizacji. Truizm i banał. W komunizmie też był swoisty gender, czyli zmaskulinizowane traktorzystki i pracownice pegeerów, ale chyba nie tędy droga.
Gender w angielskim to jest rodzaj gramatyczny, ktory pojawił się jako próba odwzorowania rzeczywistości. Czasem w odniesieniu do rzeczy ustanawiał się dość arbitralnie, np. ship, boat etc. - to były rzeczowniki rodzaju żeńskiego, she... Całe to wariactwo i te pseudonauki to próba wdrukowania młodym antyurodzeniowej ideologii, upowszechniającej postawy i zachowania depopulacyjne. To jest cel nadrzędny. A argumentem najlepszym jest mem z Krzyśkiem, któremu nie chce się ćwiczyć na wf-ie :) Polecam też opowiastkę (zresztą przełożoną z angielskiego):
http://waldemar-zyszkiewicz.pl/index.php?option=com_content&task=view&id...
Pozdro,
Waldemar Żyszkiewicz
Panie Waldemarze
20 February, 2015 - 22:14
Z tymi ludźmi nie da się dyskutować z tego powodu, że nie ma tzw. oczywistości wysiłku poznawczego. Oni nie są w stanie poznawać rzeczywistości na takim poziomie jak Pan czy ja. W ich przypadku jedyną "oczywistość" do której można się odwołać w dyskusji jest "wysiłek rozglądania się".
Ich wyobraźnia niegdy nie została "zapłodniona" tzw. treściami przedmiotowymi dlatego oni we własnym poznaniu są po prostu nieprzytomni. Niech Pan zauważy to, że oni nie tylko nie mają wyobraźni lecz także pamięci (np. historia własnej Ojczyzny, Naordu, Rodziny). Mówiąc inaczej oni są po prostu nieświadomi.
Oczywistość to "poznanie poznania" a kto nią niedysponuje zachowuje się jak typowy - filmowy zombie. Mamy tutaj do czynienia z nietypową mutacją homo sapiens sapiens. Współczesna psychologia zrezygnowała z opisu przypadku takich ludzi dając im placet "zdrowia psychicznego" podczas gdy tak nie jest.
Proszę sobie przypomnieć bajkę o nagim królu a następnie udoskonalić nieco dworzan. Dworzanie z tamtej bajki widzieli, że król jest nagi tylko przez grzeczność/strach twierdzili, że jest ubrany. Otóż ludzie tacy jak ten komentujący "autentycznie myślą", są o tym święcie przekonani, że król jest jednak ubrany. Przestali widziec nagość chyba dlatego, że sami się rozebrali.
To są ludzie niepełnosprawni intelektualnie, zmysłowo, sensorycznie i nie są w stanie dokonac wysiłku poznawczego.
Na tym mniej więcej, moim zdaniem, polega ów mityczny "błąd w antropologii" (JPII), którego nikt jeszcze nie odważył się opisać.
Jeszcze raz dzięki za linka choć istnieje już kobieta, która poślubiła samą siebie i wyjechała nawet w podróż poślubną.
<p>Jarosław Marek</p>
Owszem, istnieje ta samopoślubiona...
20 February, 2015 - 22:44
Ma Pan rację, ztabuizowane postrzeganie nie daje faktycznego oglądu, dworacy kłamali w obawie o życie i z chęci zaszczytów. Te dzisiejsze dzieciaki powtarzające, że brak tolerancji dla dewiacji jest przejawem dewiacji, wierzą w to, bo zostały skuteczne zindoktrynowane. Inaczej mówiąc, dewiacją stało się dla nich nietolerowanie dewiacji.
I nie widzą tu sprzeczności: przecież skoro nic nie jest dewiacją, a wszystko normą, to przecież i kpina ze zboków powinna być normą. Tego jednak nie są w stanie ani wychwycić, ani zaakceptować, bo to przecież zakute, nietolerancyjne neomarksistowskie łby, wychowane na hasełku 'nie ma wolności dla wrogów wolności'.
Mnie trochę ich żal, bo nie dano im podstaw twardej wiedzy, ani nie nauczono krytycyzmu czy samodzielnego myślenia, a mianem studiów wyższych określa się dziś kursy przyuczające do wykonywania jakiejś konkretnej, mocno wyspecjalizowanej czynności. Jednym słowem, zamiast uniwersytetu mają do czynienia z przysłowiową WSGnG :)
Waldemar Żyszkiewicz
Ciekawe jak Pan
21 February, 2015 - 01:23
„Pomimo tego wyróżnienia, jej członkowie widnieli na liście gości wyłącznie jako "grupa świeckich, której towarzyszy siostra loretanka". Organizacja nie została także wymieniona na placu św. Piotra, gdy przedstawiano przybyłe grupy pielgrzymów. Nie wspomniał o niej również sam papież” - zaznacza portal Chnnews.pl.
Podania homoseksualistów o miejsce VIP ignorowało wcześniej dwóch papieży.
- Papież Franciszek daje mi nadzieję. Jest to dla mnie przykład woli, by przyjąć tych ze skraju Kościoła z powrotem do jego centrum - powiedziała siostra Jeannine Gramick - mająca polskie pochodzenie współzałożycielka homoseksualnej służby New Ways.
Grupa ta na swojej stronie internetowej określa się jako "gejowska służba na rzecz poparcia i sprawiedliwości dla lesbijskich, gejowskich, bi- i transseksualnych katolików, a także pojednania w szerszej społeczności chrześcijańskiej i obywatelskiej".
Organizacji nie uznaje Konferencja Katolickich Biskupów Stanów Zjednoczonych.
Szef New Ways Ministries, Francis DeBernardo, przyznaje, że liczy, iż Watykan zmieni swoje podejście do homoseksualistów".
cyt. za Fronda.pl
Moim zdaniem warto patrzeć na to w jaki sposób działa Papież. Poza własną niepełnesprawnością w zakresie "poznania" czyli oczywistości osoby gender, homoseksualne, LGBT itp.itd. posiadają też dobre serce. Nie umieją wykorzystać własnego potencjału osobowości ponieważ nikt ich tego nie nauczył. Nie wpojono im tego, co innym przychodzi bez żadnego problemu.
Ciekawe...
<p>Jarosław Marek</p>