
„W pierścieniu ognia”, druga część „Igrzysk śmierci” rozbudził bardzo duże apetyty, dlatego też rosnące grono fanów niecierpliwie wyczekiwało premiery „Kosogłosa”. A że jeszcze pojawiły się informacje, że w kilku mniej sympatycznych azjatyckich krajach buntowniczy potencjał filmu został dostrzeżony przez władze i ich przeciwników, atmosfera gęstniała. Ponieważ część osób filmu jeszcze nie widziała, nie będę go opowiadał, jednak w kilku słowach napiszę o swoich wrażeniach z seansu.
„Kosogłos cz. 1” w pierwszej chwili może lekko rozczarować, jednak nie warto temu rozczarowaniu ulec. Kto czytał książkę, mniej więcej wie, czego się spodziewać, nie wie tylko, jak autorzy podzielą rzecz na dwie części i czy wyjdzie to naturalnie, czy sztucznie. Moim zdaniem wybrnęli z tego całkiem zwinnie. Wydaje mi się, że pewnie lepiej wypadłby jeden potężny strzał zamiast dzielenia tomu na dwa obrazy, ale czy mam rację, przekonam się dopiero za rok.
W pierwszej części „Kosogłosa” akcja zwalnia, więc twórcy skupiają się na budowaniu klimatu. Klaustrofobiczne wnętrza XIII dystryktu, postapokaliptyczne krajobrazy dwunastki (na których jednak kot pożywił się zaskakująco dobrze). Pokazują też mechanizmy współczesnego PR, w którym towarem może być nawet rewolucja. To chyba największa wartość merytoryczna filmu, choć czasami miałem wrażenie, że ktoś wpada tu w pułapkę, przed którą próbuje nas ostrzec.
Wizualnie jest bardzo dobrze. Lokacje robią wrażenie, od strony plastycznej wszystko jest dopracowane i bardzo atrakcyjne, tyle, że trochę więcej tym razem estetyki znanej z horroru, do której tak dobrze pasują podziemia i szpitale. Jeśli chodzi o porównanie z książką, cóż – XIII dystrykt, choć zbuntowany, u Collins miał w sobie coś z Zajdla, wyczuwało się w nim podskórny, wymuszony sytuacją, totalitaryzm. W filmie jakoś się to specjalnie nie rzuca w oczy, ideologia nie rozłazi się tak wyraźnie a pani prezydent wydaje się być postacią mniej demoniczną. Snow nadal nie ma konkurencji.
Jako obraz samodzielny „Kosogłos, cz. 1” nie miałby zbyt wielkiej racji bytu. Jeśli potraktować go jako przygotowanie do kulminacji, która nastąpi w części drugiej, jest jednak solidnym fundamentem, w który wmontowano kilka bardzo spektakularnych elementów. Warto iść do kina.
Igrzyska śmierci: Kosogłos, cz. 1,USA, 2014, reż. Francis Lawrence
„Kosogłos cz. 1” w pierwszej chwili może lekko rozczarować, jednak nie warto temu rozczarowaniu ulec. Kto czytał książkę, mniej więcej wie, czego się spodziewać, nie wie tylko, jak autorzy podzielą rzecz na dwie części i czy wyjdzie to naturalnie, czy sztucznie. Moim zdaniem wybrnęli z tego całkiem zwinnie. Wydaje mi się, że pewnie lepiej wypadłby jeden potężny strzał zamiast dzielenia tomu na dwa obrazy, ale czy mam rację, przekonam się dopiero za rok.
W pierwszej części „Kosogłosa” akcja zwalnia, więc twórcy skupiają się na budowaniu klimatu. Klaustrofobiczne wnętrza XIII dystryktu, postapokaliptyczne krajobrazy dwunastki (na których jednak kot pożywił się zaskakująco dobrze). Pokazują też mechanizmy współczesnego PR, w którym towarem może być nawet rewolucja. To chyba największa wartość merytoryczna filmu, choć czasami miałem wrażenie, że ktoś wpada tu w pułapkę, przed którą próbuje nas ostrzec.
Wizualnie jest bardzo dobrze. Lokacje robią wrażenie, od strony plastycznej wszystko jest dopracowane i bardzo atrakcyjne, tyle, że trochę więcej tym razem estetyki znanej z horroru, do której tak dobrze pasują podziemia i szpitale. Jeśli chodzi o porównanie z książką, cóż – XIII dystrykt, choć zbuntowany, u Collins miał w sobie coś z Zajdla, wyczuwało się w nim podskórny, wymuszony sytuacją, totalitaryzm. W filmie jakoś się to specjalnie nie rzuca w oczy, ideologia nie rozłazi się tak wyraźnie a pani prezydent wydaje się być postacią mniej demoniczną. Snow nadal nie ma konkurencji.
Jako obraz samodzielny „Kosogłos, cz. 1” nie miałby zbyt wielkiej racji bytu. Jeśli potraktować go jako przygotowanie do kulminacji, która nastąpi w części drugiej, jest jednak solidnym fundamentem, w który wmontowano kilka bardzo spektakularnych elementów. Warto iść do kina.
Igrzyska śmierci: Kosogłos, cz. 1,USA, 2014, reż. Francis Lawrence
(2)