Od pewnego czasu Facebook wprowadził bardzo przydatną funkcję – codziennie przypomina, o czym pisaliśmy tego samego dnia w latach poprzednich. Dzięki temu w Wielki Piątek wszedłem czytając bardzo ważny tekst Łukasza Warzechy, napisany 5 lat wcześniej po obejrzeniu przez publicystę filmu Ewy Stankiewicz „Krzyż”. Warzecha, którego chyba tylko przekonany czytelnik „Gazety Wyborczej” może uznać za oddanego wyborcę Jarosława Kaczyńskiego i PiS, w artykule „Ludzie pod krzyżem” opublikowanym na blogu w Salonie24 bardzo trafnie opisuje obserwowalny wówczas konflikt już nie tyle polityczny, co konflikt wartości. Jednym z wrażeń, towarzyszących oglądaniu filmu Stankiewicz, było (…)poczucie tego, jak straszliwie głęboka jest wyrwa pomiędzy pokazanymi przez Ewę Stankiewicz światami. Z jednej strony światem ludzi, dla których obrona krzyża staje się w pewnym momencie nadrzędną powinnością – już nawet w oderwaniu od samej katastrofy smoleńskiej – z drugiej światem zbydlęconej żulii, dla której takie pojęcia jak tożsamość kulturowa, szacunek dla zmarłych czy prawda to tylko puste dźwięki. Tutaj porozumienia nie ma i być nie może. Dziś ówczesne wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu kojarzą się głównie z wątkiem prowokacji politycznej rozpoczętej wywiadem Bronisława Komorowskiego dla „Gazety Wyborczej”, zapomina się łatwo o ludziach, którzy brali udział w ówczesnych wydarzeniach powodowani nie chęcią kreowania jakiegoś politycznego konfliktu, a nakazem moralnym.
Środowisko, którego twarzą stał się Dominik Taras, bardzo chętnie pokazywane było przez liberalne media. Pośród wulgarnych, często również antysemickich wyzwisk, taniego alkoholu i bezkarnej agresji, rodzić miało się „społeczeństwo obywatelskie”. Katarzyna Janowska, późniejsza (do tego roku) dyrektorka TVP Kultura, pisała wówczas: „Podskoczyłam z zachwytu na widok prawdziwych Polaków zgromadzonych tydzień temu na Krakowskim Przedmieściu. Więc jednak są, istnieją naprawdę, a nie tylko w wyobraźni. Jest ich wielu, bardzo wielu. Wiedzą, czego chcą, i potrafią się o to upomnieć. Śmiech i radość jak wielkie westchnienie ulgi zawładnęły Krakowskim Przedmieściem, które przestało być ziemią niczyją. Weszli na nią obywatele świadomi swych praw i obowiązków, nieoglądający się na instytucje. Prawdziwi Polacy.” Tekst Janowskiej, który ciągnie się za nią do dziś, przypominam, ponieważ w ostatnich dniach znów zdarza mi się czytać o obywatelskiej aktywizacji. Tym razem dokonywanej przez Komitet Obrony Demokracji. Co więcej, ma być to coś nowego, pierwsze publiczne wystąpienie osób, które milczały dotąd, zadowolone z ogólnego kierunku, w jakim przez ponad 25 lat szła Polska w swojej pookrągłostołowej formie. KOD zaktywował do działania wielu ludzi, którzy do tej pory biernie przypatrywali się politycznej rzeczywistości. To również duża wartość. – pisze na portalu Fronda Lux Paweł Rzewuski, który po wyliczeniu zarzutów wobec formacji Mateusza Kijowskiego stwierdza, że KOD należy polubić. Dlaczego? Bo, do cholery, po raz pierwszy od dawna wszyscy zwolennicy III RP wyszli na ulice. Zaktywowali się, zwarli szeregi, a prawica wreszcie ma możliwość skonfrontowania swoich stanowisk nie – z całkowicie bierną masą, ale ze środowiskiem aktywnym i czujnym. Jeżeli chcemy budować cokolwiek, co posiada mocne fundamenty, to musimy stawiać na konfrontację ideową, a nie na kółka wzajemnej adoracji, w których będziemy na siedemnaście głosów śpiewać: “dobra zmiana!”. Może rzeczywiście „dobra zmiana” to czasem „dobra, zmiana”. Może rzeczywiście Komitet Obrony Demokracji nie strzela kulą w płot. KOD – czy tego prawica chce, czy nie – stymuluje, a także prowokuje do myślenia i zderzania ze sobą sprzecznych koncepcji. I znaczy to więcej niż wszystkie peany na rzecz dobrej zmiany. – pisze Rzewuski.
W najbardziej eksponowanej części KOD nie ma jednak żadnej nowej jakości. To w dużym stopniu ci sami ludzie, którzy stanowili mniej widoczne, lecz aktywne zaplecze antyklerykalnych imprezowiczów z Krakowskiego Przedmieścia. Ludzie, którzy pierwszy raz w historii III RP protestowali, gdy ogłoszono plan pochowania na Wawelu Marii i Lecha Kaczyńskich. Z drugiej strony – to czynni, obecni od lat w życiu publicznym politycy pierwszego i drugiego garnituru PO, .nowoczesnej, dawnej UW czy lewicy. Sam lider KOD dba o to, by poza nim do społecznej świadomości nie przebił się nikt z działaczy stowarzyszenia. Obok więc znanego głównie z niepłacenia alimentów Kijowskiego twarzami KOD – a więc rzekomo świeżymi partnerami do dyskusji o dzisiejszej Polsce – stają się Grzegorz Schetyna, Ryszard Petru i Barbara Nowacka. Jeśli zaś schodzimy na dół, znajdujemy głównie osoby pokroju Katarzyny Kukieły – agresywne, w swoim mniemaniu odważne, dla postronnych obserwatorów zwyczajnie niekulturalne, z niejasnymi powiązaniami, nie tylko ze światem polityki. Trudno znaleźć w tym nową jakość i możliwość rozmowy.
Oczywiście nie jest tak, że pośród uczestników demonstracji KOD nie znajdziemy osób, które nie będąc beneficjentami poprzednich rządów przyjęły za swoją narrację medialną i na ulicę, choć w złej sprawie, wychodzą jednak w dobrej wierze. Kłopot w tym, że takich osób nie widać i nie słychać, one same zaś nie robią niczego, by stan ten zmienić. Nie mają nic przeciwko temu, by ich głosem był Kijowski, ich wizytówką Kukieła, zaś wypowiedzią artystyczną – Klaudia Jachira. Ta niedoszła posłanka .nowoczesnej realizuje się umieszczając w internecie filmy, w których na wszystkie możliwe sposoby wyśmiewa się z prezydenta Dudy i prezesa Kaczyńskiego, czasem posługując się obraźliwym wykorzystaniem do tego celu motywów religijnych. Choć większość internautów nie zostawia na działaniach Jachiry suchej nitki, znajduje ona wielu fanów, podziwiających jej „odwagę cywilną”. To kolejna odsłona tej samej sztuki zaangażowanej, która wcześniej wypluwała z siebie choćby krzyż z puszek po piwie „Lech”. Niestety, trudno mi zobaczyć w tym zarzewie intelektualnego fermentu po prawej stronie, o którym wspomina Rzewuski, to co najwyżej motywacja do dalszego okopania się na własnych pozycjach.
Podział pojawia się na poziomie wartości i języka. Życzenia świąteczne składane przez polityków PO stają się okazją do wygłoszenia porcji frazesów o demokracji i rzekomym dzieleniu Polaków. W wielkanocną niedzielę Komitet Obrony Demokracji organizuje kolejną demonstrację w Alejach Ujazdowskich. KOD udostępnia też swoim zwolennikom… pieczątkę do stemplowania w logo stowarzyszenia jaj do święconki. Przedświąteczny akt terroru w Belgii również nie skłania do zawieszenia broni. Publicyści opozycyjnych mediów atakują rząd za odmowę przyjmowania uchodźców, powołując się przy tym chętnie na papieża Franciszka. Beata Szydło, w granatowym kostiumie z broszką, wywiesiła białą flagę i jako pierwsza premier na świecie poddała swój kraj woli terrorystów: „Polska nie przyjmie uchodźców” - powiedziała po atakach w Brukseli. Financial Times doniósł w tym samym dniu, że polski rząd szuka w Londynie agencji PR, która pomoże mu naprawić wizerunek, który teraz jest wizerunkiem rządu łamiącego prawo i wprowadzającego autorytarną dyktaturę. Pytanie jest kto naprawi wizerunek Polski, który przez politykę PiS utrwala się w świecie, jako kraju tchórzy, antysemitów i morderców? – cytat z niesamowitego pod każdym względem tekstu Joanny Sacewicz „Hańba przywódców narodu bohaterów”, opublikowanego na portalu Tomasza Lisa, pokazuje różnice na poziomie już nie tylko idei, ale wręcz języka i pojęć. Ta sama autorka atakuje też prezydenta za rzekomo niewłaściwy sposób złożenia kondolencji po zamachu w Brukseli. Sacewicz, mieszkająca w USA „z żoną” specjalistka od PR, obrończyni Trybunału Konstytucyjnego i zwolenniczka KOD, wydawać mogłaby się przykładem ekstremalnym, niemniej oddaje sposób myślenia, kompleksy i obawy jakie znajdujemy na setkach transparentów i profili w portalach społecznościowych zwolenników Kijowskiego i Rzeplińskiego. Tekst promowany jest zresztą na facebookowej stronie stowarzyszenia.
Nie mamy do czynienia z żadną nową jakością, z nowym głosem w debacie publicznej. Oczywiście możemy, powinniśmy wręcz, szukać porozumienia na poziomie zwykłym, ludzkim, przynajmniej z tą milczącą, oszukaną przez media i zakrzyczaną przez liderów i harcowników częścią KOD, chociaż i to, z powodu opisanych wyżej różnic, może być bardzo trudne. Odnalezienie w nim jednak inspiracji do jakiegokolwiek pozytywnego, twórczego procesu myślowego wydaje mi się wręcz niemożliwe. Sposób formułowania krytyki przez opozycję i jej totalny charakter nie sprzyja żadnej dyskusji, a jedynie pogłębia istniejące podziały. Symbolem demokracji nie może być konstytucja uchwalona de facto antydemokratycznie, po uniemożliwieniu poddania pod głosowanie drugiego, obywatelskiego projektu. Hołd lenny części Polaków wobec dotychczasowych elit nie tworzy społeczeństwa obywatelskiego, a wręcz przeciwnie – wyraża tęsknotę i przywiązanie do post-feudalnego, antydemokratycznego w swej istocie systemu III RP.
Artykuł ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
https://twitter.com/karnkowski
Środowisko, którego twarzą stał się Dominik Taras, bardzo chętnie pokazywane było przez liberalne media. Pośród wulgarnych, często również antysemickich wyzwisk, taniego alkoholu i bezkarnej agresji, rodzić miało się „społeczeństwo obywatelskie”. Katarzyna Janowska, późniejsza (do tego roku) dyrektorka TVP Kultura, pisała wówczas: „Podskoczyłam z zachwytu na widok prawdziwych Polaków zgromadzonych tydzień temu na Krakowskim Przedmieściu. Więc jednak są, istnieją naprawdę, a nie tylko w wyobraźni. Jest ich wielu, bardzo wielu. Wiedzą, czego chcą, i potrafią się o to upomnieć. Śmiech i radość jak wielkie westchnienie ulgi zawładnęły Krakowskim Przedmieściem, które przestało być ziemią niczyją. Weszli na nią obywatele świadomi swych praw i obowiązków, nieoglądający się na instytucje. Prawdziwi Polacy.” Tekst Janowskiej, który ciągnie się za nią do dziś, przypominam, ponieważ w ostatnich dniach znów zdarza mi się czytać o obywatelskiej aktywizacji. Tym razem dokonywanej przez Komitet Obrony Demokracji. Co więcej, ma być to coś nowego, pierwsze publiczne wystąpienie osób, które milczały dotąd, zadowolone z ogólnego kierunku, w jakim przez ponad 25 lat szła Polska w swojej pookrągłostołowej formie. KOD zaktywował do działania wielu ludzi, którzy do tej pory biernie przypatrywali się politycznej rzeczywistości. To również duża wartość. – pisze na portalu Fronda Lux Paweł Rzewuski, który po wyliczeniu zarzutów wobec formacji Mateusza Kijowskiego stwierdza, że KOD należy polubić. Dlaczego? Bo, do cholery, po raz pierwszy od dawna wszyscy zwolennicy III RP wyszli na ulice. Zaktywowali się, zwarli szeregi, a prawica wreszcie ma możliwość skonfrontowania swoich stanowisk nie – z całkowicie bierną masą, ale ze środowiskiem aktywnym i czujnym. Jeżeli chcemy budować cokolwiek, co posiada mocne fundamenty, to musimy stawiać na konfrontację ideową, a nie na kółka wzajemnej adoracji, w których będziemy na siedemnaście głosów śpiewać: “dobra zmiana!”. Może rzeczywiście „dobra zmiana” to czasem „dobra, zmiana”. Może rzeczywiście Komitet Obrony Demokracji nie strzela kulą w płot. KOD – czy tego prawica chce, czy nie – stymuluje, a także prowokuje do myślenia i zderzania ze sobą sprzecznych koncepcji. I znaczy to więcej niż wszystkie peany na rzecz dobrej zmiany. – pisze Rzewuski.
W najbardziej eksponowanej części KOD nie ma jednak żadnej nowej jakości. To w dużym stopniu ci sami ludzie, którzy stanowili mniej widoczne, lecz aktywne zaplecze antyklerykalnych imprezowiczów z Krakowskiego Przedmieścia. Ludzie, którzy pierwszy raz w historii III RP protestowali, gdy ogłoszono plan pochowania na Wawelu Marii i Lecha Kaczyńskich. Z drugiej strony – to czynni, obecni od lat w życiu publicznym politycy pierwszego i drugiego garnituru PO, .nowoczesnej, dawnej UW czy lewicy. Sam lider KOD dba o to, by poza nim do społecznej świadomości nie przebił się nikt z działaczy stowarzyszenia. Obok więc znanego głównie z niepłacenia alimentów Kijowskiego twarzami KOD – a więc rzekomo świeżymi partnerami do dyskusji o dzisiejszej Polsce – stają się Grzegorz Schetyna, Ryszard Petru i Barbara Nowacka. Jeśli zaś schodzimy na dół, znajdujemy głównie osoby pokroju Katarzyny Kukieły – agresywne, w swoim mniemaniu odważne, dla postronnych obserwatorów zwyczajnie niekulturalne, z niejasnymi powiązaniami, nie tylko ze światem polityki. Trudno znaleźć w tym nową jakość i możliwość rozmowy.
Oczywiście nie jest tak, że pośród uczestników demonstracji KOD nie znajdziemy osób, które nie będąc beneficjentami poprzednich rządów przyjęły za swoją narrację medialną i na ulicę, choć w złej sprawie, wychodzą jednak w dobrej wierze. Kłopot w tym, że takich osób nie widać i nie słychać, one same zaś nie robią niczego, by stan ten zmienić. Nie mają nic przeciwko temu, by ich głosem był Kijowski, ich wizytówką Kukieła, zaś wypowiedzią artystyczną – Klaudia Jachira. Ta niedoszła posłanka .nowoczesnej realizuje się umieszczając w internecie filmy, w których na wszystkie możliwe sposoby wyśmiewa się z prezydenta Dudy i prezesa Kaczyńskiego, czasem posługując się obraźliwym wykorzystaniem do tego celu motywów religijnych. Choć większość internautów nie zostawia na działaniach Jachiry suchej nitki, znajduje ona wielu fanów, podziwiających jej „odwagę cywilną”. To kolejna odsłona tej samej sztuki zaangażowanej, która wcześniej wypluwała z siebie choćby krzyż z puszek po piwie „Lech”. Niestety, trudno mi zobaczyć w tym zarzewie intelektualnego fermentu po prawej stronie, o którym wspomina Rzewuski, to co najwyżej motywacja do dalszego okopania się na własnych pozycjach.
Podział pojawia się na poziomie wartości i języka. Życzenia świąteczne składane przez polityków PO stają się okazją do wygłoszenia porcji frazesów o demokracji i rzekomym dzieleniu Polaków. W wielkanocną niedzielę Komitet Obrony Demokracji organizuje kolejną demonstrację w Alejach Ujazdowskich. KOD udostępnia też swoim zwolennikom… pieczątkę do stemplowania w logo stowarzyszenia jaj do święconki. Przedświąteczny akt terroru w Belgii również nie skłania do zawieszenia broni. Publicyści opozycyjnych mediów atakują rząd za odmowę przyjmowania uchodźców, powołując się przy tym chętnie na papieża Franciszka. Beata Szydło, w granatowym kostiumie z broszką, wywiesiła białą flagę i jako pierwsza premier na świecie poddała swój kraj woli terrorystów: „Polska nie przyjmie uchodźców” - powiedziała po atakach w Brukseli. Financial Times doniósł w tym samym dniu, że polski rząd szuka w Londynie agencji PR, która pomoże mu naprawić wizerunek, który teraz jest wizerunkiem rządu łamiącego prawo i wprowadzającego autorytarną dyktaturę. Pytanie jest kto naprawi wizerunek Polski, który przez politykę PiS utrwala się w świecie, jako kraju tchórzy, antysemitów i morderców? – cytat z niesamowitego pod każdym względem tekstu Joanny Sacewicz „Hańba przywódców narodu bohaterów”, opublikowanego na portalu Tomasza Lisa, pokazuje różnice na poziomie już nie tylko idei, ale wręcz języka i pojęć. Ta sama autorka atakuje też prezydenta za rzekomo niewłaściwy sposób złożenia kondolencji po zamachu w Brukseli. Sacewicz, mieszkająca w USA „z żoną” specjalistka od PR, obrończyni Trybunału Konstytucyjnego i zwolenniczka KOD, wydawać mogłaby się przykładem ekstremalnym, niemniej oddaje sposób myślenia, kompleksy i obawy jakie znajdujemy na setkach transparentów i profili w portalach społecznościowych zwolenników Kijowskiego i Rzeplińskiego. Tekst promowany jest zresztą na facebookowej stronie stowarzyszenia.
Nie mamy do czynienia z żadną nową jakością, z nowym głosem w debacie publicznej. Oczywiście możemy, powinniśmy wręcz, szukać porozumienia na poziomie zwykłym, ludzkim, przynajmniej z tą milczącą, oszukaną przez media i zakrzyczaną przez liderów i harcowników częścią KOD, chociaż i to, z powodu opisanych wyżej różnic, może być bardzo trudne. Odnalezienie w nim jednak inspiracji do jakiegokolwiek pozytywnego, twórczego procesu myślowego wydaje mi się wręcz niemożliwe. Sposób formułowania krytyki przez opozycję i jej totalny charakter nie sprzyja żadnej dyskusji, a jedynie pogłębia istniejące podziały. Symbolem demokracji nie może być konstytucja uchwalona de facto antydemokratycznie, po uniemożliwieniu poddania pod głosowanie drugiego, obywatelskiego projektu. Hołd lenny części Polaków wobec dotychczasowych elit nie tworzy społeczeństwa obywatelskiego, a wręcz przeciwnie – wyraża tęsknotę i przywiązanie do post-feudalnego, antydemokratycznego w swej istocie systemu III RP.
Artykuł ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
https://twitter.com/karnkowski
(2)
1 Comments
Ciekawe ...
30 March, 2016 - 18:48