
Poruszyła mnie wczorajsza rozmowa z M., moim byłym uczniem. Przyleciał do Polski ze Stanów, po obronie doktoratu na jednym z nowojorskich uniwersytetów. Rozmawialiśmy krótko, bo większość czasu postanowił poświęcić rodzicom, ale znalazł kilka chwil dla starego belfra. Kilka wątków rozmowy ciągle tkwi mi w głowie, a dzisiejszy spacer wcale ich nie zatarł.
Na pytanie: kiedy wracasz? - dostałem odpowiedź, że, owszem, tęskni za domem, ale wracać nie zamierza. Moje uwagi o drenażu mózgów zbył wzruszeniem ramion i bronił się argumentem, że z jego specjalnością na pracę w kraju musiałby czekać z dziesięć lat, albo i dłużej. Co ciekawe, gdy próbowałem dociekać jakie to atrakcje oferuje mu uczelnia w programie postdoc, roześmiał się i powiedział, że sprzęt w laboratorium, w jakim pracuje w Polsce jego mama, jest kilka razy lepszy i droższy od tego, na którym on w NY dokonywał obliczeń, bo Amerykanie liczą każdego centa.
Rozumiecie coś z tego? Ja, przyznam, niewiele, choć nie mogę nie wspomnieć, że przypomniałem sobie jedno ze starych opowiadań Mrożka, w którym robotnicy pytani o opinię na temat komputera najnowszej generacji mówili, że są za, lecz proszą by go postawić w jakimś innym miejscu, bo im zasłania wejście do stołówki.
Na dzisiejszy spacer wyszedłem w południe. Mieszkam przy niedługiej, dość ładnej uliczce, którą pamiętam jeszcze jako polną drogę z jesieno-wiosennym błotem po kolana. Dziś asfalt wzdłuż i wszerz, kładziony i zrywany chyba z osiem razy, bo się włodarzom gminy poplątało co ma być pierwsze – nowy asfalt czy nowy wodociąg. No i trotuar z tzw. kostki Bauma – Baum byłby dumny, bo jego wynalazek zaległ na mojej uliczce już w piątym wcieleniu. A co, ma być ładnie i równo! Komuś się nie podoba?
Co kilka metrów „pijany policjant” i znak z ograniczeniem do 20 km/h. Uliczka krótka, ale znaków multum. Nawet nieuważny kierowca musi przyznać, że za bezpieczeństwo kotów wygrzewających się na asfalcie należy podziękować „szwagrowi” wójta, który wygrał przetarg na ten las znaków. A bezpieczeństwo dzieci idących do szkoły? No, nie – dzieci na mojej uliczce już nie ma – niż demograficzny przecież mamy …
Dojechałem na plac Piłsudskiego. Lubię ten plac pełen wspomnień, ale mnie drażni szklana fasada budynku, który ktoś pozwolił wcisnąć w to historyczne miejsce pomiędzy Grobem Nieznanego Żołnierza, a gmachem Teatru Wielkiego. Pewna młoda, bliska mi osoba, pracowała kiedyś w tym luksusowym akwarium, ale to już przeszłość, bo wysokość czynszu dyktowana przez konsorcjum bodajże z brytyjskim kapitałem, wygnała jej firmę gdzieś na szare przedmieścia. Teraz zajmuje się cerowaniem prujących się marzeń i comiesięcznym trudem by spłacać kredyt wzięty na mieszkanie …
Dotarłem jak zwykle na Krakowskie Przedmieście. Przed Pałacem błąkające się grupki turystów, pstrykające selfie z Poniatowskim na koniu, dwójka małolatów skaczących kick-flipy na desce, słonecznie, miło, czysto i tylko „możeł” z czekolady gdzieś znikł, ciekawe przez kogo zjedzony …
Pamiętam Pałac z innym Gospodarzem. Pamiętam morze kwiatów i świateł gdy odchodził i pamiętam wzrok młodych ludzi, który pytał: co z nami będzie, Panie Prezydencie?
Dziś wieczorem będzie tam cicho.
Pora wracać ...
ed. img. SG: http://www.artbiznes.pl/index.php/norman-foster-wsrod-najbogatszych-bryt...
1 Comments
Ładna opowieść, nastrojowa.
05 October, 2014 - 18:29
Warto jednak coś dodać o budynku Metropolitan, zasłaniającym gmach Opery Narodowej - Teatru Wielkiego oraz miejsce, w którym stał ołtarz papieski podczas jednej z pielgrzymek JP2, ale zaprojektowanym przez sir Normana Fostera. Choć pewnie raczej przez ludzi z jego pracowni.
Właściwie poza wewnętrznym dziedzińcem nie ma w tym obiekcie nic sympatycznego. Ot, taki potrójny Cedet, tyle że wykonany z lepszych materiałów i w lepszych technologiach.
Budynek ukończono w 2003 roku, więc zgodę na lokalizację musiał wydać poprzednik Michała Borowskiego (kuzyn Marka Borowskiego) na funkcji architekta miasta W-wy. Borowski, według Łajki, był nim w latach 2003-2006.
Waldemar Żyszkiewicz