Inny świat Herlinga-Grudzińskiego. Oto pierwsze skojarzenie podczas lektury Listów z Rosji Markiza de Custine’a. Co gorsza, nie jest to tylko moje skojarzenie. George Kennan stwierdził wprost: „nawet jeżeli przyjmiemy, że książka Custine’a nie była zbyt dobrą książką o Rosji w roku 1839, pozostaje niepokojący fakt, że była książką znakomitą, chyba najlepszą ze wszystkich jakie napisano, o Rosji Stalina, a także książką zupełnie niezłą o Rosji Breżniewa i Kosygina”.
A więc prorok! Uchwycił istotę rzeczy, choć popełnił wiele – jak wytykali mu rosyjscy krytycy w jego epoce - „błędów” faktograficznych, a nawet „oszczerstw”. To dla mnie wskazówka, aby nie przejmować się opiniami naszych „konserwatystów”. Jedno jest pewne – błądzą ci, którzy sądzą, że Rosja carska była jakościowo różna od Rosji sowieckiej. Bolszewicy powiedzieli: „my zrobimy to lepiej”. I udało się. Rurykowicze i Romanowowie byli za kiepscy. Bolszewicy zrealizowali zamiar diabła w sposób bliski doskonałości.
Do dzisiaj jakoś omijała mnie lektura Listów de Custine’a. Może to i dobrze, bo warto chłonąć to dzieło krytycznym umysłem. Przez cały czas towarzyszy mi wrażenie, że de Custine gra emocjami czytelnika - może tego nauczył się w Rosji? Kokieteryjnie stwierdza, że celem jego podróży było poszukiwanie argumentów przeciwko rządom reprezentacyjnym, jednak od początku wyczuwa się ukrytą tezę wprost przeciwną, której całe dzieło jest podporządkowane. Sam przecież przyznaje: „niewiele zobaczyłem, lecz wiele odgadłem”.
Jeszcze przed zaokrętowaniem się na statek płynący do Petersburga de Custine niby to przypadkiem spotyka karczmarza, który tłumaczy mu, że Rosjanie mają dwie twarze: wesołą, gdy opuszczają swój kraj, i smutną, gdy do niego wracają. Tu trzeba jeszcze dodać, że ponure te twarze srożą się jeszcze bardziej, gdy wygłaszają pogróżki na forum międzynarodowym, lecz rozweselają, gdy gardło ich wchłonie butelkowego ducha. Ale ten fakt znany jest nam dzisiaj – a czy znany był w wieku XIX? Być może więc powtarzając do znudzenia te same refleksje, choć w różnej formie, francuski gaduła próbuje przełamać nasze opory i ugruntować wnioski. Stary, schorowany Rosjanin, książę K, uświadamia nas więc o tym, że z chwilą opuszczenia Rosji Rosjanie stają się kosmopolitami. Bo też na obszarze światowym tak wypada i jest to lepiej przyjmowane, a przecież Rosja chce być dosłownie: imperium światowym. Dowiadujemy się, że Rosja jest naturalnym sojusznikiem wszelkich antyklerykałów, gdyż z zasady jest antykatolicka. Rosja pogardza honorem; jeśli Rosjanie bohatersko walczą na wojnie, to nie dla osobistego honoru, lecz z poczucia obowiązku. Wreszcie już na samym początku de Custine prorokuje nadchodzący upadek... Unii Europejskiej! Trzymajcie się mocno fotela, bo zacytuję dosłownie:
„Kiedy nasza kosmopolityczna demokracja rodząc swe ostatnie owoce zohydzi wojnę licznym ludom; kiedy narody rzekomo najbardziej cywilizowane na ziemi przestaną wreszcie szarpać sobie nerwy w politycznej rozpuście; kiedy upadając coraz niżej popadną w sen wewnątrz i w pogardę na zewnątrz, a wszelki związek z tymi społeczeństwami pogrążonymi w egoizmie zostanie uznany za niemożliwy, wówczas śluzy Północy znów otworzą się ku nam, wówczas doznamy ostatniej inwazji, już nie ze strony ciemnych barbarzyńców, lecz mistrzów przebiegłych, roztropnych, bardziej doświadczonych niż my, bo się nauczą z naszych własnych nadużyć, jak można i jak trzeba nami rządzić”.
Słowa te dopiero w roku 2016 stają się w pełni zrozumiałe i aktualne. I jeszcze to:
„Na próżno wtedy przerażona równość wezwie starą arystokrację na ratunek wolności: broń chwycona za późno, dźwigana przez ręce za długo bezczynne, będzie bezsilna. Społeczeństwo zginie, bo zaufało słowom pozbawionym sensu lub sprzecznym – a wówczas zwodnicze echa opinii, dzienniki, chcąc za wszelką cenę utrzymać czytelników, popchną do przewrotu, choćby po to, by mieć coś do opowiadania jeszcze przez miesiąc – zabiją społeczeństwo, żeby żywić się jego trupem”.
Szczera prawda o wieku XXI.
Jednak to nie koniec (nie)przyjemnych niespodzianek w tej relacji z podróży po Rosji Putina. 10 lipca... 2016 roku de Custine zastanawia się, po co Rosji flota, skoro jest państwem kontynentalnym. Przecież w pobliżu Petersburga morze nadaje się do żeglugi tylko trzy miesiące w roku. Najwyraźniej de Custine nie przewidział rosyjskiej inwazji na Syrię, do czego flota okazała się niezbędna.
Ponieważ Rosja jest państwem urzędniczym, de Custine wiele uwagi poświęca opisowi działania rosyjskiej administracji. Jest ona mianowicie drobiazgowa i sumienna. Rewizje przeprowadzane przez celników trwają wiele godzin, cudzoziemiec brany jest na spytki wiele razy przez kolejnych urzędników, którzy ponawiają znów rewizje, jak gdyby zapominając o tym, że poprzednia grupa celników już je przeprowadziła. Tu de Custine’a zawodzi wyobraźnia, sądzi po prostu, że „w rosyjskiej administracji drobiazgowość nie wyklucza nieładu”. Nie dostrzega jednak – lub nie chce widzieć – tego, że ów nieład jest pozorny. Pisanie życiorysów – jednego po drugim – i szukanie dziury w całym – to przecież ulubiona taktyka rosyjskich śledczych. Dostrzega natomiast – choć nie wprost – że taka drobiazgowość to rodzaj rabowania podróżnych. Nie pisze jednak wprost o łapówkach – dlaczego? Nie rozumie też, czemu celnicy w Kronsztadzie zabierają mu zegar ścienny, ale może my już to wiemy i Putin – wielki kolekcjoner zegarków – też to wie.
Potem opisy Petersburga i jego mieszkańców – przepyszne. De Custine postrzega to miasto jako gigantyczną i kosztowną makietę zbudowaną głównie po to, by Rosjanie uczyli się europejskich manier w swoistym Matrixie, gdzie wszystko przypomina Europę, ale nią nie jest, to bowiem byłoby zbyt niebezpieczne dla ich wiary w Rosję. Społeczeństwo Petersburga jest zmilitaryzowane i szykuje się do wojny; musi więc dobrze poznać przeciwnika w swoistym laboratorium, nie tracąc jednak swego patriotyzmu. Nowa stolica jest więc położona tak daleko na północy jak to tylko możliwe, aby udowodnić Rosjanom, że to jednak nie jest Europa… Tutaj mrozy straszliwe niszczą budynki tak bardzo, że co roku trzeba je odnawiać. W tym punkcie naszła mnie refleksja, czy zobaczę kiedyś ruiny Petersburga i ciekawość, jak one będą wyglądały...
Mimo że Rosjanie podzieleni na klasy są społeczeństwem skrajnie shierarchizowanym, wszyscy są też równi wobec cesarza, który zastępuje im Boga. Przyjmując na audiencji chłopów, cesarz wymierza w ten sposób policzek arystokracji, co nie przeszkadza ludziom z klas wyższych bić i znęcać się nad ludźmi z klas niższych. Zsyłka na Syberię osób ze ścisłej elity to inny przykład tej „równości”, a raczej urawniłowki.
Każdy wypadek uważany tu jest za sprawę państwową. Wszystko ma być przypudrowane. Śmierć zgwałconej dziewczyny jest przez policję petersburską starannie skrywana, by nie psuła wrażenia porządku. Najważniejsze, by władza miała dobre samopoczucie. Ujawnienie tego mordu naraziłoby policję na zarzut, że działa nieskutecznie i spotkałyby policjantów za to surowe kary – a tego przecież chcą uniknąć. Dlatego w państwie rosyjskim przestępczość „nie istnieje”. Co więcej jednak, na zwłokach można przecież dobrze zarobić. Za kilka rubli policjanci sprzedają je do prosektorium. Nie dość zatem, że unikają kary, to jeszcze na tym zarabiają. Przypomina się handel zwłokami podczas ostatniej wojny czeczeńskiej, notorycznie uprawiany przez oficerów rosyjskiej armii…
Scena bójki pomiędzy marynarzami i interwencja policji przypomina wprost sceny z sowieckich łagrów. Równość, która nie prowadzi do demokracji, lecz do urawniłowki, zbydlęcenia. Awans, który w hierarchii zdobywa się nie poprzez zasługi, lecz poprzez intrygi. Permanentna inwigilacja; cudzoziemiec nie może tu niczego obejrzeć bez ugrzecznionego przewodnika. Grzeczność, która jest pozorem grzeczności, podstępem.
Brak nauki religii, który prowadzi do powstawania sekt o wyraźnym zabarwieniu komunistycznym (kolektywizacja kobiet). Sekty te są starannie ukrywane, a gdy już nie można im zaradzić – wszystkich sekciarzy zsyła się na Syberię. Ludzie, którzy ośmielają się dostrzegać wybawienie dla Rosji w katolicyźmie zostają uznani za szaleńców i poddani pod opiekę lekarzy, w wyniku której po trzech latach wpadają w obłęd.
Największą przyjemność lud znajduje w pijaństwie, dzięki któremu może zapomnieć i marzyć. Winę za wszelkie trudności ponoszą oczywiście Polacy, bo to oni właśnie podburzają poczciwy lud rosyjski do buntów… Kraj, w którym ludzie nigdy nie zachowują się naturalnie.
Ale są oczywiście „inni Rosjanie”, bardziej naturalni. Zawstydzeni uciskiem twardego ustroju, szukają wolności w obliczu wroga – udają się na wojnę na Kaukaz, by „odpocząć od jarzma dźwiganego u siebie”. Szkoda tylko, że wtedy Czeczeni i inne ludy Kaukazu nie mogą odpocząć od jarzma, które przychodzi z Północy!
Zesłańcy francuscy, którzy uwolnieni z Syberii nawet we Francji boją się głośno mówić o tym, co ich spotkało. De Custine konstatuje: „jestem bardzo szczęśliwy, że spędziłem w Rosji tylko parę miesięcy, bo spostrzegam, że ludzie najszczersi, umysły najbardziej niezależne, po spędzeniu wielu lat w tym osobliwym kraju myślą przez całą resztę życia, że jeszcze tam są, albo że są narażeni na powrót tam”. I na to wszystko Rosjanie odpowiedzą przewrotnie: „Trzy miesiące podróży, niewiele zobaczył”. Zostałby tam minimum dwa lata i wróciłby Rosjaninem. We francuskim przebraniu.
Obserwacje de Custine’a są dalekie od powierzchowności. Doświadczenie rewolucji we Francji każe mu się zastanawiać, czy rewolucja nie jest równie tyrańska w Paryżu, jak samowładztwo w Petersburgu. Do tego punktu pozostaje więc naiwnym konserwatystą, idealną wprost ofiarą rosyjskiej propagandy. Zaraz jednak robi istotne zastrzeżenie: „We Francji rewolucyjna tyrania jest złem przejściowym, w Rosji tyrania despotyzmu jest permanentną Rewolucją”. To przecież opis państwa bolszewickiego! „Wyobraź sobie namiętności republikańskie (gdyż raz jeszcze powtarzam, za panowanie cesarza Rosji panuje fikcyjna równość) kipiące w ciszy despotyzmu. Jest to straszliwa kombinacja, zwłaszcza z powodu przyszłości, jaką wróży światu. Rosja jest kotłem wrzącej wody, dokładnie zamkniętym, lecz umieszczonym na coraz silniejszym ogniu: istnieje obawa eksplozji”.
Wspomina nasz francuski gaduła, że mapy rosyjskiego sztabu generalnego są najdokładniejsze i najbardziej szczegółowe na świecie. Jako że mam okazję pracować z tymi mapami, potwierdzam, że istotnie są dosyć dobre. Z tym tylko, że i tu zaznacza się idiotyzm tyranii, swoisty rosyjski „porządek”. Ilustracją jest fragment większej całości – arkusz mapy trójwiorstowej, obejmującej większość terenów zabranych Rzeczypospolitej (i nie tylko). W każdym normalnym kraju byłby on upstrzony rzekami, pagórkami, napisami. W Rosji akurat ten arkusz jest niemal pusty. I mylił by się ten, kto by sądził, że puste miejsce zawiera jakieś niezwykłe tajemnice – te mapy i tak były utajnione, a baz atomowych jeszcze wtedy nie było. Nie: znakomitym kartografom najwyraźniej kazano zrobić mapę określonego terytorium i nic więcej. Rozkaz ślepo wykonali, bo rozkazy się wykonuje. Zrobić coś lepiej, niż każe władza? O, nie! To może sprowadzić kłopoty...
Najzabawniejsze są jednak refleksje de Custine’a dotyczące stanu rosyjskich bruków i dróg. Pomstuje tu nad tym rodzajem bruku, który w Polsce nazywamy kocimi łbami. Na kocich łbach pojazdy trzęsą się jak galareta, a osie pękają. Nie rozumie tego i na pierwszy rzut oka można na tym poprzestać. Ale przecież po chwili namysłu sprawa jest zupełnie jasna. Jeśli czytelnik miał w ręku kamień zwany kocim łbem, łatwo zauważy, że jest on zwykle ścięty u dołu. Chodzi o to, by stabilnie leżał w gruncie. Nie jest to byle jaka robota; większość dróg pokrytych kocimi łbami jest nadal w dobrym stanie (jechałem taką drogą kilkukilometrowym odcinkiem na Podlasiu). Kluczowe pytanie: skoro rzemieślnik zadał sobie trud ociosania kamienia tak, by nie zapadał się w gruncie, to czemu nie ociosał go również od góry, by droga była bardziej równa? Odpowiedź nasuwa się sama: bo to nie jest droga dla cywilów. To jest droga dla żołnierzy. Nawet jeśli podkowy będą się łamały u końskich nóg, wojsko zawsze ma kowala i innych rzemieślników, którzy wszystko naprawią. Najważniejsze, by armaty nie utonęły w błocie. Nic innego się nie liczy.
Jakub Brodacki
Aurea dicta Markiza de Custine’a
„Rosja to kraj, gdzie można robić największe rzeczy dla najmniejszego rezultatu”.
„Nie mówię, że ich system polityczny nie wytwarza nic dobrego, mówię tylko, że to, co wytwarza, za drogo kosztuje”
„O Rosjanach wielkich i małych można powiedzieć, że są pijani niewolą”.
„Zamiłowanie do rewii jest w Rosji po prostu maniackie”.
„Dla Rosjan nazwy są wszystkim”.
„Mam wrażenie, jakby cień śmierci unosił się nad tą częścią kuli ziemskiej”.
„Ludzie w Rosji milczą, kamienie natomiast mówią i to w rozpaczliwy sposób”.
„To człowiek szczery – myślą Rosjanie – a więc może być niebezpieczny”.
I coś jeszcze dla naszych blogowych antysemitów:
„Potrzeba trzech Żydów, żeby oszukać jednego Rosjanina”.
„Jeden Rosjanin może zwieść trzech Żydów”.
(te dwa ostatnie dicta są przypisywane carowi Piotrowi).
9 Comments
Ach, klasyka! :)
04 August, 2016 - 16:36
A to znasz? :)
"Подчинённый перед лицом начальствующим должен иметь вид лихой и придурковатый, дабы разумением своим не смущать начальство."
"Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak, by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego."
- Piotr I
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Stare ale jare ;-)
04 August, 2016 - 16:44
A przecież w latach 80. XVII wieku uporczywie powtarzały się w Moskwie pogłoski o tym, jakoby polska husaria właśnie szykowała się do marszu na Kijów...
Rządy Sobieskiego 1684-1696
04 August, 2016 - 18:29
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Max
04 August, 2016 - 18:41
W historiografii polskiej ciągle słyszy się narzekania na braki w artylerii, ale byli królowie, którzy potrafili ten stan rzeczy poprawić - Batory, Władysław IV. Pieniądze można było skądś wynaleźć. Sobieski był bogatym posesjonatem. Skoro własnym kosztem utrzymywał znaczną część armii, to mógł też popracować nad odbudową artylerii, a w szczególności nad założeniem odpowiedniej stadniny koni pociągowych (zaprzęg wołowy był zbyt powolny). udało mu się to z artylerią lekką, czemu nie z ciężką?
Moim zdaniem dzielny wódz uroił sobie po prostu, że musi trzymać zdobycie Kamieńca w odwodzie, żeby tym mobilizować opinię publiczną. Stosowano nieskuteczną jego blokadę - nie podjęto ani jednej próby regularnego oblężenia.
Co do AugustaII - on nie zapuścił wojska Rzeczypospolitej. Ono się zapuściło za czasów Sobieskiego. Wimmer wykazał w swej monumentalnej pracy, że po Wiedniu z roku na rok spadała jego liczebność ze względu na straty ludzkie i w koniach. Szczególnie katastrofalny był rok 1691, kiedy utracono w Mołdawii sto tysięcy koni. Mimo znacznych wysiłków finansowych liczba żołnierzy nie mogła już przekroczyć 20 tys., a przecież sama Korona mogła wystawić wcześniej ponad 30 tys. W 1698 zgromadzono w Podhajcach maksymalną liczbę żołnierzy - 20 tys. I o ile mi wiadomo tej liczby nie udało się pobić już potem przez długie lata.
Więc jak to jest?
05 August, 2016 - 09:14
@ro
05 August, 2016 - 10:11
Zwracam Ci też uwagę, że w historii świata nie było państwa "bez grzechu", państwa, które robiło tylko rzeczy słuszne, moralne i właściwe. Czego najlepszym przykładem niech Ci posłuży historia Watykanu ;-)!!!
@tł @ro
05 August, 2016 - 15:26
Ja moge tylko dodać swój pogląd na tę sprawę.
O wielkości Rzeczypospolitej w sumie niewiele wiemy... Jej świetnośc przypadła na czasy przed Unią Lubelską, a ściślej biorąc - przed panowaniem Zygmunta Augusta, który po prostu uratował co jeszcze dało się uratować.
No i tu mamy problem, bo nasze średniowiecze jest ubogie w dokumenty pisane i poza Długoszem (stronniczym i złośliwym) niewiele wiemy o królu Jagielle i jego panowaniu. Przede wszystkim niewiele wiemy o procesach politycznych. Wiemy, że odbywały się zjazdy, że nadawał król przywileje. Wiemy też, że pierwsze sejmy walne miały miejsce już za Kazimierza jagiellończyka. Wiemy, że złoty okres sejmowania przypadł na czasy Zygmunta Starego. I JAK NA ZŁOSĆ!!! Z tego okresu mamy tylko jeden jedyny diariusz obrad Sejmu!!! I to w dodatku - sejmu rokoszowego (skądinąd interesujący).
Uruszczak odtworzył dzieje sejmu za Zygmunta Starego na podstawie drugorzędnych dokumentów...
Potem mamy sejmy egzekucyjne. Źle się działo w państwie duńskim, więc ludziska więcej pisali, niż w poprzednim okresie. Stąd też więcej źródeł. Ponadto znacznie obfitsze relacje dawali z obrad sejmowych posłowie zagraniczni - zaczynali bowiem rozumieć, że Sejm ma w ustroju RP szczególne miejsce.
Obserwując Sejmy z czasów Batorego, Zygmunta, Władysława, możemy conieco domyslać się, które zwyczaje sejmowe przetrwały od czasów jagiellońskich - ale są to tylko domysły. Obserwujemy więc starego człowieka i domyslamy się jak wygladał w dzieciństwie...
Kwestie ekonomii. Od dawna zaborcy i zaborcza historiografia (także marksistowska) wbija nam młotkiem do głowy, że bylismy kolonią surowcową Zachodu, swego rodzaju "imperium rolnym", tak jak dzisiaj. Podział na linii łaby dziwnie pokrywał się z granicami Układu Warszawskiego. badania wytrwale prowadzono w tym kierunku, zgromadzono wiele dokumentacji (m. in. słynna kwerenda rolna), by udowodnić, że Polska była zacofana i uzależniona od eksportu zboża. Zapominano jednak o nadzwyczajnej przedsiębiorczości Polaków i o ich szczególnej zdolności przystosowania się do zmian koniunktury. Badań pod tym właśnie kątem nikt nie prowadził, a teza o "linii Łaby" ciągle osłabia polskie umysły.
Kamieniec, ale przede
05 August, 2016 - 11:16
Nie wiem czy chciał - ale wiem, że "usiłował".
Kilkanaście lat, i dopiero w 1699 zabawa się skończyła.
*
Mówisz o "Wojsku polskim w II połowie XVII wieku"? Zawsze jakoś udawało mi się omijać tę pracę, w sumie nie wiem, czemu, bo kilka razy planowałem przeczytać. Teraz - nie wiem - od pewnego czasu źle mi się nazwisko kojarzy, osławiony Paweł Wimmer to jego syn. :)
Ale warto wiedzieć, dziękuję za informację, człowiek się całe życie uczy.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Max
05 August, 2016 - 15:10
Kilkanaście lat bezsensownych zabiegów o utworzenie dynastii, którą Sobieski i tak miałby jak w banku, gdyby zakończył wszystkie wojny i popracował nad stabilizacją polityki wewnętrznej. Tak właśnie zrobił Zygmunt III i dwóch synów wsadził na tron polski - inna sprawa, że niezbyt udanych (świetni żołnierze, marni politycy, kompletna odwrotność ich Swiątobliwej Pamięci Ojca).