Ogłaszając w niedzielę o 23, że w poniedziałkowe południe prezydent wystąpi z oświadczeniem dla mediów, rzecznik Krzysztof Łapiński zafundował śledzącym politykę emocje podobne do tych, jakich doświadcza się w wieczór wyborczy. Co gorsza, nie mieliśmy żadnych miarodajnych przecieków, a tylko mało wiarygodne analizy, sprzeczne sygnały… i fragmenty rozmowy, z Jarosławem Kaczyńskim, która również w poniedziałek ukazała się w tygodniku „Sieci”. Po wystąpieniu Andrzeja Dudy nadal pozostało jednak wiele niewiadomych.
Poprzedni tydzień pełen był komunikatów, z których trudno było stworzyć spójny obraz. Część przedstawicieli opozycji z góry zaczęła wyrażać pogląd, że wcześniejsze weta były jedynie próbą rozładowania napięcia i odwrócenia uwagi, poprzedzającą przepisanie pisowskich propozycji przez prezydenta, co najwyżej z lekko przesuniętymi akcentami. „Cudów się nie spodziewam. Te ustawy nie mają nic wspólnego z czymś, co moglibyśmy nazwać reformą sądownictwa. Są przykładem tego, w jaki sposób PiS chce przejąć władzę sądowniczą” – mówiła w telewizyjnej jedynce Katarzyna Lubnauer. Tradycyjnie najwięcej optymizmu wykazywali politycy Kukiz’15, na ogół ograniczając się do zreferowania swoich propozycji i wyrażenia nadziei na uwzględnienie ich w ustawach autorstwa Andrzeja Dudy. „Projekty ustaw, które przedstawi pan prezydent nie zreformują w całości wymiaru sprawiedliwości, ale są dobrym początkiem tej drogi.” – mówi wpolityce.pl Agnieszka Ścigaj, co jednak wskazuje na pełen minimalizm oczekiwań w odniesieniu do pakietu reform, którego początkiem było oczekiwanie zmiany fundamentalnej.
W piątek, dwa tygodnie po poprzedniej rozmowie, doszło do kolejnego spotkania prezydenta z prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Oczywiście dowiedzieliśmy się, że spotkanie było „merytoryczne” i przebiegało „w dobrej atmosferze”, wiadomo jednak, że są to słowa, które, nie wsparte konkretami, znaczą niewiele. „Droga do porozumienia jest otwarta i nie wydaje się, żeby była to droga jakaś szczególnie trudna do przebycia” – powiedział po rozmowie Jarosław Kaczyński i tu wreszcie mamy konkretną wiadomość: pomimo różnic (czyli – są różnice), możliwa jest zgoda między pałacem prezydenckim a partią rządzącą (więc – jest nadzieja). Pewnym sygnałem, który, choć ostrożnie, można było odebrać pozytywnie, było zachowanie otoczenia prezydenta w sprawie prof. Michała Królikowskiego.
Przypomnijmy – Królikowski w mediach kreował się na znaczącego, jeśli nie głównego, doradcę Andrzeja Dudy w sprawach reformy wymiaru sprawiedliwości. Od dwóch tygodni atmosfera wokół eksperta zaczęła gęstnieć. Portal TVP Info ujawnił, że jest on obiektem zainteresowania prokuratury, co od razu, również przez część prawicowych mediów, zostało uznane za atak Zbigniewa Ziobro, lub wręcz Prawa i Sprawiedliwości, nie tyle na Królikowskiego, co na samego Andrzeja Dudę. Wykorzystał to sam Michał Królikowski, mówiący dziennikarzom, że nie może „potraktować tego inaczej jak zamach na moją wiarygodność, a tak naprawdę atak na prezydenta”. Równocześnie, w stylu porównywanym na Twitterze do pamiętnej konferencji Beaty Sawickiej, stwierdził, że już uprzedził swoją rodzinę, że może zostać aresztowany. W opisujących to artykułach, Królikowski przedstawiany był nadal jako „współpracownik prezydenta”. Być może to spowodowało serię wypowiedzi osób z otoczenia prezydenta, umniejszających rolę byłego wiceministra rządu PO w procesie tworzenia ustawy. Co ciekawe, linię obrony Królikowskiego na antenie TVN skrytykował prof. Andrzej Rzepliński. W miarę pojawiania się kolejnych szczegółów, rzecz stawała się trudniejsza do obrony, okazało się bowiem, że śledztwo, w którym przewija się nazwisko prawnika, wszczęto jeszcze za czasów Andrzeja Seremeta, w 2015 roku. Krytykowano więc już tylko rzekomo niewłaściwy moment nagłośnienia tej sprawy, tak, jakby budzące wątpliwość działania i powiązania współtwórcy reformy wymiaru sprawiedliwości powinny zostać ukryte do czasu przyjęcia pisanych przez niego ustaw.
Jak wspomniałem, poniedziałkowe wydanie „Sieci” publikuje rozmowę z Jarosławem Kaczyńskim, potwierdzające to, czego dowiedzieliśmy się z wcześniejszych komunikatów – są różnice zdań, jest też, wciąż, możliwość, może nawet – wola, porozumienia. Nie ma już jednak monolitu, choć według niektórych głosów ten konflikt, odpowiednio rozegrany, może utwierdzić dominację prawicy na polskiej scenie politycznej, bez szkody dla jego uczestników. Odwrotnie uważa Rafał Ziemkiewicz, według którego rozpoczyna się właśnie „wojna na górze”, która dla szeroko pojętego obozu PiS może mieć takie same konsekwencje, co jej poprzedniczka dla ludzi „Solidarności”. Trzeba jednak pamiętać, że konflikt na linii otoczenie Lecha Wałęsy – salon Adama Michnika i Tadeusza Mazowieckiego był odbiciem sporu, nie przez wszystkich wówczas uświadomionego, lecz trwającego co najmniej od czasu powstania Komitetu Obrony Robotników. W ewentualnym pęknięciu między Dudą a Kaczyńskim takiego historycznego podłoża nie widać.
Wywiad z prezesem PiS uzupełnia jednak analiza, autorstwa Jacka Karnowskiego, w której padają stwierdzenia o wiele bardziej kategoryczne. Według niego politycy PiS mają odrzucić jako niekonstytucyjne propozycje prezydenta, zaś rozdźwięk między tymi ośrodkami jest już praktycznie przesądzony. „Oni całkiem odjechali” – cytuje Karnowski anonimowych polityków Prawa i Sprawiedliwości, zaś sympatie tygodnika wyraźnie pozostają przy ulicy Nowogrodzkiej. Artykuł ten przeczytałem z zainteresowaniem, mając jednak w pamięci, że jeszcze nie tak dawno, w kwietniu tego roku Karnowski zapowiadał, że szykowany jest rozłam w PiS. Za puczem, mającym doprowadzić do oderwania frakcji radykałów pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza i przejęciem części elektoratu stać miał.. Tomasz Sakiewicz i kluby „Gazety Polskiej”. Czytelnikom „GPC” nie trzeba tłumaczyć, ile oskarżenia te miały wspólnego z rzeczywistością i jak bardzo tamten materiał nie broni się po pięciu zaledwie miesiącach.
W poniedziałek, gdy ok. wpół do pierwszej po południu prezydent Andrzej Duda zakończył swoje wystąpienie, wciąż nie znamy odpowiedzi na kluczowe dla większości wyborców pytanie o dalsze relacje PiS i pałacu prezydenckiego. Duża część zgłoszonych przez Dudę propozycji wychodzi naprzeciw społecznych oczekiwań i obietnic z kampanii wyborczej. Szersza możliwość odwołania od niesprawiedliwych wyroków, stworzenie w Sądzie Najwyższym Izby Nadzwyczajnej i Izby Dyscyplinarnej to kroki w dobrym kierunku. Z drugiej strony, gdyby propozycje prezydenta weszły w życie, odejście sędziów SN nie byłoby już automatyczne, zaś w przypadku tych wchodzących w wiek emerytalny, nie byłoby również przesądzone – sędzia mógłby wnosić o przedłużenie pracy. To może budzić niepokój wśród wyborców PiS i zwolenników zmian. Wreszcie sprawa być może najważniejsza, postulat zmiany konstytucji w takim kierunku, by zniknęły wątpliwości wobec konstytucyjności nowych, poszerzonych uprawnień prezydenta, to zagranie ryzykowne. Przy dobrym obrocie spraw może być pierwszym krokiem w stronę planowanej zmiany konstytucji z 1997 roku. Przy złym – początkiem kolejnego, długotrwałego pata i opóźnienia reform. Prezydent zagrał w poniedziałek przede wszystkim na siebie, do czego, jako polityk, ma oczywiście prawo. Na szczęście, zważywszy na ogólny kierunek zmian, nie musi to oznaczać braku społecznych korzyści z zaproponowanych przez niego reform.
Teraz gra wraca do sejmu. Jeszcze w poniedziałek mają się odbyć pierwsze konsultacje w sprawie zmian. Po pierwszych wystąpieniach polityków Kukiz’15 trudno mi wyobrazić sobie współpracę tej partii z Prawem i Sprawiedliwością przy wyborze sędziów czy zmianie konstytucji, co każe mi nastawiać się na dalsze trwanie pata. Państwo, czytając ten artykuł, być może będą wiedzieć już trochę więcej.
Artykuł ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie. Faktycznie, wiemy już trochę więcej, ale to chyba nic dobrego...
Poprzedni tydzień pełen był komunikatów, z których trudno było stworzyć spójny obraz. Część przedstawicieli opozycji z góry zaczęła wyrażać pogląd, że wcześniejsze weta były jedynie próbą rozładowania napięcia i odwrócenia uwagi, poprzedzającą przepisanie pisowskich propozycji przez prezydenta, co najwyżej z lekko przesuniętymi akcentami. „Cudów się nie spodziewam. Te ustawy nie mają nic wspólnego z czymś, co moglibyśmy nazwać reformą sądownictwa. Są przykładem tego, w jaki sposób PiS chce przejąć władzę sądowniczą” – mówiła w telewizyjnej jedynce Katarzyna Lubnauer. Tradycyjnie najwięcej optymizmu wykazywali politycy Kukiz’15, na ogół ograniczając się do zreferowania swoich propozycji i wyrażenia nadziei na uwzględnienie ich w ustawach autorstwa Andrzeja Dudy. „Projekty ustaw, które przedstawi pan prezydent nie zreformują w całości wymiaru sprawiedliwości, ale są dobrym początkiem tej drogi.” – mówi wpolityce.pl Agnieszka Ścigaj, co jednak wskazuje na pełen minimalizm oczekiwań w odniesieniu do pakietu reform, którego początkiem było oczekiwanie zmiany fundamentalnej.
W piątek, dwa tygodnie po poprzedniej rozmowie, doszło do kolejnego spotkania prezydenta z prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Oczywiście dowiedzieliśmy się, że spotkanie było „merytoryczne” i przebiegało „w dobrej atmosferze”, wiadomo jednak, że są to słowa, które, nie wsparte konkretami, znaczą niewiele. „Droga do porozumienia jest otwarta i nie wydaje się, żeby była to droga jakaś szczególnie trudna do przebycia” – powiedział po rozmowie Jarosław Kaczyński i tu wreszcie mamy konkretną wiadomość: pomimo różnic (czyli – są różnice), możliwa jest zgoda między pałacem prezydenckim a partią rządzącą (więc – jest nadzieja). Pewnym sygnałem, który, choć ostrożnie, można było odebrać pozytywnie, było zachowanie otoczenia prezydenta w sprawie prof. Michała Królikowskiego.
Przypomnijmy – Królikowski w mediach kreował się na znaczącego, jeśli nie głównego, doradcę Andrzeja Dudy w sprawach reformy wymiaru sprawiedliwości. Od dwóch tygodni atmosfera wokół eksperta zaczęła gęstnieć. Portal TVP Info ujawnił, że jest on obiektem zainteresowania prokuratury, co od razu, również przez część prawicowych mediów, zostało uznane za atak Zbigniewa Ziobro, lub wręcz Prawa i Sprawiedliwości, nie tyle na Królikowskiego, co na samego Andrzeja Dudę. Wykorzystał to sam Michał Królikowski, mówiący dziennikarzom, że nie może „potraktować tego inaczej jak zamach na moją wiarygodność, a tak naprawdę atak na prezydenta”. Równocześnie, w stylu porównywanym na Twitterze do pamiętnej konferencji Beaty Sawickiej, stwierdził, że już uprzedził swoją rodzinę, że może zostać aresztowany. W opisujących to artykułach, Królikowski przedstawiany był nadal jako „współpracownik prezydenta”. Być może to spowodowało serię wypowiedzi osób z otoczenia prezydenta, umniejszających rolę byłego wiceministra rządu PO w procesie tworzenia ustawy. Co ciekawe, linię obrony Królikowskiego na antenie TVN skrytykował prof. Andrzej Rzepliński. W miarę pojawiania się kolejnych szczegółów, rzecz stawała się trudniejsza do obrony, okazało się bowiem, że śledztwo, w którym przewija się nazwisko prawnika, wszczęto jeszcze za czasów Andrzeja Seremeta, w 2015 roku. Krytykowano więc już tylko rzekomo niewłaściwy moment nagłośnienia tej sprawy, tak, jakby budzące wątpliwość działania i powiązania współtwórcy reformy wymiaru sprawiedliwości powinny zostać ukryte do czasu przyjęcia pisanych przez niego ustaw.
Jak wspomniałem, poniedziałkowe wydanie „Sieci” publikuje rozmowę z Jarosławem Kaczyńskim, potwierdzające to, czego dowiedzieliśmy się z wcześniejszych komunikatów – są różnice zdań, jest też, wciąż, możliwość, może nawet – wola, porozumienia. Nie ma już jednak monolitu, choć według niektórych głosów ten konflikt, odpowiednio rozegrany, może utwierdzić dominację prawicy na polskiej scenie politycznej, bez szkody dla jego uczestników. Odwrotnie uważa Rafał Ziemkiewicz, według którego rozpoczyna się właśnie „wojna na górze”, która dla szeroko pojętego obozu PiS może mieć takie same konsekwencje, co jej poprzedniczka dla ludzi „Solidarności”. Trzeba jednak pamiętać, że konflikt na linii otoczenie Lecha Wałęsy – salon Adama Michnika i Tadeusza Mazowieckiego był odbiciem sporu, nie przez wszystkich wówczas uświadomionego, lecz trwającego co najmniej od czasu powstania Komitetu Obrony Robotników. W ewentualnym pęknięciu między Dudą a Kaczyńskim takiego historycznego podłoża nie widać.
Wywiad z prezesem PiS uzupełnia jednak analiza, autorstwa Jacka Karnowskiego, w której padają stwierdzenia o wiele bardziej kategoryczne. Według niego politycy PiS mają odrzucić jako niekonstytucyjne propozycje prezydenta, zaś rozdźwięk między tymi ośrodkami jest już praktycznie przesądzony. „Oni całkiem odjechali” – cytuje Karnowski anonimowych polityków Prawa i Sprawiedliwości, zaś sympatie tygodnika wyraźnie pozostają przy ulicy Nowogrodzkiej. Artykuł ten przeczytałem z zainteresowaniem, mając jednak w pamięci, że jeszcze nie tak dawno, w kwietniu tego roku Karnowski zapowiadał, że szykowany jest rozłam w PiS. Za puczem, mającym doprowadzić do oderwania frakcji radykałów pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza i przejęciem części elektoratu stać miał.. Tomasz Sakiewicz i kluby „Gazety Polskiej”. Czytelnikom „GPC” nie trzeba tłumaczyć, ile oskarżenia te miały wspólnego z rzeczywistością i jak bardzo tamten materiał nie broni się po pięciu zaledwie miesiącach.
W poniedziałek, gdy ok. wpół do pierwszej po południu prezydent Andrzej Duda zakończył swoje wystąpienie, wciąż nie znamy odpowiedzi na kluczowe dla większości wyborców pytanie o dalsze relacje PiS i pałacu prezydenckiego. Duża część zgłoszonych przez Dudę propozycji wychodzi naprzeciw społecznych oczekiwań i obietnic z kampanii wyborczej. Szersza możliwość odwołania od niesprawiedliwych wyroków, stworzenie w Sądzie Najwyższym Izby Nadzwyczajnej i Izby Dyscyplinarnej to kroki w dobrym kierunku. Z drugiej strony, gdyby propozycje prezydenta weszły w życie, odejście sędziów SN nie byłoby już automatyczne, zaś w przypadku tych wchodzących w wiek emerytalny, nie byłoby również przesądzone – sędzia mógłby wnosić o przedłużenie pracy. To może budzić niepokój wśród wyborców PiS i zwolenników zmian. Wreszcie sprawa być może najważniejsza, postulat zmiany konstytucji w takim kierunku, by zniknęły wątpliwości wobec konstytucyjności nowych, poszerzonych uprawnień prezydenta, to zagranie ryzykowne. Przy dobrym obrocie spraw może być pierwszym krokiem w stronę planowanej zmiany konstytucji z 1997 roku. Przy złym – początkiem kolejnego, długotrwałego pata i opóźnienia reform. Prezydent zagrał w poniedziałek przede wszystkim na siebie, do czego, jako polityk, ma oczywiście prawo. Na szczęście, zważywszy na ogólny kierunek zmian, nie musi to oznaczać braku społecznych korzyści z zaproponowanych przez niego reform.
Teraz gra wraca do sejmu. Jeszcze w poniedziałek mają się odbyć pierwsze konsultacje w sprawie zmian. Po pierwszych wystąpieniach polityków Kukiz’15 trudno mi wyobrazić sobie współpracę tej partii z Prawem i Sprawiedliwością przy wyborze sędziów czy zmianie konstytucji, co każe mi nastawiać się na dalsze trwanie pata. Państwo, czytając ten artykuł, być może będą wiedzieć już trochę więcej.
Artykuł ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie. Faktycznie, wiemy już trochę więcej, ale to chyba nic dobrego...
(3)