Sama „Polityka” próbowała później powtarzać swój okładkowy zabieg, wierząc być może, że obrazkowe próby kreowania rzeczywistości staną się trochę zaklęciem, a trochę samospełniającym się proroctwem. Udało się jeszcze z Bronisławem Komorowskim przedstawionym jako arystokratyczny i konserwatywny wódz narodu przed wyborami prezydenckimi trzy lata później.
Kronika wpadek nie tylko okładkowych
W 2015 r. zdecydowanie nie wyszło, okładką z wielkim Komorowskim, dostojną i poważną jego figurą, otoczoną zmniejszonymi proporcjonalnie do dawanych przez sondaże szans kontrkandydatami liliputami, pismo ośmieszyło się równie skutecznie jak kilka lat wcześniej zmotywowało Tuska. „Prezydentura. Która tura?” – pytał tygodnik, by bardzo szybko przekonać się, że jednak żadna. Numer 28 z zeszłego roku, poprzedzający kolejne wybory prezydenckie, zdobił Rafał Trzaskowski – wyluzowany heros unoszący rękę w geście wiktorii. „Marsz, marsz Trzaskowski” – wzywało okładkowe hasło, którego autor zapomniał chyba, że kilka lat wcześniej identyczny zabieg koledzy z „Wyborczej” zastosowali wobec Mateusza Kijowskiego, tak właśnie tytułując duży wywiad z twórcą i pierwszym liderem Komitetu Obrony Demokracji w maju 2016 r. Dwa lata temu Trzaskowski mówił dziennikarzom, że potrzebuje czasu, by narodzić się jako nowy Tusk, jednak doświadczenie związane z zapowiadanym przez niego nowym ruchem społecznym i związkiem zawodowym pokazuje, że pożyczający pomysł na tytuł autorzy „Polityki” niechcący trafili z analogią do Kijowskiego. Obaj okazali się bowiem mistrzami trwonienia społecznych emocji. I być może dlatego tęsknota za Tuskiem, z czasem coraz bardziej nieracjonalna, ciągle dochodzi do głosu wśród części sympatyków opozycji i liderów opinii z tamtej strony sceny politycznej.
Pokładane w nich nadzieje zawiedli nie tylko Kijowski i Trzaskowski, lecz także kolejni liderzy Platformy Obywatelskiej. O Ewie Kopacz nie ma nawet co pisać, zagrała napisaną dla siebie przez Tuska rolę i wyszło jej to nawet powyżej oczekiwań. Miała być kiepskim przywódcą, którym poprzednik miał łatwo manipulować, przy tym prowokując wśród kolegów ciągłe porównania i naturalną w takiej sytuacji tęsknotę za Tuskiem. Grzegorz Schetyna i Borys Budka mieli być już przywódcami w pełni samodzielnymi, odnawiającymi Platformę i prowadzącymi ją do kolejnych zwycięstw. Plany te nie powiodły się pomimo szukania skuteczniejszej formuły na obecność PO w polityce, jeśli nie jako partii władzy (którą ugrupowanie pozostaje w wielu samorządach i prawie wszystkich dużych miastach), to przynajmniej jako najsilniejszego stronnictwa opozycji. Tymczasem nawet w tej ostatniej roli Platforma przestaje ostatnio być oczywista, tracąc wpływy na rzecz Szymona Hołowni.
Polityczna obecność innego typu – jakiego?
Skoro więc nie udało się Kopacz, Schetynie i Budce, nie wychodzi też na razie Trzaskowskiemu, a Hołownia, przynajmniej oficjalnie, jest graczem z zewnątrz, niektórzy znów wyrywają się z nieśmiertelnym: „Tusku, musisz”. Najwyraźniej przegapili, że po drodze Donald Tusk zastanawiał się nad powrotem do krajowej polityki, nie zaryzykował jednak startu w wyborach prezydenckich, a rozważane przez niego formaty odnowionej opozycji, jeśli doczekały się realizacji, to niejako wbrew niemu i rękami zupełnie innych osób.
Koalicja Europejska, czyli Platforma na chwilę zjednoczona z ludowcami i postkomunistami, z dawnymi premierami z SLD jako lokomotywami wyborczymi, była przecież niezrealizowaną ideą Tuska, którą przejął i całkiem skutecznie wcielił w życie Schetyna. Jak się zresztą okazało, pomagając tym bardziej lewicy niż sobie czy całej opozycji i mocno narażając na szwank ideową identyfikację PSL. Z kolei nierealizowany jak na razie plan ruchu Trzaskowskiego jako działającej równolegle do PO grupy polityków i wpływowych samorządowców to przecież również pomysł Tuska, którego ogłoszenia wielu spodziewało się w czerwcu 2019 r., gdy były premier pojawił się w Gdańsku, by ostatecznie kolejny raz wystawić na próbę upatrujących w nim ratunku sympatyków. – Jeśli chodzi o obecność innego typu, o jakąś moją polityczną aktywność, polityczną rolę w przyszłości, to ja na pewno od tego nie ucieknę. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, na pewno jeszcze przed wyborami w Polsce, żeby pomóc w zwycięstwie i przywróceniu normalności i demokracji w Polsce – powiedział Tusk w rozmowie z TVN w zeszłym tygodniu. Borys Budka oficjalnie zareagował na te deklaracje z entuzjazmem, widząc już Donalda Tuska w roli twarzy przyszłej wspólnej listy opozycji w wyborach, na pewno – parlamentarnych, lecz może również samorządowych.
Coraz bardziej znikający punkt
Tyle że przecież żadnej wspólnej listy nie będzie. Nie opłaci się ona ani ludowcom, którzy coraz lepiej odnajdują się w znanej przecież sobie już bardzo dobrze roli formacji obrotowej i zdarza im się ostatnio puszczać oko w stronę PiS, ani lewicy, dla której Tusk jest symbolem gospodarczego liberalizmu, a w sprawach obyczajowych co najwyżej zachowawczym „dziadersem”, który nigdy nie przybliżył oczekiwanej rewolucji, a w deklaracjach był chwiejny i przeczył nieraz sam sobie. W pakiecie z Tuskiem będzie przecież choćby Roman Giertych, a tego już nawet najbardziej pragmatycznie nastawiona lewica nie zdzierży, o czym kilka tygodni temu mówił Maciej Konieczny z Razem.
„Mamy Polską Zjednoczoną Prawicę, (…) Tusk uważa, że trzeba zrobić Polską Zjednoczoną Lewicę i będzie przeciwwaga. Będzie sytuacja dokładnie odwzorowana z USA. Polska Zjednoczona Prawica będzie się »nawalała« z Polską Zjednoczoną Lewicą i być może co 2–3 kadencje wymienią się władzą. Już w tej bajce Tuska byliśmy. Koalicja Europejska wybory z PiS-em przegrała. Czas najwyższy, żeby pan Tusk też się pewnych rzeczy nauczył. Wie doskonale, że w Europie państwa, w których funkcjonowałyby tylko dwa bloki polityczne, są do policzenia na palcach jednej ręki. Jeśli zatem chce budować Polską Zjednoczoną Lewicę, to życzę mu sukcesów, natomiast my pozostaniemy w centrum. Będziemy budować dalej Koalicję Polską. PiS-u nie pokona się, idąc razem na jednej liście – trzeba mieć centrum konserwatywno-liberalne i trzeba mieć lewicę liberalną” – komentował wywiad z Tuskiem Marek Sawicki z PSL dla portalu Wpolityce. Zostaje więc Budka, którego jeszcze kilka dni wcześniej partyjni koledzy mieli strofować za zbytnie krytykowanie Tuska, z którym ponoć spotykają się za jego plecami.
Czy jednak Tusk naprawdę myśli o powrocie do polskiej polityki? Zapewne to pytanie będziemy sobie zadawać przez kolejne lata, choć będzie ono coraz większą abstrakcją. Grupa wyznawców byłego premiera, każde jego słowo witająca z entuzjazmem, topnieje, a dla wchodzących do gry nowych roczników wyborców nie jest on już żadnym punktem odniesienia. Trwają wciąż śledztwa, które mogą mu zaszkodzić, a pamięć o Amber Gold pozostaje wśród Polaków żywa. Emocje odżyły za sprawą pokazanego w zeszłym tygodniu filmu Latkowskiego. Zapewne swoje też dołoży zapowiadany na ten tydzień nowy dokument Ewy Stankiewicz o Smoleńsku. Tusk dawno już niczego nie musi, a czy chce, tego sam zapewne nie wie.
1 Comments
Od kilku conajmniej lat
14 February, 2021 - 04:49
Patrząc na najnowszą historię Polski, lat rządów Tuska, wyliczając te wszystkie zaniechania oraz te działania, które znacząco osłabiały Polskę, dochodzę do wniosku, że bezideowość wynikła z zadań jakie Tusk realizował. Poważnie.
I poważnie podchodzę do tezy, że cały jego wysiłek mial polegać na niminalizowaniu znaczenia Polski, szczególnie na arenie polityki w ramach Unii. Likwidacja armii, zapaść służby zdrowia, kradzieź pieniędzy z OFE oraz te niezliczone afery były już tylko koniecznością, wynikającą jako konsekwencja pewnej filozofii, która doprowadzała do takiego, a nie innego rozumienia porządków jakie panowały. Do dziś wielu tych ludzi, uwikĺanych w oszustwa, kradzierze i zwykłe niedbalstwo święcie wierzy, że tak powinno funcjonować państwo polskie. Tęsknią do tego.
Często zastanawiamy się, skąd biorą się ci ludzie, którzy publicznie głoszą niezbędność podległości Polski już to Unii już to Niemcom? Chyba jednak stalo się tak, że świadomość bezkarności oraz sowitych zysków, jakie zapewniała partia PO, zastąpiła skutecznie potrzebę jakiejś nadrzędnej idei. Spoiwem zbyt wielu i zbyt długo była możliwość zrobienia łatwych i szybkich pieniędzy. Żerowisko było czynne dwadzieściacztery godziny na dobę i nikt nie miał wrażenia, że jutro prokurator zada jakieś nieprzyjemne pytania. Mieliśmy Polskę okresu PRLu z wszystkimi jej plagami na czele z samą chorą ideą komunizmu, a po niej nastąpiła Polska ery agresywnego kapitalizmu bez dążenia do gromadzenia kapitału. Zastąpiono go ideą rozkradzenia majątku narodowego oraz wyprzedażą za bezcen tego, co tzw zachód, mial ochotę kupić. Złodzieje i oszuści mieli się wzbogacić metodą wedle której, pierwszy milion należało ukraść.
Dla ludzi pokroju złodziei pierwszego miliona, wszelkie iedee są zbędne, bo już wspięli się na poziom wyżej, niż pełzający w oparach absurdów balcerowiczowskiej terapii szokowej Polacy. Kto miał się wzbogacić, mial na to chwilę. Dla reszty istniało pogardliwe określenie frajerów.
Frajerzy, zmanipulowani Powszechną Prywatyzacją, terapią szokową, drapieżnym kapitalizmem i bezrobociem, długo nie mogli dojśc do sibie, święcie wierząc, że Bolek przeskoczył jakiś płot.
Na takim gruncie zbudowano kilka powszechnie wtłaczanych do głów, miraży, a nie poważnych programów. Poczynając od KLD, a kończąc na KO czy jak to aktualnie się zwą.
To skrótowe uchwycenie historii, pozwoli mlodszym zorientować się o czym piszemy. PO nie była i nie jest żadną partią ideową. Może poza momentem jej zakładania za niemieckie pieniądze.
Polska, wedle mojej oceny, jest krajem w którym zdewastowano pojęcie interesu narodowego, patriotyzmu, dumy narodowej i zupełnie wykorzeniono myślenie o Polsce jako państwa silnego i suwerennego. To ostatnie miała nam zastąpić Unia Europejska. To ta część elektoratu PO, myśląca w ten (zaszczepiony) sposób i pozostałych, oczekuje od PO powrotu do... Do tego co było dominujące w polityce. Kasta wśród sędziów, prokuratoròw oraz innych istotnych dla funkcjonowania państwa środowisk, wszyscy ci ludzie są święcie przekonani o słuszności funcjonowania państwa Tuska. To był ich czas. Czas bogacenia się, zdobywania pozycji towarzyskich i wchodzenia w prywatno-biznesowe układy i zależności. Taka Polska była ich Polską. Cała reszta społeczeństwa, miała zadanie nie przeszkadzać i glosować na jedynie uprawnioną do sprawowania rządów partię. To właśnie takie podejście wytworzyło, tak bardzo idące na rękę Niemcom, przekonanie o konieczności niemal bezwzględnego podporządkowania się naszemu wrogowi. Nowourysze uwierzyli w swoje szczęście obowiązujące ich już na zawsze. Idee są dla naiwnych, my bierzemy wszystko.
Na tym tle widzę, że jedyną ideą, która może spełnić jakieś prawdziwie polskie idee, to jest myślenie pozbawione elementów poddaństwa, słabości patriotyzmu. I czegoś jeszcze. Tym czymś jest nasze szczególne poczucie wolności.
W tym sensie, pojmuję Polskę dnia w którym to piszę, jako państwo bardzo młode, bez niezbędnego doświadczenia, bez odpowiednio wykształconych instytucji, które są filarami polskości, idei polskiej racji stanu. Polska to trzy lelementy na które skaładają się język, teren i duch. Każdy z nich dzieli się na szereg innych składowych. Ale u ludzi PO, duch polskości nie istnieje, albo funcjonuje jedynie jako element ozdobny. Taki przeżytek, który ponoć narody Europy zachodniej już dawno porzuciły.
Dla wyartykułowania idei mieszczącej w sobie te trzy elementy, które uważam, za niezbędne, potrzeba mieć świadomość ich równoprawności i niezbędności. Dla Tuska polskość jest stanem nienormalnym.
Nigdy nie wycofał się ze swoich słów mówiących wprost, że "polskość to nienormalność".
Zatem czy możliwe jest, że jego zwolennicy są gotowi wygenerować ideę różną od motta ich przywódcy?
Powyższy opis jest dalece niepełny, ale chcialem zawrzeć w nim tlo zlożone z wybranych elementow, które odegrały ważną rolę w funcjonowaniu PO, nakreślając obraz przyczyn dla ktorych uznaję, że PO z założenia nie może być partią ideową.
Niektórzy określają PO jako Partię Oszustów. Ja zapytam przewrotnie. Czy wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki?