Na hura i na otrąbiono

 |  Written by Smok Eustachy  |  3

W kolejnej części Igrzysk Śmierci Katniss Everdeen otrzymuje zadanie zdobycia planów nowej stacji bojowej zdolnej znisz.... A nie wróć:

Gwiezdne Wojny były przełomowym filmem w historii kina z uwagi na efekty specjalne raz ale i samą historię dwa. Przetworzenie tradycyjnych toposów kulturowych, dodanie różnych motywów itp stworzyło fabułę, którą naród chciał oglądać. Potem podobny zabieg udał się w Matrixie. Film miał plusy i rozliczne minusy traktujemy wciąż jako ciekawostki. Np. funkcjonariusze Imperium puszczający wolno szalupę ratunkową z robotami urągają elementarnej inteligencji widza. Atak na Gwiazdę Śmierci wszedł do kanonu kina, mimo że nie ma żadnej przyczyny dla lotu w tym całym tunelu. Miałem nadzieję, że w następnych filmach będzie lepiej. Nie jest.

"Przebudzenie Mocy" to plagiat pierwszej części, zrobiony zgodnie z wymogami Disneja i politycznej poprawności. Czyli bohaterem jest kobieta, są osoby uposażone pigmentalnie itp. Nic nowego zatem nie wniósł ten film. Podejrzewam, że cała trzecia trylogia będzie zrzynką z pierwszej trylogii (która jest druga). "Łotr 1" z kolei miał być zupełnie nową, oddzielną historią czyli tzw spin-offem, którym nie jest. Został gruntownie przerobiony - na co wskazują wycięte sceny z trailerów (http://star-wars.pl/News/21498,Sceny_z_trailerow_ktorych_nie_ma_w_Lotrze_1.html). Tego, co zachwyciło w Nowej Nadziei jest coraz mniej a błędy zostają po staremu. Zamiast się poprawiać to... I tu zaczynają się spoilery:

Na hura i na otrąbiono.


Dyrektor Krennic, który nie ma stopnia czyli jest cywilem leci osobiście po naukowca Galena Erso. Technologia, którą dysponuje Imperium jest w tym momencie tak uboga, że nie może wysłać jakiegoś drona na zwiady, nie wiem - może robota jakiegoś czy coś. Erso ma dość czasu na uskutecznienie ucieczki zony i dziecka, ale dla siebie planu nie przewidział. Imperialiści dodatkowo po wylądowaniu lezą na piechotę i dają czas poszukiwanemu. Nie mają noktowizorów, podczerwieni, nic. Mają za to efektowne srebrne zbroje. Technika cofnęła się od czasów Mrocznego Widma, gdzie Darth Maul miał drona. No nieważne - chwile potem żona owego Galena okazuje się niezrównoważona i blasterkiem atakuje szturmowców. O szturmowcach będzie więcej nieco później, a teraz kobitka ginie. Dziecko się ukrywa, imperialni nie mają noktowizji itp detektorów i odlatują. Nie mają kamerki, którą by mogli zostawić, aby monitorować okolicę. Zabierają naukowca i odlatują. Sensu nie ma w tym za grosz.

Po staremu bitwy kosmiczne są żenujące. Kiedyś to chociaż latali a teraz gwiezdne floty wyskakują z nadprzestrzeni i nic. Ani do przodu, ani do tyłu, chyba nawet nie strzelają za bardzo do siebie. Odległość starć po staremu jest żadna. Przy tych prędkościach to stareńki Bismarck by sobie poradził z odpieraniem nalotów, że nie powiem Yamato. Zaawansowanie drugowojennych urządzeń kierowania ogniem byłą wystarczająca, żeby nie dopuścić samolotów tak blisko. Że nie powiem o trafieniu w inne okręty. Tutaj mamy lasery, przy strzelaniu którymi nie trzeba brac poprawek i z prowadzeniem ognia poradziłby sobie dowolny telefon komórkowy.

Odległość prowadzenia walki myśliwców jest też nie do przyjęcia. Nasz PZL P 11c miał większy zasięg skutecznego ognia, przy podobnych prędkościach. Tak - w atmosferze prędkości myśliwców są zbliżone do Jedenastki, a w kosmosie względne prędkości są tego samego rzędu. P 11c osiągał v max 375 km/h jakby się ktoś pytał. W finałowej bitwie pole siłowe atakują jakieś leszcze, a czemu nie ostrzeliwuje go flota? Wszystko tam siedzi na kupie i jak wycofują się skokiem w nadprzestrzeń to akurat w tym momencie zderzają się z niszczycielem Vadera. Tak się jakoś złożyło.

Na powierzchni nie jest lepiej. Szturmowcy, których reputacja została nadwątlona w poprzednich częściach okazują się cieniasami rozwalanymi przez jakiś leszczy. Walki toczą się na odległość rzutu z procy. Kilku gości z kałachami by wymiotło całe towarzystwo. Machiny bojowe Imperium, wcześniej (czyli później) bardzo trudne do zniszczenia tu rozsypują się jakby były zrobione z tyktury.

Są to przypadłości większości filmów. Zdegenerowana batalistyka wypluwa z siebie jeden schemat bitwy: najpierw atakujemy i wygrywamy, wróg pada jak muchy. Potem pojawia się więcej wrogów, którzy już nie padają i wygrywają. Potem staje się cud i wygrywamy. Nudne to jest. Mamy tu niewątpliwą winę szczenarzystów, ładujących te same schematy gdzie się da. Te same drętwe mowy umoralniające. W Nowej Nadziei przynajmniej Han Solo zwiał z forsą. A tu? Imperium złe bla bla bla. Rebelia siedzi zaś na Yavinie 4 i główna narada odbywa się w jakiejś jamie, gdzie każdy może gadać. Jakieś leszcze. A załogi krążowników nie mogą, bo się nie mieszczą. Niepoważne to jest.

Łotrowi 1 nie udało się nawet zostać tzw. spin offem, czyli historią poboczną. Jest historią główną. Opowiada o zdobyciu planów Gwiazdy Śmierci, których uratowanie jest tematem przewodnim części 4 (czyli pierwszej). W końcowej scenie Łotra Leia ucieka z planami, podobnie jak ta szalupa z Nowej Nadziei. Imperialna flota zaskoczona i nie aplikuje księżniczce kilku szybkich salw laserów. Nie udało się to z kilku powodów:

Napisy Nowej Nadziei zaczynają się informacją o pierwszym zwycięstwie rebeliantów, którzy jednak w Łotrze 1 dostają łomot. Imperialni widza statek Lei, więc jak można im wciskać kit, że to statek dyplomatyczny. W końcu Vader wybija wszystkich na pokładzie, nie zostawił se jednego jeńca, aby wycisnąć z niego, gdzie jest tajna baza? Myślałem przed seansem, że Vader wykończy wszystkich bohaterów osobiście, a on tylko zwykłych żołnierzy... Gwiazda Śmierci już jest ukończona i lata sobie w nadprzestrzeni i strzela. W Nowej Nadziei jakby jeszcze nie. Leia widzi, że miasto na planecie jest zniszczone a wiadomość o gotowości bazy w części 4 jest dla niej zaskoczeniem.

A teraz kilka zdań o bohaterach: Donnie Yen zagrał rolę życia w trylogii Ip Mana, imidż spokojnego człowieka z zakłopotanym uśmiechem pasuje mu idealnie, tu to wycięli. Jyn Erso jest kopią Rey z Przebudzenia Mocy i jakby przeżyła to by mogła być jej matką. Całą ambicje dyrektora pomijam, bo wiadomo, że imperator wie o wszystkim więc po co się spina ów urzędnik. Reszta bezbarwna.

Postaci te może i byłyby ciekawe, ale są wpychane w różne absurdalne sytuacje, jak ta w bazie promowej. Rozmowę przeprowadzają na zewnątrz, a nie w środku, żeby można było łatwiej łeb odstrzelić. Krennic rozkazuje wybić wszystkich inżynierów, których jest coś koło ośmiu. Ośmiu skutecznie zaprojektowało taką krowę.

Nie mamy tu  żadnych toposów i innych takich, tylko ordynarną zrzynkę. "Igrzyska Śmierci" się sprzedają to wyślemy je w kosmos. "Gra o tron" się sprzedaje to wybijemy wszystkich jak tam. I tak to leci. Centrum nadawcze anteny znajduje się na czubku a nie w jakiejś sali na dole, gdzie są do teog warunki. Skoro roboty są takie super i rozwalają szturmowców stadami to po co ci szturmowcy? Niech droidy walczą na 1 linii.

W pierwszej (czyli drugiej ) trylogii jeszcze jakieś odległości kosmiczne były. Han Solo jakiś dłuższy czas leciał na Alderan. A teraz nie ma już żadnego kosmosu. Siadają, lecą i są na drugim końcu galaktyki. Jakimś promem w którym nie ma nawet kibla. O suchym pysku w dodatku.

Tutaj jest problem taki, że w kolejnej części chcą dawać więcej wszystkiego a jest ona wcześniej więc nie wypada. I jest zgryz.

5
5 (1)

3 Comments

Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Myślę, że stare gwiezdne wojny kierowały się nadzieją, że mała, zdeterminowana grupa pilotów jest w stanie wygrać bitwę o Anglię. Utrzymując dystans na morzu, wyspiarze mogą skutecznie zablokować inwazję hord nieprzyjaciela - to jest cały sekret tej zabawy.

Inna nadzieja polega na tym, że nieprzyjaciel ma jakieś wrażliwe podbrzusze, które umożliwia jego całkowite zniszczenie. Na przykład trzeba zdobyć Moskwę, a wróg padnie na kolana. Ofiarą tego myslenia padł Napoleon.

Pierwsza Rzeczpospolita stawiała na jakość, ale po utracie dwóch-trzech armii (Żółte Wody, Korsuń, Piławce) musiała też postawić na ilość. Podczas potopu. Husaria nie dała rady.

Nazistowskie Niemcy też konstruowały elitarne jednostki i uzbrajały je w świetne czołgi. Jednak sowieciarze produkowali ich więcej. Amerykanie też. Okazało się, że formacje SS nie wygrają tej wojny.

Wszyscy mamy nadzieję, że zdołamy zadać przeciwnikowi wielkie straty dysponując trzy razy mniejszymi zasobami. Do tego potrzebna jest iskra szaleństwa, czyli osiągnięcie strategicznej przewagi na początku wojny. Może to tłumaczy, dlaczego Saakszwili zaatakował pierwszy. Szkoda, że tak dyletancko.
Obrazek użytkownika max

max
Niestety, Autor ma dużo racji, co do "starych" Gwiezdnych Wojen.
"Rogue 1" jeszcze nie widziałem, na raze dotarły do mnie recenzje bardzo różne, od entuzjastycznych do wysoce krytycznych.
Natomiast odwołania do Bismarcka i 11-ki szczerze mnie ubawiły, znakomite. :)

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika Bolo Mauser

Bolo Mauser
Rozkrenciłeś Pan, Panie Smoku "Łotra 1" na śrubki.... pozdro

Więcej notek tego samego Autora:

=>>