Są idee, które ślicznie prezentują się na papierze, wprowadzone w życie dość szybko okazują się niewypałem. Sztandarowym przykładem jest wizja proletariackiego raju, gdzie z końcem dnia pracy wszyscy gromadzą się wokół wielkiego kotła, w którym smakowicie bulgocze zupa zielona*, nakładem wspólnych wysiłków uwarzona. Potem tę zupę chochlujemy po równo i nawet mniej wydajne dniówkowo jednostki (jak dzieci, kobiety i starcy) najedzą się do syta. Ten raj nazywał się komunizm, bardziej fachowo rzecz określając.
Z demokracją sprawa wygląda podobnie. W teorii wszystko wspaniale, pomysł wspólnego podejmowania decyzji większością wydaje się jak najbardziej naturalny, sprawiedliwy i, co nie mniej ważne, bezpieczny. Ludzie nie dadzą sobie zrobić krzywdy, gdy będą "rządzili się sami". A że kilkutysiącletnia praktyka pokazuje, iż zawsze potrzebny jest jakiś szeryf, władca czy kacyk, stąd logiczny wniosek: zbierzmy się i wybierzmy.
Powszechne prawo wyborcze to wynalazek wieku XX**. Wcześniej bywały jakieś agory, demokracje szlacheckie i zgromadzenia narodowe, ale zawsze były ograniczenia. Cenzus majątkowy, płeć, urodzenie były warunkami koniecznymi aby być "równym wśród równych". Czyli: mniejszość decydowała o losach całości, w małym gronie i demokratycznie. W XX wieku natomiast rozpowszechnił się model odmienny, gdzie każda pełnoletnia osoba, obywatel danego państwa, ma prawo głosować. Nie ma się co oszukiwać, mamy do czynienia z ustrojem bardzo młodym, sto lat to krótki okres. Komunizm przetrwał lat siedemdziesiąt po czym runął w gruzy, demokracja przetrwała lat sto i trwa dalej, ale absolutnie się zdegenerowała. Kolejny nieudany eksperyment.
Wszyscy, na całym świecie, zdają sobie sprawę, że coś jest nie tak z tymi demokratycznie wybieranymi władzami, wyborami, kandydatami, partiami, ordynacjami. W krajach o mniejszej patologii ustroju podobne głosy pojawiają się sporadycznie, przy oakzji grubszych wpadek systemu. W krajach takich jak Polska, gdzie jest naprawdę źle, na co dzień dostrzegamy tę nędzę demokracji. Przekupni politycy, niekompetentni urzędnicy, sitwy, lobbing, mafie, złodziejstwo. My, Polacy, znamy to wszystko aż za dobrze.
Tylko gdzie jest pies pogrzebany? Taki dobry, wydawałoby się, pomysł. Tak dobry, że co rusz rozlegają się głosy "demokracja tak, wypaczenia nie". Nie, kochani, nie ma co łudzić się, że naprawa jest możliwa. Nie ma odwrotu od wspomnianej wyżej degeneracji. Można ten proces opóźniać, tak jak udaje się opóźniać w krajach funkcjonujących jeszcze w miarę normalnie, jak choćby USA. Ale to jest choroba śmiertelna i nieuleczalna, jak rak. Naświetlania, chemoterapia, amputacje - komisje parlamentarne, walka z korupcją, referenda - prędzej czy później nieuchronny koniec.
Odpowiedź na pytanie czemu ten ustrój nie ma na dłuższą metę racji bytu jest bardzo prosta. Dwa słowa: obieg informacji.
Wszystkie pierwotne założenia tego ustroju, które wyszczególniłem na początku, są słuszne. Ale zawodzi rzecz podstawowa: właśnie obieg informacji. Aby podejmować decyzje słuszne, ludzie muszą posiadać wiedzę o tym co się dzieje dookoła. Jeśli jej nie posiadają albo, co gorsza, są celowo dezinformowani podejmą decyzje głupie, złe, szkodliwe dla obywateli i państwa. Cała inżynieria dusz mająca na celu mentalne urabianie wyborców, aby - w ramach zasad jedynego słusznego ustroju - podejmowali określone decyzje, to tylko wisienka na torcie. Podstawą jest fałszowanie obrazu świata, manipulacja danymi na wejściu, jakby powiedział informatyk.
Dopóki mam okazję zbierać wspomniane dane na włąsną rękę, intencjonalnie lub przypadkowo, wszystko jest w porządku. Gdy w miasteczku liczącym kilkaset osób wybieramy burmistrza, szefa miejscowej policji - wybierzemy dobrze. A jeśli się pomylimy, to poprawimy po upływie feralnej kadencji. Ale kiedy głosujemy na ludzi, których, de facto, nie znamy, na partie, o których informacje przekazują nam prawie wyłącznie media - zaczynają się problemy. A tak to przecież wygląda w skali makro, czyli w skali kraju.
Hitlerowska Trzecia Rzesza bardzo dbała o swoich obywateli, szczególnie w aspekcie dokultarniania ich. Podstawowym narzędziem w tym zakresie stały się odbiorniki radiowe, masowo instalowane w zakładach pracy, urzędach, zresztą - nie tylko w miejscach publicznych. Wtedy radio było wynalazkiem relatywnie nowym, a mądre władze doceniły jego wagę. Oprócz dziarskiego Wagnera, można było w radio usłyszeć płomienne przemówienia pana z wąsikiem oraz pana kulawego, jak też różne inne "programy publicystyczne" z udziałem ówczesnych Stokrotek. Po wojnie pojawiła się telewizja, niedawno internet - jeszcze lepiej. Bo propaganda papierowa ma się dobrze od XVII wieku - bardzo ciekawa jest lektura ówczesnych gazet rządowych informujących jak ukochany monarcha spędził dzień.
Już widzicie, do czego zmierzam? Środki masowego przekazu, będace naturalnym pośrednikiem w przekazywaniu informacji są zgubą dla idei państwa demokratycznego, państwa z obowiązującym powszechnym prawem głosowania. Ponieważ przekazywane informacje zawsze będą niepełne, przesiane, czasem wręcz nieprawdziwe. Zawsze - ponieważ ludzie nie są aniołkami, a na środowiska medialne wywierany jest potężny nacisk - przez zarządzających całą zabawą. Może to być rząd, mogą to być środowiska inne, posiadające odpowiednie kapitały, a mające swój interes w tym, żeby ludzie przy urnach podjęli takie, a nie inne, decyzje.
Jak nazywa się ustrój, w którym przyszło nam żyć? Są różne określenia, używa się słowa mediokracja, chociaż jest nie do końca precyzyjne, sugeruje jakoby to media były siłą sprawczą, a są jedynie narzędziem kontroli. Ktoś kiedyś wymyśli dobrą nazwę, na razie można puścić wodze twórczej imaginacji. A może nazwa już istnieje, tylko ja jej nie znam? Bez znaczenia.
Znaczenie ma co innego. Konieczne są zmiany, radykalne zmiany, nie żadne poprawki wypaczeń.
Konieczne dla dobra obywateli, paradoksalnie w imię tych samych ideałów, które przyświecały "pionierom demokracji".
______________________
*Zupo nadobna, tłusta, zielona, w głębi gorącej wazy uśpiona!
Któż się nad tobą, słodka, nie schyli w porze wieczerzy, w wieczornej chwili!
Zupo nadobna!
Któż dba o ryby, drób lub dziczyznę, a nawet gdyby miał wszystkie inne,
to czy podobna, by nie chciał ciebie, zupo nadobna?"
Lewis Carroll - "Alicja w krainie czarów"
**W Portugalii kobiety mogą głosować od 1974 roku. W Lichtensteinie od 1984. W sumie - to dalej XX wiek. ;)
___
Ilustracja <-http://leming.uphero.com/lemingi.html
Z demokracją sprawa wygląda podobnie. W teorii wszystko wspaniale, pomysł wspólnego podejmowania decyzji większością wydaje się jak najbardziej naturalny, sprawiedliwy i, co nie mniej ważne, bezpieczny. Ludzie nie dadzą sobie zrobić krzywdy, gdy będą "rządzili się sami". A że kilkutysiącletnia praktyka pokazuje, iż zawsze potrzebny jest jakiś szeryf, władca czy kacyk, stąd logiczny wniosek: zbierzmy się i wybierzmy.
Powszechne prawo wyborcze to wynalazek wieku XX**. Wcześniej bywały jakieś agory, demokracje szlacheckie i zgromadzenia narodowe, ale zawsze były ograniczenia. Cenzus majątkowy, płeć, urodzenie były warunkami koniecznymi aby być "równym wśród równych". Czyli: mniejszość decydowała o losach całości, w małym gronie i demokratycznie. W XX wieku natomiast rozpowszechnił się model odmienny, gdzie każda pełnoletnia osoba, obywatel danego państwa, ma prawo głosować. Nie ma się co oszukiwać, mamy do czynienia z ustrojem bardzo młodym, sto lat to krótki okres. Komunizm przetrwał lat siedemdziesiąt po czym runął w gruzy, demokracja przetrwała lat sto i trwa dalej, ale absolutnie się zdegenerowała. Kolejny nieudany eksperyment.
Wszyscy, na całym świecie, zdają sobie sprawę, że coś jest nie tak z tymi demokratycznie wybieranymi władzami, wyborami, kandydatami, partiami, ordynacjami. W krajach o mniejszej patologii ustroju podobne głosy pojawiają się sporadycznie, przy oakzji grubszych wpadek systemu. W krajach takich jak Polska, gdzie jest naprawdę źle, na co dzień dostrzegamy tę nędzę demokracji. Przekupni politycy, niekompetentni urzędnicy, sitwy, lobbing, mafie, złodziejstwo. My, Polacy, znamy to wszystko aż za dobrze.
Tylko gdzie jest pies pogrzebany? Taki dobry, wydawałoby się, pomysł. Tak dobry, że co rusz rozlegają się głosy "demokracja tak, wypaczenia nie". Nie, kochani, nie ma co łudzić się, że naprawa jest możliwa. Nie ma odwrotu od wspomnianej wyżej degeneracji. Można ten proces opóźniać, tak jak udaje się opóźniać w krajach funkcjonujących jeszcze w miarę normalnie, jak choćby USA. Ale to jest choroba śmiertelna i nieuleczalna, jak rak. Naświetlania, chemoterapia, amputacje - komisje parlamentarne, walka z korupcją, referenda - prędzej czy później nieuchronny koniec.
Odpowiedź na pytanie czemu ten ustrój nie ma na dłuższą metę racji bytu jest bardzo prosta. Dwa słowa: obieg informacji.
Wszystkie pierwotne założenia tego ustroju, które wyszczególniłem na początku, są słuszne. Ale zawodzi rzecz podstawowa: właśnie obieg informacji. Aby podejmować decyzje słuszne, ludzie muszą posiadać wiedzę o tym co się dzieje dookoła. Jeśli jej nie posiadają albo, co gorsza, są celowo dezinformowani podejmą decyzje głupie, złe, szkodliwe dla obywateli i państwa. Cała inżynieria dusz mająca na celu mentalne urabianie wyborców, aby - w ramach zasad jedynego słusznego ustroju - podejmowali określone decyzje, to tylko wisienka na torcie. Podstawą jest fałszowanie obrazu świata, manipulacja danymi na wejściu, jakby powiedział informatyk.
Dopóki mam okazję zbierać wspomniane dane na włąsną rękę, intencjonalnie lub przypadkowo, wszystko jest w porządku. Gdy w miasteczku liczącym kilkaset osób wybieramy burmistrza, szefa miejscowej policji - wybierzemy dobrze. A jeśli się pomylimy, to poprawimy po upływie feralnej kadencji. Ale kiedy głosujemy na ludzi, których, de facto, nie znamy, na partie, o których informacje przekazują nam prawie wyłącznie media - zaczynają się problemy. A tak to przecież wygląda w skali makro, czyli w skali kraju.
Hitlerowska Trzecia Rzesza bardzo dbała o swoich obywateli, szczególnie w aspekcie dokultarniania ich. Podstawowym narzędziem w tym zakresie stały się odbiorniki radiowe, masowo instalowane w zakładach pracy, urzędach, zresztą - nie tylko w miejscach publicznych. Wtedy radio było wynalazkiem relatywnie nowym, a mądre władze doceniły jego wagę. Oprócz dziarskiego Wagnera, można było w radio usłyszeć płomienne przemówienia pana z wąsikiem oraz pana kulawego, jak też różne inne "programy publicystyczne" z udziałem ówczesnych Stokrotek. Po wojnie pojawiła się telewizja, niedawno internet - jeszcze lepiej. Bo propaganda papierowa ma się dobrze od XVII wieku - bardzo ciekawa jest lektura ówczesnych gazet rządowych informujących jak ukochany monarcha spędził dzień.
Już widzicie, do czego zmierzam? Środki masowego przekazu, będace naturalnym pośrednikiem w przekazywaniu informacji są zgubą dla idei państwa demokratycznego, państwa z obowiązującym powszechnym prawem głosowania. Ponieważ przekazywane informacje zawsze będą niepełne, przesiane, czasem wręcz nieprawdziwe. Zawsze - ponieważ ludzie nie są aniołkami, a na środowiska medialne wywierany jest potężny nacisk - przez zarządzających całą zabawą. Może to być rząd, mogą to być środowiska inne, posiadające odpowiednie kapitały, a mające swój interes w tym, żeby ludzie przy urnach podjęli takie, a nie inne, decyzje.
Jak nazywa się ustrój, w którym przyszło nam żyć? Są różne określenia, używa się słowa mediokracja, chociaż jest nie do końca precyzyjne, sugeruje jakoby to media były siłą sprawczą, a są jedynie narzędziem kontroli. Ktoś kiedyś wymyśli dobrą nazwę, na razie można puścić wodze twórczej imaginacji. A może nazwa już istnieje, tylko ja jej nie znam? Bez znaczenia.
Znaczenie ma co innego. Konieczne są zmiany, radykalne zmiany, nie żadne poprawki wypaczeń.
Konieczne dla dobra obywateli, paradoksalnie w imię tych samych ideałów, które przyświecały "pionierom demokracji".
______________________
*Zupo nadobna, tłusta, zielona, w głębi gorącej wazy uśpiona!
Któż się nad tobą, słodka, nie schyli w porze wieczerzy, w wieczornej chwili!
Zupo nadobna!
Któż dba o ryby, drób lub dziczyznę, a nawet gdyby miał wszystkie inne,
to czy podobna, by nie chciał ciebie, zupo nadobna?"
Lewis Carroll - "Alicja w krainie czarów"
**W Portugalii kobiety mogą głosować od 1974 roku. W Lichtensteinie od 1984. W sumie - to dalej XX wiek. ;)
___
Ilustracja <-http://leming.uphero.com/lemingi.html
(6)
14 Comments
@Max
12 February, 2015 - 18:58
To znaczy? :)
12 February, 2015 - 19:05
Dodam tylko, że postrzegam nie tyle zagrożenie - bo wtedy jeszcze coś dałoby się ewentualnie zrobić. Jak dla mnie, wyłacznie konstatuję fakty.
Gdzie dostrzegasz jakąś szansę, w czym?
pozdrawiam
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Max
12 February, 2015 - 19:12
Aa. Ludzi zawsze da się
12 February, 2015 - 19:30
W każdym razie, to co "mamy" - jest chore, przeżarte zgnilizną. Jak Dom Usherów u Poego - jeszcze stoi, jeszcze jest fasada i nawet tynki nowe co pewien czas kładą, żeby "wyglądało". Ale fundamenty...
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Max
12 February, 2015 - 19:44
Ja bym zadał jednak inne. Co jest celem ustroju jako takiego? Dopiero jak się określi cel, można mysleć o środkach do celu. Czy celem jest Państwo, czy celem sa obywatele, czy coś innego. Jeżeli chodzi o demokrację, dla demokratów demokracja jest celem samym w sobie, a to jest bez sensu. Pewnie dlatego jest problem z tym o czym piszesz :)
Państwo jest tworem, który, z
12 February, 2015 - 20:43
Masz 100% racji w tym, że stawianie na piedestale ustroju to błąd. Niestety powszechny i niespecyficzny. Świętymi były niektóre starozytne republiki, bardzo świetymi bywały monarchie (dochodziła jeszcze sankcja religijna), teraż świętą stała się dla wielu demokracja.
A nie jest. Szczególnie że, powtórzę się, tzw. demokracja liberalna to twór o małym stażu. "Obrażliwe" zestawienie jej z komunizmem, czego dopuściłem się na wstępie, nie jest takie nieuzasadnione, obie formy sprawowania rządów mają podobny staż.
Rozumiem, ze dostrzegasz iskierkę nadzie w fakcie, że mentalność, przekonania ludzi mogą ulec zmianie. Domyślnie - na lepsze. Oczywiście, czasem w sposób stosunkowo bezbolesny, a czasem odbywa się to w dramatycznych okolicznościach. Dotyczy to zarówno jednostek, jak i społeczeństw.
Ludziom brakuje perspektywy, spojrzenia z dystansu. Współcześnie od kolebki indoktrynowani jesteśmy teorią mówiącą, ze co prawda demokracja swoje wady ma, ale nikt nic lepszego jeszcze nie wymyślił. Nie pamiętam kto jest autorem owej kretyńskiej sentencji - Churchill? Tak czy inaczej, to najnieprawdziwsza nieprawda. Form ustrojowych, ze wszystkimi odmianami jest mnóstwo. Większość z nich, pomijając skrajności, przy sprawnie funkcjonujacym państwie sprawdza się całkiem, całkiem - zapewniając obywatelom względny dobrobyt i bezpieczeństwo.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Max
12 February, 2015 - 21:03
Pasowałoby jakąś Akademię Platońską założyć i debaty prowadzić
Tak, Akademię załozyć, potem
12 February, 2015 - 21:34
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Syn Williama
12 February, 2015 - 19:19
Jesteś stary - rzekł syn. - Głupstwem zdaje się myśl,
Że twe oko wciąż sprawnym być może,
Ale oto bez trudu balansujesz do dziś,
Z wielką wprawą, na nosie węgorzem...?
Trzy pytania zadałeś. Mam ich na dziś już dość,
Mój ty mędrku - rzekł ojciec chłopaka.
- Jeszcze jedno pytanie, a ogarnie mnie złość.
Precz stąd, głupcze, bo dam ci kopniaka!
"Rewolucje przerażają, ale kampanie wyborcze wzbudzają obrzydzenie."
Chyba najlepsze tłumaczenie
12 February, 2015 - 19:31
A co do balansowania węgorzem - nie wiem czy tak można długo... ;)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Max, niektórzy określając
12 February, 2015 - 21:06
Zgadzam się z Twoją diagnozą, tylko widzisz, co w zamian? Jestem do imentu republikańska, monarchię więc wykluczam. Jaki zatem w tej republice wprowadzić system wyłaniania przedstwawicieli społeczeństwa i co albo kto miałby przyznawać prawo należenia do tej mniejszości, która ma prawo wyboru???
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
To jeszcze arystotelesowskie
12 February, 2015 - 21:32
Chcesz republiki, mówisz? Proszę, zróbmy to wszystko inaczej, na poły federacyjnie. Pierwszy lepszy pomysł: takie kantoniki. Ależ tak, wybierajmy się, lokalnie, tak żeby dało się kandydata spotkac, poznać, żeby był blisko nas. A potem, wyżej, system przedstawicielski, nawet kilka instancji. To takie proste, popatrz. W dużych aglomeracjach rozbić na kilka okręgów, na wsiach okregi większe terytorialnie, ale dalej do "ogarnięcia". Przy okazji można wykasowac instytucję wyborów samorzadowych i pozostawić na lokalnych stanowiskach wszystkich, którzy potem nie poszli wyżej. Albo i nie mieć samorządów, zdać się na centalna, regionalną administrację.
Przy oakzji ordynacja. Żadne listy partyjne - jedna duża lista, a niech sobie ktoś kandyduje z partii X, ale list kandydató jedna. Moja faworytką (osobiscie) jest ordynacja preferencyjna, pisałem kiedyś o niej - ale i coś innego sensownego można by wymyśleć.
Monarchia też by mi nieszczególnie przeszkadzała.
Ograniczenie praw wyborczych? Jak najbardziej. Podniesienie wieku uprawniajacego do nabycie czynnego i biernego prawa wyborczego - w dzisiejszych czasach osiemnastolatek to dalej - duże dziecko. Później dojrzewamy, intelektualnie i mentalnie. Tak się było porobiło. Odebranie praw wyborczych (na stałe) pierwszą sankcją za poważne przestępstwo, poczynając od kradzieży i pobicia? A czemu nie?
Zapewnienie frekwencji? Jest kilka dobrych pomysłów, najbardziej przewrotny zakłada symboliczną opłatę za prawo zagłosowania. ;)Poza tym, jakby ludzie zobaczyli, że nie głosują na jakiś spadochroniarzy ale na Kowalskiego albo Iksińskiego, którego znają - a potem mogą odwołac i rozliczyć - od razu by się im zachciało.
Piszę to, wymyślając na bieżąco - jednak się da? To nie taka wielka filozofia? Przecież żaden ze mnie specjalista od prawa...
Demliberalizm, tfu...
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Max, Ty idealisto!
13 February, 2015 - 14:50
Ale zdaje mi się, że przemawia przez Ciebie okropny idealizm.
Primo: próbujesz zaprezentować rzeczywistość idealną - stąd odwołanie do komunizmu. Ale komunizm był ustrojem wymyślonym przez filozofów i przejętym przez cwaniaków. Z demokracją było jednak troszkę inaczej... Ja bym demokrację nazwał nie ustrojem, tylko sposobem realizacji naturalnych praw ludzkich. Do dyskusji jest natomiast zakres tej demokracji - stąd Twoje słuszne uwagi o cenzusie.
Secundo: Arystoteles i jego koncepcja mieszanej formy ustrojowej jest genialna, ale bardzo trudna w realizacji, o niebo trudniejsza, niż ta (rzekomo) zdegenerowana demokracja i jeszcze trudniejsza, niż tyrania (taka, jak w ChRL). Wymaga jednego podstawowego elementu: zbrojnych obywateli, zorganizowanych w pospolite ruszenie. Tam gdzie tego elementu nie ma, mieszana forma ustrojowa nie jest możliwa, gdyż to nie majątek decyduje o wartości obywatela, ale zdolność do obrony siebie, rodziny i kraju. I tu żadne metafory nie pomogą.
Tertio: demokracja jest ważnym elementem życia społecznego w mieszanej formie ustrojowej, ale nie może być dominująca. Przykładowo, u nas w Sejmie jest pomieszanie funkcji ustawodawczych z wykonawczymi, bo parlament wyłania rząd. W efekcie albo rząd jest zdominowany przez parlament, albo rząd albo sam premier dominuje nad parlamentem (to jest wariant obecny, to co politolodzy nazywają "personalizacją władzy"). Tymczasem demokracja ma być sposobem na kontrolę rządu, a nie na rządzenie!!!
Quarto: zgadzając się z Tobą co do wartości społeczności lokalnych, trzeba jednak zauważyć, że te społeczności nie tworzy się na zasadzie wydawania dekretów. To jest długi proces. Czasem można taką wspólnotę stworzyć sztucznie, ale nie na masową skalę. Problemy rosna, gdy weźmie się pod uwagę obecną mobilność ludzi, rozbicie więzi społecznych itp. Wraca pytanie: jak stworzyć "lokalną wspólnotę" na poziomie 30 milionów ludzi? Pierwsza Solidarność z pewnym trudem i na krótko stworzyła taką wspólnotę na poziomie 10 milionów (a więc jednak można!). Pierwsza Rzeczpospolita na poziomie góra jednego miliona, ale i tu był to zbiór mniejszych wspólnot lokalnych zgrupowanych w parlamenty dzielnicowe alias sejmiki generalne (pruski, mazowiecko-podlaski, wielkopolski, małopolski, litewski).
Quinto: massmedia to typowa uzurpacja władzy. To co próbujesz nazwać "mediokracją albo czymś innym" jest w rzeczywistości sposobem elit władzy na okiełznanie nas, czyli żywiołów demokratycznych. W przypadku Polski ma to charakter patologiczny, a więc nie wiem czy to jest dobry przykład. W każdym razie nie oczekiwałbym, że elity jakiegokolwiek kraju zachodniego oddadzą władzę przysłowiowemu "posłowi z Upity".
Sexto: demokracja w skali masowej jest formą rządzenia, która została wymyślona w celu uzyskania legitymizacji i uniknięcia buntów. Odejście od tej podstawowej reguły monarchii stanowej prowadzi do buntów w chwili, gdy władza chwilowo osłabnie.
Reasumując, podszedłby do demokracji pragmatycznie. Jest to z jednej strony sposób na legitymizacje władzy, a z drugiej strony sposób na kontrolę władzy oraz ochrone praw ludzkich. I nic więcej, jesli chodzi o skalę masową! Natomiast w wymiarze lokalnym w pełni się zgadzam z Tobą.
Cóż, kiedy ja piszę do kogoś
13 February, 2015 - 15:41
Teraz napiszę tylko słówko, bo dosłownie za 15 minut wybiegam z pracy, czekają mnie wizyty w jakiś towarzystwach ubezpieczeniowych, bankach i innych, równie mało sympatycznych instytucjach.
Przede wszystkim dziękuję za obszerny komentarz. Na poczatek spróbujmy trochę uporządkować grunt metodologiczny. Pisząc o demokracji miałęm na myśli, zgodnie ze standardową typologią, ustrój. Zastrzegłem się przy okazji, że będę sypał gromy na szczególną odmianę demokracji, zwaną często demokracją liberalną. W ramach demokracji-ustroju istnieją pewne mechanimzy służące właśnie sprawowaniu kontroli nad rządem, mechanizmy wyłaniające rządzących (vide: ordynacja) i wiele, wiele innych regulujących funkcjonowanie państwa. W teorii służa one również zabezpieczeniu praw obywatela.
Ty użyłeś terminu "demokracja" w nieco węższym znaczeniu - passus na czerwono :) - doprawdy, można i tak. Ważne, żebyśmy wiedzieli na czym stoimy, żebyśmy się terminologicznie nie "rozjechali". Demokracja jest formą władzy, gdzie jedyną i ostateczną legitymizacją jest "vox populi". Zauważ, ta legitymizacja pozostaje w opozycji do często w historii spotykanej innej legitymizacji, typu "Deus Vult". Kiedy w XVIII wieku został przypuszczony w Europie zdecydowany szturm na "ancient regime", rozpoczął się proces deligitymizacji władzy. Namaszczenie z woli Boga powolutku przestało być uznawane za ważne - państwa, po kolei "świecczały" pod tym względem, przez cały XIX wiek. Pierwsza była Francja, a proces zakończył sięz początkiem XX wieku, gdziś w okolicach Rewolucji Październikowej, upadku monarchii habsburskiej.
Nie oznacza to, że grzebiąc w historii nie odnajdziemy przykładów republik funkcjonujących "z boskiego nadania". Wspomniane przemiany to bardziej znak czasów niż specyfika ustrojowa - choć są tutaj pewne korelacje.
to be continued, muszę lecieć ;)
pozdrawiam
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."