Przed wejściem do bloku, w którym mieszkali Hiobowscy doszło do dwóch jednocześnie awantur. W pierwszej brała udział dozorczyni, pani Sitko z mamą Wiktymiusza, a w drugiej pan Sitko ze swoim kolegą.
Pan Sitko ze swoim kolegą toczyli spór dotyczący kwestii biologicznej, mianowicie, czy mają jeszcze pieniądze na wino. Natomiast dyskurs obu pań to byłą metafizyka, dotyczyła bowiem kwestii zaufania.
- No czy jest pani stanie zaufać takiemu Karosławowi-Jaczyńskiemu - napierała mama Wiktymiusza.
- Owszem, jestem - bohatersko broniła się pani Sitko.
- A czy dałaby mu pani do potrzymania swoje pieniądze? - spytała podstępnie mama Wiktymiusza.
Strzał był celny. Pani Sitko zagryzła wargi i zrobiła przykrą minę.
- Ha! Widzi pani! - triumfowała mama Wiktymiusza. - A ja wolę dać pieniądze innej osobie, nawet całkiem obcej, niż Karosławowi-Jaczyńskiemu! Do potrzymania oczywiście - dodała patrząc na kolegę pana Sitko.
- Czego? - zapytał kolega.
- Pan jest całkiem obcy - powiedziała mama Wiktymiusza. - Przyjmie pan ode mnie pieniądze? Do potrzymania. Odda mi je pan, prawda?
- Oczywiście, oczywiście - zapewnił skwapliwie kolega. Mama Wiktymiusza wyjęła z portfela kilka banknotów i podała je koledze pana Sitko, a ten wziął je do ręki i zaczął patrzeć na nie wzrokiem pożądliwym wielce.
- I co? Widzi pani? - odezwała się zadowolona mama Wiktymiusza do pani Sitko. - Stało się coś? Nie. A strach pomyśleć co by się działo, gdybym dała je do ręki Karosławowi-Jaczyńskiemu. No, dobra, wystarczy. Poproszę moje pieniądze z powrotem.
Ale kolega pana Sitko trzymał banknoty w dłoni i najwyraźniej nie miał ochoty ich oddać.
- Proszę? Halo! - mama Wiktymiusza zaczynała się denerwować, a pani Sitko, rzecz ciekawa, w tym czasie zaczynała się coraz lepiej bawić. Zauważyła nawet:
- Może ten Karosław to nie byłaby taka zła opcja?
Mama Wiktymiusza już poirytowana stanowczym głosem poprosiła o zwrot gotówki argumentując:
- Przecież to są moje pieniądze!
- To... - zachrypiał kolega. - To już nie są pani pieniądze.
Powiało grozą i puszką po rybach ze śmietnika.
- A czyje? - spytała uginając się pod ciosem mama Wiktymiusza.
Kolega pana Sitko uniósł banknoty w górę i zawołał w przebłysku geniuszu:
- Unii Europejskiej!
To był nokaut. Mama Wiktymiusza padła na kolana i tak pozostała. A kolega schował pieniądze do kieszeni i zadowolony oświadczył panu Sitko, że już mają za co pić.
- Ani mi się waż - pani Sitko złapała małżonka za łokieć. - Nigdzie nie pójdziesz. Że też ci nie wstyd pić za pieniądze sąsiadki.
- Jeśli nie będę pił za pieniądze sąsiadki będę pił za twoje - uświadomił połowicę pan Sitko.
- Idź!
Pan Sitko ze swoim kolegą toczyli spór dotyczący kwestii biologicznej, mianowicie, czy mają jeszcze pieniądze na wino. Natomiast dyskurs obu pań to byłą metafizyka, dotyczyła bowiem kwestii zaufania.
- No czy jest pani stanie zaufać takiemu Karosławowi-Jaczyńskiemu - napierała mama Wiktymiusza.
- Owszem, jestem - bohatersko broniła się pani Sitko.
- A czy dałaby mu pani do potrzymania swoje pieniądze? - spytała podstępnie mama Wiktymiusza.
Strzał był celny. Pani Sitko zagryzła wargi i zrobiła przykrą minę.
- Ha! Widzi pani! - triumfowała mama Wiktymiusza. - A ja wolę dać pieniądze innej osobie, nawet całkiem obcej, niż Karosławowi-Jaczyńskiemu! Do potrzymania oczywiście - dodała patrząc na kolegę pana Sitko.
- Czego? - zapytał kolega.
- Pan jest całkiem obcy - powiedziała mama Wiktymiusza. - Przyjmie pan ode mnie pieniądze? Do potrzymania. Odda mi je pan, prawda?
- Oczywiście, oczywiście - zapewnił skwapliwie kolega. Mama Wiktymiusza wyjęła z portfela kilka banknotów i podała je koledze pana Sitko, a ten wziął je do ręki i zaczął patrzeć na nie wzrokiem pożądliwym wielce.
- I co? Widzi pani? - odezwała się zadowolona mama Wiktymiusza do pani Sitko. - Stało się coś? Nie. A strach pomyśleć co by się działo, gdybym dała je do ręki Karosławowi-Jaczyńskiemu. No, dobra, wystarczy. Poproszę moje pieniądze z powrotem.
Ale kolega pana Sitko trzymał banknoty w dłoni i najwyraźniej nie miał ochoty ich oddać.
- Proszę? Halo! - mama Wiktymiusza zaczynała się denerwować, a pani Sitko, rzecz ciekawa, w tym czasie zaczynała się coraz lepiej bawić. Zauważyła nawet:
- Może ten Karosław to nie byłaby taka zła opcja?
Mama Wiktymiusza już poirytowana stanowczym głosem poprosiła o zwrot gotówki argumentując:
- Przecież to są moje pieniądze!
- To... - zachrypiał kolega. - To już nie są pani pieniądze.
Powiało grozą i puszką po rybach ze śmietnika.
- A czyje? - spytała uginając się pod ciosem mama Wiktymiusza.
Kolega pana Sitko uniósł banknoty w górę i zawołał w przebłysku geniuszu:
- Unii Europejskiej!
To był nokaut. Mama Wiktymiusza padła na kolana i tak pozostała. A kolega schował pieniądze do kieszeni i zadowolony oświadczył panu Sitko, że już mają za co pić.
- Ani mi się waż - pani Sitko złapała małżonka za łokieć. - Nigdzie nie pójdziesz. Że też ci nie wstyd pić za pieniądze sąsiadki.
- Jeśli nie będę pił za pieniądze sąsiadki będę pił za twoje - uświadomił połowicę pan Sitko.
- Idź!
(1)