Mama Łukaszka wpadła do mieszkania z tak zwanym rozwianym włosem.
- Dzieci! Dzieci! - krzyczała.
- Coś się stało?! - wystraszyła się babcia Łukaszka. - Jakieś dzieci zginęły?!
- Nikt nie zginął, spokojnie - mama Łukaszka łapała oddech. - Po prostu potrzebne mi są jakieś dzieci.
- Do czego?
- Do kwiatów.
- Jak to: do kwiatów??? - zdumieli się Hiobowscy.
- Ojej, no żeby wręczyć kwiaty. W ostateczności może być jedno dziecko. Łukasz!!
- Nie jestem już dzieckiem - obruszył się Łukaszek.
- Ale pracujesz? Zarabiasz? Jak nazwać kogoś kto nie pracuje i jest na utrzymaniu mamy? - pytała mama Łukaszka.
- Lewakiem - odparł uroczyście tata Łukaszka, no i się doigrał: mama Łukaszka zabrał mu cukier.
- Bez cukru nie piję herbaty, oddaj mi go! - wołał tata Łukaszka.
- Cukier jest nasz! Cukier jest nasz! - skandowała mama Łukaszka.
- A wcale, że nie, bo niemiecki - wtrącił się dziadek Łukaszka. Mama zamilkła zdetonowana, a siostra Łukaszka skorzystała z okazji i spytała komu to niby mają te kwiaty wręczane być.
- Mamie Wiktymiusza - poinformowała mama Łukaszka z emfazą.
- E... - wzruszyła ramionami babcia Łukaszka. - Gdzie tam jej do Gierka... Czy ona jakiś pierwszy sekretarz?
- A owszem, przewodnicząca blokowego koła Komitetu Obrony Dewiacji w naszym bloku!
- Zasługi jakieś ma?
- Ma, już ma - głos mamy drżał z dumy. - Wczoraj, w godzinach popołudniowych, nasza sąsiadka usiłowała samotnie odbić ten kraj z łap kaczych koszul!
- Nie zauważyliśmy - Hiobowscy byli bezlitośni, ale mama Łukaszka się tym nie przejęła.
- No tak, bo ta próba została szybko udaremniona przez Straż Marszałkowską.
- Zaraz, zaraz! - zawołał tata Łukaszka błyskawicznie w zagarniając cukiernicę. - Czy to nie ona była tą, która próbowała wczoraj wtargnąć na teren Sejmu?
- Tak, to ona - rzekła nabożnie mama Łukaszka. - Posłanki partii Modernistycznej przemyciła ją na zakazany teren.
- Po co? - spytał Łukaszek.
- No jak to po co, aby obalić reżim rzecz jasna!
- Jak? Jak tego miała dokonać? - napierał Łukaszek.
Hiobowscy popuścili wodze fantazji. Miała wysadzić, dokonać zamachu, albo jeszcze gorsze rzeczy.
- Nie - odparła słabo mama Łukaszka. - Miała napisać na ścianie sprayem "Ty gnomie" i "konstytucja", po czym miała blokować budkę z zapiekankami na terenie parlamentu.
- Reżim na bank by od tego upadł - stwierdził podejrzanie rozbawiony dziadek.
- No ale się nie udało, bo prawie od razu ją złapali - westchnęła smutno mama Łukaszka.
- Jedna rzecz mnie zastanawia - tata Łukaszka mieszał zawzięcie łyżeczką herbatę. - Jak ona przemyciła mamę Wiktymiusza na teren Sejmu? Przecież od kilku lat są wzmożone kontrole.
- O, pani posłanka miała świetny pomysł - uśmiechnęła się mama. - Bagażnik!
- Przecież posłowie tej partii mają zakaz wjeżdżania samochodami!
- A czy ja mówię o samochodzie? Próbowały wjechać rowerem.
-------------
marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
- Dzieci! Dzieci! - krzyczała.
- Coś się stało?! - wystraszyła się babcia Łukaszka. - Jakieś dzieci zginęły?!
- Nikt nie zginął, spokojnie - mama Łukaszka łapała oddech. - Po prostu potrzebne mi są jakieś dzieci.
- Do czego?
- Do kwiatów.
- Jak to: do kwiatów??? - zdumieli się Hiobowscy.
- Ojej, no żeby wręczyć kwiaty. W ostateczności może być jedno dziecko. Łukasz!!
- Nie jestem już dzieckiem - obruszył się Łukaszek.
- Ale pracujesz? Zarabiasz? Jak nazwać kogoś kto nie pracuje i jest na utrzymaniu mamy? - pytała mama Łukaszka.
- Lewakiem - odparł uroczyście tata Łukaszka, no i się doigrał: mama Łukaszka zabrał mu cukier.
- Bez cukru nie piję herbaty, oddaj mi go! - wołał tata Łukaszka.
- Cukier jest nasz! Cukier jest nasz! - skandowała mama Łukaszka.
- A wcale, że nie, bo niemiecki - wtrącił się dziadek Łukaszka. Mama zamilkła zdetonowana, a siostra Łukaszka skorzystała z okazji i spytała komu to niby mają te kwiaty wręczane być.
- Mamie Wiktymiusza - poinformowała mama Łukaszka z emfazą.
- E... - wzruszyła ramionami babcia Łukaszka. - Gdzie tam jej do Gierka... Czy ona jakiś pierwszy sekretarz?
- A owszem, przewodnicząca blokowego koła Komitetu Obrony Dewiacji w naszym bloku!
- Zasługi jakieś ma?
- Ma, już ma - głos mamy drżał z dumy. - Wczoraj, w godzinach popołudniowych, nasza sąsiadka usiłowała samotnie odbić ten kraj z łap kaczych koszul!
- Nie zauważyliśmy - Hiobowscy byli bezlitośni, ale mama Łukaszka się tym nie przejęła.
- No tak, bo ta próba została szybko udaremniona przez Straż Marszałkowską.
- Zaraz, zaraz! - zawołał tata Łukaszka błyskawicznie w zagarniając cukiernicę. - Czy to nie ona była tą, która próbowała wczoraj wtargnąć na teren Sejmu?
- Tak, to ona - rzekła nabożnie mama Łukaszka. - Posłanki partii Modernistycznej przemyciła ją na zakazany teren.
- Po co? - spytał Łukaszek.
- No jak to po co, aby obalić reżim rzecz jasna!
- Jak? Jak tego miała dokonać? - napierał Łukaszek.
Hiobowscy popuścili wodze fantazji. Miała wysadzić, dokonać zamachu, albo jeszcze gorsze rzeczy.
- Nie - odparła słabo mama Łukaszka. - Miała napisać na ścianie sprayem "Ty gnomie" i "konstytucja", po czym miała blokować budkę z zapiekankami na terenie parlamentu.
- Reżim na bank by od tego upadł - stwierdził podejrzanie rozbawiony dziadek.
- No ale się nie udało, bo prawie od razu ją złapali - westchnęła smutno mama Łukaszka.
- Jedna rzecz mnie zastanawia - tata Łukaszka mieszał zawzięcie łyżeczką herbatę. - Jak ona przemyciła mamę Wiktymiusza na teren Sejmu? Przecież od kilku lat są wzmożone kontrole.
- O, pani posłanka miała świetny pomysł - uśmiechnęła się mama. - Bagażnik!
- Przecież posłowie tej partii mają zakaz wjeżdżania samochodami!
- A czy ja mówię o samochodzie? Próbowały wjechać rowerem.
-------------
marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
(1)