Na początku listopada 1941 roku Leon Kozłowski uciekł z Rosji i oddał się w ręce Niemców.
Nazajutrz po zwolnieniu z sowieckiego więzienia, w dniu 7 września 1941 roku Leon Kozłowski wziął udział we mszy świętej odprawionej przez ks. Włodzimierza Cieńskiego w specjalnie otwartym kościele katolickim w Moskwie. Następnego dnia zgłosił się do pracy przy sortowaniu korespondencji w ambasadzie RP w stolicy ZSRS.
Starał się jednak na otrzymanie jakieś bardziej odpowiedzialnej pracy, jednak ambasador Stanisław Kot, maniakalny przeciwnik piłsudczyków, w liście do gen. Sikorskiego napisał: „Niewątpliwym przeciwnikiem jest Leon Kozłowski, który chciałby „albo pójść do gen. Andersa na referenta politycznego, albo gdy Niemcy się przesuną, pojechać do kraju” – oto jego słowa. Oczywiście Anders aż skoczył, gdy mu to powiedziałem: „nie potrzebuję żadnych referentów politycznych, a Leosia do niczego”. Wyniszczony przez więzienie, niemal niewidomy nie nadawał się do służby wojskowej.
Kot chciał wszystkich „inwalidów”, w tym Leona Kozłowskiego, wysłać do „jakiegoś kąta na Południu”. Na takie rozwiązanie b. premier nie chciał się zgodzić. Zaczął rozmyślać o wyjeździe z Rosji, nie wierząc w trwałość „przyjaźni” polsko-sowieckiej. Jakkolwiek doceniał, iż umowa Sikorski-Majski umożliwiła zwolnienie tysięcy Polaków z sowieckich więzień i łagrów oraz utworzenie armii polskiej, to uważał, iż „po haniebnym złamaniu paktu o nieagresji w stosunku do Polski żadnych umów z tego rodzaju partnerem nie można zawierać, ponieważ będą to tylko zobowiązania jednostronne. Strony sowieckiej nie będą obowiązywały. Z tego rodzaju partnerem można tylko rozmawiać i układać się tak, jak układają się Anglicy z kolorowymi, którzy też swoich zobowiązań nie wykonują”.
Gdy na początku października 1941 roku sytuacja na froncie uległa dalszemu pogorszeniu ambasador Kot zarządził częściową ewakuację personelu placówki. W pierwszym transporcie do Taszkientu w połowie października pojechała ww. grupa „inwalidów”, w tym b. premier. Leon Kozłowski wysiadł z pociągu w Buzułuku, gdzie zgłosił się do gen. Andersa, który zaoferował mu pracę w intendenturze. Jednocześnie polecił II Oddziałowi poufną obserwację b. premiera, jako „uciążliwego obywatela”. Zabroniono mu także wstępu do gmachu sztabu armii, a nawet kasyna oficerskiego, co było upokarzające dla pozytywnie zweryfikowanego oficera.
Ostatecznie Kozłowski nie wstąpił do armii Andersa, gdyż spotkany kpt. Andrzej Litwińczuk przekonał go o szansie przedostania się przez linię frontu i powrotu do kraju. W okupowanym kraju znajdowało się dwóch braci - Profesora Tomasz i Jan, obaj gospodarujący w majątkach, gdzie Leon mógł znaleźć dach nad głową. Nawet, tak negatywnie nastawiony doń, Kot w raporcie dla Sikorskiego wysunął jako motyw ucieczki „chęć znalezienia się po przejściach we własnym domu i utrzymywania się z własnych zasobów”.
Dwaj uciekinierzy w dniu 27 października wsiedli do pociągu jadącego do Moskwy, tłumacząc sprawdzającym dokumenty enkawudzistom, że udają się do polskiej ambasady w Kujbyszewie. W Kujbyszewie przesiedli się do pociągu do Penzy. Tam dowiedzieli się od spotkanych polskich Żydów, iż można w miarę bezpiecznie wędrować od kołchozu do kołchozu, gdyż zajęte ewakuacją władze sowieckie prawie nie sprawdzają mieszkańców wsi.
W Penzie wsiedli do pociągu do Titowa, a potem do pustego pociągu towarowego jadącego na zachód. Tak dojechali do Uzłowaja. Dalej żadne pociągi już nie jechały, gdyż w pobliżu przebiegała linia frontu. Zostali zatrzymani przez patron żandarmerii, jednak w zamieszaniu spowodowanym nalotem niemieckich samolotów, udało im się uciec i ruszyli polami na zachód. We wszystkich kołchozach, przez które przechodzili, kołchoźnicy ponownie dzieli się majątkiem.
W dniu 9 listopada 1941 roku oddali się w ręce niemieckich żołnierzy pierwszego napotkanego oddziału. Skierowano ich do sztabu korpusu pancernego.
Wiadomość o przejściu b. premiera na stronę niemiecką szybko dotarła do Berlina, gdzie urzędnicy MSZ zalecili wykorzystanie go do celów propagandowych .
Obaj zbiedzy zostali więc przetransportowani samolotem do Orszy, a stamtąd samochodem przez Wilno i Prusy Wschodnie do Berlina, gdzie dotarli po 20 listopada 1941 roku. W dniu 25 listopada Leon Kozłowski napisał list do swego brata Tomasz, który został mu doręczony przez wysłannika niemieckiego MSZ w obecności przewodniczącego Rady Głównej Opiekuńczej hr. Adama Ronikiera.
Tomasz Kozłowski, aktywny uczestnik walki z Niemcami, przekazał list od brata władzom Polskiego Państwa Podziemnego. Został on następnie opublikowany w Małopolskim Biuletynie Biura Informacji i Propagandy AK. W swym liście Leon Kozłowski pisał o zamiarze powrotu do kraju i informował, że rozpoczął w tym duchu rozmowy z urzędnikami niemieckiego MSZ.
Po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej, Niemcy kolportowali pogłoski o mającej nastąpić zasadniczej zmianie polityki wobec Polaków. Jakkolwiek nie precyzowano, na czym miała polegać ta zmiana, to w wielu neutralnych stolicach pojawiły się informacje o niemieckich planach wobec Polaków. W szwajcarskim „Berner Tagblatt” zaledwie dwa dni po rozpoczęciu wojny opublikowano artykuł sugerujący, iż Niemcy są gotowi do odbudowania Polski, a Generalne Gubernatorstwo miałoby stać się polskim „Piemontem”.
Pogłoski te dotarły także do Londynu, gdzie wywołały zrozumiałe zaniepokojenie w rządzie RP. Gen. Sikorski wspomniał o nich w rozmowie z brytyjskim szefem MSZ Anthony Edenem.
Akcję tę na dużo większą skalę Niemcy kontynuują na przełomie listopada i grudnia 1941 roku. Gubernator Hans Frank w połowie grudnia 1941 roku przyjął na Wawelu b. ambasadora RP w Berlinie Alfreda Wysockiego, co wywołało nową falę spekulacji i plotek. W istocie rozmowa Franka z Wysockim była elementem niemieckiej operacji propagandowej, a polski ambasador zwrócił się jedynie z prośbą o zwolnienie z więzień i obozów aresztowanych i uwięzionych rodaków.
Oficjalny niemiecki komunikat wspominał jednak, iż podczas rozmowy „roztrząsano dalsze możliwości wzięcia udziału ludności polskiej w dziele odbudowy Generalnego Gubernatorstwa”, a ambasador Wysocki podkreślił wolę Polaków do lojalnej współpracy. Jednocześnie nieformalnymi kanałami rozpowszechniano informacje o mającym nastąpić zwrocie w polityce wobec Polaków, o nowym statucie GG, a nawet utworzeniu polskiego rządu.
Po przewiezieniu do Berlina Leon Kozłowski został umieszczony w hotelu Alemannia, w którym zgromadzono cudzoziemców pozostających w kręgu zainteresowań władz niemieckich. Były premier w kolejnym liście do brata podkreślał, iż „moja sytuacja w Berlinie jest następująca, jestem w uprzejmy sposób internowany, ale nie przez policję, ale przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Moltke i Scheliha (były ambasador i b. radca ambasady niemieckiej w Warszawie – Godziemba) , których znałem z Warszawy starają mi się pomóc. Są trudności ze strony Gestapo, ale spodziewają się to przełamać i obiecują w styczniu sprawę moją ostatecznie załatwić, tak że przed końcem stycznia do domu wrócić będę mógł. (…) Pilnowany jestem w ten sposób, że mam obserwatora z min. Spraw zagranicznych przy sobie”. Niezależnie od tej „opieki” także Gestapo starannie śledziło wszelkie poczynią byłego premiera.
Wszelkie rozmowy z Niemcami miały więc jedynie osobisty charakter, jednak propaganda niemiecka rozsiewała plotki o prowadzeniu z b. polskim premierem rozmów o charakterze politycznym. Informacje te dotarły do niego, stąd w liście do brata z połowy stycznia 1942 roku jednoznacznie podkreślał, iż „co do plotek to przypuszczam, ze puściło je otoczenie Sikorskiego. Możesz powiedzieć komu należy, że od mojego przyjazdu stoję na stanowisku, że wszelkie rozmowy polityczne w sprawie polskiej są niemożliwe w obecnych warunkach i to Ministerstwu Spraw Zagranicznych oświadczyłem”.
W Biuletynie Specjalnych AK w dniu 11 lutego 1942 roku przytoczono ten fragment listu Leona Kozłowskiego, dodając, iż b. polski premier przebywa w Berlinie, jako internowany, jest w dalszym ciągu chory i narzeka na głód. „W każdym razie – zaznaczono – jest faktem, że próby nakręcenia Kozłowskiego przez Niemców na platformie wrogiego stanowiska co do komunizmu – skończyły się fiaskiem”.
Podobna informacja znalazła się w sprawozdanie Delegata Rządu na Kraj Cyryla Ratajskiego przesłanym do Londynu w końcu 1942 roku.
Rozpowszechniane przez Niemców plotki o intensywnych rozmowach politycznych z premierem odnoszą efekt. Rezydent polskiego wywiadu w Sztokholmie w swym raporcie z połowy stycznia 1942 roku wskazywał, iż „Niemcy rokują z Kozłowskim o utworzeniu proniemieckiego rządu polskiego. Proponują status protektoratu w granicach gubernatorstwa plus kresy wschodnie w granicach 1939 roku”. Zaś polski poseł w Stambule w tym samym czasie informował Londyn, iż „biali Rosjanie rozpowszechniają w Stambule wiadomość o podjęciu przez b. premiera Leona Kozłowskiego w Niemczech organizacji antysowieckiego ochotniczego legionu polskiego”, a ambasador przy Stolicy Apostolskiej uspokajał Sikorskiego, iż „na prośbę organizacji wojskowej przekazuję następujący message dla Pana Generała” „Kozłowskim prosimy się nie przejmować. Zostanie sprzątnięty w razie przyjęcia misji od Niemców”.
Po propagandowych przygotowaniach Niemcy w dniu 11 stycznia 1942 roku zorganizowali konferencję z udziałem Leona Kozłowskiego. Nasypywani najróżniejszymi informacjami dziennikarze z krajów neutralnych, w tym korespondent pism skandynawskich Polak – Franciszek Ancewicz, spodziewali się prawdziwych rewelacji. „Tymczasem nic z tego – opisał trafnie Maciej Kozłowski – Pojawił się zmizerowany, schorowany człowiek, który opowiadał o swoich przeżyciach w sowieckich więzieniach. Mało tego, w stosunku do swych gospodarzy nie był bynajmniej potulny”.
Zapytany przez jednego z dziennikarzy o przewidywany przebieg wojny na wschodzie, Kozłowski zacytował – po niemiecku – początek wiersza, wyklętego przez nazistów, Heinego „Dwaj grenadierzy”:
„ Do Francji się wlekli dwaj grenadierzy
Przez Ruś, drogą jeńców tułaczą
A gdy do niemieckich doszli rubieży
Zwiesili głowy z rozpaczą
Tu straszna wieść z Francji dobiegła
O klęsce jej i niedoli
Że wielka armia w bitwach poległa
I że cesarz! Cesarz w niewoli!”
Pomimo, iż Leon Kozłowski jednoznacznie zadeklarował, iż nie ma zamiaru prowadzić żadnej działalności politycznej w Berlinie i planuje prowadzenie pracy naukowej, gen. Sikorski uwierzył w rozpuszczane przez Niemców pogłoski i zadecydował o postawieniu Leona Kozłowskiego przed sądem.
CDN.Nazajutrz po zwolnieniu z sowieckiego więzienia, w dniu 7 września 1941 roku Leon Kozłowski wziął udział we mszy świętej odprawionej przez ks. Włodzimierza Cieńskiego w specjalnie otwartym kościele katolickim w Moskwie. Następnego dnia zgłosił się do pracy przy sortowaniu korespondencji w ambasadzie RP w stolicy ZSRS.
Starał się jednak na otrzymanie jakieś bardziej odpowiedzialnej pracy, jednak ambasador Stanisław Kot, maniakalny przeciwnik piłsudczyków, w liście do gen. Sikorskiego napisał: „Niewątpliwym przeciwnikiem jest Leon Kozłowski, który chciałby „albo pójść do gen. Andersa na referenta politycznego, albo gdy Niemcy się przesuną, pojechać do kraju” – oto jego słowa. Oczywiście Anders aż skoczył, gdy mu to powiedziałem: „nie potrzebuję żadnych referentów politycznych, a Leosia do niczego”. Wyniszczony przez więzienie, niemal niewidomy nie nadawał się do służby wojskowej.
Kot chciał wszystkich „inwalidów”, w tym Leona Kozłowskiego, wysłać do „jakiegoś kąta na Południu”. Na takie rozwiązanie b. premier nie chciał się zgodzić. Zaczął rozmyślać o wyjeździe z Rosji, nie wierząc w trwałość „przyjaźni” polsko-sowieckiej. Jakkolwiek doceniał, iż umowa Sikorski-Majski umożliwiła zwolnienie tysięcy Polaków z sowieckich więzień i łagrów oraz utworzenie armii polskiej, to uważał, iż „po haniebnym złamaniu paktu o nieagresji w stosunku do Polski żadnych umów z tego rodzaju partnerem nie można zawierać, ponieważ będą to tylko zobowiązania jednostronne. Strony sowieckiej nie będą obowiązywały. Z tego rodzaju partnerem można tylko rozmawiać i układać się tak, jak układają się Anglicy z kolorowymi, którzy też swoich zobowiązań nie wykonują”.
Gdy na początku października 1941 roku sytuacja na froncie uległa dalszemu pogorszeniu ambasador Kot zarządził częściową ewakuację personelu placówki. W pierwszym transporcie do Taszkientu w połowie października pojechała ww. grupa „inwalidów”, w tym b. premier. Leon Kozłowski wysiadł z pociągu w Buzułuku, gdzie zgłosił się do gen. Andersa, który zaoferował mu pracę w intendenturze. Jednocześnie polecił II Oddziałowi poufną obserwację b. premiera, jako „uciążliwego obywatela”. Zabroniono mu także wstępu do gmachu sztabu armii, a nawet kasyna oficerskiego, co było upokarzające dla pozytywnie zweryfikowanego oficera.
Ostatecznie Kozłowski nie wstąpił do armii Andersa, gdyż spotkany kpt. Andrzej Litwińczuk przekonał go o szansie przedostania się przez linię frontu i powrotu do kraju. W okupowanym kraju znajdowało się dwóch braci - Profesora Tomasz i Jan, obaj gospodarujący w majątkach, gdzie Leon mógł znaleźć dach nad głową. Nawet, tak negatywnie nastawiony doń, Kot w raporcie dla Sikorskiego wysunął jako motyw ucieczki „chęć znalezienia się po przejściach we własnym domu i utrzymywania się z własnych zasobów”.
Dwaj uciekinierzy w dniu 27 października wsiedli do pociągu jadącego do Moskwy, tłumacząc sprawdzającym dokumenty enkawudzistom, że udają się do polskiej ambasady w Kujbyszewie. W Kujbyszewie przesiedli się do pociągu do Penzy. Tam dowiedzieli się od spotkanych polskich Żydów, iż można w miarę bezpiecznie wędrować od kołchozu do kołchozu, gdyż zajęte ewakuacją władze sowieckie prawie nie sprawdzają mieszkańców wsi.
W Penzie wsiedli do pociągu do Titowa, a potem do pustego pociągu towarowego jadącego na zachód. Tak dojechali do Uzłowaja. Dalej żadne pociągi już nie jechały, gdyż w pobliżu przebiegała linia frontu. Zostali zatrzymani przez patron żandarmerii, jednak w zamieszaniu spowodowanym nalotem niemieckich samolotów, udało im się uciec i ruszyli polami na zachód. We wszystkich kołchozach, przez które przechodzili, kołchoźnicy ponownie dzieli się majątkiem.
W dniu 9 listopada 1941 roku oddali się w ręce niemieckich żołnierzy pierwszego napotkanego oddziału. Skierowano ich do sztabu korpusu pancernego.
Wiadomość o przejściu b. premiera na stronę niemiecką szybko dotarła do Berlina, gdzie urzędnicy MSZ zalecili wykorzystanie go do celów propagandowych .
Obaj zbiedzy zostali więc przetransportowani samolotem do Orszy, a stamtąd samochodem przez Wilno i Prusy Wschodnie do Berlina, gdzie dotarli po 20 listopada 1941 roku. W dniu 25 listopada Leon Kozłowski napisał list do swego brata Tomasz, który został mu doręczony przez wysłannika niemieckiego MSZ w obecności przewodniczącego Rady Głównej Opiekuńczej hr. Adama Ronikiera.
Tomasz Kozłowski, aktywny uczestnik walki z Niemcami, przekazał list od brata władzom Polskiego Państwa Podziemnego. Został on następnie opublikowany w Małopolskim Biuletynie Biura Informacji i Propagandy AK. W swym liście Leon Kozłowski pisał o zamiarze powrotu do kraju i informował, że rozpoczął w tym duchu rozmowy z urzędnikami niemieckiego MSZ.
Po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej, Niemcy kolportowali pogłoski o mającej nastąpić zasadniczej zmianie polityki wobec Polaków. Jakkolwiek nie precyzowano, na czym miała polegać ta zmiana, to w wielu neutralnych stolicach pojawiły się informacje o niemieckich planach wobec Polaków. W szwajcarskim „Berner Tagblatt” zaledwie dwa dni po rozpoczęciu wojny opublikowano artykuł sugerujący, iż Niemcy są gotowi do odbudowania Polski, a Generalne Gubernatorstwo miałoby stać się polskim „Piemontem”.
Pogłoski te dotarły także do Londynu, gdzie wywołały zrozumiałe zaniepokojenie w rządzie RP. Gen. Sikorski wspomniał o nich w rozmowie z brytyjskim szefem MSZ Anthony Edenem.
Akcję tę na dużo większą skalę Niemcy kontynuują na przełomie listopada i grudnia 1941 roku. Gubernator Hans Frank w połowie grudnia 1941 roku przyjął na Wawelu b. ambasadora RP w Berlinie Alfreda Wysockiego, co wywołało nową falę spekulacji i plotek. W istocie rozmowa Franka z Wysockim była elementem niemieckiej operacji propagandowej, a polski ambasador zwrócił się jedynie z prośbą o zwolnienie z więzień i obozów aresztowanych i uwięzionych rodaków.
Oficjalny niemiecki komunikat wspominał jednak, iż podczas rozmowy „roztrząsano dalsze możliwości wzięcia udziału ludności polskiej w dziele odbudowy Generalnego Gubernatorstwa”, a ambasador Wysocki podkreślił wolę Polaków do lojalnej współpracy. Jednocześnie nieformalnymi kanałami rozpowszechniano informacje o mającym nastąpić zwrocie w polityce wobec Polaków, o nowym statucie GG, a nawet utworzeniu polskiego rządu.
Po przewiezieniu do Berlina Leon Kozłowski został umieszczony w hotelu Alemannia, w którym zgromadzono cudzoziemców pozostających w kręgu zainteresowań władz niemieckich. Były premier w kolejnym liście do brata podkreślał, iż „moja sytuacja w Berlinie jest następująca, jestem w uprzejmy sposób internowany, ale nie przez policję, ale przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Moltke i Scheliha (były ambasador i b. radca ambasady niemieckiej w Warszawie – Godziemba) , których znałem z Warszawy starają mi się pomóc. Są trudności ze strony Gestapo, ale spodziewają się to przełamać i obiecują w styczniu sprawę moją ostatecznie załatwić, tak że przed końcem stycznia do domu wrócić będę mógł. (…) Pilnowany jestem w ten sposób, że mam obserwatora z min. Spraw zagranicznych przy sobie”. Niezależnie od tej „opieki” także Gestapo starannie śledziło wszelkie poczynią byłego premiera.
Wszelkie rozmowy z Niemcami miały więc jedynie osobisty charakter, jednak propaganda niemiecka rozsiewała plotki o prowadzeniu z b. polskim premierem rozmów o charakterze politycznym. Informacje te dotarły do niego, stąd w liście do brata z połowy stycznia 1942 roku jednoznacznie podkreślał, iż „co do plotek to przypuszczam, ze puściło je otoczenie Sikorskiego. Możesz powiedzieć komu należy, że od mojego przyjazdu stoję na stanowisku, że wszelkie rozmowy polityczne w sprawie polskiej są niemożliwe w obecnych warunkach i to Ministerstwu Spraw Zagranicznych oświadczyłem”.
W Biuletynie Specjalnych AK w dniu 11 lutego 1942 roku przytoczono ten fragment listu Leona Kozłowskiego, dodając, iż b. polski premier przebywa w Berlinie, jako internowany, jest w dalszym ciągu chory i narzeka na głód. „W każdym razie – zaznaczono – jest faktem, że próby nakręcenia Kozłowskiego przez Niemców na platformie wrogiego stanowiska co do komunizmu – skończyły się fiaskiem”.
Podobna informacja znalazła się w sprawozdanie Delegata Rządu na Kraj Cyryla Ratajskiego przesłanym do Londynu w końcu 1942 roku.
Rozpowszechniane przez Niemców plotki o intensywnych rozmowach politycznych z premierem odnoszą efekt. Rezydent polskiego wywiadu w Sztokholmie w swym raporcie z połowy stycznia 1942 roku wskazywał, iż „Niemcy rokują z Kozłowskim o utworzeniu proniemieckiego rządu polskiego. Proponują status protektoratu w granicach gubernatorstwa plus kresy wschodnie w granicach 1939 roku”. Zaś polski poseł w Stambule w tym samym czasie informował Londyn, iż „biali Rosjanie rozpowszechniają w Stambule wiadomość o podjęciu przez b. premiera Leona Kozłowskiego w Niemczech organizacji antysowieckiego ochotniczego legionu polskiego”, a ambasador przy Stolicy Apostolskiej uspokajał Sikorskiego, iż „na prośbę organizacji wojskowej przekazuję następujący message dla Pana Generała” „Kozłowskim prosimy się nie przejmować. Zostanie sprzątnięty w razie przyjęcia misji od Niemców”.
Po propagandowych przygotowaniach Niemcy w dniu 11 stycznia 1942 roku zorganizowali konferencję z udziałem Leona Kozłowskiego. Nasypywani najróżniejszymi informacjami dziennikarze z krajów neutralnych, w tym korespondent pism skandynawskich Polak – Franciszek Ancewicz, spodziewali się prawdziwych rewelacji. „Tymczasem nic z tego – opisał trafnie Maciej Kozłowski – Pojawił się zmizerowany, schorowany człowiek, który opowiadał o swoich przeżyciach w sowieckich więzieniach. Mało tego, w stosunku do swych gospodarzy nie był bynajmniej potulny”.
Zapytany przez jednego z dziennikarzy o przewidywany przebieg wojny na wschodzie, Kozłowski zacytował – po niemiecku – początek wiersza, wyklętego przez nazistów, Heinego „Dwaj grenadierzy”:
„ Do Francji się wlekli dwaj grenadierzy
Przez Ruś, drogą jeńców tułaczą
A gdy do niemieckich doszli rubieży
Zwiesili głowy z rozpaczą
Tu straszna wieść z Francji dobiegła
O klęsce jej i niedoli
Że wielka armia w bitwach poległa
I że cesarz! Cesarz w niewoli!”
Pomimo, iż Leon Kozłowski jednoznacznie zadeklarował, iż nie ma zamiaru prowadzić żadnej działalności politycznej w Berlinie i planuje prowadzenie pracy naukowej, gen. Sikorski uwierzył w rozpuszczane przez Niemców pogłoski i zadecydował o postawieniu Leona Kozłowskiego przed sądem.
Img.: https://pl.wikipedia.org/wiki/Leon_Koz%C5%82owski @kot
(3)