
W 2013 roku nakładem wydawnictwa Zysk i s-ka ukazała się książka „Lech Kaczyński. Biografia polityczna 1949-2005”, stworzona przez grupę badaczy pod wodza Sławomira Cenckiewicza. Trzy lata później, tym razem we Frondzie ukazuje się oczekiwany ciąg dalszy – „Prezydent Lech Kaczyński 2005-2010”. Tym razem współautorem, wraz z Cenckiewiczem, jest Adam Chmielecki.
To pozycja imponująca nie tylko rozmiarem. Na ponad 500 stronach (brutto, bo sporo miejsca zajmują przypisy, autorzy czerpali z niezliczonej ilości źródeł) Cenckiewicz i Chmielecki opisują historie prezydentury Lecha Kaczyńskiego, począwszy od kampanii prezydenckiej 2005 roku (i tu już można się czasem zdziwić, choć wydaje się człowiekowi, że wszystko pamięta, np. poparcia kandydatury Kaczyńskiego przez Jarosława Kalinowskiego z PSL po pierwszej turze nie pamiętałem), poprzez cała przerwaną przedwcześnie kadencję, do katastrofy smoleńskiej i wydarzeń, które nastąpiły bezpośrednio po niej, więc pospiesznego przejmowania biur i dokumentów, pogrzebu w cieniu wulkanicznego pyłu i zabrania krzyża z Krakowskiego Przedmieścia.
Nie sposób uciec więc od emocji, zwłaszcza przy tej ostatniej części książki, gdy przenosimy się z powrotem na te wyjątkowe warszawskie ulice, pełne zniczy i rzucanych na jezdnie tulipanów. Mamy tez pigułkę z przemysłu pogardy – kilka stron prasowych okładek i sporo cytatów, choć tu Cenckiewicz i Chmielecki koncentrują się bardziej na działaniach polityków Platformy Obywatelskiej, niż mediów (i słusznie, nie warto bowiem dublować pracy, wykonanej w międzyczasie przez Sławomira Kmiecika w jego opracowaniach „Przemysł pogardy”). Platforma odgrywa w tej książce dużą rolę, co pomaga również w zrozumieniu zupełnie aktualnych spraw. Zupełnie inaczej patrzyłem na zachowanie dzisiejszej opozycji w przeddzień i w czasie szczytu NATO, przeczytawszy w samą porę wspomnienia Witolda Waszczykowskiego, dotyczące zablokowania amerykańskiej tarczy antyrakietowej – nie z miłości do Rosji, a ze zwykłej małości, Tusk, Gras i Sikorski obawiali się, że sukces negocjacyjny pójdzie na konto Lecha Kaczyńskiego, a nie ich rządu.
Autorzy omawiają szczegółowo poszczególne aspekty polityki Lecha Kaczyńskiego: bezpieczeństwo, politykę socjalną i politykę historyczną, zwracając uwagę na kontynuacje dziedzictwa „Solidarności”. Gdy dziś kolejny raz wyśmiewa się przypominanie zasług Lecha Kaczyńskiego dla tego związku, warto przypomnieć sobie, że ze wszystkich prezydentów (wyłączam z tej oceny Andrzeja Dudę, gdyż jeszcze na nią za wcześnie, zdaje się być on jednak godnym uczniem i następcą prezydenta Kaczyńskiego) najmocniej i najpewniej nawiązywał do dziedzictwa „S”. zarówno w kwestiach polityki społecznej, jak i poprzez przypominanie zasług jej prawdziwych, a przez III RP odsuwanych na boczny tor bohaterów. Symboliczny jest tu przytoczony w rozdziale „Fundamenty” list, jaki do świeżo wybranego Kaczyńskiego napisał Maciej Miatkowski, emerytowany spawacz ze Stoczni Gdańskiej.
Prezydencka część biografii Lecha Kaczyńskiego warto mieć na półce nie tylko z przyczyn historycznych. Opisywane tam wydarzenia (wspomniana sprawa negocjacji z Amerykanami czy prawie od początku niejasna rola Kazimierza Marcinkiewicza i Radosława Sikorskiego) to przecież początek całych ciągów zdarzeń, trwających lub mających konsekwencje do dziś. Myślę też, że inaczej – i spokojniej – czyta się taka książkę sympatykom nieżyjącego prezydenta ze świadomością, że Polska wróciła do jego polityki, zaś w pałacu prezydenckim urzęduje jego uczeń i bliski współpracownik.
Krzysztof Karnkowski
PS. Nie chcę psuć recenzji wypominaniem literówek, ale są takie książki, w których naprawdę nie wypada ich przepuszczać…
Sławomir Cenckiewicz, Adam Chmielecki, Prezydent Lech Kaczyński 2005-2010”, Fronda 2016
To pozycja imponująca nie tylko rozmiarem. Na ponad 500 stronach (brutto, bo sporo miejsca zajmują przypisy, autorzy czerpali z niezliczonej ilości źródeł) Cenckiewicz i Chmielecki opisują historie prezydentury Lecha Kaczyńskiego, począwszy od kampanii prezydenckiej 2005 roku (i tu już można się czasem zdziwić, choć wydaje się człowiekowi, że wszystko pamięta, np. poparcia kandydatury Kaczyńskiego przez Jarosława Kalinowskiego z PSL po pierwszej turze nie pamiętałem), poprzez cała przerwaną przedwcześnie kadencję, do katastrofy smoleńskiej i wydarzeń, które nastąpiły bezpośrednio po niej, więc pospiesznego przejmowania biur i dokumentów, pogrzebu w cieniu wulkanicznego pyłu i zabrania krzyża z Krakowskiego Przedmieścia.
Nie sposób uciec więc od emocji, zwłaszcza przy tej ostatniej części książki, gdy przenosimy się z powrotem na te wyjątkowe warszawskie ulice, pełne zniczy i rzucanych na jezdnie tulipanów. Mamy tez pigułkę z przemysłu pogardy – kilka stron prasowych okładek i sporo cytatów, choć tu Cenckiewicz i Chmielecki koncentrują się bardziej na działaniach polityków Platformy Obywatelskiej, niż mediów (i słusznie, nie warto bowiem dublować pracy, wykonanej w międzyczasie przez Sławomira Kmiecika w jego opracowaniach „Przemysł pogardy”). Platforma odgrywa w tej książce dużą rolę, co pomaga również w zrozumieniu zupełnie aktualnych spraw. Zupełnie inaczej patrzyłem na zachowanie dzisiejszej opozycji w przeddzień i w czasie szczytu NATO, przeczytawszy w samą porę wspomnienia Witolda Waszczykowskiego, dotyczące zablokowania amerykańskiej tarczy antyrakietowej – nie z miłości do Rosji, a ze zwykłej małości, Tusk, Gras i Sikorski obawiali się, że sukces negocjacyjny pójdzie na konto Lecha Kaczyńskiego, a nie ich rządu.
Autorzy omawiają szczegółowo poszczególne aspekty polityki Lecha Kaczyńskiego: bezpieczeństwo, politykę socjalną i politykę historyczną, zwracając uwagę na kontynuacje dziedzictwa „Solidarności”. Gdy dziś kolejny raz wyśmiewa się przypominanie zasług Lecha Kaczyńskiego dla tego związku, warto przypomnieć sobie, że ze wszystkich prezydentów (wyłączam z tej oceny Andrzeja Dudę, gdyż jeszcze na nią za wcześnie, zdaje się być on jednak godnym uczniem i następcą prezydenta Kaczyńskiego) najmocniej i najpewniej nawiązywał do dziedzictwa „S”. zarówno w kwestiach polityki społecznej, jak i poprzez przypominanie zasług jej prawdziwych, a przez III RP odsuwanych na boczny tor bohaterów. Symboliczny jest tu przytoczony w rozdziale „Fundamenty” list, jaki do świeżo wybranego Kaczyńskiego napisał Maciej Miatkowski, emerytowany spawacz ze Stoczni Gdańskiej.
Prezydencka część biografii Lecha Kaczyńskiego warto mieć na półce nie tylko z przyczyn historycznych. Opisywane tam wydarzenia (wspomniana sprawa negocjacji z Amerykanami czy prawie od początku niejasna rola Kazimierza Marcinkiewicza i Radosława Sikorskiego) to przecież początek całych ciągów zdarzeń, trwających lub mających konsekwencje do dziś. Myślę też, że inaczej – i spokojniej – czyta się taka książkę sympatykom nieżyjącego prezydenta ze świadomością, że Polska wróciła do jego polityki, zaś w pałacu prezydenckim urzęduje jego uczeń i bliski współpracownik.
Krzysztof Karnkowski
PS. Nie chcę psuć recenzji wypominaniem literówek, ale są takie książki, w których naprawdę nie wypada ich przepuszczać…
Sławomir Cenckiewicz, Adam Chmielecki, Prezydent Lech Kaczyński 2005-2010”, Fronda 2016
(2)