Jak "procedury" wpływają na efekty leczenia?

 |  Written by Lech 'Losek' Mucha  |  6
   Z mojej praktyki w pracy na oddziale chirurgicznym wynika, że jednym z ważnych czynników wpływających na zdrowienie, odporność na zakażenia i choroby nowotworowe, a także mającym znaczenie w gojeniu ran pooperacyjnych jest odporność psychiczna pacjenta! Nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, że osoby o silnej psychice, będą się lepiej, szybciej goić, będą mieć mniej powikłań i problemów po operacjach, niż ludzie, którzy się wszystkiego boją i bardzo o wszystko martwią. Mój pierwszy szef mówił: bój się bojącego, mając na myśli to, że należy być szczególnie ostrożnym lecząc pacjenta o labilnej psychice. Uważał, że pacjenci, przynajmniej niektórzy, mają pewien rodzaj przeczucia i potrafią przewidzieć kłopoty. Mnie się wydaje, że to rodzaj samospełniającej się przepowiedni. Bojący się o skutki leczenia pacjenci, sami przyczyniają się do problemów i powikłań w leczeniu.
   Należałoby wobec tego zadbać o wzmocnienie psychiki pacjenta przed planowanym leczeniem. Oczywiście optymalnym rozwiązaniem byłoby, żeby w oddziałach chirurgicznych i innych mogli znaleźć zatrudnienie specjaliści psychologii, którzy mogli by pomóc pacjentom, udzielając im fachowej pomocy. Jednak ze względu na ograniczone środki finansowe, którymi dysponują szpitale, nie należy się tego spodziewać w najbliższej przyszłości.
   Co można zrobić bez psychologów? Według mnie istnieją co najmniej trzy czynniki, na które mamy wpływ.
 
1. Zaufanie pacjenta do lekarza.
  
   Gdy zaczynałem pracę jako lekarz, ponad dwadzieścia lat temu, stosunki panujące pomiędzy pacjentem a lekarzem, były znacznie bardziej autorytarne, niż dziś. Lekarz jednoosobowo decydował o sposobie leczenia. Dziś dąży się do tego, żeby układ pomiędzy lekarzem, a pacjentem był oparty na zasadach równości i partnerstwa. Mamy dziś obowiązek mówić pacjentom prawdę na temat ich stanu i rokowania w chorobie, co czasem jest ze szkodą dla pacjentów o słabszej psychice. Mamy obowiązek informować pacjentów o wszystkich aspektach planowanego leczenia, o możliwych powikłaniach i niepowodzeniach w leczeniu. Komu służy ten system? Pacjentom, czy lekarzom? Dla czyjego dobra jest pomyślany? Według mnie, nakaz informowania pacjentów o możliwych powikłaniach, służy znacznie bardziej ochronie lekarzy, przed ewentualnymi procesami sądowymi, niż dobru chorego. Zabezpieczono w ten sposób interesy placówek ochrony zdrowia, ale nie służy to pacjentom. Nigdy jeszcze, przez całe dwadzieścia lat mojej pracy, nie spotkałem pacjentki, ani pacjenta, którzy po kilkuminutowym straszeniu powikłaniami przed planowanym leczeniem operacyjnym, zrezygnowaliby z leczenia! Ani razu! A ile nerwów musiało ich to kosztować? Ile to wyrządziło szkód w psychice chorych w chwili, kiedy należy tę psychikę wzmacniać, a nie osłabiać? Zupełnie inna sprawa jest wtedy, kiedy widzimy, że ze względu na obciążenie chorobami towarzyszącymi my, lekarze, uważamy zabieg za przeciwwskazany!  Kiedy ze względu na dobro pacjenta musimy odradzić zabieg. Nawet wtedy są chorzy, którzy naciskają na leczenie operacyjne! Ale nigdy (w mojej praktyce lekarskiej) nie zrezygnował z operacji ktoś, kto został do niej zakwalifikowany!
   Problem ten wziął się stąd, że w pewnym momencie zaufanie do lekarza, zastąpiono procedurami! Zresztą, dotyczy to nie tylko lekarzy, ale wielu innych zawodów, takich jak na przykład piloci, kierowcy zawodowi, czy policjanci. Kiedyś ludzie mieli zaufanie, że lekarz zrobi dla pacjenta to, co najlepsze, że kierowca, kiedy będzie zmęczony to pójdzie spać, a nie będzie woził ludzi, że pilot nie dopuści do latania w złych warunkach atmosferycznych, a policjant użyje broni tylko, gdy będzie musiał. A dziś, zamiast zaufania, mamy PROCEDURY! Na wszystko chcemy wprowadzić procedury. A jak się okaże, że w jakiejś sytuacji procedury zastosowane w miejsce zdrowego rozsądku, doświadczenia, wiedzy fachowej i sumienia doprowadziły do tragedii, to co robimy? Wprowadzamy nowe procedury... Skrajnym przykładem na to, o czym piszę, jest sytuacja w ochronie zdrowia w USA. Ze względu na posunięty do absurdu system prawny, generujący odszkodowania za zbyt gorącą kawę w McDonaldzie, procedury dotyczące leczenia mają tam tak duże znaczenie, że nawet jeśli lekarz kogoś zabije zgodnie z procedurami, nic mu nie grozi. Ale jeśli złamie procedury, nie wywinie się od odpowiedzialności i odszkodowania. Widać przy tym wyraźny związek pomiędzy systemem prawnym generującym odszkodowania, a wszechobecnością zastępujących zaufanie procedur. 
 
2. Rodzina.
 
   Niezastąpioną pomocą w leczeniu chorych jest rodzina. Ktoś, kto ma do kogo wracać, na kogo czekają dzieci, żona, albo mąż, rodzice, kto kocha i jest kochany, kto ma dom z kochającą rodziną, będzie się lepiej prowadził po zabiegu. Troska o chorych bliskich jest nie tylko spełnieniem chrześcijańskiego przykazania miłości, nie tylko jest uczynkiem miłosierdzia wobec ciała, ale jest jednym z fundamentów cywilizacji, jedną z zasad człowieczeństwa. Tymczasem wielokrotnie widziałem ludzi, spędzających samotnie dni i tygodnie w szpitalnych łóżkach, czekających wciąż na jakiekolwiek odwiedziny. Widziałem ludzi, których ręce zaciskały się tylko na brzegu szpitalnego łóżka, a w najlepszym wypadku na ręce pielęgniarki. Mój przyjaciel, który znieczula dzieci w różnym wieku twierdzi, że współczesna anestezjologia dziecięca powinna działać tak, by dziecko zasypiało do operacji w ramionach mamy. Pierwsze podanie leków odbywa się u mamy, lub ojca na kolanach. Po zabiegu dziecko również budzi się towarzystwie rodzica. Zabierane jest na stół operacyjny już niezupełnie przytomne i nie pamięta później tego momentu. W ten sposób, z powodu rozdzielenia matki ( lub ojca ) i dziecka, przynajmniej dziecko nie cierpi...  Moim zdaniem jest to praktyczne zastosowanie zasady o wzmacnianiu psychiki pacjenta przed zabiegiem.
 
3.Wiara.
 
   Nie da się również zaprzeczyć, że na wzmocnienie psychiki człowieka wpływa również wiara w Istotę, która może wszystko. Człowiek mający w zanadrzu możliwość zwrócenia się o pomoc do Boga, z całą pewnością lepiej zniesie psychicznie ryzykowny zabieg. Oczywiście wiara jest łaską i nie można nikogo zmusić, by w Boga uwierzył, ale uważam, że wszyscy, którzy aktywnie walczą z Bogiem, działają na szkodę swoich bliźnich, wytrącając im z ręki narzędzie służące do poprawy szans w walce z chorobą. Rodzice, którzy zaniedbują wychowanie religijne dzieci, zmniejszają ich szansę na dożycie późnej starości. Uważam, że jest tak zupełnie niezależnie od tego, czy Bóg jest, w co osobiście bezwarunkowo wierzę, czy nie.
 
 
 
z pozdrowieniami
Lech "Losek" Mucha

ilustracja z: http://kiczmejker.blox.pl/resource/chirurg.jpg
Hun
5
5 (3)

6 Comments

Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
Oj tak! Wiara w Boga i obecność bliskich mają przeogromne znaczenie w procesie zdrowienia. Miałam okazję tego doświadczyć - w czasie moich przygód operacyjnych codzienna obecność męża. 
Pamiętam też mojego 12-letniego syna, który wymyślił, że zamiast ze szkoły do domu, powędruje do mamy, do szpitala. A mnie godzinę wcześniej przywieźli z sali operacyjnej, jeszcze byłam splątana po narkozie i zupełnie niekomunikatywna. Dopiero tata wyjaśnił mu, dlaczego nie mógł się z mamą porozumieć. Ale naprawdę miałam dla kogo zdrowieć!

Napisałeś, że masz wątpliwości co do zasadności informowania pacjentów o ewentualnym ryzyku. Myślę, że to zależy indywidualnie od pacjenta. Ja należę do tych, którzy chcą wszystko dokładnie wiedzieć i przyznam, irytują mnie sytuacje, gdy słyszę tylko: "to Pani na pewno pomoże". Nie, ja chcę wiedzieć dokładnie co się będzie działo w czasie operacji i jaki jest mechanizm działania leków, konkretnie co zmieniają w organiźmie i na czym polega proces zdrowienia.
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika Lech 'Losek' Mucha

Lech 'Losek' Mucha
Mam wątpliwości co do zasady zmuszającej mnie do straszenia pacjentów. Ale jak ktoś lubi być straszonym... smiley

Pozdrowienia.laugh
 
Lech "Losek" Mucha
Obrazek użytkownika ro

ro
Jednak na swoim przykładzie mogę stwierdzić, że nie jest takie straszne, gdy dziecko dostaje "głupiego Jasia", a potem narkozę bez Mamy i budzi się bez Niej. W tym szpitalu o którym jakiś czas temu pisałem, z jakiegoś nie było oddziału dziecięcego... Lub z jakiegoś powodu był nieczynny. Pamiętam, jak mnie wieźli, jak położyli na stole, malowali brzuch jodyną, przywiązali ręce bandażem do stołu, założyli maskę (chloroform) na usta i nos, kazali liczyć, spytali czy już potrafię... 
-No pewnie!
-Jeden, dwa, trzy, osiem... cztery...
I już! Obudziłem się. Obok łóżka nie było Mamy, tylko siostra (o trudnym do zapamiętania niemieckim imieniu). A na szpitalnych łóżkach sami dorośli mężczyźni.
I wiesz! Wcale nie było strasznie.
Strasznie tylko chciało się pić.
A do picia był... widelec z nawiniętym kawałkiem mokrej gazy, którą pielęgniarka zwilżała mi usta.

Odwiedziny tylko we środę i w niedzielę, ale Mamę przemycała siostra, ta której bał się trochę sam ordynator. A mimo to nie było strasznie. 

Ale masz rację! Nie było wtedy procedur.
Gdyby były...

 
Obrazek użytkownika Lech 'Losek' Mucha

Lech 'Losek' Mucha
No, ale nie zaprzeczysz, że z Mamą byłoby i tak lepiej, co?
Ja byłem operowany na wyrostek jako dorosły w wieku dwudziestu lat i też pamiętam to straszne pragnienie następnego dnia rano. Aaaa i jeszcze pamiętam prześliczną pielęgniarkę anestezjologiczą, która była na sali. I przesympatyczne i też ładne uczennice, które były na oddziale.laugh
Pozdrowienia.
Lech "Losek" Mucha
Obrazek użytkownika ro

ro
To nie podlega dyskusji!

Ale najbardziej doskwiera to, że ponoć teraz dają pić zaraz po wybudzeniu (czy tak?) 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>