Tata Łukaszka był świadkiem wypadku samochodowego. Krzyczał, machał rękami, nic to pomogło. Jeden pan wjechał z impetem samochodem w samochód drugiej pani.
Pani wysiadła, obejrzała auto i zażądała od sprawcy pieniędzy. Kierowca wyjął portfel i wypłacił jej pewną ilość banknotów.
- Jeszcze - powiedziała pani.
Kierowca dodał kolejną ilość.
- Jeszcze.
Zaszeleściło.
- Jeszcze - nalegała dalej pani.
Kierowca znowu wsunął dłoń do portfela ale banknotów już nie wyjął.
- Już chyba wystarczy - powiedział. - To był przecież samochód a nie rezydencja w Brooklynie.
- Rabują nie! Okradają! - zaczęła krzyczeć pani. Kierowca dał jej ostatnią partię pieniędzy., Oznajmił, że więcej nie da, bo przepłacił i tak chyba trzykrotnie po czym wsiadł do swojego samochodu i odjechał.
Pani świdrowała ludzi stojących na chodniku, po czym krzyknęła do taty Łukaszka:
- To pan! Pan jest winien mojej kraksie!
- Przecież to nie ja panią uderzyłem! - zawołał tata Łukaszka. - Nawet nie mam tutaj auta! Jestem pieszo!
- Ale ja tego nie powiedziałam! Powiedziałam, że pan jest odpowiedzialny! Dawaj pan kasę!
- Jak to ja odpowiedzialny?! - tata Łukaszka nie wierzył własnym uszom. - Ja panią ratowałem!
- Ale za słabo! Gdyby mnie pan ratował z pełnym poświęceniem nic by się nie stało! A tak proszę spojrzeć co się stało z moim autem!
- Ale co ja mam z tym wspólnego? - wzruszał ramionami tata Łukaszka.
- Nic! Ale pan jeszcze nie płacił!
Pani wysiadła, obejrzała auto i zażądała od sprawcy pieniędzy. Kierowca wyjął portfel i wypłacił jej pewną ilość banknotów.
- Jeszcze - powiedziała pani.
Kierowca dodał kolejną ilość.
- Jeszcze.
Zaszeleściło.
- Jeszcze - nalegała dalej pani.
Kierowca znowu wsunął dłoń do portfela ale banknotów już nie wyjął.
- Już chyba wystarczy - powiedział. - To był przecież samochód a nie rezydencja w Brooklynie.
- Rabują nie! Okradają! - zaczęła krzyczeć pani. Kierowca dał jej ostatnią partię pieniędzy., Oznajmił, że więcej nie da, bo przepłacił i tak chyba trzykrotnie po czym wsiadł do swojego samochodu i odjechał.
Pani świdrowała ludzi stojących na chodniku, po czym krzyknęła do taty Łukaszka:
- To pan! Pan jest winien mojej kraksie!
- Przecież to nie ja panią uderzyłem! - zawołał tata Łukaszka. - Nawet nie mam tutaj auta! Jestem pieszo!
- Ale ja tego nie powiedziałam! Powiedziałam, że pan jest odpowiedzialny! Dawaj pan kasę!
- Jak to ja odpowiedzialny?! - tata Łukaszka nie wierzył własnym uszom. - Ja panią ratowałem!
- Ale za słabo! Gdyby mnie pan ratował z pełnym poświęceniem nic by się nie stało! A tak proszę spojrzeć co się stało z moim autem!
- Ale co ja mam z tym wspólnego? - wzruszał ramionami tata Łukaszka.
- Nic! Ale pan jeszcze nie płacił!
(2)