osobiste kłopoty ze świętami

 |  Written by Andrzej Tatkowski  |  0
Nie chciałbym, uchowaj Panie Boże, zdenerwować żadnej z (niewielu wprawdzie, ale jakże zacnych)  Osób, które zaszczycają  od czasu do czasu uwagą moje wypociny, dlatego w pierwszych słowach niniejszego felietonu odradzam jego dalszą lekturę Tym zwłaszcza, którzy pragnęliby spędzić obecny Długi Łykend przyjemnie i pożytecznie.
Osobiście  zamierzam je poświęcić oba  (- tj. weekend i felieton) rozważaniom  bolesnym a przy tym całkowicie bezużytecznym, na które szkoda tracić czas, jeśli ma się cokolwiek innego do stracenia.

***

Przeżywam wiele rozterek codziennych, które niekiedy udaje się nieco pogłębić, bo np. alternatywa "umyć ręce, czy nogi ?" brzmi bardzo prostacko w porównaniu do  "umywać ręce, czy umoczyć nogi ?" (co gorsze, z jej rozstrzygnięcia wynikają tak czy owak męczące konsekwencje praktyczne), ale poziom depresji pozwalający mi zaniechać wszelkich zbędnych wysiłków nauczyłem się też osiągać  bezrozterkowo - wystarczy, że spojrzę w lustro albo na telewizor ("w stanie czuwani).

Rozterki odświętne rzadko kończą się równie przyjemnie, ponieważ przeważnie nie dają się sprowadzić do prostej alternatywy, a ze mnie ani Salomon, ani Aleksander Filipowicz Macedoński albo na ten przykład Władymir Władymirowicz Putin, więc
gdy trzeba świętować strasznie się męczę - a świąt, cholera, nieustannie przybywa.

Teoretycznie jestem przygotowany nieźle, bo otrzymywałem we właściwej kolejności różne ważne informacje; znam Przykazanie "Pamiętaj, abyś dzień święty święcił ", wiem  od J. Huizingi żem Homo ludens, zaś "Ode an die Freude" czytałem (po polsku) kiedy modny był szlagier "Wielka radość w Warszawie, bo Starówka znów stoi", na świecie nie było zaś jeszcze socjaldemokratów Martina Schulza i Jerzego  Wenderlicha, choć był Lesio Miller, obiecujący wówczas przedszkolak);miałem też okazję usłyszeć live wszystkie zwrotki piosenki Młynarskiego pt. "W co się bawić ?" i zdarzyło mi się mieć w rękach jakiś anonimowy projekt "obrzędowości świeckiej".

Niewiele już zostało w mojej głowie z wsysanej tam albo wtłaczanej latami wiedzy teoretycznej  (czyli bezużytecznej) ale ciągle jest tego za dużo, żeby się dało jakoś uporządkować i nieraz  żałuję, że nie poprzestałem na Przykazaniach,  zwłaszcza gdy - jak teraz, będąc w jakiejś nowej rozterce, próbuję się  odwoływać do praktyki (czyli osobistego doświadczenia).

Długi staż praktyczny dodatkowo utrudnia racjonalny wybór właściwej formy - nie tylko odświętnego świętowania, o którym dziś piszę, ale i zwyczajnych zachowań codziennych  - które stają się z czasem niecodzienne, albo są przez niecodzienne
wypierane  (dlatego w opisie zjawisk społecznych kwantyfikator "kulturalny" bywa obecnie, dopóki nie zaniknie, zastępowany przymiotnikiem "kulturowy").

Moje osobiste odświętne doświadczenia obejmują między innymi emocje, doznane  podczas rozmaitych pokazów  pirotechnicznych, których widziałem niemało - od przedwojennych "Wianków", okupacyjnego Geburtstagu Adolfa Hitlera i całonocnej
feerii rakiet, flar i pocisków smugowych po zdobyciu Berlina nad ciągle tym samym Wawelem, poprzez wykwintne widowiska "Son et Lumiere" nad Sekwaną czy Loarą i plebejskie kanonady różnobarwnych Skandynawów w tamtejsze noce sylwestrowe, po rutynową świetlną dekorację finału święta mojej dzielnicy, emocjonującą głównie lub wyłącznie miejscowych właścicieli psów.
Nie potrafię tych doświadczeń uporządkować i nie mam takiego zamiaru, ale muszę wyznać, że silniejsze wrażenie robi na mnie samotny płomień świecy, zapalanej w jednym z okien sąsiedniego bloku z okazji święta, które powinno być wspólne.

Mam oczywiście świadomość, że powodem mogło być niezapłacenie w terminie zaległej należności za dostawę prądu, ale od święta mogę chyba sobie pomarzyć.

Życzę tego z okazji dzisiejszego, troistego święta , wszystkim - wolnym Polakom, Europejczykom, proletariuszom i bezrobotnym, choćby i socjaldemokratom, którzy wbrew ostrzeżeniu zmarnowali cenny czas na lekturę tego ponurego tekstu.

Rozmarzcie się, nim ponownie rozlegną się  historyczne słowa (z maja 1856 r): point des reveries, Messieurs ! - a ja zanurzę się w mętnych odmętach rozterek, nie spodziewając się tam znaleźć odpowiedzi na główne pytania : co by tu dzisiaj świętować, w jakiej kolejności, w jaki sposób  - i z kim, ale nie bez nadziei.

Właśnie mi doniesiono, że pojawiła się propozycja pierwszomajowego czczenia Dnia Konwalii, który wymyślił jakiś Francuz, więc Polak powinien polubić bardziej niż Święto Pracy czy rocznicę wprowadzenia nas przez (świeżuteńkich wówczas) socjaldemokratów tam, gdzie teraz jesteśmy, a może nawet bardziej niż Dzień św. Józefa Rzemieślnika, obchodzony przez członków jednego z tutejszych kościołów.

Konwalie pachną dla wszystkich, są nieskazitelnie białe i bez żadnych gwiazdek, no sam pan prezydent nie wymyśliłby piękniejszego symbolu radosnego zbratania, ale
gdyby co, proszę pamiętać, że ja byłem przeciw.

Narodowy kwiat Finlandii też budzi we mnie rozterki - może dlatego, że radzieckie duchi o tej samej nazwie nijak nie dawały się wywietrzyć przez wiele lat  po upadku ZSRS, i że nie jestem pewmy, czy zapomniany rzeczownik finlandyzacja pojawił się w publicznych rozważaniach o przyszłości Polski równie przypadkowo, jak pomysł Dnia Konwalii, a także dlatego, że wedle legendy konwalia majowa powstała z łez Ewy, wygnanej z raju.

Przepraszam, ale wolalbym Rok Niezapominajki.

AT


Edit img SK  http://www.zielonyogrodek.pl
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>