
Wyobraźmy sobie, że podchodzi do nas na ulicy człowiek prosząc o wsparcie finansowe. Spotykamy takich często. Jego skuteczność zależy od tego, czy jest w stanie nas przekonać do swojej historii. Ten opowiada nam o chorym dziecku, wzbudzając autentyczną litość. Jest przekonujący, tym bardziej, że zewsząd słyszymy o trudnej sytuacji dziecka. Ludzie chwalą też ojca. Że dobry, że zaradny, że organizuje pomoc. Bez żadnych oporów dajemy dyszkę - przecież to nie majątek. Następnie ów człowiek idzie do sklepu, za 5 zł kupuje sobie tanie wino a resztę kwoty łaskawie przeznacza na lekarstwo dla dziecka, które - oddajmy sprawiedliwość - istotnie jest chore. Czy wszystko na załączonym obrazku wydaje się być w porządku?
Oczywiście, nie bardzo.
A teraz możemy wymienić aktorów scenki i zwiększyć skalę przedsięwzięcia. Właśnie w taki sposób jak ów "troskliwy" ojciec, zdaje się postępować "Juras" i jego orkiestra, będąca już nie tylko zwykłą fundacją, ale zlepkiem najrozmaitszych spółek, spółeczek, mrówek, innych melonów oraz przyklejonych do nich firm. Firm, dodajmy, należących do krewnych i znajomych królika, świadczących sobie nawzajem usługi związane z wydawaniem waszych "10 złotych" - czytaj: dziesiątek milionów złotych rocznie.
Dlatego Jurasowi nie daję.
Wolę wpłacić Caritasowi (lewak obśmieje) lub innej instytucji dobroczynnej (lewak może przestać obśmiewać), która otrzymanych ode mnie, nawet skromnych pieniędzy nie przepuści na zbytki i co ważniejsze - wyda na obsługę swojej działalności (procentowo) kilkadziesiąt razy mniej niż Juras. Czy inny miłośnik taniego winka czy piwa.
Powinniśmy uzmysłowić sobie, że taki oszust pracujący metodą "na chore dziecko" przynajmniej zbiera samodzielnie. Juras wysyła na zbiórkę wolontariuszy. Najczęściej - ach, cóż za zbieg okoliczności - również są to dzieci.
Szczerze powiedziawszy, zbieranie z tabliczką "potrzebuję na wino" (dom, mieszkanie czy festiwal), byłoby uczciwsze.
Oczywiście, nie bardzo.
A teraz możemy wymienić aktorów scenki i zwiększyć skalę przedsięwzięcia. Właśnie w taki sposób jak ów "troskliwy" ojciec, zdaje się postępować "Juras" i jego orkiestra, będąca już nie tylko zwykłą fundacją, ale zlepkiem najrozmaitszych spółek, spółeczek, mrówek, innych melonów oraz przyklejonych do nich firm. Firm, dodajmy, należących do krewnych i znajomych królika, świadczących sobie nawzajem usługi związane z wydawaniem waszych "10 złotych" - czytaj: dziesiątek milionów złotych rocznie.
Dlatego Jurasowi nie daję.
Wolę wpłacić Caritasowi (lewak obśmieje) lub innej instytucji dobroczynnej (lewak może przestać obśmiewać), która otrzymanych ode mnie, nawet skromnych pieniędzy nie przepuści na zbytki i co ważniejsze - wyda na obsługę swojej działalności (procentowo) kilkadziesiąt razy mniej niż Juras. Czy inny miłośnik taniego winka czy piwa.
Powinniśmy uzmysłowić sobie, że taki oszust pracujący metodą "na chore dziecko" przynajmniej zbiera samodzielnie. Juras wysyła na zbiórkę wolontariuszy. Najczęściej - ach, cóż za zbieg okoliczności - również są to dzieci.
Szczerze powiedziawszy, zbieranie z tabliczką "potrzebuję na wino" (dom, mieszkanie czy festiwal), byłoby uczciwsze.
(4)