Niedawno byłem w kinie na mocno reklamowanym filmie „Listy do M. 2”, kontynuacji „Listów do M.” Nie znając pierwszej części wybrałem się na kinowy „hit” i zraziłem się do tej produkcji na tyle, że pierwszą część też sobie daruję.
Film „Listy do M. 2” miał wprowadzić mnie i moją żonę w świąteczny nastrój, a zepsuł nam dzień. Okazało się, że produkcja nie jest żadną komedią romantyczną. To bardzo smutny dramat, w którym na sześć wątków, tylko jeden kończy się pozytywnie. Film opowiada losy: dwóch rozbitych rodzin; rodziny, w której kobieta szykuje się na śmierć; biednej rodziny, w której jest nastolatek jeżdżący na wózku inwalidzkim; rozpadającego się związku i związku mającego się zalegalizować, ale facet o imieniu Mikołaj, który ma się oświadczyć do końca nie wie czego chce. Ostatecznie dzięki podstępowi małego Kostka, który cały czas popychał Mikołaja do podjęcia trudnej decyzji, dochodzi do oświadczyn. Happy end w jednym przypadku. Reszta to same dramaty.
Związek Kariny i Szczepana – wątek pozytywny czy negatywny?
Pisarka Karina Lisiecka (Agnieszka Dygant) wprawdzie wraca do męża, z którym kiedyś się rozstała, ale tylko dlatego, że dochodzi do wniosku jak beznadziejna jest jej sytuacja. Ciągle płacze, marudzi i kłóci się ze swoim byłym mężem - taksówkarzem. Ktoś może powiedzieć: ale jednak wróciła i była z mężem szczęśliwa. To była jednak radość przez łzy. Niewiele przed powrotem do męża Karina spotkała swojego fana, który przeczytał jej książkę o pozytywnych zmianach w życiu. Facet był zadowolony z dzieła swojej ulubionej pisarki, a ta mu mówi, że „gówno można w życiu zmienić” i zawiedziona, że jej internetowy obiekt westchnień okazuje się byłym mężem wraca do niego, bo nic lepszego na nią nie czeka. Jest jeden pozytyw w tym wątku. Otóż Agnieszka Dygant zagrała swoją filmową rolę najlepiej - najbardziej naturalnie.
Dramat nr 2
W innym przypadku przedstawionym w filmie mamy rodzinę, w której matka rezygnuje z operacji, dającej jej niewielkie - ale jednak – szanse na przeżycie. Pieniądze na operację zostały zebrane dzięki staraniom jej adoptowanej córki, co nowa matka olewa bo ważniejsze dla niej jest życie chwilą –wspólne Święta i wyjazd w góry.
Dramat nr 3
Muzyk Redo nie wiadomo dlaczego rzuca na rzecz kiepsko grającej na emocjach, średnio rozgarniętej, prostolinijnej i brzydkiej Magdy swoją piękną, bogatą narzeczoną Monikę, w której rolę wcieliła się Marta Żmuda – Trzebiatowska. Naprawdę żal było patrzeć jak ta piękna dziewczyna zaczynała dostrzegać, że jej związek się wali i próbuje robić dobrą minę do złej gry. Na końcu tuż przed rozstaniem z Redo Monika płacze. Żal dziewczyny. Ktoś powie: miłość jest ślepa i na tym polega jej piękno a ty dostrzegasz tylko ładne buźki i peniądze. Rzecz w tym, że szczęśliwa wybranka Redo- Magda nie wzbudza w widzu sympatii. Reżyser i scenarzysta nie potrafili pokazać Magdy w odpowiednim świetle. W dodatku Monika (Marta Żmuda – Trzebiatowska) jest przedstawiona jako dziewczyna o gołębim sercu, która stara się dogodzić swojemu narzeczonemu jak tylko może. Żeby widz się cieszył z porzucenia przez Redo Moniki na rzecz Magdy, bogata piękność powinna posiadać cechy zimnej suki. Został tutaj popełniony kardynalny błąd.
Dramat nr 4 i 5 w jednym
Inny wątek przedstawia Mela - ojca nieroba, kombinatora i oszusta, który postanawia się zmienić i naprawić relacje z synem, którego porzucił. Tutaj nawet, trochę można się było pośmiać, kiedy Mel spędzał dzień z synem. Ale co mi się nie spodobało w tym wątku? Karolak grający Mela po raz kolejny - nie wiem czemu - został przedstawiony w roli uwodziciela kobiet i to już w pierwszej (lub w jednej z pierwszych) scen filmu. Gdzie ten facet ma warunki na amanta? Dlaczego reżyserzy tak się upierają i robią z Karolaka obiekt westchnień kobiet? W jednej z ostatnich scen Mel zostaje dopuszczony do świątecznego stołu z synem i dawną żoną za to, że dokonuje wcześniej bohaterskiego czynu. Nie wraca do byłej żony i dziecka, a tylko ma zgodę na spędzenie z byłą żoną i synem Świąt. Wątek półszczęśliwy, bo nowy partner byłej żony Mela nie traci swojej pozycji na cześć Supermana z mikołajową główką.
Bohaterski czyn Mela (Karolaka) przedstawiony pod koniec filmu polega na tym, że rzuca się on na pomoc kalekiemu chłopcu z biednej rodziny, który postanawia ze sobą skończyć, bierze dużą ilość jakichś tabletek, po czym przypadkowo podpala mieszkanie. Chłopiec przeżywa. I co z tego? Kaleki chłopiec przeżywa pożar. Dobrze, że nie ginie w męczarniach, ale co jest zabawnego w tej historii?
Dla mnie film " Listy do M. 2" jest dramatem świątecznym. W Polsce można ludziom zepsuć świąteczny nastrój poprzez zrobienie dramatu świątecznego, a w mediach wciąż pieją nad sukcesem frekwencyjnym „komedii”. Gdzie tu komedia? Gdzie nastrój Świąt?
P.S. Postacie z filmu mają przydomki: Mel, Doris, Betty i Redo. Dobrze jest - zwłaszcza w komedii - jak jedna, góra dwie filmowe kreacje ma takie przydomki, ale aż 4 takie przezwiska miały chyba wbić do głów mniej wartościowemu narodowi tubylczemu fajność, postępowość i zagraniczność postaci. Współproducentem tego gniota jest TVN, co chyba wiele wyjaśnia.
http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/oddajcie-ludziom-pieniadze-za-klamstwo-o-listach-do-m-2.html
ilustracja z:http://kinoswiat.pl/wp-content/uploads/2015/11/Listy-do-M.-2-plakat.jpg
Hun