
Przyznam uczciwie. Nie boję się prawdy, przestraszył mnie natomiast imponujący rozmiar książki pani Barbary Stanisławczyk. „Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce” to aż 728 stron. Dlatego też potężna cegła trafiła na dłużej na półkę. W międzyczasie pani Stanisławczyk, którą kilka lat temu miałem okazję poznać podczas festiwalu OKNO w Ełku, gdzie oboje byliśmy jurorami, została szefową Polskiego Radia i to przyspieszyło decyzję, by lektury już dłużej nie odkładać.
Nie będę oszukiwał, że czyta się to szybko. To porządna praca naukowa, pełna cytatów, odwołań, napakowana pojęciami socjologicznymi i filozoficznymi, nie da się więc połknąć jej w jeden, dwa wieczory. Zeszło mi o wiele dłużej. Niemniej jest to rzecz ciekawa, momentami wręcz fascynująca – wtedy, gdy Stanisławczyk przechodzi od opisu filozoficznej teorii do historycznej i politycznej praktyki. Tej ostatniej jest zaś wiele.
Ryszard Legutko w swoim „Antykaczyzmie” umieścił dzisiejsze postawy liberalne i antypatriotyczne w szerszym kontekście, jako część nurtu myślowego, obecnego u nas od czasów, poprzedzających rozbiory.
Aktualność publicystycznych tekstów Adama Mickiewicza odkryło, zwłaszcza po 2010 roku, wielu autorów. Barbara Stanisławczyk idzie jeszcze dalej – swoją opowieść o ścieraniu się dwóch sprzecznych wizji snuje ponad granicami państw i epok, zaczynając od walki o poszerzenie wpływów protestanckich w katolickiej Polsce i ich politycznych oraz społecznych konsekwencjach. Przez filozofię oświecenia i myśl polityczną rozbiorów przechodzimy do różnic między Piłsudskim a Dmowskim, podziałach politycznych II RP i Polski (wraz z Londynem) w czasie II wojny światowej. Czytamy analizy różnic między puławianami i natolińczykami, trochę inaczej patrzymy na frakcję moczarowców, śledzimy początki demokratycznej opozycji i związki pokolenia opozycjonistów pochodzenia żydowskiego z komunistycznymi rodzicami. O Żydach Stanisławczyk pisze sporo i bez żadnych kompleksów, tak samo, jak o opozycji czy bezpiece. Docieramy wreszcie do sierpnia 1980, ukradzionej przemiany lat 88/89, III RP i pęknięcia społeczeństwa po 10 kwietnia 2010.
Poza więc przywołanym Legutką znajdziemy tu coś z „Przemysłu pogardy” Kmiecika, wspomnień i poglądów małżeństwa Gwiazdów, coś z „Resortowych dzieci” a nawet „Berka” – słowem „Kto się boi prawdy?” domyka i syntetyzuje kilka, a zapewne nawet więcej ważnych książek, które ukazały się w ostatnich latach. Nie ogranicza się jednak do Polski, malując tło filozoficzne i socjologiczne czegoś, co – choć tu chyba ta nazwa się właściwie nie pojawia – zwykło się określać „cywilizacją śmierci”, więc na półce można niedaleko położyć również wydane przez Frondę książki Benjamina Wikera.
W trakcie czytania co najmniej dwa razy lektura Stanisławczyk bardzo pomogła mi w pisaniu swoich prasowych artykułów. Ot, choćby rozdział o sierpniu ’80 i przejmowaniu „Solidarności” przez doradców czytałem akurat wtedy, gdy TVP nadawała film o rozmowach w Magdalence, zaś ja musiałem poświecić im kolejny tekst. Wniosek z tego taki, że „Kto się boi prawdy” to jedna z tych książek, które warto mieć pod ręką. Powtórka z historii, historii idei, filozofii... Co prawda czasem męczy powtórzeniami, czasem zaś nie tłumaczy, kim są obficie cytowani autorzy i czemu warto znać ich poglądy (nie dotyczy to dość często przywoływanego Baumana, idealnego świadka oskarżenia w procesie współczesnego neoliberalizmu – tu od tła historycznego nie ma ucieczki), nie zmienia to jednak ogólnej oceny. To książka ważna, odważna, wręcz brawurowa i potrzebna. Dobrze, że jest.
Barbara Stanisławczyk, Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce, Fronda, 2015
Nie będę oszukiwał, że czyta się to szybko. To porządna praca naukowa, pełna cytatów, odwołań, napakowana pojęciami socjologicznymi i filozoficznymi, nie da się więc połknąć jej w jeden, dwa wieczory. Zeszło mi o wiele dłużej. Niemniej jest to rzecz ciekawa, momentami wręcz fascynująca – wtedy, gdy Stanisławczyk przechodzi od opisu filozoficznej teorii do historycznej i politycznej praktyki. Tej ostatniej jest zaś wiele.
Ryszard Legutko w swoim „Antykaczyzmie” umieścił dzisiejsze postawy liberalne i antypatriotyczne w szerszym kontekście, jako część nurtu myślowego, obecnego u nas od czasów, poprzedzających rozbiory.
Aktualność publicystycznych tekstów Adama Mickiewicza odkryło, zwłaszcza po 2010 roku, wielu autorów. Barbara Stanisławczyk idzie jeszcze dalej – swoją opowieść o ścieraniu się dwóch sprzecznych wizji snuje ponad granicami państw i epok, zaczynając od walki o poszerzenie wpływów protestanckich w katolickiej Polsce i ich politycznych oraz społecznych konsekwencjach. Przez filozofię oświecenia i myśl polityczną rozbiorów przechodzimy do różnic między Piłsudskim a Dmowskim, podziałach politycznych II RP i Polski (wraz z Londynem) w czasie II wojny światowej. Czytamy analizy różnic między puławianami i natolińczykami, trochę inaczej patrzymy na frakcję moczarowców, śledzimy początki demokratycznej opozycji i związki pokolenia opozycjonistów pochodzenia żydowskiego z komunistycznymi rodzicami. O Żydach Stanisławczyk pisze sporo i bez żadnych kompleksów, tak samo, jak o opozycji czy bezpiece. Docieramy wreszcie do sierpnia 1980, ukradzionej przemiany lat 88/89, III RP i pęknięcia społeczeństwa po 10 kwietnia 2010.
Poza więc przywołanym Legutką znajdziemy tu coś z „Przemysłu pogardy” Kmiecika, wspomnień i poglądów małżeństwa Gwiazdów, coś z „Resortowych dzieci” a nawet „Berka” – słowem „Kto się boi prawdy?” domyka i syntetyzuje kilka, a zapewne nawet więcej ważnych książek, które ukazały się w ostatnich latach. Nie ogranicza się jednak do Polski, malując tło filozoficzne i socjologiczne czegoś, co – choć tu chyba ta nazwa się właściwie nie pojawia – zwykło się określać „cywilizacją śmierci”, więc na półce można niedaleko położyć również wydane przez Frondę książki Benjamina Wikera.
W trakcie czytania co najmniej dwa razy lektura Stanisławczyk bardzo pomogła mi w pisaniu swoich prasowych artykułów. Ot, choćby rozdział o sierpniu ’80 i przejmowaniu „Solidarności” przez doradców czytałem akurat wtedy, gdy TVP nadawała film o rozmowach w Magdalence, zaś ja musiałem poświecić im kolejny tekst. Wniosek z tego taki, że „Kto się boi prawdy” to jedna z tych książek, które warto mieć pod ręką. Powtórka z historii, historii idei, filozofii... Co prawda czasem męczy powtórzeniami, czasem zaś nie tłumaczy, kim są obficie cytowani autorzy i czemu warto znać ich poglądy (nie dotyczy to dość często przywoływanego Baumana, idealnego świadka oskarżenia w procesie współczesnego neoliberalizmu – tu od tła historycznego nie ma ucieczki), nie zmienia to jednak ogólnej oceny. To książka ważna, odważna, wręcz brawurowa i potrzebna. Dobrze, że jest.
Barbara Stanisławczyk, Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce, Fronda, 2015
(3)