W ramach operacji wysiedlenia Polaków z Zamojszczyzny Niemcy wywieźli w celu germanizacji dziesiątki tysięcy polskich dzieci.
Wkrótce po zakończeniu wojny z Polską Niemcy uzyskali od swych sowieckich sojuszników zgodę na przesiedlenie z obszaru Związku Sowieckiego żyjących tam potomków Niemców etnicznych. „Odzyskana niemiecka krew” miała zostać zaszczepiona między innymi na Zamojszczyźnie, jednym z obszarów mających zapewnić Niemcom przestrzeń życiową, a z III Rzeszy uczynić państwo czyste rasowo oraz ekonomicznie i rolniczo samowystarczalne.
Pomimo ugrzęźnięcia na przełomie 1941 i 1942 roku Wehrmachtu w Rosji Sowieckiej, której pokonanie miało umożliwić realizację planów kolonizacyjnych, Himmler nie zamierzał dalej czekać z rozpoczęciem swych planów przesiedleńczych.
Operację zaplanowano rozpocząć od Zamojszczyzny, gdzie znajdowały się bardzo żyzne gleby, a Zamość i jego okolice były terenem, na który pod koniec XVIII wieku Habsburgowie sprowadzili kolonistów z Lotaryngii i Alzacji.
Latem 1941 roku Niemcy wysłali na Zamojszczyznę ekspedycję naukową, której zadaniem było zorientowanie się, na ile są trwałe związki potomków dawnych kolonistów niemieckich z kulturą i językiem niemieckim. Okazało się, że właściwie one nie istnieją. Potomkowie kolonistów czuli się Polakami, nie kultywowali języka ani kultury niemieckiej. W raporcie sporządzonym dla Odilo Globocnika, dowódcy SS w dystrykcie lubelskim, napisano wprost, że przypadki odnalezienia „Niemców” są incydentalne, co niewątpliwie było dla niego ogromnym rozczarowaniem.
W tej sytuacji Globocnik rozkazał wytypować osiem tysięcy mieszkańców, którzy mieli związki z dawnymi niemieckimi osadnikami. Zostali oni następnie poddani intensywnej regermanizacji.
Podczas wizyty Himmlera w lipcu 1941 roku w Zamościu podjęto decyzję, że Zamojszczyzna stanie się obszarem doświadczalnym, polem próbnej realizacji planu wysiedleń i kolonizacji. Himmler był pod wrażeniem Zamościa, miasta zbudowanego pod koniec XVI wieku przez Jana Zamoyskiego według renesansowych założeń włoskiego cita ideale. Zdaniem Reichsführera SS miasto było doskonałym miejscem dla elity SS, która według zamierzeń Himmlera miała stanowić większość mieszkańców Zamościa.
Zarządzono całkowitą rewitalizację miasta — zaplanowano nawet odbudowę rozebranych częściowo murów obronnych, które oparły się najazdowi szwedzkiemu w XVII w. Ambicje Reichsführera SS sięgały jednak dalej. Zapragnął, by Zamość stał się Himmlerstadtem — Miastem Himmlera. Ostatecznie zrezygnowano ze zmiany nazwy, gdyż przecież sam Führer Adolf Hitler nie miał „swojego” miasta.
W listopadzie 1941 roku Niemcy przeprowadzili tak zwane sondażowe przesiedlenia Zamojszczyzny. Wówczas wysiedlono kilka wsi (w sumie około tysiąca osób) wokół Zamościa. Przez jakiś czas byli oni przetrzymywani w prowizorycznych miejscach odosobnienia, a później Niemcy ich wypuścili, jednak wypędzeni Polacy nie mieli jednak prawa powrotu do swoich domów, a na ich miejsce sprowadzeni zostali tak zwani Niemcy etniczni.
Sondażowe wysiedlenia pokazały Niemcom, jak usprawnić machinę wysiedleńczą. W międzyczasie zorganizowano obóz dla przesiedleńców, przystosowując do tego obóz dla jeńców sowieckich w Zamościu, który znajdował się przy zbiegu dzisiejszych ulic Piłsudskiego i Okrzei.
Jednocześnie zadecydowano, że akcje przesiedleńcze przeprowadzą różne niemieckie formacje: żandarmeria, policja, Wehrmacht, ale również ukraińska policja pomocnicza.
W nocy z 27 na 28 listopada 1942 roku ruszyła fala właściwych wysiedleń, którą Niemcy określili mianem Aktion Zamość. Na pierwszy ogień poszła wieś Skierbieszów i okoliczne miejscowości.
Wysiedlenia trwały nieprzerwanie do końca grudnia 1942 roku. Ich druga faza przebiegała od połowy stycznia do połowy marca 1943 roku i wówczas wypędzono z domów głównie mieszkańców powiatu hrubieszowskiego. Wreszcie, w trzeciej fazie wysiedlenia, od 24 czerwca do połowy sierpnia 1943 roku, wysiedlano głównie wsie w powiecie biłgorajskim. Szacuje się, że wówczas z domów zabrano do 60 tysięcy Polaków.
Najpierw wieś otaczał kordon niemieckich jednostek, który się zacieśniał, a później do każdej chaty podchodził niemiecki oddział. Mieszkańcy mieli około 20 minut, by spakować podręczny bagaż i opuścić dom.
Niemcy i pomagający im ukraińscy policjanci, jak wynika ze wspomnień wysiedlanych — często pijani, z barbarzyńską bezwzględnością wyrzucali polskie rodziny z domów. W razie protestów czy próby ucieczki, żołnierze bez wahania strzelali do Polaków.
Aby ułatwić sobie „pracę”, Niemcy oddzielali mężczyzn od kobiet i dzieci. W ten sposób uniemożliwiali ojcom obronę dzieci, mężom wsparcie żon. Wyrzuconych z domów spędzano w jedno miejsce, a następnie ładowano na furmanki czy do samochodów i wywożono do obozu przesiedleńczego w Zamościu, gdzie przeprowadzano „rasową” selekcję.
Zgodnie z tajnymi wytycznymi Obersturmbannführera Hermanna Krumeya w sprawie klasyfikacji wysiedleńców w obozie w Zamościu, Niemcy segregowali wygnanych z domów Polaków na cztery kategorie.
„Polacy zaliczeni do grupy I i II zostaną skierowani (...) – napisano w nich - po przejściu przez obóz oddziału Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa w Łodzi (...) do Rzeszy celem ponownego zniemczenia. Spośród rodzin i osób zaliczonych do grupy III wybierze się ludzi zdolnych do pracy (z pominięciem niezdolnych do pracy członków rodzin) i specjalnymi pociągami przewiezie się na roboty do Berlina, po wyłączeniu wszakże niezbędnych sił roboczych dla powiatu zamojskiego. Rodziny cieszące się opinią dobrze i najlepiej gospodarujących powinny być oddzielone i zatrzymane w celu obsadzenia nimi gospodarstw scalonych. Osoby niezdolne do pracy, należące do grupy III, wszystkie dzieci do lat 14 z grupy III i IV oraz wszystkie osoby w wieku powyżej 60 lat przewiezione zostaną specjalnymi pociągami do tzw. wsi rentowych. Rodziny i osoby zaliczone ze względu na wartość rasową do grupy IV przekazane zostaną jako siła robocza do Brzezinki”.
Do tych czterech kategorii wysiedlani mieli być przydzielani po zbadaniu w zamojskim obozie przez specjalną komisję lekarską. Komendant obozu, którym początkowo był wspomniany Krumey, wyznaczył do segregacji rasowej niejakiego Riela, którego nazywano ”Doktorem”. W procederze pomagał mu sadystyczny członek załogi Grunert, zwany ”Kanarkiem”, zapamiętany wraz z późniejszym komendantem obozu Arturem Schutzem jako najbardziej bestialski z Niemców w Zamościu.
„Za bramą obozu przeprowadzano pierwszą segregację, oddzielając dzieci od kobiet. Z relacji i wspomnień wiemy, że dochodziło tam do dantejskich scen — opowiada Agnieszka Jaczyńska. — Matki i opiekunki nie chciały oddawać dzieci. Jeżeli w pobliżu byli mężczyźni, to wyrywali się, by bronić rodzin. To kończyło się zawsze ingerencją strażników i bardzo brutalnymi scenami. Wszystko to przy odgłosach płaczu i krzyku dzieci. Dla najmłodszych była to dodatkowa trauma. Dzieci, wciągnięte w wir bezwzględnej morderczej machiny, widziały bezradność i rozpacz rodziców”
Kolejny dramat czekał wysiedlone rodziny w budynku obozowej administracji, gdzie obradowała wspomniana komisja lekarska, przydzielająca symbole: WE oznaczało skierowanie do ponownego zniemczenia, AA — pracę na terenie Rzeszy, RD — skierowanie do wsi rentowych, AG — zatrudnienie w Generalnym Gubernatorstwie, a KL — obóz Auschwitz-Birkenau.
W trakcie badań wyławiano dzieci, które posiadały cechy rasy nordyckiej. Dzieci były badane pod kątem wyglądu zewnętrznego, budowy czaszki, rozstawu oczodołów, koloru włosów i oczu. Te w odpowiednim wieku były kwalifikowane do germanizacji. Dzieciom zawieszano na szyi drewniane tabliczki, na których znajdował się symbol Ki (Kinderaktion) i dodatkowo nadawano im numery. Takie dzieci były bezwzględnie odseparowywane od rodziców, a później wywożone do Rzeszy.
CDN
Wkrótce po zakończeniu wojny z Polską Niemcy uzyskali od swych sowieckich sojuszników zgodę na przesiedlenie z obszaru Związku Sowieckiego żyjących tam potomków Niemców etnicznych. „Odzyskana niemiecka krew” miała zostać zaszczepiona między innymi na Zamojszczyźnie, jednym z obszarów mających zapewnić Niemcom przestrzeń życiową, a z III Rzeszy uczynić państwo czyste rasowo oraz ekonomicznie i rolniczo samowystarczalne.
Pomimo ugrzęźnięcia na przełomie 1941 i 1942 roku Wehrmachtu w Rosji Sowieckiej, której pokonanie miało umożliwić realizację planów kolonizacyjnych, Himmler nie zamierzał dalej czekać z rozpoczęciem swych planów przesiedleńczych.
Operację zaplanowano rozpocząć od Zamojszczyzny, gdzie znajdowały się bardzo żyzne gleby, a Zamość i jego okolice były terenem, na który pod koniec XVIII wieku Habsburgowie sprowadzili kolonistów z Lotaryngii i Alzacji.
Latem 1941 roku Niemcy wysłali na Zamojszczyznę ekspedycję naukową, której zadaniem było zorientowanie się, na ile są trwałe związki potomków dawnych kolonistów niemieckich z kulturą i językiem niemieckim. Okazało się, że właściwie one nie istnieją. Potomkowie kolonistów czuli się Polakami, nie kultywowali języka ani kultury niemieckiej. W raporcie sporządzonym dla Odilo Globocnika, dowódcy SS w dystrykcie lubelskim, napisano wprost, że przypadki odnalezienia „Niemców” są incydentalne, co niewątpliwie było dla niego ogromnym rozczarowaniem.
W tej sytuacji Globocnik rozkazał wytypować osiem tysięcy mieszkańców, którzy mieli związki z dawnymi niemieckimi osadnikami. Zostali oni następnie poddani intensywnej regermanizacji.
Podczas wizyty Himmlera w lipcu 1941 roku w Zamościu podjęto decyzję, że Zamojszczyzna stanie się obszarem doświadczalnym, polem próbnej realizacji planu wysiedleń i kolonizacji. Himmler był pod wrażeniem Zamościa, miasta zbudowanego pod koniec XVI wieku przez Jana Zamoyskiego według renesansowych założeń włoskiego cita ideale. Zdaniem Reichsführera SS miasto było doskonałym miejscem dla elity SS, która według zamierzeń Himmlera miała stanowić większość mieszkańców Zamościa.
Zarządzono całkowitą rewitalizację miasta — zaplanowano nawet odbudowę rozebranych częściowo murów obronnych, które oparły się najazdowi szwedzkiemu w XVII w. Ambicje Reichsführera SS sięgały jednak dalej. Zapragnął, by Zamość stał się Himmlerstadtem — Miastem Himmlera. Ostatecznie zrezygnowano ze zmiany nazwy, gdyż przecież sam Führer Adolf Hitler nie miał „swojego” miasta.
W listopadzie 1941 roku Niemcy przeprowadzili tak zwane sondażowe przesiedlenia Zamojszczyzny. Wówczas wysiedlono kilka wsi (w sumie około tysiąca osób) wokół Zamościa. Przez jakiś czas byli oni przetrzymywani w prowizorycznych miejscach odosobnienia, a później Niemcy ich wypuścili, jednak wypędzeni Polacy nie mieli jednak prawa powrotu do swoich domów, a na ich miejsce sprowadzeni zostali tak zwani Niemcy etniczni.
Sondażowe wysiedlenia pokazały Niemcom, jak usprawnić machinę wysiedleńczą. W międzyczasie zorganizowano obóz dla przesiedleńców, przystosowując do tego obóz dla jeńców sowieckich w Zamościu, który znajdował się przy zbiegu dzisiejszych ulic Piłsudskiego i Okrzei.
Jednocześnie zadecydowano, że akcje przesiedleńcze przeprowadzą różne niemieckie formacje: żandarmeria, policja, Wehrmacht, ale również ukraińska policja pomocnicza.
W nocy z 27 na 28 listopada 1942 roku ruszyła fala właściwych wysiedleń, którą Niemcy określili mianem Aktion Zamość. Na pierwszy ogień poszła wieś Skierbieszów i okoliczne miejscowości.
Wysiedlenia trwały nieprzerwanie do końca grudnia 1942 roku. Ich druga faza przebiegała od połowy stycznia do połowy marca 1943 roku i wówczas wypędzono z domów głównie mieszkańców powiatu hrubieszowskiego. Wreszcie, w trzeciej fazie wysiedlenia, od 24 czerwca do połowy sierpnia 1943 roku, wysiedlano głównie wsie w powiecie biłgorajskim. Szacuje się, że wówczas z domów zabrano do 60 tysięcy Polaków.
Najpierw wieś otaczał kordon niemieckich jednostek, który się zacieśniał, a później do każdej chaty podchodził niemiecki oddział. Mieszkańcy mieli około 20 minut, by spakować podręczny bagaż i opuścić dom.
Niemcy i pomagający im ukraińscy policjanci, jak wynika ze wspomnień wysiedlanych — często pijani, z barbarzyńską bezwzględnością wyrzucali polskie rodziny z domów. W razie protestów czy próby ucieczki, żołnierze bez wahania strzelali do Polaków.
Aby ułatwić sobie „pracę”, Niemcy oddzielali mężczyzn od kobiet i dzieci. W ten sposób uniemożliwiali ojcom obronę dzieci, mężom wsparcie żon. Wyrzuconych z domów spędzano w jedno miejsce, a następnie ładowano na furmanki czy do samochodów i wywożono do obozu przesiedleńczego w Zamościu, gdzie przeprowadzano „rasową” selekcję.
Zgodnie z tajnymi wytycznymi Obersturmbannführera Hermanna Krumeya w sprawie klasyfikacji wysiedleńców w obozie w Zamościu, Niemcy segregowali wygnanych z domów Polaków na cztery kategorie.
„Polacy zaliczeni do grupy I i II zostaną skierowani (...) – napisano w nich - po przejściu przez obóz oddziału Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa w Łodzi (...) do Rzeszy celem ponownego zniemczenia. Spośród rodzin i osób zaliczonych do grupy III wybierze się ludzi zdolnych do pracy (z pominięciem niezdolnych do pracy członków rodzin) i specjalnymi pociągami przewiezie się na roboty do Berlina, po wyłączeniu wszakże niezbędnych sił roboczych dla powiatu zamojskiego. Rodziny cieszące się opinią dobrze i najlepiej gospodarujących powinny być oddzielone i zatrzymane w celu obsadzenia nimi gospodarstw scalonych. Osoby niezdolne do pracy, należące do grupy III, wszystkie dzieci do lat 14 z grupy III i IV oraz wszystkie osoby w wieku powyżej 60 lat przewiezione zostaną specjalnymi pociągami do tzw. wsi rentowych. Rodziny i osoby zaliczone ze względu na wartość rasową do grupy IV przekazane zostaną jako siła robocza do Brzezinki”.
Do tych czterech kategorii wysiedlani mieli być przydzielani po zbadaniu w zamojskim obozie przez specjalną komisję lekarską. Komendant obozu, którym początkowo był wspomniany Krumey, wyznaczył do segregacji rasowej niejakiego Riela, którego nazywano ”Doktorem”. W procederze pomagał mu sadystyczny członek załogi Grunert, zwany ”Kanarkiem”, zapamiętany wraz z późniejszym komendantem obozu Arturem Schutzem jako najbardziej bestialski z Niemców w Zamościu.
„Za bramą obozu przeprowadzano pierwszą segregację, oddzielając dzieci od kobiet. Z relacji i wspomnień wiemy, że dochodziło tam do dantejskich scen — opowiada Agnieszka Jaczyńska. — Matki i opiekunki nie chciały oddawać dzieci. Jeżeli w pobliżu byli mężczyźni, to wyrywali się, by bronić rodzin. To kończyło się zawsze ingerencją strażników i bardzo brutalnymi scenami. Wszystko to przy odgłosach płaczu i krzyku dzieci. Dla najmłodszych była to dodatkowa trauma. Dzieci, wciągnięte w wir bezwzględnej morderczej machiny, widziały bezradność i rozpacz rodziców”
Kolejny dramat czekał wysiedlone rodziny w budynku obozowej administracji, gdzie obradowała wspomniana komisja lekarska, przydzielająca symbole: WE oznaczało skierowanie do ponownego zniemczenia, AA — pracę na terenie Rzeszy, RD — skierowanie do wsi rentowych, AG — zatrudnienie w Generalnym Gubernatorstwie, a KL — obóz Auschwitz-Birkenau.
W trakcie badań wyławiano dzieci, które posiadały cechy rasy nordyckiej. Dzieci były badane pod kątem wyglądu zewnętrznego, budowy czaszki, rozstawu oczodołów, koloru włosów i oczu. Te w odpowiednim wieku były kwalifikowane do germanizacji. Dzieciom zawieszano na szyi drewniane tabliczki, na których znajdował się symbol Ki (Kinderaktion) i dodatkowo nadawano im numery. Takie dzieci były bezwzględnie odseparowywane od rodziców, a później wywożone do Rzeszy.
CDN
Brak głosów