Partie ruszają w drogę

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Zmorą większą niż temperatura politycznych podziałów, większą nawet niż opisywanie świata przez pryzmat własnych wyobrażeń, jest dla publicysty poczucie deja vu. Zwłaszcza, jeśli chciałby on – a ja chciałbym – napisać w każdym tekście coś nowego, odkrywczego. Rzucić inne światło na opisywane wydarzenia. „Nic z tego” – mówią, śmiejąc się w duchu politycy, którzy szykują scenariusze kolejnych konwencji i planują ataki na swoją konkurencję. Nie pamiętam, ile razy w ciągu jednego weekendu Platforma Obywatelska ścigała się z Prawem i Sprawiedliwością na konwencję i w złym stylu wyścig ten przegrywała. Czy z dotychczasowych wydań tego spektaklu zapamiętali Państwo coś innego, niż atak na rząd i rządzących? Jakąkolwiek propozycję programową, jakąś alternatywną propozycję odwołującą się do Polaków i ich aspiracji? Utrudniając zadanie, dodam, że obietnica likwidacji CBA i IPN się nie liczą.
Jednym z plusów (choć dla publicysty to minus, bo prowokuje pisanie podobnych do powyższego wstępu refleksji) polskiej polityki jest pewna symetryczność. PiS przypomniał sobie, dlaczego wygrał wybory i postanowił to powtórzyć. Platforma przypomniała sobie, czemu przegrała wybory i powtarza to również. Choć weekendowa konwencja opozycji mogła być nowym otwarciem z racji ogłoszenia po raz kolejny faktu zawiązania koalicji Platformy i Nowoczesnej, z szansy tej postanowiono nie skorzystać. Informacja o wystawieniu wspólnych kandydatów na prezydentów miast na wzór warszawski, nie jest już nowa, a praktyka wskazuje, że polegać ona będzie na informowaniu słabszego partnera o personalnych decyzjach PO. Zastanawia też, jak rozwiązany zostanie problem we Wrocławiu, gdzie wystawiony przez Schetynę Kazimierz Michał Ujazdowski do tego stopnia nie zyskał poparcia Nowoczesnej, że ta rozważa wystawienie kontrkandydata. Co więcej, może on zyskać wsparcie części polityków lokalnej Platformy, dla której wsparcie niedawnego polityka Prawa i Sprawiedliwości jest nie do przyjęcia, tak samo, jak dla wielu środowisk potencjalnej koalicji „wszyscy przeciwko PiS”.
O Wrocławiu można nie myśleć, gdy zaczyna się od Warszawy. Jednak nawet tu można się spektakularnie wyłożyć tak, jak Andrzej Halicki. Halicki przypomniał, że w tym samym miejscu, w którym sobotę spotykała się opozycja, swój wyścig do prezydentury rozpoczynała Hanna Gronkiewicz-Waltz. Jak wiemy, ku utrapieniu wielu mieszkańców stolicy był to wyścig morderczo wręcz skuteczny, jednak trzy kadencje Gronkiewicz-Waltz stały się, nie tylko w samej stolicy, symbolem korupcji, nadużyć i bandyckiej reprywatyzacji, nie mającej wiele wspólnego z aktem sprawiedliwości wobec dawnych właścicieli. Platforma miała wiele okazji, by ze swoją wiceprzewodniczącą więzy rozluźnić i wydawało się, że jest zdecydowana rzucić ją mediom i politycznym przeciwnikom, w przyszłości zaś sądom, na pożarcie. W pewnym momencie jednak narracja uległa zmianie, winą za reprywatyzacyjne skandale próbuje się obciążyć PiS, zaś prezydent przedstawiana jest jako wielka modernizatorka. Andrzej Halicki, zapewne uśpiony tą atmosferą, deklaruje entuzjastycznie, że dziś zjednoczona opozycja pójdzie tą samą, co wcześniej Gronkiewicz-Waltz, drogą. W ten sposób możemy być pewni, że gdy PiS po zbyt już długim wahaniu wskaże wreszcie kandydata na prezydenta stolicy, nie on, lecz Halicki stanie się twarzą kampanii.
Tu uwaga dodatkowa. Pośród zalewu bezwartościowych sondaży, jakie pojawiły się w zeszłym tygodniu, na jedną rzecz warto jednak zwrócić uwagę. Sondaż Kantar Public, dotyczący wyborów w Warszawie wskazał, że w przypadku wystawienia Michała Dworczyka w pierwszej turze zyskuje Jan Śpiewak, natomiast w wariancie z Patrykiem Jakim najbardziej znany działacz ruchów miejskich lekko traci. W nawias biorąc liczby, widzę tu jednak istotną informację. Jaki ma większą od Dworczyka zdolność przekonania do siebie wyborców, dla których kluczowa jest nie partyjna afiliacja, co ochrona przed dotychczas rządzącym miastem układem. Patryk Jaki od tej strony dał się poznać o wiele lepiej, jeśli więc PiS zdecyduje się na drugiego z kandydatów, musi liczyć się z tym, że część potencjalnego poparcia dla Jakiego w pierwszej turze przypadnie innemu, niż Dworczyk, kandydatowi – Janowi Śpiewakowi, Piotrowi Guziałowi, być może kandydatowi lewicy. Można więc liczyć na pewien przepływ głosów w drugiej turze, jednak relatywnie mocny wynik w pierwszym głosowaniu miałby większe znaczenie psychologiczne, pokazałby bowiem, że wygrana Rafała Trzaskowskiego nie jest wcale przesądzona.
W sobotę nie poznaliśmy nazwiska kandydata PiS na prezydenta Warszawy, dowiedzieliśmy się jednak kilku innych ważnych rzeczy. W ostatnich tygodniach, a nawet dniach przed tą imprezą, partia rządząca przechodziła przez trudny okres. Sondażowy dołek, nawet jeśli łatwy do zakwestionowania, wpłynął na poziom agresji opozycji, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Zawirowanie wokół premii, choć rozbrojone przez samego Jarosława Kaczyńskiego nie spowodowało przecięcia tematu. Z drugiej strony coraz mocniej można było odczuć niezadowolenie twardego elektoratu, dla którego niezrozumiała była w dużym stopniu decyzja o zmianie premiera, później odwołanie Antoniego Macierewicza, wreszcie noszące znamiona afrontu środki bezpieczeństwa podczas rocznicy 10 kwietnia. Bardzo wiele osób, uczestniczących w obchodach również w najtrudniejszych dla PiS czasach, w tym roku, mówiąc obrazowo, odbiło się od barierek i poczuło zwyczajnie niepotrzebnych. A przecież jednym ze składników siły PiS była dotąd dobra komunikacja z tą właśnie grupą i umiejętność docenienia jej pracy i zaangażowania. Miejmy nadzieję, że zdolność ta nie osłabła jednak w miarę sprawowania władzy. Ostatni problem to brak pozytywnych narracji, mających siłę ukierunkowania publicznej dyskusji w pożądaną stronę.
W sobotę mogliśmy przekonać się, że partia rządząca uświadomiła sobie te zagrożenia. Konwencja przyniosła gesty wobec sympatyków Beaty Szydło, która wygłosiła mocno oklaskiwane przemówienie; Antoniego Macierewicza, któremu premier podziękował za wkład w uzbrojenie armii; wreszcie wobec środowiska klubów „Gazety Polskiej”, które chyba najmocniej, nie licząc uczestników niezorganizowanych, ucierpiało na kiepskim przygotowaniu rocznicowych obchodów. Poza tymi gestami przyszła pora na tak potrzebne nowe propozycje dla Polaków, zebrane w tzw. „piątkę Morawieckiego”: nowe formy wsparcia dla dzieci i rodziców, najstarszych, lecz także drobnych przedsiębiorców. Wreszcie – początek spotkań z mieszkańcami Polski lokalnej, które wcześniej tak bardzo przybliżyły wówczas jeszcze kandydatów do władzy do wyborców, pokazując im, że ktoś interesuje się ich problemami i chce ich wreszcie wysłuchać. Opozycja na pomysły te reaguje bezradnością, która przeradza się w tak dobrze nam znaną pogardę, przede wszystkim do matek i rodzin wielodzietnych. Cytaty z tweetów polityków PO z dnia konwencji powinny trafić do spotów i na billboardy. „(…)emerytury dla kobiet z czwórką dzieci bez jakiegokolwiek stażu pracy – pisze np. Michał Szczerba. – Już 100 tys. młodych kobiet z powodu 500+ zrezygnowało z pracy. Teraz (Szydło) im mówi: rodźcie przynajmniej czworo i będzie #EmeruturaBezPracy!”.  W niedzielę PO zajęła się więc głównie atakiem na potencjalnych beneficjentów, dezinformacją o likwidacji darmowego podręcznika, wreszcie zaś obroną aresztowanego przez sąd kolegi.
Może następna partyjna impreza tej partii powinna odbyć się tam, gdzie karierę zaczynał Stanisław Gawłowski? A może nawet w miejscu, w którym, jak się wydaje, ją kończy?

Artykuł ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>