Niebezpieczne pobocza drogi do Polski - Kraśniany po bitwie.

 |  Written by Kazimierz Suszyński  |  0
Materiał uzupełniający do dwóch wcześniejszych publikacji:

            Sowiecki ostrzał przemieszczającego się od granicy oddziału "Lalusia", w  Puciłkach i Malawiczach, ranił dwóch ludzi. Partyzanci zdołali dotrzeć z nimi w pobliże kolonii samotnego rolnika  Wacława Bałdowskiego. Właśnie tam ich wytropiono, otoczono i zaatakowano. W walce rany odniosły kolejne osoby.
Gospodarz odnalazł w olszynie łącznie pięciu poszkodowanych ludzi i ukrył w sianie w swojej stodole, skutecznie maskując dojście legowiskiem zwierząt hodowlanych. Pomimo penetracji terenu przez patrole UB i KBW wobec  uzasadnionych podejrzeń co do osoby i miejsca, prześladowcy nie trafili na ślad ukrywających się, a aresztowany i przesłuchiwany Bałdowski ich nie wydał.

Po czterech dniach rannych zabrał do swojego gospodarstwa w Kraśnianach Michał Miltyk wraz z synami. Tam znowu ukryto poszukiwanych w stodole i otoczono troskliwą opieką. Po zmianie opatrunków i przygotowaniu do drogi,  w trosce o bezpieczniejszą kryjówkę, już następnego wieczoru, rannych wywieziono furmanką Miltyka. Stamtąd mieszkańcy Sokółki i Kraśnian: Władysław Daszkiewicz, Władysław Biziuk, Kazimierz Babaryka oraz Kazimierz Czarnowicz przenieśli ich przez bagniste łąki i rzekę Sokołdę. W ten sposób zostali przerzuceni w pobliże wsi Sierbowce. 
W nowym, odległym o 6 km od Kraśnian, miejscu, rannymi zaopiekowali się rolnicy z kolonii Boguszowski Wygon  i Sierbowce: Józef Czopur i Józef Milinkiewicz, który umieścił rannych wraz z oddziałowym lekarzem w swoim domu położonym w mało widocznym miejscu, z dala od wsi, w którym mieszkał tylko z żoną. Opatrunki dla rannych poprzez Władysława Daszkiewicza dostarczał Saturnin Trochim ps.„Robak” – lekarz plut. pdchr.. członek Komendy Obwodu Sokółka. Po tygodniu ranni zostali przewiezieni 20 km dalej do wsi Zielony Gaj w rejonie Janowa.

* * *

            O czterech spośród partyzantów „Lalusia” wiemy, że zostali pojmani w wyniku obławy. Jasny jest przypadek dwóch ze schwytanych – Romana Chirkowskiego i NN. Przedzierając się starymi okopami wpadli na sowietów. Uciekający wraz z nimi  Mieczysław Górewicz podjął walkę, którą przypłacił życiem, a oni dostali się do niewoli. Katowano ich blisko dwa tygodnie w kazamatach UB w Sokółce a następnie zawiniętych w pałatki ciężarówką wywieziono na teren ZSRS, gdzie dostali 10-letnie wyroki. (Ostatecznie powrócili do Polski.)
 
            Jednego ze schwytanych przewożono tankietką do siedziby sokólskiego PUBP.  Wyprowadzany na ul. Dąbrowskiego, przed bramą urzędu, wykorzystał chwilę nieuwagi konwojentów, wyrwał się i boso przebiegł przez całe miasto. Skrył się przy torach kolejowych do Grodna, w pasie świerkowych zadrzewień ochronnych, po południowej stronie szlaku. Pościg UB-owców z psami zgubił ślad i uciekinier ocalał. Stało się to za przyczyną przygodnych przechodniów obserwujących wydarzenie. To oni utrudnili pogoń zadeptując ślady zaś miejscowi członkowie AK dostarczyli zbiegowi cywilne ubranie i obuwie. Czwarty  aresztowany to prawdopodobnie ranny, który trafił do miejscowego szpitala. Po amputowaniu ręki dr Wacław Mróz ułatwił mu ucieczkę, za co został skazany na 8 lat więzienia.
 
     Niemal dwudziestu ocalałych żołnierzy 

 

Jeden z ocalałych - żołnierz oddziału "P-8" 
Kazimierz Borkowski - "Joker",rocznik 1925.

początkowo znalazło schronienie wśród mieszkańców Kraśnian. Następnie skierowano ich z przewodnikami za Sokołdę do, odległego o 6 km, gospodarstwa pszczelarza Michała Gabiniewicza na kolonii Bogusze. Tam po sprowadzeniu łączniczki „Nieznanej” (druga łączniczka „Lola” pozostała w Puciłkach a potem przeniosła się do Sokółki) udali się do oddalonego o 4 km śródleśnego gospodarstwa Stanisława Micuna i tu, po zakopaniu zakonserwowanej uprzednio broni, nastąpiło rozformowanie oddziału. Niektórzy jesienią podjęli walkę na terenie Puszczy Knyszyńskiej.
 
     O cenie jaką przyszło zapłacić miejscowej ludności za pomoc i życzliwość  okazaną partyzantom sporo dowiadujemy się z relacji Kazimierza Czarnowicza. Nękanie mieszkańców trwało do wiosny 1946. Dodajmy  jeszcze zapamiętanych zaszczuwanych: 
- Grygołowicz rolnik poszukiwany za udzielenie informacji partyzantom - ukrywał się w ziemiance na skutek czego zmarł na nieleczoną gruźlicę w wieku 22 lat;
- Józef Sarosiek - zatrzymany przez sowietów bity w śledztwie nikogo nie wydał.
 
Byli tez i miejscowi renegaci, z tych bardziej zapamiętanych:
- Władysław Czaplejewicz z UB – bezczeszczący zwłoki poległych;
- Alpern Szepsel oficer UB ukrywany przed Niemcami przez Polaków z Malawicz Górnych.

* * *

             Okoliczni mieszkańcy z właściwą Białostocczyźnie troskliwością zachowali pamięć o partyzanckich zmaganiach, ofiarach i ich grobach.  Wkrótce po, dokonywanym pod UBowskim nadzorem, prowizorycznym zasypaniu ciał, którego realia przybliża relacja Kazimierza Czarnowicza, mieszkańcy postanowili sprawić poległym godniejszy pochówek.  Michał Miltyk wraz z kraśniańskimi stolarzami wykonali w tajemnicy trumny i dębowe  krzyże. Poległych pochowano w pięciu osobnych grobach na obszarze pobojowiska - polach wsi Kraśniany. Ciało Mieczysława Górewicza już wcześniej wykradła rodzina i pochowała na cmentarzu parafialnym w nieodległej, rodzinnej wsi Sidra.
Nad grobami stałą, dozgonną opiekę roztoczyła Jadwiga Joka – Gorosz, żołnierz armii berlingowskiej a po wojnie pracownik inspektoratu oświaty. Nie miała  związków z poległymi. Troskę swą traktowała jako powinność a może był to jakiś symboliczny wyraz  pamięci dla ojca -  ochotnika WP z 1920r. -  aresztowanego przez NKWD i zaginionego bez wieści.
 
Spośród, wykonanych w 1945r., dębowych krzyży cztery przetrwały do lat 80-tych.
 
W czasach perelowskich patriotyczne środowisko sokólskie zabiegało kilkakrotnie o ekshumację poległych AK-owców i należyte pochowanie ich na cmentarzu. Starania niezmiennie spotykały się z odmową, za którą najczęściej odpowiadał I sekretarz Komitetu PZPR - Jan Dzienisiuk - wychowany na zbitkach "AK - zaplute karły reakcjii" i "reakcyjni bandyci".
 
     Inicjatorami ekshumacji byli  Stanisława Bujwicka, ps. „ Zemsta” z Białegostoku - szefowa łączności obwodu AK/AKO/WiN oraz Kazimierz Czarnowicz  z Kraśnian, miejscowy sołtys i radny Rady Narodowej.  To właśnie on zgłosił się w tajemnicy do zastępcy naczelnika UMiG - Henryka Janusza - z prośbą o zgodę na ekshumację. Dobrze wybrany moment sprawił, że pracownica urzędu - pani Czaplejewicz - niezwłocznie wypisała zezwolenie. Po uzyskaniu podpisu sołtys wsi Kraśniany zorganizował zebranie mieszkańców prosząc o pomoc. Na ten apel odpowiedziały cztery osoby.

Dziesięciu ekshumowanych pochowano na cmentarzu parafii Świętego Antoniego w Sokółce. Złożono ich do grobu innego ekshumowanego - Franciszka Potyrały ps."Oracz" - tragicznej postaci związanej z tą ziemią od czasów wojny.  
.
Pomnik i tablicę pamiątkową wykonał rzemieślnik  Witold Błażewicz z Sokółki. Fundusze pochodziły od  sokółczanina z USA -  Waleriana Sutuły  i z datków kombatantów Armii Krajowej.

Od tamtych tragicznych wydarzeń minęło 70 lat. Grób wciąż ma opiekunów - aktualnie pieczę nad nim sprawuje Stowarzyszenie Historyczne im. Bohaterów Ziemi Sokólskiej / Klub Historyczny "Oracza" i młodzież licealna.

Różne inicjatywy wspierają pamięć o Ludziach, Postawach i Dziejach:
 
 
Opracowane na podstawie materiałów zebranych przez Jerzego Brzozowskiego, Henryka Falkiewicza, Tadeusza Gajdzisa, Krzysztofa Promińskiego ioraz nformacji własnych.
To już najpewniej mój ostatni tekst o bitwie i towarzyszących okolicznościach. W przypadku napływu jakichś nowych materiałów będę uzupełniać dotychczasowe publikacje. Jeśli ktoś przetrzymał wszystkie trzy teksty - dziękuję za cierpliwość.
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>