Odporność zbiorowiskowa

 |  Written by Lech 'Losek' Mucha  |  0
W poprzednim numerze Polski Niepodległej opisałem w prosty sposób zasadę działania szczepionek w organizmie człowieka. Proces ten jest dobrze poznany i udokumentowany. Przypomnę krótko, że polega on na zapoznaniu układu odpornościowego człowieka z charakterystycznymi cechami, można by powiedzieć, w pewnym sensie, z „wyglądem” niebezpiecznego dla życia człowieka drobnoustroju po to, by nauczyć organizm szczepionego człowieka rozpoznawać zagrożenie. Zdrowy człowiek, jeśli jego układ immunologiczny potrafi szybko rozpoznać drobnoustrój jako zagrożenie, na bardzo wczesnym etapie potrafi się z tym zagrożeniem uporać. Dzieje się to, między innymi, poprzez wytworzenie pewnych białek, zwanych przeciwciałami, które są tak dokładnie dopasowane do struktur będących częściami zarazków (tzw. antygenów), że krążąc we krwi człowieka przeciwciała łączą się z antygenami i albo unieszkodliwiają je bezpośrednio, albo umożliwiają pochłonięcie i zniszczenie nieprzyjaciela, przez wyspecjalizowane rodzaje białych krwinek (tzw. fagocyty). Podanie szczepionki człowiekowi nie daje jednak stuprocentowej pewności osiągnięcia efektu. Dlatego często szczepi się drugi, czy trzeci raz. Jednak 100% odporności nie daje się osiągnąć nigdy. To znaczy, że nawet gdybyśmy poddali kilkukrotnym szczepieniom na jakąś chorobę zakaźną wszystkich ludzi, to i tak odporności ich wszystkich na tę chorobę byśmy nie osiągnęli. A przecież są wśród nas ludzie, u których występują przeciwwskazania do szczepień! Tacy, którzy nie mogą być szczepieni! Na przykład dzieci i dorośli poddawani chemioterapii z powodu chorób nowotworowych! Czy zatem w ogóle takie masowe szczepienia mają sens?
 
Oczywiście, mają!
 
Mają sens dlatego, że – na nasze szczęście – uzyskanie 100%-wej odporności w społeczeństwie nie jest konieczne, by zahamować rozprzestrzenianie się choroby. Tu właśnie ma zastosowanie pojęcie odporności zbiorowiskowej. Odporność zbiorowiskowa (odporność populacyjna, odporność stadna lub odporność grupowa), to zjawisko występowania ochrony przed zakażeniem osób nieuodpornionych pomimo szczepienia i tych, które nie mogły zostać zaszczepione ze względu na przeciwwskazania. Przewaga ilościowa w populacji osób uodpornionych przeciwko danej chorobie zmniejsza prawdopodobieństwo zachorowania na tę chorobę również osób nieuodpornionych. Próg odporności zbiorowiskowej to odsetek osób uodpornionych w populacji, po osiągnięciu którego liczba nowych zakażonych zaczyna się zmniejszać. Zwykle osiągnięcie tego efektu wymaga 90-95% populacji odpornej. Jednak procentowy wskaźnik osób zaszczepionych ma różną wartość w zależności od choroby. W przypadku odry taki „próg bezpieczeństwa” wynosi aż 95%.
 
Skuteczność szczepionki przeciw odrze, która, zresztą, jest na tle innych dość wysoka, przy dwóch podanych dawkach to 98-99%. Czyli jeśli poddamy dwukrotnemu szczepieniu na odrę jakąś grupę ludzi, to uzyskamy wśród nich odporność u 98-99%. Czyli na każdy milion zaszczepionych, dziesięć do dwudziestu tysięcy osób pozostanie nieuodpornionych! Gdybyśmy zaszczepili wszystkich, ponad  37800000 Polaków, to około 500 000 tysięcy ( pięćset tysięcy!) pozostanie wrażliwych na odrę! Jeżeli jeszcze wziąć pod uwagę, że w społeczeństwie żyją osoby, których nie można było zaszczepić ze względu na przeciwwskazania, to znaczy, że – dodatkowo – do tej liczby dodać należy pewną grupę ludzi wrażliwych-niezaszczepionych. Zatem jeśli nasze dziecko, nie może zostać zaszczepione, albo należy do grupy, u których szczepienie nie zadziałało, to zdrowie takich dzieci zależy od tego, czy szczepienia na odrę będą obejmowały znaczący, zmierzający do 100% odsetek społeczeństwa! To jest dokładnie tak, jakby w trosce o zdrowie członka rodziny reszta rodziny zaszczepiła się po to, by tę osobę chronić. Czy to jest wystarczający interes społeczny, by szczepienia były obowiązkowe, to nie mnie oceniać, ale brutalna prawda jest taka, że jeśli działania lobby antyszczepionkowego będą skuteczne, spowoduje to wzrost zachorowań na choroby zakaźne również wśród tych, którzy się zaszczepili.
 
Czy istnieje jakiś dowód na to, że taka odporność zbiorowiskowa miała praktyczne znaczenie. Oczywiście, że tak. Dowodem tym jest historia ospy prawdziwej, zwanej czarną ospą.  Ta choroba znana od około 2000 roku p.n.e zabrała miliony istnień ludzkich. Około 30% zarażonych umierało. Ostatnie przypadki w Polsce miały miejsce w 1963 roku. Było to jedno z ostatnich ognisk choroby w Europie. W 1988 roku WHO ogłosiła, że czarną ospę  wyeliminowano całkowicie. Ostatni przypadek zanotowano w 1977 roku. Wbrew temu, co dziś twierdzą niektórzy ludzie, to właśnie szczepienia umożliwiły to zwycięstwo. Znany jest mechanizm działania szczepionki na człowieka. Zbieżność czasowa pomiędzy wprowadzeniem szczepień ochronnych a eliminacją choroby, która dręczyła ludzkość i budziła przerażenie przez prawie cztery tysiące lat jest niepodważalna. Pamiętać należy, że w większości krajów szczepienia obowiązywały od początku XIX wieku, a do całkowitej likwidacji ospy doszło dopiero prawie 150 lat później. To dowód na to, że nie wolno spoczywać na laurach i dać się przekonać dziś do zaprzestania masowych szczepień na dzisiejsze choroby tylko dlatego, że dziś występują rzadko.
Tu pozwolę sobie na pewną dygresję. Dzisiejsza fala ataków na szczepienia nie jest niczym niezwykłym. Gdy w początku dziewiętnastego wieku zaczęto upowszechniać szczepienia przeciw ospie, jej twórca, doktor Edward Jenner był również oskarżany z użyciem różnych demagogii. Twierdzono na przykład, że szczepionka, pochodząca od ospy krowiej (tzw. krowianki), zamienia ludzi w bydło, pisano, że jedna z dziewcząt zaczęła po szczepieniu ryczeć jak krowa, a ludzie walczący ze szczepieniami oddają przysługę ludzkości. Czas pokazał, że ludzkości przysłużył się doktor Jenner i jego szczepionka, dzięki której obecnie ludzie nie umierają na czarną ospę. Dziś też demagodzy opowiadają, że przecież epidemie same wygasały, że szczepionki mają więcej działań ubocznych, niż tego dowodzą badania naukowe.
Dlatego należy bardzo krytycznie podchodzić do wypowiedzi ludzi, którzy walcząc z obowiązkiem szczepień używają nieprawdziwych argumentów. Bo – nie rozstrzygając - czy należy zmuszać do szczepień, tak czy inaczej, albo wcale, nie można dawać wiary kłamstwom. Żeby nie być gołosłownym przytoczę fragment wypowiedzi jednej z aktywistek ruchu antyszczepionkowego, pani Justyny Sochy, która padła z trybuny sejmowej:
>>Odporność zbiorowiskowa to mit! i mówią o tym uznani naukowcy, np.:
Doktor Russell Blaylock, emerytowany neurochirurg stwierdził:
„W dzisiejszej nauce jest jasne, że wszystkie szczepionki tracą ważność w ciągu czterech do dziesięciu lat. Z populacją dorosłych, gdzie mniej niż 50 procent ma aktualne szczepienia, nie jesteśmy nawet w pobliżu założeń teorii odporności stada i nigdy nie byliśmy. „Odporność stada” jest jedną z wielu wyrafinowanych strategii PR-owych zaprojektowanych, by zmusić rodziców do szczepienia swoich dzieci, poprzez emocjonalną manipulację.” <<

Odporność zbiorowiskowa, to fakt!  Nie dotyczy ona wszystkich chorób zakaźnych, a tylko tych, w których rezerwuarem dla chorobotwórczego ustroju jest wyłącznie człowiek, a tak było w ospie, tak jest w wielu chorobach, na przykład w odrze. Nie dotyczy ona na przykład tężca, ponieważ laseczki tężca żyją w ziemi, ani wirusowego, odkleszczowego zapalenia mózgu, bo wirusy tej choroby żyją w kleszczach i w gryzoniach. Ale dla bardzo wielu chorób jest ona faktem, a pani Socha twierdząc inaczej, po prostu mija się z prawdą, nie pierwszy i nie ostatni raz.
 
Szanowni Czytelnicy. Chciałbym byście zapamiętali z powyższego tekstu to, że sens szczepień na choroby zakaźne, wywoływane przez drobnoustroje żyjące wyłącznie w ludziach, polega na ich powszechności. Ta powszechność szczepień chroni te dzieci i tych dorosłych, którzy nie osiągnęli odporności pomimo szczepień a także tych, którzy nie mogli zostać zaszczepieni. Powszechność szczepień nie zapewnia wszystkim 100%-wej odporności, ale zapewnia stopień odporności wystarczający do przerwania łańcucha zakażeń, dając dużą szansę osobom nieuodpornionym, na zachowanie zdrowia. To nie lekarze stanowią prawo, ale do nas, lekarzy, należy ostrzeganie, jakie będą konsekwencje obniżenia odsetka zaszczepionych ludzi. A będą takie, że – z całą pewnością – ludzie będą chorować na choroby zakaźne w znacznie większym stopniu i ze znacznie częstszymi konsekwencjami, niż dziś. Konsekwencje zaniechania szczepień poniosą dzieci tych, którzy dali posłuch antyszczepionkowej propagandzie, ale też dzieci, które mimo szczepień nie uzyskały odporności i te, których zaszczepić nie można było z powodu przeciwwskazań.
 
Lech Mucha
 
Tekst ukazał się w dwutygodniku Polska Niepodległa (24.10.2018.)
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>