Przeżyć dwa tygodnie bez medialnych informacji z Polski i ze świata, to dość osobliwe doświadczenie. Ale przyznaję, że jeszcze bardziej dojmujących doznań dostarczył mi powrót do naszej codziennej rzeczywistości.
Wróciłem i teraz czuję się tak, jakbym trafił do zupełnie innego świata – oderwanego od racjonalności i na dodatek prosto do cyrku, czy jakiegoś surrealistycznego kabaretu.
Ze zwielokrotnioną siłą uderzył mnie natłok informacji głupich, bezsensownych i małoważnych. Doniesień o sprawach dziwacznych, czy wręcz absurdalnych. Ale sam jestem sobie winien, bo postanowiłem od razu nadrobić zaległości prasowe z ostatnich dwóch tygodni.
Mając na uwadze, że dobiega końca kampania wyborcza – najpierw zainteresowałem się właśnie tą tematyką. Okazało się, że dla mediów - od spraw merytorycznych dotyczących kandydatów i ich poglądów, ważniejsze są dyskusje o ich klipach wyborczych. Tak, jakby do europarlamentu miały kandydować wyborcze spoty. A skoro już pomyślałem o europejskim festiwalu spotów wyborczych – rzuciły mi się w oczy informacje o tegorocznym Festiwalu Eurowizji.
Dowiedziałem się, że Festiwal Eurowizji wygrała baba z brodą, która okazała się chłopem przebranym za babę. Chłop, czy baba? – Nadal tego nie wiem. W każdym razie to „coś” nosiło ponoć damskie ciuszki, miało damski pseudonim artystyczny i w tym całym festiwalowym rozgardiaszu nie zdążyło się nawet ogolić. Jedni uważają, że owszem ogoliło się, ale tylko pod pachami, inni zaś, że się wcale nie goliło, bo umowa była taka, iż aby wygrać – trzeba było wystąpić w damskich ciuszkach i z solidną brodą. Są też tacy, którzy twierdzą, że to „coś” zupełnie nieźle potrafi śpiewać, ale tylko przy goleniu. Przyznaję - trochę się w tym pogubiłem. W każdym razie zrozumiałem, że zwycięstwo w Eurowizji zarośniętego „babo-chłopa”, czy brodatej „chłopo-baby”, wielu odebrało jako znak coraz szybszego staczania się Europy w racjonalny niebyt. Werdykt organizatorów festiwalu ośmielił się podobno skrytykować również Jarosław Kaczyński, co - jak zauważyłem - wywołało spore poruszenie. Sam się kiedyś zastanawiałem, czy „nowoczesna” i otwarta na różnorodność Europa może istnieć bez cyrku. Dlatego też nie zdziwiło mnie, że europoseł Platformy, znany głównie z tego, iż swego czasu był kabareciarzem o pseudonimie scenicznym „Zulu Gula”, udzielił Jarosławowi Kaczyńskiemu reprymendy – pisząc do niego list otwarty. Czas był najwyższy, aby „Zulu Gula” się przypomniał, bo gdyby tej okazji nie wykorzystał, to nikt by już chyba nie pamiętał, że ktoś taki w ogóle istnieje. No może oprócz Henryki Krzywonos. Z portalu wpolityce.pl dowiedziałem się, iż w swoim liście europoseł napisał o wypowiedzi prezesa PiS, że „słowa te są nie tylko krzywdzące dla osób nieheteronormatywnych, ale też zupełnie nietrafnie diagnozują sytuację naszego kontynentu”. Ponadto oburzył się na Kaczyńskiego, że ten pozwolił sobie na krytykę wyników festiwalu i napisał, że takie zachowanie prezesa może doprowadzić do upadku Europy.
Dotychczas nie wiedziałem, że Europa aż tak bardzo jest zależna od Kaczyńskiego. Jednak Jarosław Kaczyński, jak przystało na odpowiedzialnego polityka, musiał chyba list europosła potraktować niezwykle poważne, bo przestał wypowiadać się o festiwalu. Media doniosły, że przerwał nawet kampanię wyborczą i udał się w rejon zagrożony powodzią.
Co do samego listu, to myślę, że tekst napisany przez Tadeusza Rossa nie odbiega zasadniczo poziomem od jego wcześniejszej twórczości kabaretowej, choć może ma pewien dodatkowy walor poznawczy.
Zauważyliście pewnie, że nie za bardzo wiedziałem, jak nazwać taką osobę, jak ta, którą nagrodzono w Festiwalu Eurowizji pierwszym miejscem. Teraz już wiem z listu europosła Rossa, że taką osobę nazywa się po prostu „nieheteronormatywną”. Przyznacie chyba, że taki kabareciarz, to prawdziwy skarb. Jeśli więc zobaczycie na listach wyborczych kandydata podpisanego - „Zulu Gula”, to już będziecie wiedzieć, że to ten kandydat Platformy, co obronił Europę przed upadkiem.
Dowiedziałem się też z mediów, że Polska ma nowy „towar eksportowy” i że nazywa się on Aleksander Kwaśniewski. Jak widać – Platforma postawiła na innowacyjność i jest sukces, choć muszę przyznać bez fałszywej skromności, że gdzieś już to nazwisko słyszałem.
Jednak to, co mnie najbardziej wzruszyło, to fakt, że kiedy ja wojażowałem po Europie, to premier Tusk był na miejscu i wszystkiego pilnował. Nie tylko czuwał, ale i reagował na każde, nawet najmniejsze zagrożenie. Budował unię energetyczną i koalicje antyputinowską. Ratował polski przemysł i zabezpieczał kraj przed powodzią. Łagodził konflikty, obiecywał pomoc, radził. Złośliwcy twierdzą, że to tylko takie wzmożenie przedwyborcze premiera, ale bądźmy sprawiedliwi. Czy premier udając się na posiłek do przypadkowo wybranej rodziny mógł przypuszczać, że będą tam kamery? Albo czy mógł dopuścić do siebie myśl, że jego naradę w sztabie kryzysowym pokażą telewizje?
Przecież chyba zdajemy sobie sprawę z tego, że taka narada powinna być niejawna, żeby żywioły nie miały pojęcia jakie przeciwdziałania obmyślił premier. A tu wygląda na to, że jakiś „szpieg z krainy deszczowców” nagrał i upublicznił antykryzysowe pomysły premiera. Teraz nie dziwmy się, jeśli wystąpią gdzieś podtopienia, czy nawet powódź. Jeśliby do tego doszło, to myślę, że dla wszystkich będzie jasne, kto faktycznie zawinił. Zresztą media podawały, kto przerwał kampanię wyborczą, aby „majstrować” przy wałach przeciwpowodziowych, akurat w tych miejscach które rząd w swoim planie przeciwpowodziowym pominął.
Dowiedziałem się też, że premier złożył raport kobietom zgromadzonym na kongresie kobiet. Chodzi oczywiście o te kobiety, które moim zdaniem są zupełnie „nienormatywne” i którym „normatywny” premier raportu raczej składać nie powinien.
Ale, czy to nie jest jakiś cud? Jeden człowiek, w tylu różnych miejscach, załatwiający tyle przeróżnych spraw i na dodatek w wolnym czasie (którego nie pewno nie ma) – rządzi Polską, broni nas przed Putinem i jeszcze bardziej niebezpieczną opozycją.
A niedługo czeka go następne trudne zadanie.
Jak przekonać Papieża Franciszka, aby ten przeprowadził stosowne reformy w Kościele i tym sposobem wprowadził Kościół do nowoczesnej Europy, a premierowi ułatwił zalegalizowanie w Polsce związków homoseksualnych? A w bliższej perspektywie, aby Papież przynajmniej poparł w wyborach do europarlamentu Platformę. Nie będzie łatwo, ale myślę, że premier nie powinien się za bardzo przejmować. W najgorszym razie przywiezie z Watykanu zdjęcie z Papieżem, a że bez „żółwików” - to może i lepiej.
Swoją drogą trochę mi premiera żal, bo wyraźnie widać, że ktoś mu „sypie piasek w panewki”.
Bo popatrzcie – końcówka kampanii wyborczej, najgorętszy okres i jednocześnie największe zmęczenie, a tu jeszcze ktoś zamiast wyjazdu w Dolomity ustawił premierowi wizytę na Monte Cassino i w Watykanie. Jak w takich warunkach upudrować nos? A jeśli będzie upał, to i makijaż może się rozmazać.
Wróciłem i teraz czuję się tak, jakbym trafił do zupełnie innego świata – oderwanego od racjonalności i na dodatek prosto do cyrku, czy jakiegoś surrealistycznego kabaretu.
Ze zwielokrotnioną siłą uderzył mnie natłok informacji głupich, bezsensownych i małoważnych. Doniesień o sprawach dziwacznych, czy wręcz absurdalnych. Ale sam jestem sobie winien, bo postanowiłem od razu nadrobić zaległości prasowe z ostatnich dwóch tygodni.
Mając na uwadze, że dobiega końca kampania wyborcza – najpierw zainteresowałem się właśnie tą tematyką. Okazało się, że dla mediów - od spraw merytorycznych dotyczących kandydatów i ich poglądów, ważniejsze są dyskusje o ich klipach wyborczych. Tak, jakby do europarlamentu miały kandydować wyborcze spoty. A skoro już pomyślałem o europejskim festiwalu spotów wyborczych – rzuciły mi się w oczy informacje o tegorocznym Festiwalu Eurowizji.
Dowiedziałem się, że Festiwal Eurowizji wygrała baba z brodą, która okazała się chłopem przebranym za babę. Chłop, czy baba? – Nadal tego nie wiem. W każdym razie to „coś” nosiło ponoć damskie ciuszki, miało damski pseudonim artystyczny i w tym całym festiwalowym rozgardiaszu nie zdążyło się nawet ogolić. Jedni uważają, że owszem ogoliło się, ale tylko pod pachami, inni zaś, że się wcale nie goliło, bo umowa była taka, iż aby wygrać – trzeba było wystąpić w damskich ciuszkach i z solidną brodą. Są też tacy, którzy twierdzą, że to „coś” zupełnie nieźle potrafi śpiewać, ale tylko przy goleniu. Przyznaję - trochę się w tym pogubiłem. W każdym razie zrozumiałem, że zwycięstwo w Eurowizji zarośniętego „babo-chłopa”, czy brodatej „chłopo-baby”, wielu odebrało jako znak coraz szybszego staczania się Europy w racjonalny niebyt. Werdykt organizatorów festiwalu ośmielił się podobno skrytykować również Jarosław Kaczyński, co - jak zauważyłem - wywołało spore poruszenie. Sam się kiedyś zastanawiałem, czy „nowoczesna” i otwarta na różnorodność Europa może istnieć bez cyrku. Dlatego też nie zdziwiło mnie, że europoseł Platformy, znany głównie z tego, iż swego czasu był kabareciarzem o pseudonimie scenicznym „Zulu Gula”, udzielił Jarosławowi Kaczyńskiemu reprymendy – pisząc do niego list otwarty. Czas był najwyższy, aby „Zulu Gula” się przypomniał, bo gdyby tej okazji nie wykorzystał, to nikt by już chyba nie pamiętał, że ktoś taki w ogóle istnieje. No może oprócz Henryki Krzywonos. Z portalu wpolityce.pl dowiedziałem się, iż w swoim liście europoseł napisał o wypowiedzi prezesa PiS, że „słowa te są nie tylko krzywdzące dla osób nieheteronormatywnych, ale też zupełnie nietrafnie diagnozują sytuację naszego kontynentu”. Ponadto oburzył się na Kaczyńskiego, że ten pozwolił sobie na krytykę wyników festiwalu i napisał, że takie zachowanie prezesa może doprowadzić do upadku Europy.
Dotychczas nie wiedziałem, że Europa aż tak bardzo jest zależna od Kaczyńskiego. Jednak Jarosław Kaczyński, jak przystało na odpowiedzialnego polityka, musiał chyba list europosła potraktować niezwykle poważne, bo przestał wypowiadać się o festiwalu. Media doniosły, że przerwał nawet kampanię wyborczą i udał się w rejon zagrożony powodzią.
Co do samego listu, to myślę, że tekst napisany przez Tadeusza Rossa nie odbiega zasadniczo poziomem od jego wcześniejszej twórczości kabaretowej, choć może ma pewien dodatkowy walor poznawczy.
Zauważyliście pewnie, że nie za bardzo wiedziałem, jak nazwać taką osobę, jak ta, którą nagrodzono w Festiwalu Eurowizji pierwszym miejscem. Teraz już wiem z listu europosła Rossa, że taką osobę nazywa się po prostu „nieheteronormatywną”. Przyznacie chyba, że taki kabareciarz, to prawdziwy skarb. Jeśli więc zobaczycie na listach wyborczych kandydata podpisanego - „Zulu Gula”, to już będziecie wiedzieć, że to ten kandydat Platformy, co obronił Europę przed upadkiem.
Dowiedziałem się też z mediów, że Polska ma nowy „towar eksportowy” i że nazywa się on Aleksander Kwaśniewski. Jak widać – Platforma postawiła na innowacyjność i jest sukces, choć muszę przyznać bez fałszywej skromności, że gdzieś już to nazwisko słyszałem.
Jednak to, co mnie najbardziej wzruszyło, to fakt, że kiedy ja wojażowałem po Europie, to premier Tusk był na miejscu i wszystkiego pilnował. Nie tylko czuwał, ale i reagował na każde, nawet najmniejsze zagrożenie. Budował unię energetyczną i koalicje antyputinowską. Ratował polski przemysł i zabezpieczał kraj przed powodzią. Łagodził konflikty, obiecywał pomoc, radził. Złośliwcy twierdzą, że to tylko takie wzmożenie przedwyborcze premiera, ale bądźmy sprawiedliwi. Czy premier udając się na posiłek do przypadkowo wybranej rodziny mógł przypuszczać, że będą tam kamery? Albo czy mógł dopuścić do siebie myśl, że jego naradę w sztabie kryzysowym pokażą telewizje?
Przecież chyba zdajemy sobie sprawę z tego, że taka narada powinna być niejawna, żeby żywioły nie miały pojęcia jakie przeciwdziałania obmyślił premier. A tu wygląda na to, że jakiś „szpieg z krainy deszczowców” nagrał i upublicznił antykryzysowe pomysły premiera. Teraz nie dziwmy się, jeśli wystąpią gdzieś podtopienia, czy nawet powódź. Jeśliby do tego doszło, to myślę, że dla wszystkich będzie jasne, kto faktycznie zawinił. Zresztą media podawały, kto przerwał kampanię wyborczą, aby „majstrować” przy wałach przeciwpowodziowych, akurat w tych miejscach które rząd w swoim planie przeciwpowodziowym pominął.
Dowiedziałem się też, że premier złożył raport kobietom zgromadzonym na kongresie kobiet. Chodzi oczywiście o te kobiety, które moim zdaniem są zupełnie „nienormatywne” i którym „normatywny” premier raportu raczej składać nie powinien.
Ale, czy to nie jest jakiś cud? Jeden człowiek, w tylu różnych miejscach, załatwiający tyle przeróżnych spraw i na dodatek w wolnym czasie (którego nie pewno nie ma) – rządzi Polską, broni nas przed Putinem i jeszcze bardziej niebezpieczną opozycją.
A niedługo czeka go następne trudne zadanie.
Jak przekonać Papieża Franciszka, aby ten przeprowadził stosowne reformy w Kościele i tym sposobem wprowadził Kościół do nowoczesnej Europy, a premierowi ułatwił zalegalizowanie w Polsce związków homoseksualnych? A w bliższej perspektywie, aby Papież przynajmniej poparł w wyborach do europarlamentu Platformę. Nie będzie łatwo, ale myślę, że premier nie powinien się za bardzo przejmować. W najgorszym razie przywiezie z Watykanu zdjęcie z Papieżem, a że bez „żółwików” - to może i lepiej.
Swoją drogą trochę mi premiera żal, bo wyraźnie widać, że ktoś mu „sypie piasek w panewki”.
Bo popatrzcie – końcówka kampanii wyborczej, najgorętszy okres i jednocześnie największe zmęczenie, a tu jeszcze ktoś zamiast wyjazdu w Dolomity ustawił premierowi wizytę na Monte Cassino i w Watykanie. Jak w takich warunkach upudrować nos? A jeśli będzie upał, to i makijaż może się rozmazać.
(4)
7 Comments
@Recenzent JM
17 May, 2014 - 10:25
Pozdrawiam
tl
17 May, 2014 - 10:50
Jest tym wszystkim, co napisałeś - tyle, że tylko dla tych, którym napycha kiesę i których interesów broni.
Serdecznie pozdrawiam.
Recenzencie JM
20 May, 2014 - 18:24
Słowo "nadzieją" może być także użyte jako czasownik.
Czas przyszły (oby dokonany), osoba trzecia, liczba mnoga.
Witaj Recenzencie!
17 May, 2014 - 11:08
Ciekawe to Twoje spojrzenie na nasze podwórko z pewnego dystansu, Wtedy lepiej widać absurdy i..... bardziej straszno się robi, jak napisał Tł, z tym lekiem, nadzieją i takie tam...
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary kot
17 May, 2014 - 14:30
Miło jest wrócić do domu, zwłaszcza wtedy, kiedy wraca się w zdrowiu i nie najgorszym humorze.
Myślę, że przydało się trochę oderwania od tej naszej dziwnej rzeczywistości - szczególnie że pogoda była wymarzona, a żona pogodna jeszcze bardziej niż zwykle.
Tym trudniej mi się teraz zaaklimatyzować. Widać trzeba trochę czasu, aby znowu do tej wszechogarniającej nas durnoty przywyknąć.
Co do tł, to widać, że słuchaliśmy kiedyś tych samych piosenek, ale pamięć ma on chyba lepszą od mojej, bo ja już tych słów które zacytował tak dokładnie nie pamietałem. Ale, jak by na to nie patrzeć, to tylko słowa.
Serdecznie Cię pozdrawiam.
Z zaaklimatyzowaniem się,
17 May, 2014 - 14:42
Po urlopie wrócić do naszej wariackiej bieżączki.
Ale też dosłownie. Napisałeś kiedyś tam, że jedziecie do Włoch. Gdyby jeszcze było ciepło i słonecznie... Wracacie sobie z południa, a tu ulewy i ziąb, brrr. Chyba trudno się przyzwyczaić???
Choć coś mi się po głowie kołacze, że ten olbrzymi niż nadciągnął znad Włoch właśnie. Czyżbyście go przywieźli na sznurku?
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary kot
17 May, 2014 - 21:00
Jeszcze raz pozdrawiam.