
„Nie patrz w tamtą stronę, bo zwymiotujesz” – ostrzega mnie kochająca żona, a ja, jak małe dziecko, nie słucham i oczywiście patrzę. Mam przed oczami banner, na którym pani Henryka Krzywonos popiera pana Tadeusza Rossa, a oboje mają za sobą jeszcze sztandar „Solidarności”. Jednak jestem odporny, więc na ulicy udaje mi się powstrzymać spodziewaną reakcję organizmu. Zamiast niej przychodzi refleksja.
Może to mokotowskie spaczenie, ale gdy byłem mały, wiedziałem, kim jest Tadeusz Ross. Nie interesowała mnie nigdy jego działalność artystyczna ani polityczna, ale dwie rzeczy wiedziałem – jest satyrykiem i jest z warszawskiego Mokotowa właśnie. Nazwisko Krzywonos pewnie gdzieś mi się o oczy i uszy obiło, wiedziałem, że była taka działaczka „Solidarności”, nie śledziłem natomiast jej późniejszych przygód politycznych, towarzyskich i sercowych. Kojarzyłem ją jednak, czym różnię się od tysięcy fanów, których pani Henryka zyskała w jedną noc, gdy „pocisnęła Kaczorowi” podczas obchodów rocznicy sierpnia w 2010 roku. Zaraz potem, tak się złożyło, odbyła się premiera jej książki, a Krzywonos zaszczepiono, częściowo skutecznie, w społecznej świadomości tam, gdzie znajduje się miejsce należne Annie Walentynowicz. To, co z ciałem Anny Walentynowicz udało się Rosjanom, z pamięcią próbuje robić elita III RP.
Ross tymczasem, już jako polityk pełną gębą, wysyła dramatyczne apele do prezesa PiS, bo nagle odkrył w sobie troskę o osoby transseksualne i ludzką godność. Jeśli akurat nie wysyła korespondencji Kaczyńskiemu, procesuje się z TV Republika, która naraziła mu się emisją jego wypowiedzi nagranej podczas audycji w studiu tej stacji. Ross był radnym, posłem (nie wybranym ponownie), wreszcie europosłem (znów nie wybranym na drugą kadencję, jednak znalazł się w Brukseli jako kolejny z listy, gdy trzeba było zastąpić partyjnego kolegę). Teraz zaś na jego rodzinnym Mokotowie w kampanii musi posiłkować się panią, której 90% mieszkańców jeszcze kilka lat temu kompletnie nie kojarzyło. Historia powtarza się jako farsa, a zamiast plakatów, na których za mniej znanych lub nieznanych ludzi poparcie zdobywa Lech Wałęsa, mamy obrazek z Rossem i Krzywonos. Czy dlatego, że mieszkańcy tak dobrze znają Krzywonos, a nie kojarzą już Rossa? Czy też – sądząc po tym, że nigdy nie udało mu się zdobyć ponownie żadnego mandatu – dlatego, że jednak znają go aż tak dobrze?
„Nie wyobrażam sobie, bym miała nie poprzeć Tadeusza Rossa w tych wyborach” – mówi w reklamówce Krzywonos, a ja sobie wyobrażam, bo nie wiadomo mi nic, by ten startował z jej okręgu wyborczego.
Panie Ross, ostatnio coraz lepiej wychodzi panu bawienie publiczności, zwłaszcza w duecie z panią Krzywonos, ale nie mam pewności, czy o to panu tym razem chodziło.
Może to mokotowskie spaczenie, ale gdy byłem mały, wiedziałem, kim jest Tadeusz Ross. Nie interesowała mnie nigdy jego działalność artystyczna ani polityczna, ale dwie rzeczy wiedziałem – jest satyrykiem i jest z warszawskiego Mokotowa właśnie. Nazwisko Krzywonos pewnie gdzieś mi się o oczy i uszy obiło, wiedziałem, że była taka działaczka „Solidarności”, nie śledziłem natomiast jej późniejszych przygód politycznych, towarzyskich i sercowych. Kojarzyłem ją jednak, czym różnię się od tysięcy fanów, których pani Henryka zyskała w jedną noc, gdy „pocisnęła Kaczorowi” podczas obchodów rocznicy sierpnia w 2010 roku. Zaraz potem, tak się złożyło, odbyła się premiera jej książki, a Krzywonos zaszczepiono, częściowo skutecznie, w społecznej świadomości tam, gdzie znajduje się miejsce należne Annie Walentynowicz. To, co z ciałem Anny Walentynowicz udało się Rosjanom, z pamięcią próbuje robić elita III RP.
Ross tymczasem, już jako polityk pełną gębą, wysyła dramatyczne apele do prezesa PiS, bo nagle odkrył w sobie troskę o osoby transseksualne i ludzką godność. Jeśli akurat nie wysyła korespondencji Kaczyńskiemu, procesuje się z TV Republika, która naraziła mu się emisją jego wypowiedzi nagranej podczas audycji w studiu tej stacji. Ross był radnym, posłem (nie wybranym ponownie), wreszcie europosłem (znów nie wybranym na drugą kadencję, jednak znalazł się w Brukseli jako kolejny z listy, gdy trzeba było zastąpić partyjnego kolegę). Teraz zaś na jego rodzinnym Mokotowie w kampanii musi posiłkować się panią, której 90% mieszkańców jeszcze kilka lat temu kompletnie nie kojarzyło. Historia powtarza się jako farsa, a zamiast plakatów, na których za mniej znanych lub nieznanych ludzi poparcie zdobywa Lech Wałęsa, mamy obrazek z Rossem i Krzywonos. Czy dlatego, że mieszkańcy tak dobrze znają Krzywonos, a nie kojarzą już Rossa? Czy też – sądząc po tym, że nigdy nie udało mu się zdobyć ponownie żadnego mandatu – dlatego, że jednak znają go aż tak dobrze?
„Nie wyobrażam sobie, bym miała nie poprzeć Tadeusza Rossa w tych wyborach” – mówi w reklamówce Krzywonos, a ja sobie wyobrażam, bo nie wiadomo mi nic, by ten startował z jej okręgu wyborczego.
Panie Ross, ostatnio coraz lepiej wychodzi panu bawienie publiczności, zwłaszcza w duecie z panią Krzywonos, ale nie mam pewności, czy o to panu tym razem chodziło.
(6)
5 Comments
To jest nowy byt
15 May, 2014 - 10:48
Pozdrawiam
Kilka lat temu miałem bardzo
15 May, 2014 - 11:03
Ross.
15 May, 2014 - 12:01
Później " Rzucił Stasiek" i dialogi z Fronczewskim - dobre.
I chyba gdzieś po drodze piosenka ( " Wejdą nie wejdą?")
Dziś - szkoda słów własnych, wystarczą jego : " Wybierzcie mnie, bo ja po tej pierwszej kadencji już wiem, co robić".
<p>"...upon all us a little rain must fall."</p>
Co tu tak syczy?
15 May, 2014 - 22:16
Choć jak wielu, "kupiłem" to jego "Polska to piękna kraj", to nie rozbawił mnie chyba ani razu (dziwię się Fronczewskiemu).
Podobnie Czubaszek - mimo wysiłków Ireny Kwiatkowskiej, Dobrowolskiego i Pokory, za każdym razem słuchając "Sześćdziesiątki" czekałem, kiedy skończą.
Ale nie ma to nic wspólnego z ich późnieszymi wyborami. Tyma i Fedorowicza przecież żal.
Ross
15 May, 2014 - 21:04
- Słucham?
- Witam, tutaj Zulu Gula, czyli Tadeusz Ross...
- Proszę?!
- ... który kandyduje...
itd.
Nie pamiętam już, czy wtedy startował do Sejmu, czy samorządu, ale tym automatycznym, telefonicznym spamem skutecznie mnie odstraszył.
GG