Przedstawmy pierwszą z naszych bohaterek.
Jest rok 541, pojawiają się pogłoski o nowej zabójczej zarazie, która atakuje najpierw w Egipcie, potem rozszerzy się na obszarze Imperium Rzymskiego. Ludzie dostają wysokiej gorączki, pojawia się opuchlizna pod pachami i w pachwinach. Po dobie opuchlizna czernieje, chorzy zapadają w śpiączkę. Za kolejne dwie umierają. To dżuma dymieniczna (pestis bubonica). Dotrze i do stolicy, do Konstantynopola.
Imperium rzymskie od co najmniej IV wieku nawiedzane jest przez nieznane wcześniej - a zabójcze - epidemie. Tylko w latach 310 - 322 w Imperium Romanum umiera na skutek odry, ospy i innych chorób zakaźnych do 70% mieszkańców miast!
Rzym zaimportował sobie nieznane - a przynajmniej nie na tę skalę, epidemie - intensyfikując handel z Chinami. Dalekowschodnie mikroby skwapliwie skorzystały z okazji i ruszyły w trasę.
Ale dżuma to prawdziwa tragedia. Na ulicach Konstantynopola umiera dziennie kilka tysięcy ludzi. Przypada to na ten sam okres, kiedy cesarz Justynian Wielki podejmuje heroiczne wysiłki restytucji Imperium Romanum w dawnym kształcie terytorialnym.
Też trapione już plagą wojska zajmują co prawda nowe tereny, ale coraz wolniej. Bardziej niż prawdopodobne, że to jedna z przyczyn, dla których udało się tyle, ile się udało zdobyć, a i tak były to nabytki czasowe.
Nasza bohaterka pochodzi z Etiopii. Zarazki jej rozwijały się wcześniej w rejonie Wielkich Jezior Afrykańskich, przy wydatnej pomocy pcheł żyjących w sierści szczurów.
Ale długo droga na północ była dla niej zamknięta. Barierą był gorący Egipt. Dlatego, iż kochane maluszki mogą sobie poskakać jedynie w temperaturze 15- 20 stopni.
Tu wchodzi, a raczej wlatuje, na scenę druga nasza bohaterka: kometa. Przy czym, zaznaczam, dla niektórych ten związek przyczynowo-skutkowy jest kontrowersyjny. W każdym razie, bizantyjscy astronomowie i astrologowie obserwują wręcz gigantyczną kometę. Jej ogon miał tak zamieść w twarz Słoneczku, że przestało należycie świecić. Rozpoczyna się mała epoka lodowcowa. I ta już jest niezaprzeczalnym faktem, niezależnie od przyczyn.
Z półmilionowego Konstantynopola przeżyje 50 tysięcy ludzi.