
Dziś przeczytałam, że szefowa rządu i partii o specyficznie podwyższonych standardach zadała pytanie, komu Andrzej Duda odbierze pieniądze na realizację swoich obietnic. Ja słusznie pani premier zauważyła - budżet nie jest z gumy i na realizację obietnic Tuska ... wróć, Kopacz ... wróć, Dudy - może nie wystarczyć.
Ja na to mam radę wyjątkowo prostą i skuteczną: zlikwidować podatek kopupcyjny i ukrócić wyżerki u Sowy i w innych drogich miejscach za publiczne pieniądze.
Z wycieków w sprawie "afery rosyjskich kelnerów" wynika, że zarówno ministrowie, jak i szefowie różnych agencji czy urzędów, kochają smacznie (i drogo) wypić i zakąsić. Na ogół robią to na koszt podatnika, mimo, że zarobki mają NIECO wyższe, niż przeciętna płaca w Polsce. To, czego się dowiedzieliśmy, to zaledwie wierzchołek góry lodowej - ale i tak dowiedzieliśmy się co nieco o winach po osiemset złotych czy obiadach za dwa tysiące złotych. Tam, gdzie przypadki zostały nagłośnione, amatorzy ośmiorniczek za publiczne zostali zmuszeni do zwrotu pieniędzy - jak jednak wróble ćwierkają, taki proceder jest nagminny i długotrwały.
No więc tak: zlikwidować podatek korupcyjny i popijawy u Sowy, a budżet natychmiast stanie się znacznie bardziej elastyczny.
I wiemy wszyscy doskonale, że to właśnie TEGO oni się boją najbardziej. Przy prezydencie z PiS będzie trudniej ukryć takie wydatki; a gdy wróci PiS - korupcja znów zacznie być ścigana.
Stąd ten strach i ta brudna wojna.