Gwiezdne Dziecko

 |  Written by Ellenai  |  6
Zwykle o tej porze roku mamy sezon ogórkowy, w którym czas płynie leniwie i nic się nie dzieje. Dziennikarze, aby zapełnić czymkolwiek szpalty, po raz setny przypominają potwora z Loch Ness albo choć znajdują wieloryba, który podąża sobie w górę lub może w dół Wisły (nie pamiętam już dokładnie, ale to w końcu bez znaczenia, byle podążał), a paparazzi polują na zdjęcia roznegliżowanych gwiazdek na plaży, jakby pobyt w tym miejscu w kostiumie kąpielowym był nie lada sensacją. Pojawiają się także tematy, typowe zapchaj-dziury, o ociepleniu klimatu, o tym, że pomidory szkodzą, a za tydzień o tym, że pomidory pomagają i dlaczego margaryna jest lepsza/gorsza od masła. W tym roku jest inaczej. Rzeczywistość zaczyna przygniatać  i nawet trochę zatęskniłam do tych bzdurek, by móc odpocząć od wieści, które nie mogą napawać optymizmem. Co prawda nawet się zaśmiałam, gdy ktoś na TT napisał: „Białe ciężarówki już dojechały, teraz kolej na białe czołgi i białe śmigłowce”. Ale w gruncie rzeczy to przecież wcale zabawne nie jest. Może więc niech zwyczajom sezonu  ogórkowego stanie się choć częściowo zadość, choćby tylko dla chwili wytchnienia. Tym bardziej, że ktoś kiedyś (chyba DocEnt) kusił mnie do napisania notki o Gwiezdnym Dziecku. Obiecałam… i wyleciało mi to z głowy.
 
       Było to w latach 30. ubiegłego wieku. Do Meksyku przyjechali odwiedzić swoje rodzinne strony emigranci mieszkający na co dzień w Stanach Zjednoczonych. Ich córka, spacerując po okolicy, zapuściła się w korytarz starej kopalni, do której od dawna nie wolno było wchodzić z powodu groźby zawalenia się stropu. Dziewczyna jednak postanowiła obejrzeć stary szyb. Natrafiła na leżący w nim szkielet oraz na niewielką mogiłę usypaną tuż obok niego. Okazało się, że mogiła zawiera szczątki jakiejś bardzo dziwnej, nieproporcjonalnie zbudowanej czy może zdeformowanej postaci. Nie wiadomo dlaczego owa Latynoska postanowiła swoje odkrycie przemycić do USA. W każdym razie chwilowo wyniosła je z kopalni i ukryła pod rosnącym w pobliżu drzewem, nie mając świadomości, że liczą one sobie ponad 900 lat. Zanim jednak zdążyła je stamtąd zabrać, nad tym rejonem przetoczyła się potężna burza, wymywając i unosząc ze sobą całe zwały ziemi. Szkielety przepadły bezpowrotnie. Zaczepione o korzenie drzewa, zachowały się jedynie dwie czaszki. Znalezisko to w kolejnych lata przechodziło z rąk do rąk, ale świat dowiedział się o nim dopiero pod koniec  lat 90., gdy czaszki trafiły w ręce amerykańskiego pisarza, Lloyda Pye. Ów przez kilkanaście lat poświęcał swój czas i pieniądze, zlecając całe mnóstwo specjalistycznych badań prowadzonych przy pomocy najnowszych technik badawczych, by wyjaśnić pochodzenie mniejszej z czaszek, którą nazwano Czaszką Gwiezdnego  Dziecka  (Starchild Skull). Nazwa ta nie była przypadkowa, jako że już na pierwszy rzut oka było widać, że choć wydaje się do nich bardzo podobna, to jednak różni się ona od czaszek ludzkich. Niestety specjaliści nie potrafili jednoznacznie ustalić, do kogo należała, wykazuje ona bowiem szereg trudnych do wytłumaczenia anomalii. Udokumentowano ponad 25 podstawowych różnic między tą czaszką a normalną.

Przede wszystkim czaszka ta, uznana za czaszkę osobnika w wieku dziecięcym, ma sporo większą objętość i kształtem jest bardziej „pękata” od czaszek innych ludzi. Budowa i położenie oczodołów wskazuje, że osobnik ów miał wyłupiaste i blisko siebie osadzone oczy. Brakuje zatok czołowych, łuku brwiowego, inionu czyli tzw. wyrostka sutkowego, szyja ma inny kształt, a nieduża część twarzowa ma wielkość nieproporcjonalną do części mózgowej.
W tym miejscu niejeden z czytelników pomyśli: „Przecież to opis czaszki dziecka z wodogłowiem połączonym być może z jeszcze innymi anomaliami anatomicznymi”. Tak też początkowo myśleli badacze. Choroby o podłożu genetycznym nie są wszak domeną wyłącznie współczesnych czasów. Musiały także zdarzać się w dalekiej przeszłości - tym bardziej, że wtedy mniej dbano o zasadę unikania związków pomiędzy spokrewnionymi ze sobą osobami.

Jednak dalsze badania wykazywały coraz to kolejne anomalie. Kości czaszki były dwukrotnie cieńsze, niż powinny, czaszka ważyła też dwukrotnie mniej. Badanie budowy wewnętrznej wykazało kolejne dziwne cechy. Kości miały większą zawartość kolagenu i były przez to mocniejsze, mimo mniejszej grubości. Były też usiane zagadkowymi włókienkami niewiadomego pochodzenia, które dodatkowo wzmacniały tkankę kostną. Na podstawie analizy uzębienia badacze ustalili, że Gwiezdne Dziecko zmarło w wieku zaledwie kilku lat. Zagadką pozostało to, w jaki sposób ktoś o tak licznych wadach wrodzonych mógł w ogóle przeżyć po urodzeniu bez opieki lekarskiej, której wtedy nie było.

Warto dodać, że nie ma możliwości, by czaszka ta była oszustwem czy mistyfikacją, podobną np. do czaszki tzw. Człowieka z Piltdown, na którą ludzkość dawała się nabierać przez czterdzieści lat, a która okazała się ostatecznie być poskładaną z różnych, nie pochodzących od tego samego osobnika kości. W czaszce Gwiezdnego Dziecka każdy fragment kości przechodzi płynnie w połączony z nim kolejny fragment. Jednakże poszczególne kości w czaszce posiadają bardzo niezwykły kształt, niespotykany u typowych ludzi. Trudno jednak zaprzeczyć, że należy ona do jakiejś odmiany człowieka.  

W 2003 roku przeprowadzono pierwsze badania DNA obu czaszek - czaszki Gwiezdnego Dziecka i czaszki znalezionej razem z nią. Wykazały one, że matka dziecka była człowiekiem, ale nie była nią osoba, do której należała znaleziona obok czaszka, co obaliło wcześniejsze założenia. Badania jednak wykazały coś jeszcze. Po pierwsze, przy ich okazji odkryto, że w tkance kostnej znajdują się jakieś czerwone „mikroplamki”, których nie dało się zidentyfikować. Po drugie, nie udało się odtworzyć jądrowego DNA, w którym byłyby informacje pochodzące od ojca, co sugerowało, że nie był on człowiekiem. Niestety, przy dostępnej wtedy technologii odtwarzania, nie można było wysnuć z tego żadnych rzeczowych i ostatecznych wniosków.

Cała sprawa został odłożona aż do 2011 roku, kiedy to dokonano przełomowego odkrycia. Odtworzono wreszcie  jądrowe DNA z czaszki Gwiezdnego Dziecka. Analizując różnice mDNA u Gwiezdnego Dziecka a reszty populacji odkryto wartości przekraczające naturalnie występujące anomalie. To oznacza, że czaszka nie należy do typowego człowieka.

Obraz odtworzonego kompletnego DNA porównano z genetyczną bazą danych założoną w Wielkiej Brytanii w Narodowym Instytucie Zdrowia. Ta baza danych jest publicznie dostępna i stanowi scentralizowane repozytorium wszystkich informacji genetycznych wygenerowanych przez genetyków z całego świata. Obejmuje zasadniczo wszystkie żywe organizmy na Ziemi, od wszystkich gatunków roślin począwszy, poprzez  bakterie i wirusy,  ryby, skorupiaki  i  wszystkie gatunki zwierząt, w tym  ssaki, a wśród nich  wielkie małpy, aż po człowieka.
Dla wielu gatunków, w tym także i człowieka, istnieją sekwencje nukleotydów pokrywające całe genomy. Z tego powodu, również sekwencje z DNA Gwiezdnego Dziecka mogły być bezpośrednio porównywane z tą ogromną bazą danych. Te porównania wykazały, że 265 par zasad (to duża ilość) z odtworzonego jądrowego DNA Gwiezdnego Dziecka dokładnie pasuje do genu znajdującego się w ludzkim chromosomie, co potwierdza,  część jądrowego DNA pochodzi od istoty ludzkiej. Jednocześnie dalsze 342 pary zasad nie tylko nie pasują do niego, ale także „nie znaleziono istotnego podobieństwa” do żadnego ze znanych genotypów. Co to praktyce oznacza? Ano to, że nie ma ziemskiego odpowiednika czegoś, co poddane zostało analizie.

Wynik ten został kilkakrotnie zweryfikowany, zidentyfikowano też kilka innych fragmentów, których w tej bazie nie można dopasować do niczego znanego. Badania genetyczne będą kontynuowane ale już sam fakt, że w ich trakcie odkryto, iż materiał genetyczny pobrany z tajemniczej czaszki zawiera ponad 800 różnic w mitochondrialnym DNA jest zdumiewający. Ludzie w trakcie 200 tysięcy lat zdołali się "dorobić" 120 różnic mitochondrialnego DNA. Czy są to zatem szczątki hybrydy człowieka i istoty pozaziemskiej?
Grupa naukowców skupiona w ramiach The Starchild Project badająca czaszkę Gwiezdnego Dziecka sugeruje, że może to być prawda.

Ja sama przez lata myślałam, że może nie chodzi o wodogłowie, ale o bardzo rzadką chorobę, zwaną progerią, czyli o zjawisko przedwczesnego starzenia organizmu, które zwykle nie pozwala chorym dzieciom przeżyć dłużej niż 12 lat. Te ostatnie badania rzucają jednak zupełnie nowe światło i dziś już nie wiem, co należy o tym myśleć. Należy mieć nadzieję, że badania będą kontynuowane, bo technologie wszak posuwają się wciąż do przodu. Jednak Lloyd Pye nie wyłoży już na to pieniędzy. Zmarł 9 grudnia 2013 roku.



* Na fotografii porównanie Starchild Skull (z prawej) z czaszką kobiety znalezioną w tym samym miejscu pochówku, w korytarzu meksykańskiej kopalni.
 
5
5 (5)

6 Comments

Obrazek użytkownika wicenigga

wicenigga
bierze facet łopatę, kopie, paczy, a tu niezwykła czaszka!

W tym przypadku, i co najmniej w jeszcze jednym (kryształowa czaszka Anny Mitchell-Hedges), po całej serii nietypowych zachowań i wydarzeń, czaszeczki odnajdują dziewczynki. A Anna Michel tę kryształową znalazła, trzeba trafu, w swoje 17 urodziny.

No i potem okazało się zresztą, że ta czaszka została wystrugana w XIX w. chyba w Paryżu. Wzorem dla niej była prawdopodobnie przechowywana od końca XIX w. w British Museum inna kryształowa czaszka, którą też już zdemaskowano jako nowożytny wyrób.  Smutne :))

Nie wiem na jakie badania czeka Lloyd Pye, ale ewidentnie wpadł w sidła swojej własnej paranoi. Od niedawna twierdzi już, że materiał genetyczny obcego który jest udziałem czaszki gwiezdnego dziecka, jest niewykrywalny dla naszych przyrządów 




 
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Lloyd Pie na nic już nie czeka i niczego nie twierdzi. Jak wspomniałam w notce, zmarł 9 grudnia ubiegłego roku. Co do trudno wyjaśnialnych zjawisk, pisałam o nich już w kilku notkach. Nie dlatego, by sugerować, że nie da ich się racjonalnie wyjaśnić. Skończyłam etnografię, więc jestem niejako "zawodow naznaczona" i sceptyczna w stosunku do takich hipotez, jakie snuje Daeniken i jemu podobni :) Niemniej uważam te tematy za ciekawostki.
O kryształowej czaszce pisałam tutaj: http://www.blog-n-roll.pl/pl/zagadki-archeologii-%E2%80%93-co-da-si%C4%9...

Pozdrawiam
Obrazek użytkownika wicenigga

wicenigga
osoby, które kupują jego książki mają prawo wiedzieć, że Pye miał taki sposób na robienie kaski. Wolno mu. Było. Podobnie jak tej pani od czaszki kryształowej.

A sfojo szoso, u Danikena kosmici to niemal kulturtregery, a ten tu z Indiankami po krzakach się goni... no nieładnie panie kosssmaty, nieładnie.
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Pye jest właśnie nasłabszą stroną tej opowieści :) W swoich publikacjach zamiescił oczywiście wykresy obrazujące odtworzenie DNA oraz rózne kolorowe wykresy sprawiające wrażenie "poważnych i solidnych". Wykresy i słupki w ogóle jakoś przekonująco działają na ludzi nawet wtedy, gdy kompletnie ich nie rozumieją :) Niemniej jednak trzeba zauważyć, że te dane, opisy i wnioski pochodzą tylko od samego Pye. Oficjalnie żaden naukowiec nie poparł tych wywodów. Równiez samo "naukowe ciało badawcze" sprawia wrażenie, jakby zostało stworzone wyłącznie w celu badania tej czaszki. Nalezy więc niewątpliwie zachowac dystans do tych rewelacji - tym bardziej, że karkołomne "wyjasnianie niewyjaśnionego" w ogóle stało się niezłym sposobem na zarabianie pieniędzy. Daeniken jest tutaj koronnym przykładem.
I tak pewnie będzie nadal, że do czasu naukowego wyjaśnienia róznych trudno wytłumaczalnych zjawisk, beda się mnozyły na ich temat fantastyczne historie, przy czym niektórzy ludzie będą się nawet posuwac do fałszerstw. Pewnie także i dlatego, że ludzie lubią bajki :) Ci, którzy są już za starzy na księżniczki i smoki, lubią słuchać i czytac o innych niesamowitościach.
A ja... napiszę kiedyś na BnR o krasnoludkach :)
Obrazek użytkownika ro

ro
Na księżniczki, a także bajki o nich jestem już za stary. Więc gdy kładę się spać, puszczam sobie z Jutuba "Starożytnych kosmitów", których kiedyś "za wstawienictwem" kolegi obejrzałem dokładnie, a którzy nigdy mi się nie znudzą, bo gdy tylko przez chwilę posłucham głosu lektora, natychmiast odlatuję jeszcze dalej, niż Daeniken i jego koledzy.
smiley
Obrazek użytkownika wicenigga

wicenigga
Oj lubią, lubią,  nawet  bajki z "tamtej strony" mają wzięcie. I chociaż stamtąd się nie wraca, to wieści jakoś się przedostają :)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>