Następcą Pstrowskiego komuniści ogłosili górnika-ormowca Bernarda Bugdoła.
Życie nie znosi pustki, tak więc w kilka dni po śmierci Pstrowskiego w górnośląskiej prasie ukazał się list-apel młodych, którzy zadeklarowali kontynuację wyścigu pracy.
Pod wezwaniem podpisali się rekordziści przemysłu węglowego – wspomniany już Bernard Bugdoł i jego brat Rudolf. Zgodnie z obowiązującym zwyczajem podkreślili zasługi Pstrowskiego jako inicjatora współzawodnictwa pracy w Polsce.
Apel Bugdołów pojawił się więc w chwili, w której rządzący komuniści utracili swojego bohatera, dlatego poszukiwali nowych. Bracia dobrze się do tej roli nadawali.
W całym zagłębiu rywalizowało przynajmniej kilku górników, którzy osiągali rewelacyjne wyniki, choćby Zieliński albo Meisner. Początkowo wydawało się, że następcą Pstrowskiego powinien być Thiel – jego dawny rywal. Ostatecznie zadecydowano o wyborze Bugdoła na kontynuatora zmarłego przodownika. Spełniał on wszystkie wymogi propagandowe.
Bernard Bugdoł pochodził z górniczej rodziny, która przed wojną mieszkała w Chropaczowie, obecnie dzielnicy Świętochłowic. Rodzinie się nie przelewało, dlatego mały Bernard wiele czasu spędzał w biedaszybach i na hałdach. Po zajęciu Śląska przez Niemców został wozakiem i ładowaczem w kopalni. W 1944 roku został wcielony do niemieckiej armii, z której uciekł i przeszedł na stronę aliancką w okolicach Aachen w Nadrenii Północnej- Westfalii.
Do Polski wrócił na początku stycznia 1946 roku i już na początku lutego wstąpił do ORMO. W zachowanej ormowskiej ankiecie napisał, iż w latach 1946–1948 wyjeżdżał z żołnierzami do Zabrza, Gliwic, Dąbrowy Górniczej, a także do okręgu częstochowskiego. W czasie tych wyjazdów zabezpieczał lokale wyborcze i zajmował się „likwidacją band”. Za swoje zasługi dla utrwalania władzy komunistycznej dostał brązowy medal „Za zasługi dla obronności kraju”.
Pracując w kopalni nadal pozostawał w ORMO, gdzie w latach 1949-1954 roku był członkiem sztabu miejskiego w Zabrzu, a potem, do roku 1958 w sztabach miejskich w Katowicach, a następnie w Rudzie Śląskiej.
W kopalni stworzył zgrany zespół z bratem Rudolfem i Stanisławem Tusekiem. W trakcie pracy wpadł na pomysł prowadzenia – w gwarze górniczej „pędzenia” – dwóch chodników jednocześnie.
Oficjalnie wykonał 500 procent normy, choć wielu kwestionowało ten wynik, przekonując, że dyrekcja kopalni do wyników Bugdoła wliczała węgiel wydobyty przez więźniów i uczniów.
Wedle relacji w osiąganiu takich wyników pomagała mu nieortodoksyjna dieta. Na dół – na szychtę – brał sześć pajd chleba „ze szmalcem”, które popijał kawą z łojem. Po ciężkiej szychcie zjadał 30 klusek ziemniaczanych.
Władze doceniły jego zaangażowanie – szybko awansował na nadgórnika. Został także instruktorem w Komitecie Wojewódzkim PPR.
Coraz rzadziej pracował w kopalni, jeździł od kopalni do kopalni, przekonując górników do przodownictwa pracy. Wkrótce kierował już całym śląskim współzawodnictwem.
W 1949 roku powierzono mu w wieku 27 lat kierowanie kopalnią „Zabrze- Zachód” . Rębacz dołowy po półrocznym kursie zarządzania firmą zasiadł w dyrektorskim fotelu. Takie rzeczy możliwe były tylko w komunizmie.
Towarzysz Bugdoł – oprócz wierności komunizmowi - miał jeszcze jedną zaletę – był stosunkowo młody i nie istniało zagrożenie, że zejdzie przedwcześnie jak Pstrowski.
Na kongresie zjednoczeniowym PPS i PPR zasiadał w prezydium, widać go na zdjęciu z Hilarym Mincem.
Z powodu błyskawicznego awansu oraz gorliwego wspierania komunistów Bugdoł był nielubiany przez robotników. Parę razy poleciały w jego kierunku kamienie i cegły – znany przodownik był zmuszony salwując się ucieczką. Dostał też kilkadziesiąt anonimów, w których grożono mu śmiercią.
W 1952 roku skończył Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie. W tym samym roku został posłem na Sejm PRL, odznaczono go także Orderem Sztandaru Pracy.
Oprócz pełnienia funkcji dyrektora kilku kopalni, w latach 1949-1952 był również prezesem klubu sportowego Górnik Zabrze.
Po 1956 roku był inspektorem w Bytomskim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego.
28 listopada 1988 wszedł w skład Honorowego Komitetu Obchodów 40-lecia Kongresu Zjednoczeniowego PPR – PPS – powstania PZPR.
Zmarł w sierpniu 2008 roku w Bytomiu.
Model peerelowskiego współzawodnictwa był prosty – im górnik osiągał lepszy wynik i im większą wykazywał czołobitność wobec władzy, tym nagroda była większa.
Najlepsi, najbardziej gorliwi górnicy otrzymywali – jak Bogdoł – kierownicze stanowiska i tyle ich pod ziemią widziano. Pozostawała luka, a zapotrzebowanie na bohaterów nie malało.
Po zajęciu przez Bugdoła dyrektorskiego stołka należało znaleźć kolejnego rekordzistę, który miał właściwą biografię i poglądy.
Został nim kolejny ormowiec, Franciszek Apryas z małopolskich Brzeszcz. Apryas urodził się w roku 1909, a 1928 roku znalazł zatrudnienie w kopalni „Brzeszcze”, która była jedyną przedwojenną kopalnią w rękach polskiego państwa, reszta znajdowała się w posiadaniu kapitału prywatnego, przede wszystkim niemieckiego.
Po wyparciu w 1945 roku Niemców z miasta. Apryas razem z innymi utworzył oddział pilnujący kopalni, który uzbroili się sam, zbierając z pól porzuconą niemiecką broń.
W 1947 roku przystąpił do ruchu przodowników pracy. Osiągał tak dobre wyniki, iż na zabawę sylwestrową 1947 roku zaproszono go do Warszawy. Za dobrą prace dostał radioodbiornik, a potem władze wysłały go na wczasy do Czechosłowacji, gdzie spotkał innych przodowników.
W styczniu 1949 roku wprowadzono w górnictwie nowe znacznie wyższe normy i właśnie wtedy, w marcu, Apryas rzucił wezwanie – z okazji 1 Maja i Kongresu Pokoju zobowiązał się do wykonania 300 procent nowej normy.
Koledzy go przeklinali, gdyż on i jemu podobni przodownicy doprowadzili do znacznego zwiększenia norm, którego efektem było obniżenie zarobków. Ponadto wielu górników otrzymało w trakcie reformy rolnej kawałek ziemi i pracę w kopalni traktowali jako dodatkowe źródło zarobku.
Gdy w listopadzie 1949 roku Apryas w kopalni w Jawiszowicach nadzorował pracę niemieckich jeńców doszło do bójki. Sprowokowani przez niego Niemcy rzucili się na niego i tylko odsiecz innych polskich robotników, wśród których byli żołnierze-górnicy, uratowało mu życie.. Od tego czasu Apryas na dole pracował w obstawie kilku górników.
Pod koniec roku odznaczony został najważniejszym w PRL-u orderem Budowniczych Polski Ludowej oraz Srebrnym Krzyżem Zasługi.
W 1952 roku został posłem na sejm PRL. Jego kadencja skończyła się w 1956 roku. Po jej zakończeniu powrócił do pracy w kopalni „Brzeszcze”, a w latach 1959-1969 pracował w kopalni „Jastrzębie”.
Zmarł w sierpniu 1994 roku w Brzeszczach.
Życie nie znosi pustki, tak więc w kilka dni po śmierci Pstrowskiego w górnośląskiej prasie ukazał się list-apel młodych, którzy zadeklarowali kontynuację wyścigu pracy.
Pod wezwaniem podpisali się rekordziści przemysłu węglowego – wspomniany już Bernard Bugdoł i jego brat Rudolf. Zgodnie z obowiązującym zwyczajem podkreślili zasługi Pstrowskiego jako inicjatora współzawodnictwa pracy w Polsce.
Apel Bugdołów pojawił się więc w chwili, w której rządzący komuniści utracili swojego bohatera, dlatego poszukiwali nowych. Bracia dobrze się do tej roli nadawali.
W całym zagłębiu rywalizowało przynajmniej kilku górników, którzy osiągali rewelacyjne wyniki, choćby Zieliński albo Meisner. Początkowo wydawało się, że następcą Pstrowskiego powinien być Thiel – jego dawny rywal. Ostatecznie zadecydowano o wyborze Bugdoła na kontynuatora zmarłego przodownika. Spełniał on wszystkie wymogi propagandowe.
Bernard Bugdoł pochodził z górniczej rodziny, która przed wojną mieszkała w Chropaczowie, obecnie dzielnicy Świętochłowic. Rodzinie się nie przelewało, dlatego mały Bernard wiele czasu spędzał w biedaszybach i na hałdach. Po zajęciu Śląska przez Niemców został wozakiem i ładowaczem w kopalni. W 1944 roku został wcielony do niemieckiej armii, z której uciekł i przeszedł na stronę aliancką w okolicach Aachen w Nadrenii Północnej- Westfalii.
Do Polski wrócił na początku stycznia 1946 roku i już na początku lutego wstąpił do ORMO. W zachowanej ormowskiej ankiecie napisał, iż w latach 1946–1948 wyjeżdżał z żołnierzami do Zabrza, Gliwic, Dąbrowy Górniczej, a także do okręgu częstochowskiego. W czasie tych wyjazdów zabezpieczał lokale wyborcze i zajmował się „likwidacją band”. Za swoje zasługi dla utrwalania władzy komunistycznej dostał brązowy medal „Za zasługi dla obronności kraju”.
Pracując w kopalni nadal pozostawał w ORMO, gdzie w latach 1949-1954 roku był członkiem sztabu miejskiego w Zabrzu, a potem, do roku 1958 w sztabach miejskich w Katowicach, a następnie w Rudzie Śląskiej.
W kopalni stworzył zgrany zespół z bratem Rudolfem i Stanisławem Tusekiem. W trakcie pracy wpadł na pomysł prowadzenia – w gwarze górniczej „pędzenia” – dwóch chodników jednocześnie.
Oficjalnie wykonał 500 procent normy, choć wielu kwestionowało ten wynik, przekonując, że dyrekcja kopalni do wyników Bugdoła wliczała węgiel wydobyty przez więźniów i uczniów.
Wedle relacji w osiąganiu takich wyników pomagała mu nieortodoksyjna dieta. Na dół – na szychtę – brał sześć pajd chleba „ze szmalcem”, które popijał kawą z łojem. Po ciężkiej szychcie zjadał 30 klusek ziemniaczanych.
Władze doceniły jego zaangażowanie – szybko awansował na nadgórnika. Został także instruktorem w Komitecie Wojewódzkim PPR.
Coraz rzadziej pracował w kopalni, jeździł od kopalni do kopalni, przekonując górników do przodownictwa pracy. Wkrótce kierował już całym śląskim współzawodnictwem.
W 1949 roku powierzono mu w wieku 27 lat kierowanie kopalnią „Zabrze- Zachód” . Rębacz dołowy po półrocznym kursie zarządzania firmą zasiadł w dyrektorskim fotelu. Takie rzeczy możliwe były tylko w komunizmie.
Towarzysz Bugdoł – oprócz wierności komunizmowi - miał jeszcze jedną zaletę – był stosunkowo młody i nie istniało zagrożenie, że zejdzie przedwcześnie jak Pstrowski.
Na kongresie zjednoczeniowym PPS i PPR zasiadał w prezydium, widać go na zdjęciu z Hilarym Mincem.
Z powodu błyskawicznego awansu oraz gorliwego wspierania komunistów Bugdoł był nielubiany przez robotników. Parę razy poleciały w jego kierunku kamienie i cegły – znany przodownik był zmuszony salwując się ucieczką. Dostał też kilkadziesiąt anonimów, w których grożono mu śmiercią.
W 1952 roku skończył Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie. W tym samym roku został posłem na Sejm PRL, odznaczono go także Orderem Sztandaru Pracy.
Oprócz pełnienia funkcji dyrektora kilku kopalni, w latach 1949-1952 był również prezesem klubu sportowego Górnik Zabrze.
Po 1956 roku był inspektorem w Bytomskim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego.
28 listopada 1988 wszedł w skład Honorowego Komitetu Obchodów 40-lecia Kongresu Zjednoczeniowego PPR – PPS – powstania PZPR.
Zmarł w sierpniu 2008 roku w Bytomiu.
Model peerelowskiego współzawodnictwa był prosty – im górnik osiągał lepszy wynik i im większą wykazywał czołobitność wobec władzy, tym nagroda była większa.
Najlepsi, najbardziej gorliwi górnicy otrzymywali – jak Bogdoł – kierownicze stanowiska i tyle ich pod ziemią widziano. Pozostawała luka, a zapotrzebowanie na bohaterów nie malało.
Po zajęciu przez Bugdoła dyrektorskiego stołka należało znaleźć kolejnego rekordzistę, który miał właściwą biografię i poglądy.
Został nim kolejny ormowiec, Franciszek Apryas z małopolskich Brzeszcz. Apryas urodził się w roku 1909, a 1928 roku znalazł zatrudnienie w kopalni „Brzeszcze”, która była jedyną przedwojenną kopalnią w rękach polskiego państwa, reszta znajdowała się w posiadaniu kapitału prywatnego, przede wszystkim niemieckiego.
Po wyparciu w 1945 roku Niemców z miasta. Apryas razem z innymi utworzył oddział pilnujący kopalni, który uzbroili się sam, zbierając z pól porzuconą niemiecką broń.
W 1947 roku przystąpił do ruchu przodowników pracy. Osiągał tak dobre wyniki, iż na zabawę sylwestrową 1947 roku zaproszono go do Warszawy. Za dobrą prace dostał radioodbiornik, a potem władze wysłały go na wczasy do Czechosłowacji, gdzie spotkał innych przodowników.
W styczniu 1949 roku wprowadzono w górnictwie nowe znacznie wyższe normy i właśnie wtedy, w marcu, Apryas rzucił wezwanie – z okazji 1 Maja i Kongresu Pokoju zobowiązał się do wykonania 300 procent nowej normy.
Koledzy go przeklinali, gdyż on i jemu podobni przodownicy doprowadzili do znacznego zwiększenia norm, którego efektem było obniżenie zarobków. Ponadto wielu górników otrzymało w trakcie reformy rolnej kawałek ziemi i pracę w kopalni traktowali jako dodatkowe źródło zarobku.
Gdy w listopadzie 1949 roku Apryas w kopalni w Jawiszowicach nadzorował pracę niemieckich jeńców doszło do bójki. Sprowokowani przez niego Niemcy rzucili się na niego i tylko odsiecz innych polskich robotników, wśród których byli żołnierze-górnicy, uratowało mu życie.. Od tego czasu Apryas na dole pracował w obstawie kilku górników.
Pod koniec roku odznaczony został najważniejszym w PRL-u orderem Budowniczych Polski Ludowej oraz Srebrnym Krzyżem Zasługi.
W 1952 roku został posłem na sejm PRL. Jego kadencja skończyła się w 1956 roku. Po jej zakończeniu powrócił do pracy w kopalni „Brzeszcze”, a w latach 1959-1969 pracował w kopalni „Jastrzębie”.
Zmarł w sierpniu 1994 roku w Brzeszczach.
CDN.
(1)