Łukaszek wracał ze swoją babcią do domu, gdy pod blokiem, w którym mieszkali zauważyli gorszącą scenę. Ich sąsiad z tegoż samego bloku siedział na murku koło wejścia, zgnębiony, a jakiś pan w średnim wieku krzyczał i wygrażał mu.
- Katolik - rzekła z pogardą babcia Łukaszka. - No nic, chodź Łukasz, trzeba jakoś powstrzymać tego szanującego przykazania homo podobno sapiens.
Podeszli i spytali w czym rzecz.
- Sprzeczka rodzinna - wyjaśnił zgnębiony sąsiad.
- Sprzeczka! - kipiał gniewem pan. - Łobuz! Złodziej!
- Panowie! Panowie! - mitygowała babcia Łukaszka. - Ja rozumiem spory, różnice zdań. Ale zachowujmy się kulturalnie. Miejmy do siebie dystans! Możemy się różnić pięknie. Jak na przykład Madeusz-Tazowicki i Kisław-Czeszczak. Tak różne życiorysy, a jeden rząd...
- Dziadek mówi, że oni wcale się nie różnili - wtrącił Łukaszek.
- Twój dziadek - wycedziła babcia - jest katofaszystą.
- To dlaczego pani za niego wyszła? - spytał przygasłym głosem sąsiad.
- Oficer prowadzący jej kazał - zażartował Łukaszek i nagle okazało się, że babcia ma jednak w dziedzinie dystansu do siebie potężne deficyty. W każdym razie babcia obraziła się i postanowiła się więcej nie odzywać.
- A o co panowie się tak pięknie różnili? - chciał wiedzieć Łukaszek.
Opowiedział pan:
- Pewna rodzina potrzebowała pieniędzy. niedużo. Jakieś sto, sto pięćdziesiąt euro. Nie chcieli brać kredytu więc zwrócili się o pomoc do rodziny. Między innymi do sąsiada Hiobowskich, który był wujkiem owego pana. Wujek zaproponował swój plan, ale w zamian zażądał władzy nad mieszkaniem. Na krótki czas oczywiście. Potem miał władzę oddać rodzinie. Rodzina się zgodziła - no bo w końcu krewny, a komu ufać jak nie krewnym? Wujek poprosił o opuszczenie mieszkania na kilkanaście godzin. Kiedy wrócili, na stole było sto pięćdziesiąt euro.
- A ta kasa skąd? - zaciekawił się Łukaszek.
- Sprzedałem ich okno - wyszeptał sąsiad.
- Co?! - wykrzyknęli razem Łukaszek i babcia, która zapomniała, że jest obrażona i ma się nie odzywać.
- Prywatne zawsze lepsze - sąsiad próbował się bronić.
- Jak można do cholery sprzedać okno? - nie wytrzymał Łukaszek targając się za włosy.
- Sprzedać wszystko można co ktoś jest gotów kupić, takie są prawa ekonomii i wolnego rynku - sąsiad uniósł palec w górę.
- Pan jest ekonomistą? Przecież pan pracuje w firmie sprzedającej kłódki - Łukaszek był zaskoczony.
- Myśleliśmy, że jest profesorem ekonomii - teraz pan był zaskoczony.
- Przecież on nie ma matury! - zawołała babcia, w bloku ludzie wiedzą o sobie takie rzeczy, a nawet i inne.
- Wielu ludzi uważa mnie za profesora - rozłożył ręce sąsiad. - No co ja na to poradzę.
- I co z tym oknem? Kto je kupił?
- Kupił pewien biznesmen, który handluje kłódkami - rzucił przez zęby pan. - Teraz wszystko rozumiem! Działaliście razem, w porozumieniu!
- Te teorie spiskowe są po prostu śmieszne, wiesz! - sąsiad był oburzony. - Załatwiłem wam pieniądze i taka wdzięczność teraz mnie spotyka!
- Ten biznesmen zabrał wam to okno, tak? - zastanawiała się babcia.
- Gdzie tam zabrał! - wybuchnął pan. - Co by robił z takim starym oknem?
- Stare, niestare, dość tanio je kupił - rzekł Łukaszek.
- Tylko on był chętny i taką kwotę dawał - wtrącił prędko sąsiad.
- Zaraz, nie rozumiem o co pan się tak denerwuje. Pieniądze dostaliście, tak? Okno zostało u was, tak? - wyliczała na palcach babcia. - To o co chodzi?
- Chodzi o to, że ten bandyta pozakładał na tym oknie kłódki!! - krzyczał pan.
- To jego własność, ma do tego prawo, pewnie obawiał się kradzieży - tłumaczył sąsiad.
- Milcz ty ekonomiczny Quislingu! - uciszył go pan. - Za każde otwarcie czy zamknięcie okna musimy płacić jeden euro!
Zapadła straszna cisza. Łukaszek i babcia zrozumieli.
- Jesteśmy w plecy już ponad tysiąc euro! - wołał dalej pan. - To co ten tak zwany wizjoner biznesu zapłacił za to okno już mu się kilkakrotnie zwróciło! Bodaj cię z taką pomocą! I nie gadaj mi tu o wolnym rynku!
- Czego pan właściwie od niego chce? - zapytał Łukaszek. - Mleko już się rozlało. Może trzeba tę umowę po prostu wypowiedzieć?
- Chcę właśnie tej umowy! Nawet jej nie widziałem! Nawet nie wiem jak długo ma obowiązywać!
- Jest tajna - rzekł uroczyście sąsiad.
Pan poszedł sobie złorzecząc głośno i przysięgając, że zasięgnie porady prawnej.
Sąsiad westchnął głęboko, podparł brodę pięścią i zapytał Łukaszka i jego babcię:
- Czy możecie mi powiedzieć, gdzie został popełniony błąd, że ci potomkowie chłopów i robotników zwrócili się przeciwko nam, elitom?
- Katolik - rzekła z pogardą babcia Łukaszka. - No nic, chodź Łukasz, trzeba jakoś powstrzymać tego szanującego przykazania homo podobno sapiens.
Podeszli i spytali w czym rzecz.
- Sprzeczka rodzinna - wyjaśnił zgnębiony sąsiad.
- Sprzeczka! - kipiał gniewem pan. - Łobuz! Złodziej!
- Panowie! Panowie! - mitygowała babcia Łukaszka. - Ja rozumiem spory, różnice zdań. Ale zachowujmy się kulturalnie. Miejmy do siebie dystans! Możemy się różnić pięknie. Jak na przykład Madeusz-Tazowicki i Kisław-Czeszczak. Tak różne życiorysy, a jeden rząd...
- Dziadek mówi, że oni wcale się nie różnili - wtrącił Łukaszek.
- Twój dziadek - wycedziła babcia - jest katofaszystą.
- To dlaczego pani za niego wyszła? - spytał przygasłym głosem sąsiad.
- Oficer prowadzący jej kazał - zażartował Łukaszek i nagle okazało się, że babcia ma jednak w dziedzinie dystansu do siebie potężne deficyty. W każdym razie babcia obraziła się i postanowiła się więcej nie odzywać.
- A o co panowie się tak pięknie różnili? - chciał wiedzieć Łukaszek.
Opowiedział pan:
- Pewna rodzina potrzebowała pieniędzy. niedużo. Jakieś sto, sto pięćdziesiąt euro. Nie chcieli brać kredytu więc zwrócili się o pomoc do rodziny. Między innymi do sąsiada Hiobowskich, który był wujkiem owego pana. Wujek zaproponował swój plan, ale w zamian zażądał władzy nad mieszkaniem. Na krótki czas oczywiście. Potem miał władzę oddać rodzinie. Rodzina się zgodziła - no bo w końcu krewny, a komu ufać jak nie krewnym? Wujek poprosił o opuszczenie mieszkania na kilkanaście godzin. Kiedy wrócili, na stole było sto pięćdziesiąt euro.
- A ta kasa skąd? - zaciekawił się Łukaszek.
- Sprzedałem ich okno - wyszeptał sąsiad.
- Co?! - wykrzyknęli razem Łukaszek i babcia, która zapomniała, że jest obrażona i ma się nie odzywać.
- Prywatne zawsze lepsze - sąsiad próbował się bronić.
- Jak można do cholery sprzedać okno? - nie wytrzymał Łukaszek targając się za włosy.
- Sprzedać wszystko można co ktoś jest gotów kupić, takie są prawa ekonomii i wolnego rynku - sąsiad uniósł palec w górę.
- Pan jest ekonomistą? Przecież pan pracuje w firmie sprzedającej kłódki - Łukaszek był zaskoczony.
- Myśleliśmy, że jest profesorem ekonomii - teraz pan był zaskoczony.
- Przecież on nie ma matury! - zawołała babcia, w bloku ludzie wiedzą o sobie takie rzeczy, a nawet i inne.
- Wielu ludzi uważa mnie za profesora - rozłożył ręce sąsiad. - No co ja na to poradzę.
- I co z tym oknem? Kto je kupił?
- Kupił pewien biznesmen, który handluje kłódkami - rzucił przez zęby pan. - Teraz wszystko rozumiem! Działaliście razem, w porozumieniu!
- Te teorie spiskowe są po prostu śmieszne, wiesz! - sąsiad był oburzony. - Załatwiłem wam pieniądze i taka wdzięczność teraz mnie spotyka!
- Ten biznesmen zabrał wam to okno, tak? - zastanawiała się babcia.
- Gdzie tam zabrał! - wybuchnął pan. - Co by robił z takim starym oknem?
- Stare, niestare, dość tanio je kupił - rzekł Łukaszek.
- Tylko on był chętny i taką kwotę dawał - wtrącił prędko sąsiad.
- Zaraz, nie rozumiem o co pan się tak denerwuje. Pieniądze dostaliście, tak? Okno zostało u was, tak? - wyliczała na palcach babcia. - To o co chodzi?
- Chodzi o to, że ten bandyta pozakładał na tym oknie kłódki!! - krzyczał pan.
- To jego własność, ma do tego prawo, pewnie obawiał się kradzieży - tłumaczył sąsiad.
- Milcz ty ekonomiczny Quislingu! - uciszył go pan. - Za każde otwarcie czy zamknięcie okna musimy płacić jeden euro!
Zapadła straszna cisza. Łukaszek i babcia zrozumieli.
- Jesteśmy w plecy już ponad tysiąc euro! - wołał dalej pan. - To co ten tak zwany wizjoner biznesu zapłacił za to okno już mu się kilkakrotnie zwróciło! Bodaj cię z taką pomocą! I nie gadaj mi tu o wolnym rynku!
- Czego pan właściwie od niego chce? - zapytał Łukaszek. - Mleko już się rozlało. Może trzeba tę umowę po prostu wypowiedzieć?
- Chcę właśnie tej umowy! Nawet jej nie widziałem! Nawet nie wiem jak długo ma obowiązywać!
- Jest tajna - rzekł uroczyście sąsiad.
Pan poszedł sobie złorzecząc głośno i przysięgając, że zasięgnie porady prawnej.
Sąsiad westchnął głęboko, podparł brodę pięścią i zapytał Łukaszka i jego babcię:
- Czy możecie mi powiedzieć, gdzie został popełniony błąd, że ci potomkowie chłopów i robotników zwrócili się przeciwko nam, elitom?
(4)
1 Comments
A dzień miałam taki trudny,
28 May, 2020 - 20:54
Serdeczności.
Ossala