
„Kresowi sarmaci” to, zgodnie z tytułem, zbiór opowieści o dziejach szlachty kresowej, polskiej, a przecież równocześnie i trochę litewskiej, i trochę białoruskiej, i tatarskiej. To historie w części „Mickiewiczowskie” – rodzina i sąsiedzi wieszcza pojawiają się w chyba w większości, poznajemy też historie, które prawdopodobnie były bezpośrednią inspiracją do stworzenia opisu „ostatniego zajazdu na Litwie” czy postaci księdza Robaka. Mamy tu opowieści awanturnicze (znany na całą Europę karciarz i filantrop Michał Walicki) i losy przyszłych świętych – jak choćby bardzo poruszająca historia Edwarda Woyniłłowicza, wspierającego białoruskie dążenia szlachcica z Mińska, fundatora miejscowego kościoła. Mamy tu dzieje represji, konspiracji i zesłań, wreszcie zagłady świata szlacheckich dworków z rąk bolszewickich zbirów. Czasem też zaskakujące, jak kończąca książkę historia czterech braci, z których przeżył jeden – niewidomy. Puszczony wolno długą resztę życia spędził wśród białoruskich wieśniaków, grając na harmonii…
Tak więc kawał historii – tej zwyczajnej, jak procesy o miedzę między szlacheckimi awanturnikami Litwy (tu, przyznać trzeba, chyba jedyny raz w pewnym momencie zacząłem się nudzić), tej tragicznej, ze zsyłkami, Syberią, wyrokami śmierci, mamy też wreszcie historię polskiej kultury, nie tylko z racji wspomnianych wątków Mickiewiczowskich, lecz choćby opisu nieszczęśliwego życia i śmierci Władysława Syrokomli.
Część tekstów to rozbudowane materiały prasowe, stąd niektóre informacje powtarzają się po kilka razy, wyjątkowo to jednak nie przeszkadza. Całość czyta się błyskawicznie, choć nieraz, zwłaszcza jeśli tęskno nam do tego nieistniejącego już świata, czuje się ten uścisk w gardle. Nie chcę nadużywać słów „lektura obowiązkowa”, niemniej tu naprawdę będą na miejscu, Do tego tym razem, oprócz kilku literówek, wszystko napisane i zredagowane jest porządnie, zaś tekst dopełniają archiwalne zdjęcia, nieraz pochodzące z czasów początków polskiej fotografii. Dobrze, że ktoś wydaje takie rzeczy, a jeszcze lepiej, że ktoś nadal chce je czytać.
Joanna Puchalska, Kresowi sarmaci, Fronda 2015
Tak więc kawał historii – tej zwyczajnej, jak procesy o miedzę między szlacheckimi awanturnikami Litwy (tu, przyznać trzeba, chyba jedyny raz w pewnym momencie zacząłem się nudzić), tej tragicznej, ze zsyłkami, Syberią, wyrokami śmierci, mamy też wreszcie historię polskiej kultury, nie tylko z racji wspomnianych wątków Mickiewiczowskich, lecz choćby opisu nieszczęśliwego życia i śmierci Władysława Syrokomli.
Część tekstów to rozbudowane materiały prasowe, stąd niektóre informacje powtarzają się po kilka razy, wyjątkowo to jednak nie przeszkadza. Całość czyta się błyskawicznie, choć nieraz, zwłaszcza jeśli tęskno nam do tego nieistniejącego już świata, czuje się ten uścisk w gardle. Nie chcę nadużywać słów „lektura obowiązkowa”, niemniej tu naprawdę będą na miejscu, Do tego tym razem, oprócz kilku literówek, wszystko napisane i zredagowane jest porządnie, zaś tekst dopełniają archiwalne zdjęcia, nieraz pochodzące z czasów początków polskiej fotografii. Dobrze, że ktoś wydaje takie rzeczy, a jeszcze lepiej, że ktoś nadal chce je czytać.
Joanna Puchalska, Kresowi sarmaci, Fronda 2015
(2)