Niechciani żałobnicy

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Jeśli na pogrzebie pojawia się ktoś, kto wielokrotnie atakował i obrażał chowanego, reszta uczestników może zauważyć pewną dwuznaczność sytuacji. Jeśli dodatkowo zaskakujący gość nie przejawia oznak refleksji, za to zamienia swój udział w uroczystości w demonstrację, skupi na sobie krzywe spojrzenia, może też usłyszeć kilka przykrych słów pod swoim adresem. Lepiej będzie wyprowadzić wątpliwego żałobnika, niż poczekać, aż sytuacja wymknie się spod kontroli.

Czy sympatycy KOD mają prawo brać udział w wielkim, narodowym święcie, jakim jest pogrzeb dwójki bohaterów antykomunistycznego podziemia, Danuty Siedzikówny, „Inki” i Feliksa Selmanowicza, „Zagończyka”? Po niedzielnym incydencie odezwało się wiele głosów osób, próbujących ważyć racje obu stron, z reguły kończące się konkluzją, że nie można nikomu odmawiać ani patriotyzmu, ani możliwości uczestnictwa w takim święcie. Chętnie przyznałbym im rację, nawet kosztem pominięcia nasuwających się pytań o ewentualny prowokacyjny charakter pojawienia się działaczy Komitetu Obrony Demokracji pod bazyliką w Gdańsku. Nie tak dawne wydarzenia w Poznaniu pokazały jednak, że współcześni „bojownicy o demokrację” gotowi są zmieniać w krzykliwą hucpę patriotyczne uroczystości, przedkładając szansę na zaistnienie w nad wyraz często sprzyjających im mediach nad zwykły, ludzki szacunek dla ofiar. Podczas rocznicy poznańskiego Czerwca sympatycy KOD wygwizdali prezydenta Andrzeja Dudę, gwizdy zaś zaczęły się wtedy, gdy Duda mówił o sprzeciwie mieszkańców wobec działań komunistycznego reżimu.

Czy pozostali uczestnicy pogrzebu dwójki bohaterów antykomunistycznego ruchu oporu mieli prawo nieufnie zareagować na obecność osób, związanych z Komitetem Obrony Demokracji? Stwierdzenie, że KOD to spadkobiercy Bieruta i dawnej Służby Bezpieczeństwa oburzy na pewno sympatyków tej grupy, jednak, dla dalszego wywodu, nie musimy wcale stawiać sprawy tak ostro. Równanie „KOD = Gazeta Wyborcza” nie powinno nikogo urazić.
Dziennik Adama Michnika kibicuje Mateuszowi Kijowskiemu od początku, od początku też nagłaśnia jego inicjatywę. Jarosław Kurski, zastępca redaktora naczelnego „GW” jest częstym mówcą na wiecach ruchu, tłumacząc, że nie jest to zaangażowanie w politykę, a w obronie demokracji. Adam Michnik natomiast ostatnio odbywa w całej Polsce spotkania pod szyldem KOD. „Gazeta”, tworząc nowe standardy w dziennikarstwie, 2 lipca wydrukowała nawet wzór deklaracji członkowskiej Komitetu dla swoich czytelników. Utożsamienie „Wyborczej” z KOD nadużyciem więc nie będzie.

Stosunek redakcji z Czerskiej do Żołnierzy Wyklętych jest, mówiąc najdelikatniej, złożony. W marcu, z okazji ich święta, Gazeta Wyborcza” rozpoczęła dopiero stawianie pytań, na które większość Polaków odpowiedź już zna. „Dziś o godz. 18 w redakcji <<Wyborczej>> przy Czerskiej 8/10 w Warszawie dyskusja o <<żołnierzach wyklętych>>. Dla jednych męczennicy wolnej Polski, dla drugich zdemoralizowane wyrzutki. A może ludzie pokiereszowani przez wojnę, którzy umieli tylko walczyć i zabijać? Dzień pamięci to najlepszy moment, by zapytać: w co wierzyli, na co liczyli? Zasługują na kult czy potępienie?”. Jeden z dyskutantów, dr Rafał Wnuk, kilka miesięcy wcześniej pisał w tej samej gazecie, w tekście, krytykującym nadanie imienia Żołnierzy Wyklętych autostradzie A4: „Okazuje się, że <<żołnierze wyklęci>> to zbiór osób, z których dziś bez oglądania się na fakty tworzona jest mityczna, homogeniczna wspólnota antykomunistycznych bojowników.”. Po dyskusji zaś dr hab. Marcin Zaremba podsumował, że nie zasługują oni na kult, ani na potępienie. Najwyraźniej historycy chcieliby, nie mogąc odmówić bohaterstwa znanym uczestnikom walk, pozbawić splendoru całą grupę, niuansując, odbrązawiając, podnosząc rangę innych, niechlubnych czy kryminalnych zachowań. Jest to ten sam mechanizm, który wcześniej służył do stworzenia wizerunku Polaków-antysemitów, odmawiających pomocy Żydom w czasach niemieckiej okupacji, a czasem nawet współsprawców ich zagłady. Podczas dyskusji padł postulat, zgłoszony przez prof. Grzegorza Motykę, by, jeśli czcimy dziś pamięć Żołnierzy Wyklętych, uznać za nich również tych dawnych żołnierzy AK, którzy byli przeciwni walce zbrojnej z komunistami, mówiąc wprost – by w ramach kultu Wyklętych honorować również Władysława Bartoszewskiego.

Wcześniej, w 2014 roku, portal Żelazna Logika przygotował zestawienie tekstów z „GW”, które odnosiły się do ustanowienia 3 marca dniem pamięci Żołnierzy Wyklętych. Oddajmy głos Jarosławowi Kurskiemu: „Dziś o <<wyklętych>> najgłośniej krzyczą skrajni nacjonaliści, <<judeosceptycy>> i bojówkarze, którzy 24 lata po obaleniu komunizmu wymachują antykomunistycznym proporcem i pochodniami. Bez ogródek mówią, że <<obalą republikę>>”. Wielu <<żołnierzy wyklętych>> nie cieszyłoby się z takich czcicieli i groteskowych naśladowców. I tu tkwi sedno manipulacji. Nikt już <<wyklętych>> zapytać o zdanie nie może. Ani nie chce. Antydemokratyczna prawica postanowiła ich użyć do ataków na wolną i demokratyczną Polskę.” Portal przytacza jeszcze kilka podobnych cytatów, z których warto przypomnieć jeszcze fragment tekstu Klausa Bachmana. „To, co ich łączy, ale niemal wyłącznie pośmiertnie, to to, że ktoś ich rzekomo wyklął, cokolwiek to ma znaczyć – represje, morderstwa, tortury czy po prostu to, że się o niektórych formacjach nie mówiło. <<Żołnierz wyklęty>> czyni takiego żołnierza ofiarą, a ofiary dziś to ci, którzy z założenia mają rację i których nie wypada indagować o to, dlaczego zostali ofiarami. W ten sposób walczący z przekonania, zwykli rabusie, ludzie bez wyjścia i nadziei znajdują się w jednym wspólnym worku ofiar komunistów”.

Jak widzimy, dla „Wyborczej” Wyklęci (konsekwentnie w cudzysłowie i z małej litery) byli raczej przypadkową zbieraniną, niż bohaterami, często stawali się wręcz „przeklętymi”, gdy przychodziło do opisów bardziej ponurych kart historii niektórych oddziałów. Znajomość podejścia Czerskiej do polskiej historii, pozwala uznać, że nie jest to tylko historyczny spór o akcenty, lecz rzecz o wiele większa, znajdująca swoje korzenie w podziałach sprzed kilkudziesięciu lat. Na tym jednak temat się nie kończy. Mamy więc choćby dziadka Mateusza Kijowskiego ze swoim powojennym epizodem „walki z bandami”, udokumentowanym przez IPN. Mamy udział KOD w wielu inicjatywach i manifestacjach, służących promowaniu idei, będących całkowitym zaprzeczeniem wartości, które w latach 40-stych pchały młodych ludzi do walki, dziś zaś nakazują ich rówieśnikom czcić ich pamięć. Przypomnijmy choćby sprofanowanie symbolu Polski Walczącej na tegorocznej manifie. Komitet Obrony Demokracji bardzo mocno włączył się w działania środowisk feministycznych, gdy powrócił temat zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych. KOD, chętnie obnoszący się z hasłami, będącymi w jego mniemaniu odpowiedzią na słowa Jarosława Kaczyńskiego, w rodzaju „Jestem Polakiem z genem zdrady” nie pasuje do święta dumy i niezłomności. Symbolem ruchu M. Kijowskiego nie jest Inka, a Lech Wałęsa, człowiek, mający zupełnie inne, niż pochowani w niedzielę bohaterowie, podejście do współpracy z komunistycznym aparatem represji.

"Tańczący na trumnach. Ten pogrzeb był politycznym festynem PiS-u i jego akolitów" – podsumowała gdańską niedzielę „Wyborcza”. Cytat ten znalazł uznanie prowadzących Twitterowe konto KOD. Pytanie, po co był więc udział jego działaczy w tym wydarzeniu pozostaje otwarte.

Krzysztof Karnkowski
Tekst ukazał się w piątkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
 
0
Brak głosów

Więcej notek tego samego Autora:

=>>