PiS mnie wkurza

 |  Written by Mona  |  8

Nieporadność PiS naprawdę zaczyna mnie denerwować.

Od wczoraj słucham - rada, nie rada – wszystkich możliwych przepychanek w sprawie uchodźców, czy „uchodźców”, jak kto woli. Słucham, bo u mnie z lekka pada, a mój domowy dyrektor pilota przeskakuje z kanału na kanał. Już się boję, że wszechobecny Kierwiński, z całym swoim cynizmem, wyleci mi nagle z przysłowiowej lodówki.

A tu rozmówcy z PiS latają ogródkami, stwarzając wrażenie, że nie chcą jasno odpowiedzieć na proste pytanie.

Co z tą Radą Gabinetową? Mam wrażenie, że prowadzący audycje w „zaprzyjaźnionych telewizjach” sami są już zmęczeni pyskowaniem różnych Kierwińskich na temat zwołania, czy raczej niezwołania Rady Gabinetowej. Oni oczywiście wiedzą, że rzecz jest bez sensu, ale… tak dla spokoju sumienia… w końcu pytanie o tę Radę wisi dotąd, aż zostanie postawione – „dlaczego nie”? Czyli – co prezydentowi zależy?

Sama idea Rady Gabinetowej jest pomysłem, który narodził się w mętnych czasach tworzenia Konstytucji, w czasach tak burzliwych, że nie było pewności, czy z jakiegoś lamusa nie wyciągnie się - na ten przykład – Kiszczaka i po wstępnym otrzepaniu z kurzu nie zostanie on posadzony na ważnym stolcu. Z tą Radą Gabinetową miało być tak, jak z guzikiem atomowym: jedna osoba nie spowoduje odpalenia rakiet, czyli w naszym przypadku nie zarządzi nam kolejnej wojny polsko – polskiej, ani innego kataklizmu. Sam fakt jej zwołania miał być sygnałem ostrzegawczym, bo w końcu jednomyślność organów państwa załatwiłaby sprawę wykonaniem kilku telefonów, albo przyjacielską nasiadówką.

 

 Jednak Rada Gabinetowa nie ma uprawnień Rady Ministrów ( art., 141), a więc niczego nie rozstrzyga. Czyli rzecz na linii PEK - PAD sprowadzałaby się do odczytania dyspozycji Tuska dla premiery, napisanych przez łysego Misia i  - ogólnym, gremialnym pyskowaniem na temat szkodliwej i głupiej  działalności prezydenta.

 Nie wyobrażam sobie, żeby prezydent mógł – sorry za sprowadzenie do poziomu bruku – przeszczekać ten sabat. I nie wyobrażam sobie, żeby mógł chcieć.

Za to z łatwością mogę sobie wyobrazić konferencję prasową po tej Radzie Gabinetowej – i grzejące się paski na ekranach. Bo głównie o to chodzi.

To już przerabialiśmy – te brutalne ataki na prezydenta. Za sznurki PO wciąż pociąga Donald Tusk, który już świetnie wie, że nie został królem Europy, tylko jej pośmiewiskiem. Jedyne, co mu pozostało, to wiara w powrót na szefowanie Platformie, która właśnie zaczyna tonąć. Tusk łapie się każdego pomysłu, z którego może wyniknąć antypisowska awantura.

To już było, a koniec tej wojny zaowocował smoleńską tragedia.

A czemu ma służyć sam pomysł latania PEK do prezydenta? Oczywiście chodzi o „współdziałanie”, przynajmniej formalne ( bo – jak już zostało zapodane -  rzeczywistego nie będzie i nie o nie chodzi).

Konstytucja mówi:

 Prezydent Rzeczypospolitej w zakresie polityki zagranicznej współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem. I dalej, art. 146  -­  Rada Ministrów prowadzi politykę wewnętrzną i zagraniczną Rzeczypospolitej Polskiej.

·  Do Rady Ministrów należą sprawy polityki państwa nie zastrzeżone dla innych organów państwowych i samorządu terytorialnego.

Prezydent jest jednym z organów państwa, a konstytucja mówi o współdziałaniu, które tym samym zastrzega jego udział w kierowaniu polityką zagraniczną.

Tak, na marginesie - prezydent może postawić „naszą Terenię” przed Trybunałem Stanu,( art.144/ 13), ponieważ w tej kwestii - wniosku do Sejmu o pociągnięcie do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu członka Rady Ministrów – nie musi mieć podpisanego premierowskiego „kwitu”. Konkretnie – może wystąpić z wnioskiem do Sejmu, czego oczywiście nie zrobi. – równie dobrze mógłby postawić tam panią woźną z Ministerstwa…

 Ciekawe, czy doczekamy prezydenta, który zwróci się z takim wnioskiem wobec głupiego lub szkodliwego ministra, korzystając z tego, że może rzecz uzasadnić w orędziu do Narodu, nad tym nie przewiduje się dyskusji?

 

Z tego punktu o współdziałania Tusk wysnuł sobie idiotyczną teorię, że prezydent jest mu niepotrzebny do rządzenia, zapominając o tym, że składał przysięgę „wobec prezydenta” – czyli na jego ręce.

Najkrócej mówiąc – przysięgał wierność prezydentowi, który reprezentuje Majestat Rzeczypospolitej i przez którego został powołany.

Sprawa „współdziałania”, jak pamiętamy, trafiła w końcu do TK, który, trzęsąc portami,  wydał orzeczenie iście salomonowe rozwiązanie: „przetnijcie to dziecko na połowę”. Czyli  „prezydent  jak bardzo chce, to może”, a w ogóle to po wstąpieniu do Unii konstytucja powinna zostać zmieniona.

TK ostatecznie niczego nie rozstrzygnął, ale Bóg raczy wiedzieć, czy to się nie zdarzy – w końcu  nie wszystkim tam mózgojad zdycha z głodu i porty latają ze strachu, a  rzecz można inteligentnie ponowić.

 Cała ta historia ma uzasadnić, że Kopacz błagała na kolanach prezydenta, aby pokierował nią, nieszczęsną i dał wskazówki na brukselską eskapadę. A ona natychmiast z nich skorzysta:  jako kobieta - zamknie się w domu przed muzułmańskim niebezpieczeństwem i będzie bronić dzieci.

Nie to jest żałosne, bo jesteśmy już uodpornieni na takie cuda – wianki. Ja rozumiem, że PiS nie może powiedzieć jasno, żeby PEK włożyła sobie ten cwany, hejterski program w buty – to będzie większa.

Ale to nie ja jestem politykiem. Uważam, że oganianie się od pytania – dlaczego prezydent nie zwołał Rady – niczego nie załatwia. Rozumiem, że sytuacja jest idiotyczna, ale trzeba to przełknąć i przetrawić, bez względu na czyhającą za najbliższym krzaczkiem, spodziewaną awanturę.

Awantura wybuchnie tak, czy siak, jako że jest wpisana w hejterski program PO.

Za to się płaci politykom – za myślenie. Więc niech wymyślą, jak powiedzieć obywatelom, że zwołanie Rady Gabinetowej nie miało najmniejszego sensu: nie z tą Radą Ministrów, nie z tym premierem, o którym wiadomo, że ma dwie fałdy mózgowe, a jedna nastawiona jest na odbiór wyłącznie z Brukseli, bo tylko to zapewni PEK miękkie lądowanie.

 A przynajmniej tak się PEK i jej poputczikom wydaje.

 

 

5
5 (2)

8 Comments

Obrazek użytkownika polfic

polfic
Przyznam, że też mnie to irytuje. Ale niewykluczone, że tak trzeba.
Obrazek użytkownika Dixi

Dixi
Z Twojego posta jasno wynika, że zwoływanie Rady Gabinetowej nie ma sensu, a może tylko zaszkodzić Dudzie i PiS.
Zbyt nerwowe ruchy w sprawie "uchodźców" to też pułapka - Kaczyński wypowiedział sie wystarczająco jasno i dobitnie. I wystarczy. A i tak wokół jego wystąpienia organizowano istne seanse nienawiści (do "nienawistników":):):)).
Został już, mam nadzieje, tylko miesiąc działania władzy "teoretycznego państwa", rządu, który pozostawi po sobie zgliszcza, miny i porażającą ilośc nierozwiązanych, zabagnionych spraw (w tym problem "emigrantów).
Moim zdaniem wdawanie sie w szarpaniną jakakolwiek moze tylko zaszkodzić (warto zauważyc, że PO i mainstream ciagle prowokuje do zwarcia i czeka na wybuchy emocji ze strony PiS).
Gra toczy się o kilka punktów procentowych poparcia, które zapewnią PiS samodzielne rządzenie.
Nie uzyska się ich próbujac przekonać "radykałów" i anarchistów, co zresztą uważam za niemozliwe, można natomiast zyskać coś jeszcze w "centrum" i  wśród niezdecydowanych.
Taka strategia okazała się skuteczna w wyborach prezydenckich (w których też zwyciąstwo leżało na ostrzu noża).
 
--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Masz rację. Nic dodać, nic ująć.
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
wymaga wzmocnienia. To musi byc organ o kompetencjach rady ministrów, bo inaczej to jest instytucja mająca znaczenie de facto, a nie de iure.

Nie wiem, czy się nie powtarzam, ale moim zdaniem, jeśli powstanie rząd PiS, rady gabinetowe powinny odbywać się tego samego dnia, co posiedzenia rady ministrów. Prezydent powinien za każdym razem dyscyplinować radę ministrów i przypominać ministrom o swojej obecności. To wzmocni jego pozycję de facto, a to może sie z czasem przetworzyć we wzmocnienie jego pozycji de iure (zmiana konstytucji). Ważne jest to, aby przyzwyczaić ludzi do aktywnego prezydenta, który jeśli nie kieruje radą ministrów, to przynajmniej ją kontroluje na bieżąco.

Z czasem radę gabinetową należy przekształcić we właściwą radę ministrów, całkowicie niezależną od Sejmu. Doprowadzi to do wytworzenia napięcia między władzą wykonawczą a ustawodawczą i targów o budżet między ministrami a Sejmem. I to jest sytuacja prawidłowa, typowa dla republiki. Obecny stan rzeczy - w którym Sejm powołuje rząd - jest nieznośny i musi zostać zmieniony.
Obrazek użytkownika fritz

fritz
Wprowadzenie modelu prezydenckiego na wzor USA z jeszcze silniejszymi uprawnieniami prezydenta usuwa wszystkie napiecia poza tymi naturalnymi i jednoczesnie, jezeli Polacy beda na tyle inteligentni, zeby wybierac polskiego prezydenta a nie agenture,  doskonale ograniczyloby wplywy  obcych panstw w Polsce.
Obrazek użytkownika Dixi

Dixi
... za dużo dobrych trafień...:(:(:
PS
Amerykanie też trafiali różnie.
Ostatnio - bardzo kiepsko.
--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Obrazek użytkownika germario

germario
wiele osób otwarcie mówi o zmianie Konstytucji, i co za tym idzie, o ustroju prezydenckim, ja zresztą też, ale jak spojrzę do tyłu i popatrzę na lata rządów Wałęsy, Kwaśniewskiego czy Komorowskiego, to trochę się sam boję takich rozwiązań. Wydaje się, że to jeszcze nie ten czas, nie ci wyborcy
Obrazek użytkownika Dixi

Dixi
Nie mam dość wiedzy, by poważnie dyskutować o zaletach i wadach systemu prezydenckiego.
Jest kuszący, ale tylko... dopóki mamy swojego prezydenta:):):)
Mnie sytuacja w której sejm, rząd i prezydent wzajemnie się kontrolują i inspirują nie wydaje się całkiem bezsensowny.
Najlepiej, żeby było tak: większość sejmowa PiS, rząd premier Szydło i prezydent Duda (albo podobnie):):):)
 
--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"

Więcej notek tego samego Autora:

=>>