Krew i ziemia. I wódka

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
W zeszłym roku recenzowałem kilka pozycji, dotykających kwestii ukraińskich, jednak żadna z nich nie była tak wyczerpująca, jak „Krew i ziemia. O ukraińskiej rewolucji” Wojciecha Muchy. Rzecz wyjątkowa i niebanalna więc trochę głupio opisać ją w kilku banałach, takich jak „relacja z pierwszej ręki”, „rozmowy z uczestnikami wydarzeń”, czy „autor nie unika drażliwych tematów”. Wszystko to oczywiście tu mamy, bo i bezpośrednie relacje dziennikarskie z Majdanu, i rozmowy z jego uczestnikami, również takimi,  z którymi pogadać teoretycznie strach (rozmaici bojówkarze, watażkowie, nacjonaliści, a czasem zwykli żule), wreszcie poruszanie w tych rozmowach tematów historycznych. Bo choć niektórzy choćby i zobaczyli na własne oczy, nie uwierzą, to przecież Mucha, kibicując dzisiejszej walce Ukraińców doskonale zdaje sobie sprawę z historycznego tła i znaczenia części symboli, po które chętnie Ukraina 2014 sięgała. Czasem mam wrażenie, że nawet lepiej od ludzi, którzy się nimi posługują.

Książka składa się z dwóch części. Pierwsza, to specyficzne kalendarium Majdanu. Reporterski zapis wydarzeń w Kijowie, uzupełniony o relacje z innych miejsc Ukrainy i refleksji z krótkich wypadów do Polski. Zresztą, co oczywiste, o polskiej i europejskiej polityce w tej książce przeczytamy dużo i nie będzie to lektura miła. Lepiej wyglądały za to relacje na miejscu, na dole, powstające praktycznie w ogniu walki lub obok niej. Czasem patetyczne, objawiające się podziękowaniami, wielkimi słowami, polskimi flagami, a czasem przyziemne, nawiązywane przy wódce i , czego autor specjalnie nie ukrywa, w łóżkach. To dodaje zresztą jedynie autentyczności tej i tak najbardziej chyba autentycznej pozycji na ten temat. Cały dramatyzm, który znamy z relacji, zwłaszcza TV Republika i „Gazety Polskiej Codziennie”, z którą Mucha, tak samo, jak z Frondą, jest związany, wraca do nas na każdej stronie, czy to z tekstu, czy z kilkudziesięciu kolorowych zdjęć.

Jest też cześć druga. To pisane później reportaże czy też wspomnienia raczej z podróży po całej Ukrainie, tej walczącej, tej wykrwawiającej się, ale i tej obojętnej, na krańcach wschodnich i południowozachodnich. Podróż śladami wczorajszych już bojowników Majdanu, lecz i śladami polskości, których przecież pełno nie tylko w architekturze Lwowa, lecz i we wszystkich podupadłych dziś miejscowościach, które pomimo wysiłków naszych polityków wciąż jeszcze chyba większość z nas kojarzy z kart tego z Sienkiewiczów, który miał coś więcej do powiedzenia. To wartość dodana „Krwi i ziemi”.

Obraz nie jest tu ani trochę jednowymiarowy. Obok walki jest apatia, obok wolontariuszek i pielęgniarek szukające okazji lokalne puszczalskie, obok bojowników cwaniaczkowie i menele, wszędzie zaś obawa, czy wszystko nie skończy się źle. Jeśli nie jatką, to zdradą elit podobną do naszej, polskiej roku 1989 i lat późniejszych. Równolegle jednak Wojciech Mucha jest chwilami na tyle sceptyczny wobec co ostrzejszych nacjonalistów ukraińskich, by niespecjalnie pasowało to do tez o ślepej miłości środowisk „Gazety Polskiej” do  naszego sąsiada. Cóż, nie sądzę, by najgłośniej formułujący takie tezy w ogóle po tę książkę sięgnęli. Tych, którzy chcą dowiedzieć się lub tez sobie przypomnieć, czym jest Majdan i poszerzyć swoje informacje na temat sytuacji za naszą wschodnią granicą, „Krew i ziemię” polecam bardzo mocno. Bo i bardzo mocna to książka.

Wojciech Mucha, Krew i ziemia. O Ukraińskiej rewolucji, Fronda 2015
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>