Profesor Kieżun i polityka historycznego rewizjonizmu

 |  Written by Ellenai  |  89
Właściwie mogłabym tę sprawę zakończyć ze swej strony pod notką Budynia, odpowiadając krótko na pytanie skierowane do mnie przez Ro, po części zgodzić się Maxem, po części nie zgodzić się z  Nurnim co do wymowy zacytowanego przez niego „donosu” oraz pokajać się przez HdeSem i Fritzem, że trochę przedwcześnie podjęłam się obrony profesora Kieżuna i po raz kolejny napisać Polficowi, że miał świętą rację, gdy apelował, by nie brać w tym spektaklu udziału. Mogłabym i prawdopodobnie to załatwiłoby sprawę. Jednak sprawa profesura Kieżuna zszokowała mnie jak mało co do tej pory, a co więcej, jest kilka rzeczy także ogólniejszej natury, niźli tylko kwestia współpracy Kieżuna z SB, które wydają się mieć znaczenie z gruntu niebagatelne. Zatem postanowiłam ująć to w formę osobnej notki.

Zacznijmy jednak od profesora Kieżuna. Od wczoraj zdołałam, nie bez uczucia narastającej przykrości, zapoznać się z ostatnimi prawie 200 stronami jednej z teczek pracy TW Tamiza. Prawdę pisał Nurni, że wcześniej nie doszłam do najważniejszych jej fragmentów. Koszmarem jest przeczytanie ostatnich kilkudziesięciu stron z lat 1977-1978. Nie ma żadnych wątpliwości, że o ile pierwsze raporty Kieżuna można uznać za nieszkodliwe, o tyle te z lat 77/78 są klasycznymi donosami. Kieżun daje w nich charakterystyki ludzi, z którymi współpracował. Szczególnie paskudny jest raport o chorym na raka prof. Podgóreckim i jego żonie - prof. Marii Łoś, o prof. Stefanie Nowaku oraz o dr Robercie Senkierze, którego charakterystyka przekazana przez Kieżuna zawiera nawet informacje o ulubionym alkoholu oraz o tym, że lubi odwiedzać kluby nocne, choć
„z usług prostytutek nie korzysta”. Kieżun przekazał też do wglądu listy, jakie powierzył mu docent  J. Maciej z prośbą o przekazanie ich za granicą konkretnym osobom.
Nie jestem w stanie w swoim sumieniu i swojej wiedzy znaleźć argumentów na obronę  tych zachowań. Co więcej, w tej właśnie części odnalazłam dwie pisane odręcznie notki, co do których nie można mieć żadnych wątpliwości, że były pisane tą samą ręką, co widniejący pod nimi podpis „Tamiza”. Pan profesor zatem ewidentnie kłamał, gdy twierdził, że o tym iż zaklasyfikowano go jako TW i nadano pseudonim „Tamiza”, dowiedział się dopiero od Woyciechowskiego i Cenckiewicza. Tyle na ten temat. Przykro mi, ale prawda niestety nie chce wyglądać inaczej, niż to wyżej przedstawiłam.

Jest jeszcze jedna rzecz, którą zasygnalizowałam już w którymś z moich wcześniejszych komentarzy, a która przeszła bez echa, co właściwie przyjęłam z ulgą, bo nie chciałam tego drążyć. Miałam nadzieję, że moje podejrzenia mogą być bezpodstawne. Niestety, podobne zastrzeżenia wysunął na wczorajszym spotkaniu także Cenckiewicz, nie chcąc  ich także szerzej rozwijać. Otóż wątpliwości pojawiają się, gdy prześledzi się życiorys profesora Kieżuna i okres przez jego potwierdzonymi w dokumentach kontaktami z SB, czyli przed rokiem 1973. Spójrzmy bowiem na to, co wtedy się działo. Kieżun, jak wielu innych żołnierzy z AK, był internowany i osadzony w jednym z łagrów sowieckich w Turkmenii. Był przesłuchiwany przez NKWD. Do Polski wrócił w 1946 lub w 1947 roku i w latach 1947-1951 ukończył studia prawnicze na UJ. Tuż po studiach, w 1952 r. zaczął pracować w Warszwie, w NBP, gdzie wkrótce został wicedyrektorem. W NBP pracował do 1970 roku.

I to jest własnie coś, co trudno mi zrozumieć. Wiadomo przecież, jakie były losy żołnierzy AK, którzy naprawdę w czasach stalinowskich nie robili raczej takich karier. Tymczasem Kieżun wyjeżdżał także jeszcze przed „odwilżą” i potem - w czasach gomułkowskich za granicę. Często wyjeżdżał wraz z żoną. Te wyjazdy w latach 1955-1972 (czyli przed zarejestrowaniem go jako TW) odbywał nie tylko do demoludów, ale także do Francji, Szwecji, Włoch i RFN.
Janka Rodowicza „Anodę”, który podjął studia na Politechnice Warszawskiej, zatłuczono w czasie śledztwa w  siedzibie MBP na Koszykowej w 1949 roku.W  wi ęzieniu mokotowskim w czasach stalinowskich, czyli do 1956 roku, zamordowano prawie 3000 osób, a wiele innych, związanych z państwem podziemnym, więziono. Żołnierze AK byli inwigilowani przez wiele lat. A Kieżun w tym czasie był wicedyrektorem Narodowego Banku Polskiego.
Z dokumentacji wynika, że był rozpracowywany dopiero w latach 1965-1968 w związku ze sprawą rozłamu w  SD o kryptonimie „Młodzi”. Żadnych innych wcześniejszych śladów inwigilacji czy przesłuchań w żadnych kartotekach SB nie ma. Natomiast - jak  twierdzi sam profesor Kieżun - jego opracowanie z 2002 roku, które miał przekazać Wiesławowi Chrzanowskiemu, Władysławowi Stasiakowi i Lechowi Kaczyńskiemu, nosi tytuł „Moje kontakty ze służbami PRL i Związku Radzieckiego”. Wnioski pozostawiam czytelnikom.
 
Tyle o samym Kieżunie.  Pozostaje jeszcze kwestia tego, czy termin ogłoszenia tych rewelacji jest kwestią przypadku, czy też jest to dobrze przemyślane uderzenie, jak również tego, czy jest to uderzenie tylko  w profesora Kieżuna, czy może jakiś szerszy zamysł.

Jeśli nawet przyjać do wiadomości sugestię Nurniego, iż dla obrońców profesora Kieżuna każdy terminnie byłby terminem dobrym, to pozostaje jeszcze opinia, którą na B-n-R najsilniej wspierają Fritz i HdeS, a poza B-N-R bardzo pokaźna liczna osób, także tych przeze mnie cenionych, a wśród nich tak oddanych sprawie Powstania Warszawskiego, jak Jan  Ołdakowski. A to właśnie skutkiem tej publikacji Agnieszka Romaszewska i Jan Ołdakowski złożyli rezygnację z zasiadania w kapitule nagrody historycznej przyznawanej przez tygodnik "Do Rzeczy". Ołdakowski wskazał przy tym na artykuł Piotra Gursztyna, jako najbliższy jego stanowisku w tej sprawie. Dla mnie ten artykuł również jest wyrażeniem moich własnych mysli, dlatego pozwolę sobie tutaj po prostu przytoczyć jego obszerne fragmenty (podkreślenia moje).

                                               
„Straumatyzowane II wojną światową społeczeństwo zadaje sobie pytanie, czy nie dało się uniknąć klęsk tamtego okresu. Dwie dekady pedagogiki wstydu zasiały zwątpienie w szlachetność wzorców z niedawnej narodowej przeszłości. Kilka lat kontrofensywy zwanej „polityką historyczną” powstrzymało głosicieli pedagogiki wstydu, ale wszystkich strat zapewne nie dało się odrobić. Do tego doszedł naturalny proces odchodzenia ludzi pamiętających wojnę, lub tych, którzy kształtowali się w latach tuż powojennych, więc też w naturalny sposób rozumiejących ówczesne realia. W ten świat niepewnych tożsamości weszli akwizytorzy narodowego cudu, sprzedawcy patentu na gwarantowane zwycięstwo, chroniącego jednocześnie przed wszystkimi klęskami. Żerowanie na zabobonie jest jeszcze jednym znakiem recydywy czasów saskich. Do czego to porównać? Do sytuacji osoby chorej na raka, która trafia do wybitnego i uczciwego onkologa. Co pacjent wtedy usłyszy? Że kuracja będzie trudna, a rokowania nie są jednoznaczne. Zdarza się, że zniechęcony pacjent idzie do słynnego uzdrowiciela, którego maść z gęsiego gówna i pokrzywy słynie z cudownych skutków. Bo przecież znajomego teścia kuzyna żona ponoć została uratowana, choć lekarze krzyżyk na niej postawili.
I tak jest, gdy czytamy o tym, że Hitlera można było ograć, Wielopolski owijał cara wokół palca, a z Powstaniem Warszawskim było tak, że trzeba było schować się i poczekać do 1989 r. Bo przecież wiadomo, że komunizm i tak upadnie. Profesjonalny historyk jest tu w pozycji onkologa, a rewizjonista znachora. Warto tu wspomnieć, że świat akademicki z wielkim zażenowaniem komentuje kolejne „dzieła” z gatunku rewizjonizmu historycznego.
Mówienie o cudownych receptach jest wielkim grzechem rewizjonizmu. Rewizjoniści nauczają, że polityka to tylko ciągi sprytnych tricków. Że wszystko da się przewidzieć, sąsiedzi i partnerzy są od nas głupsi i dadzą się ograć jak w każdym dowcipie o Polaku, Rusku i Niemcu. A my przegrywamy, bo jesteśmy naiwni i nie stosujemy tricków.


To grzech wielki, ale nie największy. Jakiś czas temu rewizjonizm stał się językiem mówienia o współczesnej polityce. Gdy Radek Sikorski, jeszcze jako szef MSZ, tweetował o bezsensie Powstania Warszawskiego, to nie była to ekspresja jego nadpobudliwej osobowości, lecz ważna deklaracja polityczna. Deklaracja, której bardziej wyrafinowaną formę dał w swoim osławionym wystąpieniu berlińskim. A prostszą w podsłuchu, z którego wynikało, że nie chce robić „łaski” Ameryce, bo woli ją robić Niemcom i Rosji. Rewizjonizm stał się ważnym elementem ideologii politycznego pasywizmu. Kwestionowanie polskiego oporu wobec hitlerowskich Niemiec jest figurą, która ma przekonać Polaków, że kapitulanctwo jest czymś dobrym.
[…]
 
Rewizjonistom-realistom dekonstrukcja idzie dobrze. Nie jest bowiem trudno opowiadać, że ta czy inna postać z naszej historii to tchórz, łajdak, agent albo złodziej. Odpowiedni dobór cytatów, wyeksponowanie jednych opinii, przemilczenie innych faktów pozwala nawet z anioła zrobić diabła. Nieco trudniej rewizjonistom-realistom idzie konstrukcja. Czyli stworzenie takiej wizji przeszłości, która byłaby strawna dla wyznawców. Trzeba w niej dokonać wielu amputacji. Np. odciąć się od postaci takiej jak Józef Piłsudski. Bo on np. był chwalcą czynu powstańczego z 1863 r. Może wytłumaczyć to tym, że był austriackim agentem? Albo co zrobić z kardynałem Wyszyńskim czy Janem Pawłem II? Obaj konsekwentnie podkreślali znaczenie i sens Powstania Warszawskiego. Skądinąd warto zauważyć kompletny brak nawiązań rewizjonistów-realistów do tej części polskiej tradycji i świadomości, która wiąże się z wyznawaną przez większość Polaków religią. To charakterystyczne i warte dalszych rozważań.

Dłużej można wymieniać sprzeczności, które muszą pokonać rewizjoniści-realiści. Jak połączyć cześć dla margrabiego Wielopolskiego z potępieniem Wojciecha Jaruzelskiego? Pytani twierdzą, że to nieporównywalne. Ale przecież są już realiści – np. autorzy tygodnika „Przegląd” – którzy doszli do przekonania, że nie należy przeciwstawiać sobie obu „wielkich Polaków”. Powstanie Styczniowe było poprzedzone wielkim ruchem społeczno-politycznym, który cywilnymi metodami walczył o swobody narodowe i obywatelskie. Trwało to kilka lat, zanim carat i jego polscy poplecznicy polityką knuta i strzelania do bezbronnych demonstracji zradykalizowali ten ruch. Skoro ktoś chwali Wielopolskiego to powinien potępić „Solidarność”, też robotników Poznania, Wybrzeża, Radomia, za to, że „nierozumnie” wychodzili na ulice. Bo przecież nie mieli szans na zwycięstwo. Większość rewizjonistów-realistów jeszcze nie dorosła do tego etapu, ale są już tacy – jak np. pp. Łagowski i Mażewski – którzy przeszli przez etap zmagania się z tą sprzecznością. Albo dlaczego Żołnierze Wyklęci są przykładem realistycznej postawy, a Powstanie Warszawskie nie?
 […]
Nie ma co spodziewać się spójnych odpowiedzi na pytania o te sprzeczności. Bo w ogóle nie o to tu chodzi. Wygląda na to, że jeszcze raz musimy to przeżyć. Rodzi się zapotrzebowanie na prawicę a la Henryk Goryszewski. Hałaśliwą na zewnątrz, ale gotową na wszelkie polityczne i niepolityczne deale. Ta real-prawica potrzebuje zestawu zgrabnych sloganów, a rewizjoniści-realiści właśnie je pracowicie wykuwają.
 
Całość: http://linkis.com/gursztyn.dorzeczy.pl/qHOIS
 
5
5 (8)

89 Comments

Obrazek użytkownika Max

Max
Podobnie jak Ty, przebrnąłem wczoraj przez akta Kieżuna. I podobne też miałem odczucia - dorzuciłbym odrobinę niedowierzania. "A więc to tak było" - myślałem?

Ta wstrętna lektura nawet mnie wciągnęła, podobnie jak można z chorą fascynacją przyglądać się - no, rzeczom paskudnym. :)

A jak juz wziąłem głeboki oddech, kolejnym uczcuciem byłą złość. Nawet nie na profesora - to już sędziwy człowiek... Że znowu ktoś próbował robić nam wodę z mózgu. Że znowu "prawica" wykazała się skrajną głupotą. Bo że sam Kieżun sięnie przyznał - nie pochwalam, ale rozumiem. Ale wszyscy, którzy windowali go na pidestał na przestrzeni ostatnich lat, dziennikarze, politycy - oni też nie sprawdzili wcześniej jak było naprawdę? Nikt?

Czy też, może, niektórzy sprawdzili, ale uznali, że lepiej "o pewnych rzeczach nie mówić". Durnie (bo zakłądam głupotę, nie złą wolę), a myślicie, że za chwilę, w jeszcze gorszym momencie, nie wyciągnęłaby sprawy taka GW? W swoim rozkosznym stylu, próbkę ich możliwości mieliśmy w przypadku Zyty Gilowskiej...

Nie wspomnę też, że nieładnie jest kłamać, nieładnie oszukiwać, nieładnie ludziom ciemnotę wciskać.

Przy okazji, złe już się stało. W momencie, kiedy uczyniono z Kieżuna "twarz" Powstania Warszawskiego. Nie dlatego, że sam etos Powstani ucierpi, jego się nie da tak łatwo skompromitować. Ale dlatego, że okazuje się, że sztandarowy obrońca PW (i rację ma!) possiada hipotekę cokolwiek zapapraną. Jaką siłę mają teraz jego (słuszne, a jakże!) argumenty na rzecz Powstania? Te same zresztą, które powtarzają co rok wszyscy, którzy modelu służalczego, "Polski nierozsądnej" nie trawią?

Na czyj młyn jest to woda, ostatecznie? Czy aby nie tych samych, którzy próbują nas wyprać z dumy narodowej, zohydzić powstania, zrywy niepodległościowe, wszystko czym powinniśmy się chlubić (a nie wstydzić).

Ech, siedziałby Kieżun cicho, nikt by mu wtedy w życiorysie nie grzebał. Ech, pomyśleliby chwilę nasi rodzimi "spece od propagandy".

Cenckiewicz z Woyciechowskim przecięli ten wrzód. Nie podoba się to nam? Pewnie. Ale, uwierzcie, mogło byćjeszcze gorzej, akat mógł wyciągnąć kto inny, później i "szkody" byłyby jeszcze większe.

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika wicenigga

wicenigga
wyjaśnia też inne przypadki nieoczekiwanych a zaskakujących karier, choćby tylko od Bolka zacząć.Przecież większości z obecnie rządzących całą Polską, milionami ludzi, nie wpuścilibyśmy do przysłowiowego biura, że o domu nie wspomnę. Złamanego grosza do zarządzania byśmy im nie powierzyli.

A rządzą. Zzzera!
Obrazek użytkownika polfic

polfic
Mam stosowny cytat dla Ciebie. No i innych też :)
Chyba najlepszy z możliwych w tej sytuacji.
I taki, z którym wszyscy się zgodzą:
„Zgadza się, Chris, nie darzę już miłością wszystkich postaci z karuzeli dziecinnych zachwytów — przez ciebie są mi teraz jak upadłe anioły z „Raju utraconego”, które rysował Doree. Ale to nie znaczy, powtarzam ci, bym mógł przestać kochać bajkę. (…)
Z całego jej majątku łaknę tylko jednej rzeczy — melodii szczurołapa w pustym krajobrazie, ona bowiem zaszczepiła w nim powoje samotności i nakręca we mnie sprężynę, dzięki której mogę pisać. Słyszysz te dźwięki? Gdyby trzeba było je przetworzyć z pięciolinii uczuć w słowa, brzmiałoby to mniej więcej tak: Nawet kiedy zabrano ci wszystko, to możesz jeszcze wymyślać sobie bajki. Skoro tego nie czynisz — nie wiń nikogo, że jesteś nędzarzem. Jeśli nie wymyślisz ani jednej — z czym staniesz przed Bogiem, kiedy zawezwie cię  do tablicy?”
Waldemar Łysiak "MW" Sala I "Zabójca Bajek"
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Ja w każdym razie z tym się zgadzam.
Bajki trzeba kochać. I trzeba je umieć kochać nawet wtedy, gdy ktoś usiłuje nas za wszelką cenę  przekonać, że to tylko bajka.
Obrazek użytkownika polfic

polfic
Skoro jestem infantylny - musiało być o bajkach smiley.
Obrazek użytkownika polfic

polfic
Wiedziałem, że się wszyscy zgodzą :)
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Max i ja to jeszcze nie wszyscy :)
Na razie mamy zaledwie triumwirat ;)
Obrazek użytkownika polfic

polfic
Skoro triumwirat, znaczy Grupa Trzymająca Władzę. To znaczy, że i wszyscy muszą się zgodzić :)
Obrazek użytkownika Danz

Danz
To chyba z misia, chociaż słuchając Wałęsę dochodziłem do wniosku, że on zawsze "bredził bejeryzmami".laugh
Pozdrawiam.

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Obrazek użytkownika ro

ro
A może nawet trzecie.
 
Jakoś nie przekonuje mnie teza, że w sprawie „Tamizagate” chodziło o ostateczne rozprawienie się z Powstaniem. W każdym razie nie tylko o to.
Nie chodziło także o „folksdojczyzm”, o czym namiętnie usiłuje przekonać Fritz. Mogę nie lubić tamtych panów, ale sądzę, że „niemiecki interes” wychodzi im niezależnie od woli.
Moim zdaniem walka toczy się o jeszcze coś innego. O pokazanie, że ONI, czyli Grupa Trzymająca Władzę, są niepokonani.
Że nie można z nimi wygrać.
Chodzi o odebranie nadziei.
 
I chyba kolejny raz im się udało. Chciałem wierzyć, że Kieżun był w stanie prowadzić z nimi grę. Że ktoś taki jak On byłby w stanie stawić im czoła. Zresztą, nadal jestem o tym przekonany, że to jest możliwe. Tak jak jestem wciąż jeszcze przekonany, że z takim zamysłem profesor Kieżun stanął z nimi w szranki. Czy mógł wygrać? Zapewne tak. Bezpieka to nie jest organizacja składająca się z Wolandów. Napisałem i podtrzymuję: to są mali, wredni, inteligentni ludzie, z jasno wytyczonym celem – utrzymania za wszelką cenę władzy dla siebie lub dla swoich mocodawców. Ale są do ogrania. I oni o tym doskonale wiedzą. Odbieranie „stadu” nadziei, to jedna z ich metod zabezpieczenia się na taką okoliczność.
Kieżunowi się nie udało, wpadł prawdopodobni w jakąś misterną pułapkę, którą na niego zastawili, świadomi z kim mają do czynienia.
Szkoda!
 
Zacytowanie przez Nurniego treści „donosu” na generała Spiechowicza, potem jeszcze jego komentarz, utwierdziło mnie w przekonaniu, że sprawa Kieżuna jest dęta, że na stoku „szklanej góry” pojawiła się rysa.
Nurni,
to nie było za bardzo fair. Przedstawiłeś jako „straszną zbrodnię” coś, co było postawieniem „ofiary donosu” w takim sobie, ale zupełnie nieszkodliwym świetle*), coś o czym można było bezpiecznie powiedzieć nie tylko u cioci na imieninach, i napisałeś, że resztę możemy sobie poczytać, uruchamiając link, który podałeś. Oczywiście, nikt nie zwolnił mnie z myślenia i powinienem był wiedzieć, że ktoś taki jak Cenckiewicz nie uruchomiłby tej całej machiny na takim „paliwie”. Zaćmiło mnie.
Chciałbym teraz wierzyć, że ubzdurałeś sobie, że to co cytujesz, to wystarczające świadectwo donosicielstwa Kierżuna. Ale jakoś nie potrafię. Myślę, że to było z Twojej strony celowe zagranie. Nie, nie! Broń Boże, nie stawiam Cię po ciemnej stronie Mocy. Myślę, że po prostu bardzo chciałeś w jakiś efektowny sposób wygrać potyczkę z Ellenai (a przy okazji z innymi oponentami).
Osiągnąłeś tylko tyle, że czytając Twoje teksty (a dobrze się Ciebie czyta) po prostu nie będę wierzył w szczerość tego co piszesz.
Ale nie sądzę, żeby to Cię zbytnio zmartwiło.
 
Natomiast bardzo dziękuję Ellenai za wszystko, co napisała, a zwłaszcza za to, co napisała dzisiaj.
 
------------------------------------------------------------------------- 
Teza, że dla NICH żadna informacja nie była (nie jest) bez wartości, to też najprawdopodobniej jest broń z ICH arsenału, żebyśmy sobie nie myśleli.
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
To nie jest sprawiedliwa ocena. Wiem, ze Nurniego bronić nie trzeba, bo sam sobie świetnie potrafi poradzić. Prawdopodobnie będzie też na mnie zły, że próbuję to robić, ale nie potrafię trzymać buzi na kłódkę, gdy czuję, że ktoś jest niesprawiedliwie oceniany. Nurni ze mną nie walczy. Watpię, by zalezało mu na tak dziwnie osiągniętej wygranej. Znamy się od kilkunastu lat, a do tego mielismy sposobność, by o sprawie tego donosu na generała porozmawiać dzis jeszcze w cztery oczy.
Nurni naprawdę uważa, że Kieżun kpił z samego generała i  z jego "staromodnych" zasad - że sobie z niego po prostu dworował i to w obecności takich szuj, jakimi byli esbecy. A jeśli tak to własnie odebrał, to przecież trudno byłoby mu odmówić racji. Ja akurat widzę w tym opisie coś innego,  ale wszak nie mam przecież placetu na "manie racji" :)

Widzisz... mam wrazenie, że wszyscy w jakiś sposób - bardziej lub mniej - ulegliśmy specyficznej "kulturze obrazkowej". Coraz trudniej jest nam odbierać emocje w sposób prawidłowy, czyli zamierzony przez tego, kto nadał komunikat. Brakuje nam emotikonków i bywa, że zaczynamy się gubić. Zobacz jak często zdarzają się nieporozumienia, bo ktoś nie potrafił odczytać bez  emotikonka ironii, przekąsu czy nawet zwykłego żartu. Dawniej, przed epoką netu, ludzie jakoś lepiej dawali sobie z tym radę.
Jeśli chodzi o mowę pisaną, to o ile nie zna się dobrze człowieka, który coś pisze, mozna się pomylić w interpretacji jego intencji. Do tego dochodzi nasza wlasna, indywidualna wrażliwość na pewne zjawiska czy sformułowania. Nie chcę przez to powiedziec, że lepsza lub gorsza. Po prostu inna. Przykład? Znamy pewnie oboje osoby, kóre na zarzut, że są "ruskim agentem" dostałyby piany na ustach. Mnie to by co najwyzej rozbawiło - Ellenai z B-n-R grożnym ruskim agentem. Przecież to śmieszne. Ale to nie znaczy, że nie można mnie doprowadzic do szału. Mozna.
Wystarczy powiedzieć mi:  kłamiesz! To jest koniec rozmowy, bo nie jestem w stanie znieść takiego zarzutu. Kłamstwo jest dla mnie wyrazem tchórzostwa, a tchórzostwo to wyjątkowo paskudna, moim zdaniem, cecha.

Mówiac krótko - gdybym odczytała ten opis Kieżuna na temat generała tak, jak to zrobił Nurni, na pewno uznałabym to za obrzydlistwo. Bagatelizuję natomiast tylko dlatego, ze interpretuję go odmiennie niż Nurni.
 
Obrazek użytkownika ro

ro
Zgadzam się, że "brakuje nam emotikonów", ale przecież to jest i zawsze było charakterystyczne dla słowa pisanego.
Tylko że prawda, kiedyś między jednym listem a drugim upływało tyle czasu, że zdążaliśmy przeanalizować wszystkie potencjalne stany emocjonalne naszego interlokutora. Wyobraźnia stanowiła namiastkę odczytywania mowy ciała.

Wpisy Nurniego odebrałem, jak odebrałem. To oczywiste, że nie znam niuansów Jego odbioru innych (ze wzajemnością zresztą). Jeśli moja opinia o Jego intencjach była krzywdząca, to jest mi przykro.
Po prostu: niezrozumiałe było (i nadal jest) dla mnie to, dlaczego upiera się przy tak nieszkodliwej treści "donosu", mając jak się okazuje w zanadrzu dużo gorsze.
A skoro moje dwukrotne zdziwienie zbył zachętą do samodzielnego studiowania "teczki" (plus łapkami dla Fritza za to samo pytanie), w sytuacji, gdy akurat z powodów zawodowych nie mógłbym się tym zająć starannie (jest 22:14, a ja siedzę nad zupełnie inną dokumentacją i tylko od czasu do czasu mogę tu zajrzeć), i zdałem się na Ciebie oraz na Niego w sprawie tej "teczki", to moje przypuszczenie nie mogło być inne.  
 
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Nie  podejmuję się zrozumieć sił, które szarpią męskimi duszami i kierują je w takie albo inne koleiny myśli. Danz mi to próbował niedawno objaśnić przy pomocy zawiłych wzorów matematycznych, ale mnie nie przekonał. To by było zbyt proste :))


Dobranoc
Obrazek użytkownika fritz

fritz
W sprawie Tamizagate nic chodzi o rozprawienie sie z Powstaniem tylko o emocjonalna pacyfikacje Polakow TERAZ. Zeby im do glowy nie przyszlo walczyc o niepodleglosc Polski i swoje istnienie (jedno z drugim jest nieodlacznie zwiazane). Co moze okazac sie konieczne nawet w najblizszej przyszlosci.

Sympatyczny tekst:
http://naszeblogi.pl/49727-moj-bohater-witold-kiezun
 
Obrazek użytkownika ro

ro
Oczywiście, że chodzi o pacyfikację!
Tylko że moim zdaniem "folksdojczyzacja" jest obecnie czymś chwilowym i wtórnym wobec "bolszewizacji", czyli utrzymania nas podporządkowanych (prorosyjskiej), wiecznie żywej Bezpiece, czy tam tym, którzy spuszczają ją z łańcucha.

 
Obrazek użytkownika fritz

fritz
Polacy sa uczuleni na bolszwizm, nie ma szans.
Natomiast sa bezbronni jak dzieci, Irokesi, wobec Niemcow.

A to Niemcy wlasnie po 1989 sprawuja wladze w Polsce... czego wlasnie Polacy zupelnie nie dostrzegaja i nie pojmuja.

Rosja ma resztki sluzb, czesc aparatu urzedniczego i TVNeny  no i prezydenta od niedawna, natomiast Niemcy maja rzady, prase i od 1989 buduja wlasna agentura. Ona jest teraz wszedzie.
Agentura niemiecka za kazdym razem, zeby odwrocic uwage pokazuje ruskiego na scianie a prawica jak dziecka na ten manewr wpada.

Niemcy zniszczyly po 1989 caly prawie caly przemysl, ktory Polacy wybudowali po 1945 pod rosyjska okupacja. Celem Rosji bylo ciagniecie zyskow z Polski, dlatego byla  polityka prorodzinna (ilosc Polakow podwoila sie w ciagu 40 latg) zgoda na odbudowe przemyslu, na wysoki poziom szkol, na szkoly zawodowe, natomiast celem Niemcow jest unicestwienie Polakow, dlatego wlasnie deindustrializacja, extremalnie antyrodzinna polityka (Polacy wymieraja), katastrofalnie obnizony poziom edukacji, likwidacja szkol zawodowych.

Narod bez przemyslu  z powodow ekonomicznych przestaje istniec, znajduje sie w ekonomicznym Auschwitz.

 
Obrazek użytkownika ro

ro
Zagrożenie niemieckie oglądam niejako od środka, bo mieszkam i pracuję w Kędzierzynie. Większość moich klientów to zakłady niemieckie (w sensie własności). Na moim osiedlu jako jeden z nielicznych 11 listopada wywieszę flagę... 
Jednak wśród "żywiołu" polskojęzycznego, czyli znajomych o poglądach niekoniecznie zbieżnych z moimi, gdyby im dać termometry wyskalowane w uczuciach negatywnych, to Niemcy dostaliby jakieś 8 - 9, a Ruscy 4 - 5 w dziesięciostopniowej skali.
U mnie, jak się domyślasz, w obu przypadkach wychodzą poza skalę.

Niemców oceniam jako groźną, ale dającą się zaleczać chorobę z nawrotami, ruskich - jako wyniszczające schorzenie chroniczne.  
 
Obrazek użytkownika HdeS

HdeS
i zasadnego pytania, które Polfic postawił na początku: "No i co teraz?". Teraz to zastanówmy się na zimno i spokojnie co rzeczywiście dla nas wszystkich wynika ze "Sprawy Kieżuna"? Co takiego spowodowały wybory Profesora Kieżuna? (Nie wnikam na ile trafne, na ile dał się ograć, na ile On ich "wydudkał"). Lekko trywializując: Jaruzelski - 1968, Stan Wojenny, zatrzymanie gospodarki na co najmniej 10 lat; Stefan Michnik - morderstwa sądowe; Mazowiecki - Gruba Kreska, komuna u władzy; Adam Michnik - wszyscy wiemy co; Geremek (czy jak on tam w rzeczywistości nazywał) - utorowanie neobolszewii drogi do władzy; etc. etc. oraz wielu, wielu pomniejszych i całkiem małych trybików PRL-u (sami możecie sporządzić własne, bogate zestawienia). To są konkretne i stosunkowo wymierne do oceny rzeczy. Co takiego nam wszystkim i każdemu z osobna uczynił Profesor Kieżun? Tylko tak szczerze sobie odpowiedzcie, bo samych siebie wszak nie oszukacie. Tak szczerze i prawdziwie. Co jest wymierne, a co w sferze domniemywań, domysłów i gównianych ogólników albo zawiedzionych własnych wyobrażeń. Dacie radę? Pewnie tak. Tylko kto z Was jasno i uczciwie to publicznie wyartykułuje? Może TO teraz?
Pozdrawiam
Obrazek użytkownika polfic

polfic
Mówiłem, że dla mnie nie mają znaczenia te dokumenty. Pewnie, że wygodniej jest mieć po swojej stronie osobę bez skazy. Ale takich pewnie nie ma. Ja mam pretensje do lustratorów za ujawnienie całej sprawy. Wolałbym, żeby to Wyborcza zrobiła, jeżeli miałby ktoś to zrobić.
Generalnie uważam, że strzeliliśmy sobie w stopę sami.
Obrazek użytkownika fritz

fritz
Ellnei zwrocila uwage (wielkie dzieki) na pare donosow podajac numery stron.
Przjerzalem je
http://blog-n-roll.pl/pl/comment/434198#comment-434198 i podsumowalem.

Dla mnie prof. Kiezun jest pomimo "wspolpracy" z ubecja, poniewaz byla to wlasnie taka "wspolpraca", jest bohaterem. 
Dzieki tej "wspolpracy" osiagnal pozycje, ktora pozwolila mu wygrac wojne z volksdojczyznem odmawiajacym Polakom prawa do niepodlej Polski.
Prof. Kiezun zarazil Polakow Virusem Polskosci, przywrocli Polakom emocjonalna dume z walki o niepodleglosc i tym samym przewrocil sens walki o niepedleglosc.
Prof. Kiezun jest Virusem Polskosci.
 
Obrazek użytkownika polfic

polfic
Przyznam, że z Twojego opisu wynika, że nie jest tak źle jak to się tu przedstawia.
Obrazek użytkownika ro

ro
Zachowując wszelkie (podkreślam: wszelkie) poroprcje - zrobił to samo, co Agnieszka Radwańska pozując w rozbieranej sesji zdjęciowej.
 
Obrazek użytkownika ro

ro
Odczucia e...stetyczne nie mają tu nic do rzeczy. 
Ładnych gwiazdek i gwiazdeczek, które umilają życie starszym i nie tylko starszym panom, jest na pęczki.
Panna Radwańska miała szansę być kimś więcej.  
 
Obrazek użytkownika polfic

polfic
Oczywiście masz rację.
Co nie zmienia faktu, że się podobała, chociaż za aż tak starszego siebie nie uważam :)
Obrazek użytkownika HdeS

HdeS
Ciekawa artykulacja smiley. Na prawdę jestem pod dużym wrażeniem. Przyznam, że o "rozbieranej sesji Radwańskiej dowiedzaiłem się po jakimś czasie, gdy zrobiła się jakaś przedziwna awantura na ten temat. Jedni krzyczeli, że to zdrada i komercja, inni (ja na ten przykład) mówili, że o co chodzi - dziewczyna pełnoletnia, a pismia wcale nie było pornograficzne ani nawet dla starszych iśliniących się wink panów (też młodym nie jestem). Jak tak głębiej się zastanawiam nad analogiami ze "Sprawą Kieżuna", i wychodzi mi, że bardzo trafnie uchwyciłeś ciężar gatunkowy problemu. Przy zachowaniu odpowiednich proporcji oczywiście.
Serdecznie pozdrawiam
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Piszę na dole, a nie bezpośrednio pod Twoim ostatnim komentarzem, bo tak juz sie zrobiło tak wąsko, że trudno to czytać. Ale jest to komentarz do Ciebie i próba odpowiedzi na to, co napisałeś.

Spróbuję napisac, co w tej naszej rozmowie jest dla mnie ważne. Otóż wcale nie jest najwazniejsze dojście do jednolitego zdania we wszystkich kwestiach, choć oczywiście absolutna zgodność poglądów też ma swoje niezaprzeczalne walory.
Jestem przekonana, że w zasadniczej cześci naszego spojrzenia na świat i na Polskę, jesteśmy zgodni. Jestem też przekonana, ze dobro Ojczyzny naszej obojgu nam lezy na sercu. Inaczej przecież nie spotkalibyśmy się na tym portalu.
Tego rodzaju zgodnośc stanowi solidną podstawę do tego, by móc ze sobą rozmawiać o konkretnych zjawiskach czy postawach, w kórych ocenie jednak mozemy się ostatecznie różnić.
Jestem też pewna, ze w takiej rozmowie oboje jesteśmy szczerzy, czyli że przedstawiamy racje, co do których mamy pełne przekonanie, że pozostają w zgodzie z naszymi pragnieniami, by Polska była krajem silnym, zasobnym, bezpiecznym i sprawiedliwym.
Czym się róznimy zatem? Na pewno doświadczeniem zyciowym, uwrażliwieniem na takie czy inne zachowania i indywidualną szczegółową hierarchizacją ważności niekórych rzeczy, a to wszystko powoduje, iż to, co dla jednego z nas może byc akceptowalne w konteście służenia innym, niepodwazalnym dla nas wartościom, dla drugiego już nie mieści się w zakresie tych akceptowalnych zachowań, a co więcej - może wydawać się szkodliwe własnie w kontekście ochrony tych wartości niepodważalnych. Jestem zdania, że przy założeniu, iż każde z nas kieruje się patriotyzmem i własną wizją sposobu, w jaki nalezy słuzyć krajowi, jesteśmy także w stanie przyjąć, że to drugie ma opinię o jakiejś sprawie odmienną. Tam, gdzie jedna osoba widzi tylko pozytki dla jakiejś sprawy, inna ma prawo z własnej perspektywy dostrzegać zagrożenia dla niej. Nie wszystko wszak jest weryfikowalne natychmiast. Ostatecznie i tak rację przyznaje dopiero czas.
Obrazek użytkownika fritz

fritz
Bardo dobrze to sformulowalas.

Moze roznimy sie w tym, co kiedys powiedzial chinski komunista ::))) premîer Tschu en lai rozpoczynajac reformy Chin:
"Nie wazne czy kot jest szary czy bialy, wazne jest, zeby myszy lapal"

Mnie wystarczy skuteczny szary kot z pobrudzonym futerkierm.
Ty oczekujesz, ze tylko nieskazitelnie biale koty lapia myszy
;)
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Interpretacja z gruntu niewłasciwa. Nic takiego nie napisałam :)
Ale jeśli już koniecznie chcesz ten przykład o kotach, to trzeba go zobaczyc nieco inaczej.
Nie szukam nieskazitelnie białego kota. Szukam po prostu kota czystego. Szukam kota, który nie jest tak ufajdany, że myszy wyczują go już na odległość. To, że akurat jest to też kot miauczący najgłośniej ze wszystkich kotów, nie ma tu najmniejszego znaczenia.
Obrazek użytkownika fritz

fritz
Czysty kot, to symbolicznie bialy kot.

Problem polega na tym, ze jest jeden tylko kot, ten ufajdany (ladne), szary;
zadnego innego nie ma.

Bez niego zjadlyby Ciebie myszy i szczury.

PS. Twoje czyste (biale) koty stchorzyly, schowaly sie do mysich dziur i cichutko popiskuja, przepraszam pomialkuja, ale tak, zeby ich nikt nie uslyszal.
 
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Zostawmy już te koty w spokoju. To do mnie nie przemawia.
Od dziecka nie lubię kotów :)
Są jeszcze pułapki. Praktyczne, niezawodne i niczego nie kombinują.
Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
Moja najmilsza Ellenai'o!
Dzięki - za twój mądry tekst I komentarze.
Chciałabym Ciebie, siebie i wielu spośród nas jakoś pocieszyć (dlatego odzywam się - bo zamilkłam gdy "pokazały się" jakieś "jurandy", "smoki eustachy" itp., mnie z nimi "nie po drodze".
A brak mi Ciebie, Szrej Kotki, Chryzoprazy i WIELU, WIELU iNNYCH)
Otóż - od czasu Bolka - bardzo czujnie patrzę na wszelakiej maści celebrytów. I sprawdzam - o ile mogę!
Nie da się ukryć, że takim był prof. K. I prawidłowo "podsumował" go Kazimierz Wyszkowski
Od tamtych też "bolkowych" czasów - jedyną osobą o niekwestionowanym autorytecie i moralności okazał się Jan Paweł II.
A reszta... 
Już nie tak boli, chociaż... 
Tak bardzo brak nam wszystkim właśnie AUTORYTETÓW, tych niekwestionowanych!
Boli, bo nie mamy takich autorytetów. Bo ci, którzy mogli nimi być - leżą na Łączce i w wielu jeszcze bezimiennych grobach
Zobaczyłabym chętnie rzetelne opracowanie Cenckiewicza i Woyciechowskiego dotyczące m.in. Andrzeja Jermakowskiego...
Masz świętą rację Ellenai, że LUSTRACJA to nie puste słowo, to wręcz konieczność naszych dni.
Ja także nienawidę kłamstwa, obłudy, fałszywych póz, zmyślonych życiorysów.
Takie bagno wciąga - i zabija.
Tego bagna musimy unikać, a nie tłumaczyć, że "tamtędy jest droga".
Jeszcze raz - DZIĘKI!
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
będzie taki, jakiego my, użytkownicy stworzymy.
Mnie również Ciebie brakowało! Proszę, zatrzymaj się tutaj już na dłużej. Dobrze poczytać ciekawe, wyważone komentarze.
Serdecznie pozdrawiam!
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
To ja dziękuję, ze się odezwałaś pod tą notką. Nie masz pojęcia, jak to dla mnie radość, zobaczyć Twoją buzię na awatarze i przeczytać słowa, jak zwykle przemyślane i spokojne. Stęskniłam się już za jednym i za drugim :)
Wracaj. Naprawdę brakuje Ciebie.
A ponieważ ostatnio pojawiają się jakieś dziwne porównania (na przykład profesor Kieżun został porównany do kota), to i ja pozwolę sobie na niezbyt moze mądre porównanie :)
B-n-Roll jest niczym całkiem sympatyczny klub, w którym mozna się spotykać. Czasami wpadają tu także na chwilę ci, z którymi ani nie mamy o czym rozmawiać, ani też nie jest nam po drodze.
Na szczęście jest tu więcej niż jedna sala, więc nie ma potrzeby zauwazania obecności osób, z którymi styczności mieć nie chcemy. Mnie w każdym razie to się udaje i Tobie także radzę spróbować.

Serdeczne uściski :)
Obrazek użytkownika Traube

Traube
można by traktować poważnie gdyby towarzyszyło jej wyznanie, że działo się to np. w ramach współpracy z wywiadem amerykańskim. Pewnie, że i wtedy na głowę profesora posypałyby się gromy, ale przynajmniej z tych szczerych rozmów z ubekami możnaby go rozgrzeszyć.
Ja rozumiem, że grę z bezpieką mógł - za wiedzą swoich kolegów z opozycji - prowadzić jakiś działacz podziemia, że mógł to - za wiedzą swojego biskupa - robić proboszcz, aby np. przyspieszyć budowę nowego kościoła. Nie zgłębiałem tej tematyki i nie wiem czy takie przypadki miały miejsce. Ale coś takiego mógłbym zrozumieć.
Jaką natomiast grę mógłby prowadzić z SB prywatny człowiek, nawet z tytułem naukowym?
Co niby taka gra miała dać i komu?
Poza tym jest dla mnie oczywiste, że człowiek "prowadzący grę z bezpieką" ujawniłby to tak szybko, jakby to tylko było możliwe. Wówczas wszystko byłoby jasne, żyjący świadkowie mogliby potwierdzić, że o tej grze było im wiadomo, a nawet wyrazić swój podziw dla zręczności konspiratora i wdzięczność za podjęcie się przez kolegę trudnej roli podwójnego agenta.
Każdy może sobie wyobrazić sobie siebie w tej sytuacji: "Co bym zrobił, gdybym to ja przez 10 lat współpracował z SB za wiedzą, a nawet na prośbę, mojego proboszcza/szefa komórki Solidarności itp., a jedyną osobą mogącą moją niewinność poświadczyć jest 80-cioletni biskup lub równie wiekowy powszechnie szanowany adwokat?"
Ja bym się cholernie bał, że ten jedyny świadek umrze zanim prawda o takiej współpracy zostanie ujawniona. Stanąłbym na głowie, żeby opowiedział o tym w obecności kilku wiarygodnych świadków, nagrałbym to wyznanie itd.
Milczenie natomiast w tej kwestii przez ćwierć wieku możliwość taką, po prostu, logicznie wyklucza.

 

Strony

Więcej notek tego samego Autora:

=>>