Wszyscy w bloku zaniemówili i popatrzyli na mamę Wiktymiusza. Jedni z szacunkiem, inni z zazdrością, jeszcze inni z przerażeniem.
- Może pani powtórzyć? - poprosiła pani Sitko.
- Lecę do Paryża - powtórzyła z dumą lekko drżącym głosem mama Wiktymiusza.
- Teraz??? - spytał z niedowierzaniem pan Sitko.
- No, nie teraz. Za dwa dni.
- To szaleństwo - pokręcił głową tata Łukaszka. - Nie słyszała pani co się tam dzieje?
- Niech ich pani nie słucha - wtrąciła się mama Łukaszka. - Zazdroszczą pani i tyle! Niech pani jedzie. Ach, jak pani zazdroszczę! Francja, duże, europejskie, nowoczesne państwo. Paryż, zabytki, zobaczy pani wieżę Eiffla...
- Nie zobaczy - poinformował Łukaszek. - Wiosną skończyli budowę muru. Wejść można tylko za specjalnym zezwoleniem.
- Ja nie będę zwiedzać - oznajmiła mama Wiktymiusza. - Lecę do znajomej, mamy się tam spotkać z kilkoma ciekawymi osobami. Państwo wybaczą, ale idę pakować walizkę!
- Wybaczamy!
...biegły. Biegły tak długo i tak szybko aż już naprawdę nie mogły. Padły na chodnik pod ścianą jakiegoś budynku i łapczywie wciągały przez otwarte usta nocne powietrze.
- Moja walizka! - łkała mama Wiktymiusza. - Wszystko tam miałam! Jak ja teraz będę...
- Cicho! - syknęła znajoma. - Bo nas usłyszą i znajdą! Przestań ryczeć, masz dokumenty i telefon w płaszczu, jak ci kazałam, tak?
- Tak.
- No i bardzo dobrze. A walizką się nie przejmuj. Trzeba było im coś rzucić, żeby opóźnić pościg. Życie ważniejsze.
- Mogłaś mnie uprzedzić! - mama Wiktymiusza nie dawała za wygraną.
- Jeszcze czego! nic by się nie stało, gdybyś stosowała się do moich wskazówek!
- Stosowałam się!
- To gdzie masz hidżab?
- Myślałam, że to tylko taka sugestia...
- Sugestia! Miałaś czelność chodzić po lotnisku z odsłoniętymi włosami!
- Przecież Francja to wolny kraj!
- Wolny, ale nie wolno denerwować większości muzułmańskiej! Chodź, idziemy!
- Do metra?
- Nie, już po dwudziestej. Policja już poszła, w metrze teraz gwałcą. Idziemy pieszo.
Skradały się ostrożnie pustymi, wymarłymi, ciemnymi ulicami. Nad dachami mrok nocy rozjaśniała łuna płonących domów na sąsiedniej ulicy. Nikt nie gasił.
Skręciły w lewo, w główną ulicę. Uszły kawałek, gdy za nimi rozbłysły mocne światła i rozległ się warkot motoru.
- Ciężarówka!!! - znajoma obejrzała się i błyskawicznie pociągnęła mamę Wiktymiusza w bok. Przykucnęły za olbrzymim betonowym blokiem, jakich stało mnóstwo na ulicach. Potężny pojazd z ogłuszającym hałasem przejechał obok nich.
- Uff... - znajoma wstała. - Na szczęście nie zauważył nas i nie zawrócił.
- Nie przesadzasz aby? - mama Wiktymiusza wzruszyła ramionami.
Znajoma spojrzała krzywo i pociągnęła ją za sobą.
Kluczyły tak po ulicach jeszcze dobry kwadrans. Wreszcie weszły do jakiegoś domu, wspięły się po schodach. Znajoma zastukała do drzwi w umówiony sposób.
- Hasło - rozległo się zza drzwi.
- Che Guevara wiecznie żywy - rzekła cicho acz wyraźnie znajoma.
Drzwi uchyliły się i weszły do środka.
W elegancko urządzonym mieszkaniu była już grupa ludzi. Mężczyźni wszyscy bez wyjątku brodaci i w okularach. Kobiety brzydko wymalowane i w okropnych strojach.
- witam koleżankę z Polski - do mamy Wiktymiusza podszedł gospodarz. - I jak się pani skomentuje ten terror.
- Straszne, coś okropnego - wybąkała mama Wiktymiusza myśląc o Paryżu.
- Ma pani absolutną rację - zgodził się gospodarz myśląc o Polsce. - Czy wszyscy już są?
- Pierre nie dotrze - odezwała się jakaś pani odkładając telefon. - Kiedy szedł tutaj trafił na grupę muzułmanów wychodzących z meczetu przy Rue Merde. Ale spokojnie, będzie żył. Pozostanie mu tylko blizna na gardle. Więc nie histeryzujmy.
- Zaśpiewajmy więc nasz hymn - zaproponował uroczyście gospodarz.
Wszyscy stanęli w koło i chwycili się za ręce. Po chwili zaczęli coś myczeć. Po dobrej minucie mama Wiktymiusza skojarzyła - to było Imagine.
- Dlaczego tak cicho? - spytała znajomą gdy skończyli śpiewać.
- Sąsiedzi to uchodźcy. Głośny śpiew mógłby ich urazić.
- Jest wśród nas nowa osoba - oznajmił wszystkim gospodarz. - Przyjechała z Polski. Wszyscy wiemy jak tam jest. Spójrzcie tylko na nią jaka przerażona. Niech pani się odpręży, moja droga, jest pani w wolnym kraju. Tutaj nic nie grozi za szerzenie idei skrajnie lewicowych. Niech nam pani opowie jak się żyje w tej pozbawionej demokracji i wolności słowa faszystowskiej Polsce.
--------------
marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
- Może pani powtórzyć? - poprosiła pani Sitko.
- Lecę do Paryża - powtórzyła z dumą lekko drżącym głosem mama Wiktymiusza.
- Teraz??? - spytał z niedowierzaniem pan Sitko.
- No, nie teraz. Za dwa dni.
- To szaleństwo - pokręcił głową tata Łukaszka. - Nie słyszała pani co się tam dzieje?
- Niech ich pani nie słucha - wtrąciła się mama Łukaszka. - Zazdroszczą pani i tyle! Niech pani jedzie. Ach, jak pani zazdroszczę! Francja, duże, europejskie, nowoczesne państwo. Paryż, zabytki, zobaczy pani wieżę Eiffla...
- Nie zobaczy - poinformował Łukaszek. - Wiosną skończyli budowę muru. Wejść można tylko za specjalnym zezwoleniem.
- Ja nie będę zwiedzać - oznajmiła mama Wiktymiusza. - Lecę do znajomej, mamy się tam spotkać z kilkoma ciekawymi osobami. Państwo wybaczą, ale idę pakować walizkę!
- Wybaczamy!
...biegły. Biegły tak długo i tak szybko aż już naprawdę nie mogły. Padły na chodnik pod ścianą jakiegoś budynku i łapczywie wciągały przez otwarte usta nocne powietrze.
- Moja walizka! - łkała mama Wiktymiusza. - Wszystko tam miałam! Jak ja teraz będę...
- Cicho! - syknęła znajoma. - Bo nas usłyszą i znajdą! Przestań ryczeć, masz dokumenty i telefon w płaszczu, jak ci kazałam, tak?
- Tak.
- No i bardzo dobrze. A walizką się nie przejmuj. Trzeba było im coś rzucić, żeby opóźnić pościg. Życie ważniejsze.
- Mogłaś mnie uprzedzić! - mama Wiktymiusza nie dawała za wygraną.
- Jeszcze czego! nic by się nie stało, gdybyś stosowała się do moich wskazówek!
- Stosowałam się!
- To gdzie masz hidżab?
- Myślałam, że to tylko taka sugestia...
- Sugestia! Miałaś czelność chodzić po lotnisku z odsłoniętymi włosami!
- Przecież Francja to wolny kraj!
- Wolny, ale nie wolno denerwować większości muzułmańskiej! Chodź, idziemy!
- Do metra?
- Nie, już po dwudziestej. Policja już poszła, w metrze teraz gwałcą. Idziemy pieszo.
Skradały się ostrożnie pustymi, wymarłymi, ciemnymi ulicami. Nad dachami mrok nocy rozjaśniała łuna płonących domów na sąsiedniej ulicy. Nikt nie gasił.
Skręciły w lewo, w główną ulicę. Uszły kawałek, gdy za nimi rozbłysły mocne światła i rozległ się warkot motoru.
- Ciężarówka!!! - znajoma obejrzała się i błyskawicznie pociągnęła mamę Wiktymiusza w bok. Przykucnęły za olbrzymim betonowym blokiem, jakich stało mnóstwo na ulicach. Potężny pojazd z ogłuszającym hałasem przejechał obok nich.
- Uff... - znajoma wstała. - Na szczęście nie zauważył nas i nie zawrócił.
- Nie przesadzasz aby? - mama Wiktymiusza wzruszyła ramionami.
Znajoma spojrzała krzywo i pociągnęła ją za sobą.
Kluczyły tak po ulicach jeszcze dobry kwadrans. Wreszcie weszły do jakiegoś domu, wspięły się po schodach. Znajoma zastukała do drzwi w umówiony sposób.
- Hasło - rozległo się zza drzwi.
- Che Guevara wiecznie żywy - rzekła cicho acz wyraźnie znajoma.
Drzwi uchyliły się i weszły do środka.
W elegancko urządzonym mieszkaniu była już grupa ludzi. Mężczyźni wszyscy bez wyjątku brodaci i w okularach. Kobiety brzydko wymalowane i w okropnych strojach.
- witam koleżankę z Polski - do mamy Wiktymiusza podszedł gospodarz. - I jak się pani skomentuje ten terror.
- Straszne, coś okropnego - wybąkała mama Wiktymiusza myśląc o Paryżu.
- Ma pani absolutną rację - zgodził się gospodarz myśląc o Polsce. - Czy wszyscy już są?
- Pierre nie dotrze - odezwała się jakaś pani odkładając telefon. - Kiedy szedł tutaj trafił na grupę muzułmanów wychodzących z meczetu przy Rue Merde. Ale spokojnie, będzie żył. Pozostanie mu tylko blizna na gardle. Więc nie histeryzujmy.
- Zaśpiewajmy więc nasz hymn - zaproponował uroczyście gospodarz.
Wszyscy stanęli w koło i chwycili się za ręce. Po chwili zaczęli coś myczeć. Po dobrej minucie mama Wiktymiusza skojarzyła - to było Imagine.
- Dlaczego tak cicho? - spytała znajomą gdy skończyli śpiewać.
- Sąsiedzi to uchodźcy. Głośny śpiew mógłby ich urazić.
- Jest wśród nas nowa osoba - oznajmił wszystkim gospodarz. - Przyjechała z Polski. Wszyscy wiemy jak tam jest. Spójrzcie tylko na nią jaka przerażona. Niech pani się odpręży, moja droga, jest pani w wolnym kraju. Tutaj nic nie grozi za szerzenie idei skrajnie lewicowych. Niech nam pani opowie jak się żyje w tej pozbawionej demokracji i wolności słowa faszystowskiej Polsce.
--------------
marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
(1)