
Demonstracje w obronie TK trwały prawie rok. Gdy dogasały, jeszcze przed definitywnym zamknięciem tematu wraz z końcem kadencji prezesa Andrzeja Rzeplińskiego, próbowano zastąpić je „czarnym protestem”. Ten jednak obumarł jeszcze szybciej, z jednej strony poprzez ucięcie tematu zaostrzenia prawa antyaborcyjnego przez PiS w zamian za rozwiązania, mające w inny sposób przekonywać do donoszenia ciąż zagrożonych, z drugiej – przez radykalizację postulatów i szybką zmianę ruchu masowego w niszowy. Jeśli zeszłotygodniowy „Ogólnopolski Protest Studentów i Studentek” miał być kolejną próbą odświeżenia formuły obecności opozycji na ulicy, powiedzenie „Do trzech razy sztuka” wypełniło się w swoim negatywnym znaczeniu. „Trzeba to powiedzieć jasno – Ogólnopolski Protest Studentów i Studentek okazał się wielką klapą. W manifestacjach wzięła udział garstka polskich żaków (wg „Gazety Wyborczej” 2 tysiące w całej Polsce – KK). Jeśli organizatorzy myśleli, że studentom uda się wystraszyć rząd Prawa i Sprawiedliwości, to musieli się srodze zawieść.” – pisał na portalu natemat Paweł Kalisz. Później ten sam portal tłumaczył w stylu godnym Adama Michnika, choć spokojniejszym językiem, że liczyć na studentów było naiwnością, ponieważ stanowią oni… roszczeniowo nastawiony elektorat PiS.
Nic więc dziwnego, że jako „studenci” pojawili się ci sami ludzie, których wcześniej wyśmiano już, gdy próbowali protestować w roli „nauczycieli”, a poznać dali się z wielu wcześniejszych ulicznych demonstracji. Jako młodzież akademicka wystąpili między innymi Seweryn Blumsztajn i płk Adam Mazguła, jeśli zaś w towarzystwie tym trafił się ktoś w okolicach trzydziestki lub młodszy, nietrudno było zlokalizować go w spisie posłów Platformy lub wśród ich asystentów. Nic dziwnego, że kolejna fala antypisowskiej hucpy skończyła się kompromitacją po zaledwie kilku godzinach.
Opozycja traci kolejne przyczółki, wciąż jednak szuka nowego targetu. Gdy nie wyszło ze studentami, sięgnięto po gimnazjalistów. Choć większość społeczeństwa chce likwidacji gimnazjów, uważając je za mniej lub bardziej nieudany eksperyment, przeciw są nauczyciele, obawiający się utraty pracy i ta część uczniów, która boi się nieznanego, zaś znane, wbrew widocznym dla starszych (i młodszych – wielu rodziców dzieci z podstawówek opowiada, że ich pociechy nie palą się wcale do zostania „gimbazą”) faktom, uważa za najlepsze, co może im się przytrafić. Często zaś po prostu chce przypodobać się nauczycielom, od których zależą oceny, więc również możliwości lepszego lub gorszego przebiegu dalszej edukacji. W ten weekend gimnazjaliści postanowili wesprzeć walczących z reformą edukacji, poprzez wypromowanie na Twitterze hasła „gimbaza kontratakuje”. Do pozostawieniu przy życiu gimnazjów przekonać mają nas wielokrotnie skopiowane i wklejone zdania, pisane na bakier z logiką i składnią. Co więcej, pisane prawdopodobnie przez kogoś dorosłego (kto młody zaczyna zdanie od „Na ten przykład…”?), kto uznał, że fatalny sformułowanie myśli uwiarygodni wpisy jako dzieło ludzi bardzo młodych. „Koleś nie ma fun. Likwiduje, a matka mówi, że 500 na studia nie będzie. To po co ta miazga?” – pyta bełkotliwie zastęp młodych ludzi. „Na ten przykład Morawiecki – piszą inni. – Żaden ekonomista, a za finanse odpowiada, a ja mam mieć 8 klas. I co?” Właśnie, i co, bo ja związku z likwidacją gimnazjów nie znalazłem żadnego, widzę za to wiele takich samych wpisów, stałego elementu wizerunkowych kompromitacji na portalach społecznościowych.
Starsi w ten weekend również próbują na swój sposób zaistnieć. Ku przerażeniu co trzeźwiejszych w tej akurat sprawie kolegów, pomimo ujawnienia w zeszłym tygodniu kolejnych kompromitujących informacji, Mateusz Kijowski pozostał liderem mazowieckiego KOD, zdobywając dwukrotnie większe poparcie od mniej znanego konkurenta. W wyborach, które przeprowadził w sobotę opolski oddział Komitetu Obrony Demokracji, pośród delegatów na Krajowy Zjazd Delegatów, obrońcy demokracji wybrali płk. Adama Mazgułę. Miejmy nadzieję, że pułkownik nie będzie w czasie obrad musiał tłumaczyć się na policji, która zainteresowała się, jakim prawem występuje w mundurze Wojska Polskiego w czasie demonstracji o charakterze politycznym. Jakby tego wszystkiego było mało natychmiast po wyborze Kijowski zaproponował normalizację sytuacji w postaci przyznania mu stałej pensji za usługi, ponieważ „człowiek musi coś jeść i czymś się przemieszczać”. Tego wieczoru, choć z różnych powodów, powody do świętowania mieli zarówno sympatycy Mateusza Kijowskiego, jak i Prawa i Sprawiedliwości. Fakt, że Mazguła, miast zniknąć z pierwszego szeregu, staje się coraz bardziej widoczny, również nie powinien stanowić dla rządzących zmartwienia. W ostatnich dniach pojawiły się nawet zachęty, by dawny PRL-owski wojskowy sam stanął na czele KOD.
W przypadku KOD oczekiwany przez niektórych sympatyków „nowy początek” okazuje się być przyjęciem do wiadomości, a wręcz afirmacją starych błędów – wcześniej, tuż po ujawnieniu finansowych nadużyć (których skali do wyczynów lidera jednak daleko) pozycję w szczecińskim oddziale utrzymała Magdalena Filiks. Dwie główne siły opozycji totalnej również zdają się uparcie nie zauważać przyczyn swoich ostatnich (Nowoczesna) lub stałych (Platforma) zmartwień. W partii Ryszarda Petru doszło do radykalnego przemeblowania prezydium, wcześniej zaś z funkcją rzecznika pożegnał się Paweł Rabiej. Pozycję w partii straciła między innymi Joanna Schmidt, co stało się przyczyną komentarzy, ę tradycyjnie za skandal obyczajowy z udziałem mężczyzny-lidera i kobiety, stojącej niżej w partyjnej hierarchii karę poniosło tylko to drugie. Patriarchalna.pl? Na pocieszenie w sobotni wieczór partyjna wierchuszka udała się do kina na… „Sztukę kochania”, o czym skwapliwie poinformowała Twittera inna posłanka tego ugrupowania, Joanna Scheuring-Wielgus. Z jej tweeta dowiedzieliśmy się, że w seansie wzięli udział również Petru i Schmidt.
Ostatnie sondaże pokazują, że – raczej dzięki wpadkom konkurencji – Platforma Obywatelska odzyskuje pewne drugie miejsce i tytuł głównej siły opozycji. Jednak zarazem groźne i karykaturalne zachowania w parlamencie pokazują, że partii Grzegorza Schetyny wciąż brak pomysłu na przyciągnięcie nowych wyborców, udaje się co najwyżej odzyskiwać tych, którzy już po ostatnich wyborach zaczęli skłaniać się ku Nowoczesnej. Przełomem nie była również sobotnia rada tej partii. Agresywna retoryka, podtrzymanie sprzeciwu wobec reformy edukacji, wreszcie mocne wsparcie dla zagrożonych propozycjami nowej ordynacji wyborczej samorządowych liderów – zupełnym przypadkiem akurat tych, wobec których najgłośniej formułuje się zarzuty korupcyjne. Platforma zapowiada powołanie wielkiego społecznego ruchu w obronie dotychczasowej formy samorządu. Można założyć się, że w mniejszych ośrodkach podczas jego demonstracji sprawdzana będzie lista obecności, czy jednak tłumy wyruszą w obronie przywilejów kolejnej grupy? „Skoro jesteście tacy dobrzy, czemu nie wychowaliście swoich następców?” chciałoby zapytać się prezydentów miast, którzy, w świecie Platformy, okazują się być ludźmi nie do zastąpienia. Ledwo zaś wybrzmiały hasła o obronie samorządów, dowiedzieliśmy się o aresztowaniach osób, zamieszanych w warszawską reprywatyzację.
Obrona wątpliwych spraw za pomocą demonstracji w kiepskim towarzystwie i dziesiątek jednakowych wpisów koślawą polszczyzną. Nowych pomysłów na bycie opozycja na razie brak.
Tekst ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
Ilustracja: https://twitter.com/sycylia6_
Nic więc dziwnego, że jako „studenci” pojawili się ci sami ludzie, których wcześniej wyśmiano już, gdy próbowali protestować w roli „nauczycieli”, a poznać dali się z wielu wcześniejszych ulicznych demonstracji. Jako młodzież akademicka wystąpili między innymi Seweryn Blumsztajn i płk Adam Mazguła, jeśli zaś w towarzystwie tym trafił się ktoś w okolicach trzydziestki lub młodszy, nietrudno było zlokalizować go w spisie posłów Platformy lub wśród ich asystentów. Nic dziwnego, że kolejna fala antypisowskiej hucpy skończyła się kompromitacją po zaledwie kilku godzinach.
Opozycja traci kolejne przyczółki, wciąż jednak szuka nowego targetu. Gdy nie wyszło ze studentami, sięgnięto po gimnazjalistów. Choć większość społeczeństwa chce likwidacji gimnazjów, uważając je za mniej lub bardziej nieudany eksperyment, przeciw są nauczyciele, obawiający się utraty pracy i ta część uczniów, która boi się nieznanego, zaś znane, wbrew widocznym dla starszych (i młodszych – wielu rodziców dzieci z podstawówek opowiada, że ich pociechy nie palą się wcale do zostania „gimbazą”) faktom, uważa za najlepsze, co może im się przytrafić. Często zaś po prostu chce przypodobać się nauczycielom, od których zależą oceny, więc również możliwości lepszego lub gorszego przebiegu dalszej edukacji. W ten weekend gimnazjaliści postanowili wesprzeć walczących z reformą edukacji, poprzez wypromowanie na Twitterze hasła „gimbaza kontratakuje”. Do pozostawieniu przy życiu gimnazjów przekonać mają nas wielokrotnie skopiowane i wklejone zdania, pisane na bakier z logiką i składnią. Co więcej, pisane prawdopodobnie przez kogoś dorosłego (kto młody zaczyna zdanie od „Na ten przykład…”?), kto uznał, że fatalny sformułowanie myśli uwiarygodni wpisy jako dzieło ludzi bardzo młodych. „Koleś nie ma fun. Likwiduje, a matka mówi, że 500 na studia nie będzie. To po co ta miazga?” – pyta bełkotliwie zastęp młodych ludzi. „Na ten przykład Morawiecki – piszą inni. – Żaden ekonomista, a za finanse odpowiada, a ja mam mieć 8 klas. I co?” Właśnie, i co, bo ja związku z likwidacją gimnazjów nie znalazłem żadnego, widzę za to wiele takich samych wpisów, stałego elementu wizerunkowych kompromitacji na portalach społecznościowych.
Starsi w ten weekend również próbują na swój sposób zaistnieć. Ku przerażeniu co trzeźwiejszych w tej akurat sprawie kolegów, pomimo ujawnienia w zeszłym tygodniu kolejnych kompromitujących informacji, Mateusz Kijowski pozostał liderem mazowieckiego KOD, zdobywając dwukrotnie większe poparcie od mniej znanego konkurenta. W wyborach, które przeprowadził w sobotę opolski oddział Komitetu Obrony Demokracji, pośród delegatów na Krajowy Zjazd Delegatów, obrońcy demokracji wybrali płk. Adama Mazgułę. Miejmy nadzieję, że pułkownik nie będzie w czasie obrad musiał tłumaczyć się na policji, która zainteresowała się, jakim prawem występuje w mundurze Wojska Polskiego w czasie demonstracji o charakterze politycznym. Jakby tego wszystkiego było mało natychmiast po wyborze Kijowski zaproponował normalizację sytuacji w postaci przyznania mu stałej pensji za usługi, ponieważ „człowiek musi coś jeść i czymś się przemieszczać”. Tego wieczoru, choć z różnych powodów, powody do świętowania mieli zarówno sympatycy Mateusza Kijowskiego, jak i Prawa i Sprawiedliwości. Fakt, że Mazguła, miast zniknąć z pierwszego szeregu, staje się coraz bardziej widoczny, również nie powinien stanowić dla rządzących zmartwienia. W ostatnich dniach pojawiły się nawet zachęty, by dawny PRL-owski wojskowy sam stanął na czele KOD.
W przypadku KOD oczekiwany przez niektórych sympatyków „nowy początek” okazuje się być przyjęciem do wiadomości, a wręcz afirmacją starych błędów – wcześniej, tuż po ujawnieniu finansowych nadużyć (których skali do wyczynów lidera jednak daleko) pozycję w szczecińskim oddziale utrzymała Magdalena Filiks. Dwie główne siły opozycji totalnej również zdają się uparcie nie zauważać przyczyn swoich ostatnich (Nowoczesna) lub stałych (Platforma) zmartwień. W partii Ryszarda Petru doszło do radykalnego przemeblowania prezydium, wcześniej zaś z funkcją rzecznika pożegnał się Paweł Rabiej. Pozycję w partii straciła między innymi Joanna Schmidt, co stało się przyczyną komentarzy, ę tradycyjnie za skandal obyczajowy z udziałem mężczyzny-lidera i kobiety, stojącej niżej w partyjnej hierarchii karę poniosło tylko to drugie. Patriarchalna.pl? Na pocieszenie w sobotni wieczór partyjna wierchuszka udała się do kina na… „Sztukę kochania”, o czym skwapliwie poinformowała Twittera inna posłanka tego ugrupowania, Joanna Scheuring-Wielgus. Z jej tweeta dowiedzieliśmy się, że w seansie wzięli udział również Petru i Schmidt.
Ostatnie sondaże pokazują, że – raczej dzięki wpadkom konkurencji – Platforma Obywatelska odzyskuje pewne drugie miejsce i tytuł głównej siły opozycji. Jednak zarazem groźne i karykaturalne zachowania w parlamencie pokazują, że partii Grzegorza Schetyny wciąż brak pomysłu na przyciągnięcie nowych wyborców, udaje się co najwyżej odzyskiwać tych, którzy już po ostatnich wyborach zaczęli skłaniać się ku Nowoczesnej. Przełomem nie była również sobotnia rada tej partii. Agresywna retoryka, podtrzymanie sprzeciwu wobec reformy edukacji, wreszcie mocne wsparcie dla zagrożonych propozycjami nowej ordynacji wyborczej samorządowych liderów – zupełnym przypadkiem akurat tych, wobec których najgłośniej formułuje się zarzuty korupcyjne. Platforma zapowiada powołanie wielkiego społecznego ruchu w obronie dotychczasowej formy samorządu. Można założyć się, że w mniejszych ośrodkach podczas jego demonstracji sprawdzana będzie lista obecności, czy jednak tłumy wyruszą w obronie przywilejów kolejnej grupy? „Skoro jesteście tacy dobrzy, czemu nie wychowaliście swoich następców?” chciałoby zapytać się prezydentów miast, którzy, w świecie Platformy, okazują się być ludźmi nie do zastąpienia. Ledwo zaś wybrzmiały hasła o obronie samorządów, dowiedzieliśmy się o aresztowaniach osób, zamieszanych w warszawską reprywatyzację.
Obrona wątpliwych spraw za pomocą demonstracji w kiepskim towarzystwie i dziesiątek jednakowych wpisów koślawą polszczyzną. Nowych pomysłów na bycie opozycja na razie brak.
Tekst ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
Ilustracja: https://twitter.com/sycylia6_
(3)