Kukiz w pułapce partiokracji

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Zarzuty o prowadzenie podwójnej gry i stworzenie koncesjonowanej opozycji oraz próby kanalizacji społecznego niezadowolenia w porozumieniu z częścią dawnego obozu władzy towarzyszą Pawłowi Kukizowi odkąd rozpoczął działalność polityczną. Podejrzenia te podsycane były częstym przywoływaniem, również przez samego muzyka, dawnej przyjaźni z Grzegorzem Schetyną i ciepłych (do pewnego momentu) relacji z Donaldem Tuskiem. Nie raz, krytycznie oceniając różne działania Pawła Kukiza, zawsze broniłem go przed tym, najpoważniejszym, zarzutem. Wielokrotnie bowiem mogliśmy się przekonać, zwłaszcza śledząc telewizyjne i internetowe wypowiedzi Kukiza, że kieruje on się w dużym stopniu emocjami, które bardziej pasują do muzyka rockowego (nie przypadkiem zaś Kukiz jest autorem i wykonawcą wielu utworów, które stały się wręcz hymnami kolejnych pokoleń Polaków i niezliczonej ilości radiowych i koncertowych przebojów), niż rasowego polityka. Dopóki Kukiz próbował być politykiem pozasystemowym i pozaparlamentarnym, stanowiło to o jego sile i atrakcyjności. To dzięki temu dwukrotnie, idąc na żywioł podczas przedwyborczych debat, odzyskiwał poparcie, które tracił wcześniej, w trakcie kampanii wyborczych i zdobywał, najpierw dla siebie, później dla swojego ugrupowania, wyniki lepsze od spodziewanych.  Dlatego nadal sadzę, że jest zbyt nieobliczalny, jak na osobę, która miałaby być twarzą obliczonej na wiele lat operacji.
Problem jest inny – ostatnie wydarzenia w sejmie pokazują, że Kukiz, wciąż chętnie mówiący o walce z partiokracją, zachowuje się, jak kolejny wódz partyjny, czyniąc swoich kolegów zakładnikami własnych zmiennych nastrojów.  Kiedy w czwartek osobiście doglądał, czy  jego posłowie wyjęli karty do głosowania z czytników, pokazał, że oczekuje od swoich parlamentarzystów pełnego posłuszeństwa.  W sprawie, jak się okazało, niezrozumiałej nawet dla wielu sympatyków jego ugrupowania – zablokowania wyboru kolejnego sędziego Trybunału Konstytucyjnego, prof. Zbigniewa Jędrzejewskiego, w porozumieniu z posłami pozostałych partii opozycyjnych. 

Nikt chyba nie oczekiwał, że partia, będąca formalnie w opozycji, wspierać będzie wszystkie ruchy rządu. Równocześnie jednak, w odróżnieniu od pozostałych trzech sił opozycyjnych, Kukiz ’15 jest ugrupowaniem wyrosłym na krytyce, nie obronie, Trzeciej Rzeczpospolitej, co stawia je w specyficznej sytuacji. Jako jedyne ma szansę przejmować od PiS rozczarowany tą partią elektorat sprzeciwu (można zgadywać zresztą po ostatnich komentarzach, że już udało mu się to w przypadku kilku wpływowych publicystów, którzy zawiedzeni upadkiem PJN lub końcem samodzielności politycznej Jarosława Gowina, dzięki Kukizowi nie musieli głosować na tak w duchu pogardzany PiS), równocześnie jednak to nie elementy merytorycznej współpracy z partią rządzącą, a wszelkie układy z resztą opozycji są dla niego wizerunkowym ryzykiem.  W chwili, kiedy po głosowaniu opozycja nie wie jeszcze, że tak naprawdę przegrała, a Paweł Kukiz spontanicznie ściska się z Ryszardem Petru, wyborca szukający u niego antysystemowości może poczuć się zdezorientowany. Ujawnione nagranie z wypowiedzią Agnieszki Pomaskiej nie pozostawia wątpliwości – została zawarta umowa, z którą wyłamała się szóstka posłów Kukiza. Okazuje się również, że posłanka Małgorzata Zwiercan oddala głos równocześnie za siebie i Kornela Morawieckiego. To dodatkowy, komplikujący sytuację, lecz nie najważniejszy element.

Posłanka Zwiercan została natychmiast wykluczona z klubu Kukiz ’15. Kornel Morawiecki sam zrezygnował z członkostwa, kiedy dowiedział się, że jego koledzy planują jego zawieszenie. O Małgorzacie Zwiercan wiedzieliśmy dotąd niewiele. Szkoda, że jej piękny i heroiczny życiorys lepiej poznajemy dopiero teraz, gdy, zapewne w najlepszej wierze, dopuściła się zachowania, którego bronić nie sposób. Stało się bardzo źle. Jednak o wiele poważniej wygląda sytuacja wokół Kornela Morawieckiego.

Morawiecki, legenda Solidarności Walczącej, przez wiele lat uchodził za symbol bezkompromisowości. Poza niezrealizowanym ostatecznie planem startu w wyborach prezydenckich w 2010 w polskiej polityce funkcjonował bardziej jako legenda właśnie, niż jej czynny uczestnik. Związanie się Morawieckiego z ruchem Pawła Kukiza pozwoliło mu wreszcie zacząć odgrywać znaczącą rolę w życiu politycznym, zaś wielu Polaków dopiero dzięki tej kadencji zorientowało się, jak nietuzinkową postacią jest szef Solidarności Walczącej. Pokazało to już pierwsze, wstrząsające przemówienie, jakie Morawiecki wygłosił jako marszałek-senior nowego sejmu.

- "Niosłem Ciebie Polsko, jak żagiew, jak płomienie - gdzie Cię doniosę - nie wiem". To słowa z podziemia, autor nieznany… Po latach 80. donieśliśmy Polskę do naszych dni. Jesteśmy dumnym, wielkim narodem. Mamy przeszłość wielką. Jesteśmy cząstką dziejów, rośliśmy z chrześcijańskiego, europejskiego ducha, z naszej mowy i kultury, z umiłowania wolności, pracy i walki o niepodległość.  – mówił Morawiecki z żarem i patosem, jak chyba żaden marszałek-senior przed nim. Dzięki kolejnym miesiącom pracy, a także, a może przede wszystkim, kolejnym wystąpieniom publicznym, Kornel Morawiecki zdobył należne mu w polityce miejsce, wyrastając na jedną z najważniejszych postaci swojego ugrupowania i całego parlamentu. Dziś Morawiecki atakowany jest przez swoich dawnych kolegów i lidera ugrupowania, który pożegnać miał go słowami „P… się , Kornel”. Łatwość, z jaką Kukiz’15 rezygnuje z człowieka, który stał się twarzą ugrupowania, niepokojąco przypomina nie tak dawne czasy, gdy Donald Tusk wycinał z Platformy Obywatelskiej kolejnych liderów, mogących mu zagrozić i zdobyć większą od niego społeczną sympatię. Jeszcze inną sprawą jest dość nachalne sugerowanie, zarówno w rozmowach wewnątrzpartyjnych, jak i na zewnątrz, że Morawiecki-ojciec kieruje się w polityce głównie interesem swojego syna. Wygląda to na usiłowanie wbicia klina między przedstawicieli dwóch pokoleń rodziny Morawieckich, co przypomina trwający od pewnego czasu inny medialny spektakl, nieudaną próbę poróżnienia ze sobą małżeństwa Agaty i Andrzeja Dudów. Budzi to głęboki niesmak.

Fakt równoległego funkcjonowania Kornela i Mateusza Morawieckich w dwóch ugrupowaniach parlamentarnych,  Kukiz’15 i Prawie i Sprawiedliwości, był w pewnym sensie symbolicznym obrazem relacji tych sił. Przynajmniej tak mogło się wydawać, jeśli brać za dobrą monetę deklaracje ideowe i programowe. Podobny kierunek, podobna wizja patriotyzmu, potwierdzona przecież bardzo zbliżonym podejściem do Polaków, biorących udział w przygotowaniu i przyjęciu szkodliwej dla Polski rezolucji PE, inne natomiast metody i wizje działania. Co ciekawe, choć Mateusz Morawiecki jeszcze przed wyborami pojawiał się na giełdzie nazwisk jako potencjalny minister, od października jego pozycja merytorycznego, bezpartyjnego fachowca wciąż rosła. W marcu tego roku wstąpił do Prawa i Sprawiedliwości. W czwartek, kiedy jeszcze nie przebrzmiała krytyka lobbingu polityków PO i Nowoczesnej w strukturach UE, okazało się, że jednak można się z nimi dogadać, można też łatwo zrezygnować z Kornela Morawieckiego, najwyraźniej zbyt mocno wyrastającego pod klubową przeciętność. Co gorsza, dalsze godziny nie przyniosły refleksji, zaś krytykę rozczarowanych wyborców wicemarszałek sejmu, Stanisław Tyszka, uznał za przejaw działalności opłacanych z partyjnych funduszy trolli, czym wywołał z resztą kolejny kryzys wizerunkowy. Jakby tego było mało, do grona osób, powielających partyjne „przekazy dnia” Prawa i Sprawiedliwości zaliczył marszałka-seniora, który opuścił klub Kukiz’15.

Paweł Kukiz bardzo lubił powtarzać atrakcyjny retorycznie, lecz dość krzywdzący zwrot o „czterech PZPR-ach”, dzielących między siebie scenę. W czwartek i przez kolejne dni oglądać możemy ujawnienie się kilku bardzo brzydkich partyjnych cech w ugrupowaniu, które miało być na nie lekarstwem. Możliwe, że Prawo i Sprawiedliwość mogło, zgodnie z wnioskiem opozycji, przełożyć wybór sędziego na inny dzień. Jest faktem, że sejmowa farsa na kilka godzin skutecznie zagłuszyła w medialnym szumie rocznicę chrztu Polski. To właśnie w związku z jej obchodami na sali nie było przecież 10 posłów, których brak zmienił sejmową arytmetykę na tyle, by nadać sens próbie zerwania quorum przez opozycję. Czwartkowe głosowanie, które miało zaszkodzić PiS, ośmieszyło jednak wszystkie pozostałe partie. Wszystko wskazuje na to, że Paweł Kukiz stracił tego dnia najwięcej.   

https://twitter.com/karnkowski

Artykuł ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
5
5 (4)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>