Wydarzenia Czerwca 1976 oraz postawa wobec nich biskupów i duchowieństwa spowodowały, że jednym z najważniejszych celów SB było niedopuszczenie do współpracy Kościoła ze środowiskami opozycyjnymi.
Poczynione przez ekipę Gierka ustępstwa wobec Kościoła znacząco wzmocniły jego pozycję społeczną. Jak zauważył z właściwą sobie przenikliwością Stefan Kisielewski: „Każdy nowy pierwszy sekretarz, czyli dyrektor partii, niepewny jeszcze swej popularności, stara się na razie przypodobać Kościołowi i skorzystać z jego zakorzenienia w opinii i w życiu narodu, aby wkraść się w łaski ogółu i przedstawić, jako wybawca od błędów i niepoprawności okresu poprzedniego. Tą samą drogą poszli Gierek i premier Jaroszewicz, deklarując swą wspaniałomyślność wobec Kościoła”.
Po powstaniu w 1976 roku zorganizowanej opozycji wobec władzy komunistycznej, ekipa Gierka była świadoma groźby współpracy Kościoła z „środowiskami antysocjalistycznymi”. „Elementy antysocjalistyczne orientują się na Kościół - wskazywał dyrektor Departamentu IV MSW Konrad Straszewski - z racji jego programowych założeń, utrzymania instytucjonalnych, niezależnych form działania i reakcyjnej linii politycznej kierownictwa Episkopatu”. Równocześnie zauważał, iż to Kościół jest najpoważniejszą w Polsce „ludowej” siłą opozycyjną, na którą „elementy antysocjalistyczne” liczą.
Prymas Wyszyński wielokrotnie interweniował w obronie robotników represjonowanych po zakończeniu strajków 1976 roku. „Uczestniczącym w tych protestach robotnikom – wskazano w oficjalnym komunikacie Episkopatu Polski we wrześniu 1976 roku - trzeba by przywrócić odebrane prawa, pozycję społeczną i zawodową. Wyrządzone krzywdy odpowiednio wynagrodzić, a wobec skazanych zastosować amnestię”. Naciski te sprawiły, iż władze w 1977 roku ogłosiły amnestię i zwolniły skazanych za udział w protestach. Jak potwierdzał Stanisław Kania, doszło do tego właśnie w wyniku interwencji prymasa Wyszyńskiego.
W czasie listopadowego posiedzenia Rady Głównej Episkopatu kard. Wojtyła stwierdził, iż „należy integrację w sprzeciwie przetworzyć na integrację pozytywną społeczeństwa. Musimy obronić społeczeństwo przed ubezwłasnowolnieniem. Należy działać na rzecz podmiotowości społeczeństwa. Władze polityczne chcą zlokalizować kryzys do ekonomii i nie chcą dostrzec kryzysu społecznego, chociaż w żadnym innym okresie nie powstało tyle inicjatyw”.
Zdaniem prymasa Wyszyńskiego misją Kościoła w Polsce była obrona polskiej racji stanu. W końcu kwietnia 1976 roku na posiedzeniu Rady Głównej Episkopatu, podkreślił, iż „nasze działanie musi być przemyślane, dojrzałe i spokojne. Nie możemy ad pari ustawiać się z taką czy inną instytucją świecką, czy ośrodkiem politycznym. Inaczej mogą to czynić świeccy, a inaczej biskupi. Nie możemy ulegać naciskom ludzi skłóconych i dążących do wykazania swoich racji”. Tej generalnej linii prymas trzymał się w relacjach z organizacjami opozycyjnymi, powstałymi po 1976 roku.
W obliczu pogarszającej się sytuacji ekonomicznej kraju oraz wzrostu nacisków na włączenie się Kościoła w poparcie dla opozycji prymas Wyszyński w marcu 1978 roku podkreślał, iż „nie możemy pozwolić się wciągnąć w ich aktywizację polityczną, ale z drugiej strony nie możemy ich zwalczać – Kościołowi i Narodowi one nie szkodzą, byleby tylko działały umiarkowanie, by nie przekroczyły limitu bezpieczeństwa. (…) Musimy bronić Kościół, ale też musimy się bronić, by Naród nie stanął w sytuacji trudnej”.
Linię postępowania Kościoła wobec środowisk opozycyjnych w tym okresie najlepiej podsumowują słowa prymasa z posiedzenia Rady Głównej 26 lutego 1980 roku, który wskazał, iż „należy ich otoczyć jakąś opieką, nie angażując się w ich kontestacje”. Ponadto prymas stale nadmieniał, że wobec zachodzących w kraju wydarzeń „trzeba zachować dużo spokoju, żeby nie podsycać napięć”.
Jak trafnie zauważył Andrzej Czuma, współzałożyciel ROPCiO, „Kardynał nie pokładał nadziei w tym, że grupy opozycyjne przyjmą jakąś stałą i rozwijającą się formę. Patrzył na nie z zadowoleniem, ale jednocześnie sceptycznie. Radził katolikom trzymać się Kościoła, wspierać go, a nie wchodzić w działalność tych grup. Wiem, bo nieraz o tym rozmawiałem z prymasem”.
Kapelan prymasa, ks. Bronisław Piasecki, wspominał, iż „na Miodową przychodzili różni ludzie, którzy chcieli doradzać Prymasowi, jak Kościół powinien postępować. Pewnego razu pojawił się Jacek Kuroń, Prymas uważnie słuchał, ale nie zadał żadnego pytania. Po półgodzinie podziękował za uwagi. (…) Ale Prymas – powtarzam – miał taki styl. Słuchał, czasem pytał, ale głównie milczał. Potem analizował”. Ks. Piasecki przyznaje, iż „wobec Komitetu Obrony Robotników Prymas utrzymywał pewien dystans. Wychodził z założenia, że to nie jest reprezentacja całego narodu, ale lewicowo-liberalny nurt rodzącej się opozycji”.
O ile prymas Wyszyński sytuację tę postrzegał w kategoriach realizmu politycznego, to metropolita krakowski Karol Wojtyła uważał, że nie da się wykluczyć z polityki sądów o charakterze moralnym. I regularnie spotykał się z przedstawicielami różnych środowisk opozycyjnych. Jeszcze dalej w poparciu dla opozycji przedsierpniowej szedł bp Tokarczuk, oceniany przez władze komunistyczne jako „nieprzejednany przeciwnik”. „Musimy pamiętać, - pisał biskup przemyski - że pokój wewnętrzny nie jest absolutną wartością. Musimy się strzec, żeby nas nie wmanewrowali i nie narzucili swojego stylu działania. Sprawa robotnicza stała się problemem. Sam fakt istnienia Komitetu jest czymś wartościowym: jest przełamaniem bariery, gdyż jest jakiś głos niezależny, który bada i wyniki publikuje. Musimy im okazać sympatię”.
Na drugim biegunie w Radzie Głównej Episkopatu znajdowali się biskupi Bolesław Pylak, i Lech Kaczmarek oraz abp Jerzy Stroba, którzy byli zwolennikami zdystansowania się Kościoła od opozycji. Szczególny wyraz znalazło to w działalności i opiniach pierwszego z wymienionych hierarchów, który był niezwykle krytyczny w stosunku do KOR.
W okresie po wyborze kard. Wojtyły na papieża i jego pielgrzymce do Ojczyzny w 1979 roku doszło do wzmocnienia opozycji i delegitymizacji władz komunistycznych. Jan Żaryn uważa, iż Jana Pawła II „pielgrzymowanie po Polsce w czerwcu 1979 r. wywołało lawinę pozytywnych skutków, których zwieńczeniem stał się dziesięciomilionowy ruch „Solidarności”.
Mimo sceptycznego stosunku do części środowisk zaangażowanych w działalność opozycyjną biskupi wyraźnie popierali najważniejszy postulat robotników, czyli utworzenie wolnych związków zawodowych. Najbardziej trafnie stosunek Kościoła do sytuacji politycznej i Solidarności oddają słowa bp. Tokarczuka: „Na pewno tak partia, jak i związki chcieliby Kościół wykorzystać dla siebie i instrumentalizować go. Nie możemy na to się zgodzić. Nie możemy utożsamiać się ze związkami. Związki walczą o dobro Narodu – w tym ich poprzemy”. Stanowisko metropolity przemyskiego podzielali pozostali biskupi, a przede wszystkim prymas Wyszyński, który uważał, że należy popierać wolnościowe dążenia narodu, a równocześnie zachowywać dystans wobec poszczególnych środowisk w Solidarności. Opisując w lutym 1981 roku na posiedzeniu Rady Głównej swoje spotkanie z delegacją Regionu Mazowsze, prymas zauważył, że wspomniana struktura jest opanowana w znacznej mierze przez Adama Michnika i Jacka Kuronia. Oceniając politykę KOR podkreślał iż „ ci ludzie mają jakąś ogromną niechęć do Kościoła. Ja to nazywam nową próbą organizowania kontestacji przeciwko Kościołowi. Wyciszył się Pax i jego depenedenci, widocznie potrzebna jest jakaś kontestacja przeciwko Kościołowi”.
W raporcie przygotowanym dla KC PZPR w czerwcu 1981 r. odnotowano, iż „Kościół poparł ruch związkowy „Solidarność” zarówno w środowisku miejskim, jak i wiejskim – uznał „Solidarność” za czynnik zwiększający możliwość jego oddziaływania głównie na dwa podstawowe środowiska: robotnicze i chłopskie. (…) Równocześnie Kościół przestrzegał przed niektórymi tendencjami w „Solidarności”, zachowując wobec niej bezpieczny dla siebie dystans. (…) apelował do »Solidarności« o spokój i rozwagę oraz eliminowanie ze swoich struktur przedstawicieli ugrupowań antysocjalistycznych, głównie KSS „KOR”.
Nie zmieniła tego śmierć prymasa Wyszyńskiego, gdyż w zasadniczej mierze jego poglądy na temat relacji Kościół–Solidarność podzielał jego następca abp Józef Glemp. On również był za utrzymaniem dystansu w stosunkach z poszczególnymi środowiskami opozycyjnymi, a szczególnie z KOR.
CDN.
Poczynione przez ekipę Gierka ustępstwa wobec Kościoła znacząco wzmocniły jego pozycję społeczną. Jak zauważył z właściwą sobie przenikliwością Stefan Kisielewski: „Każdy nowy pierwszy sekretarz, czyli dyrektor partii, niepewny jeszcze swej popularności, stara się na razie przypodobać Kościołowi i skorzystać z jego zakorzenienia w opinii i w życiu narodu, aby wkraść się w łaski ogółu i przedstawić, jako wybawca od błędów i niepoprawności okresu poprzedniego. Tą samą drogą poszli Gierek i premier Jaroszewicz, deklarując swą wspaniałomyślność wobec Kościoła”.
Po powstaniu w 1976 roku zorganizowanej opozycji wobec władzy komunistycznej, ekipa Gierka była świadoma groźby współpracy Kościoła z „środowiskami antysocjalistycznymi”. „Elementy antysocjalistyczne orientują się na Kościół - wskazywał dyrektor Departamentu IV MSW Konrad Straszewski - z racji jego programowych założeń, utrzymania instytucjonalnych, niezależnych form działania i reakcyjnej linii politycznej kierownictwa Episkopatu”. Równocześnie zauważał, iż to Kościół jest najpoważniejszą w Polsce „ludowej” siłą opozycyjną, na którą „elementy antysocjalistyczne” liczą.
Prymas Wyszyński wielokrotnie interweniował w obronie robotników represjonowanych po zakończeniu strajków 1976 roku. „Uczestniczącym w tych protestach robotnikom – wskazano w oficjalnym komunikacie Episkopatu Polski we wrześniu 1976 roku - trzeba by przywrócić odebrane prawa, pozycję społeczną i zawodową. Wyrządzone krzywdy odpowiednio wynagrodzić, a wobec skazanych zastosować amnestię”. Naciski te sprawiły, iż władze w 1977 roku ogłosiły amnestię i zwolniły skazanych za udział w protestach. Jak potwierdzał Stanisław Kania, doszło do tego właśnie w wyniku interwencji prymasa Wyszyńskiego.
W czasie listopadowego posiedzenia Rady Głównej Episkopatu kard. Wojtyła stwierdził, iż „należy integrację w sprzeciwie przetworzyć na integrację pozytywną społeczeństwa. Musimy obronić społeczeństwo przed ubezwłasnowolnieniem. Należy działać na rzecz podmiotowości społeczeństwa. Władze polityczne chcą zlokalizować kryzys do ekonomii i nie chcą dostrzec kryzysu społecznego, chociaż w żadnym innym okresie nie powstało tyle inicjatyw”.
Zdaniem prymasa Wyszyńskiego misją Kościoła w Polsce była obrona polskiej racji stanu. W końcu kwietnia 1976 roku na posiedzeniu Rady Głównej Episkopatu, podkreślił, iż „nasze działanie musi być przemyślane, dojrzałe i spokojne. Nie możemy ad pari ustawiać się z taką czy inną instytucją świecką, czy ośrodkiem politycznym. Inaczej mogą to czynić świeccy, a inaczej biskupi. Nie możemy ulegać naciskom ludzi skłóconych i dążących do wykazania swoich racji”. Tej generalnej linii prymas trzymał się w relacjach z organizacjami opozycyjnymi, powstałymi po 1976 roku.
W obliczu pogarszającej się sytuacji ekonomicznej kraju oraz wzrostu nacisków na włączenie się Kościoła w poparcie dla opozycji prymas Wyszyński w marcu 1978 roku podkreślał, iż „nie możemy pozwolić się wciągnąć w ich aktywizację polityczną, ale z drugiej strony nie możemy ich zwalczać – Kościołowi i Narodowi one nie szkodzą, byleby tylko działały umiarkowanie, by nie przekroczyły limitu bezpieczeństwa. (…) Musimy bronić Kościół, ale też musimy się bronić, by Naród nie stanął w sytuacji trudnej”.
Linię postępowania Kościoła wobec środowisk opozycyjnych w tym okresie najlepiej podsumowują słowa prymasa z posiedzenia Rady Głównej 26 lutego 1980 roku, który wskazał, iż „należy ich otoczyć jakąś opieką, nie angażując się w ich kontestacje”. Ponadto prymas stale nadmieniał, że wobec zachodzących w kraju wydarzeń „trzeba zachować dużo spokoju, żeby nie podsycać napięć”.
Jak trafnie zauważył Andrzej Czuma, współzałożyciel ROPCiO, „Kardynał nie pokładał nadziei w tym, że grupy opozycyjne przyjmą jakąś stałą i rozwijającą się formę. Patrzył na nie z zadowoleniem, ale jednocześnie sceptycznie. Radził katolikom trzymać się Kościoła, wspierać go, a nie wchodzić w działalność tych grup. Wiem, bo nieraz o tym rozmawiałem z prymasem”.
Kapelan prymasa, ks. Bronisław Piasecki, wspominał, iż „na Miodową przychodzili różni ludzie, którzy chcieli doradzać Prymasowi, jak Kościół powinien postępować. Pewnego razu pojawił się Jacek Kuroń, Prymas uważnie słuchał, ale nie zadał żadnego pytania. Po półgodzinie podziękował za uwagi. (…) Ale Prymas – powtarzam – miał taki styl. Słuchał, czasem pytał, ale głównie milczał. Potem analizował”. Ks. Piasecki przyznaje, iż „wobec Komitetu Obrony Robotników Prymas utrzymywał pewien dystans. Wychodził z założenia, że to nie jest reprezentacja całego narodu, ale lewicowo-liberalny nurt rodzącej się opozycji”.
O ile prymas Wyszyński sytuację tę postrzegał w kategoriach realizmu politycznego, to metropolita krakowski Karol Wojtyła uważał, że nie da się wykluczyć z polityki sądów o charakterze moralnym. I regularnie spotykał się z przedstawicielami różnych środowisk opozycyjnych. Jeszcze dalej w poparciu dla opozycji przedsierpniowej szedł bp Tokarczuk, oceniany przez władze komunistyczne jako „nieprzejednany przeciwnik”. „Musimy pamiętać, - pisał biskup przemyski - że pokój wewnętrzny nie jest absolutną wartością. Musimy się strzec, żeby nas nie wmanewrowali i nie narzucili swojego stylu działania. Sprawa robotnicza stała się problemem. Sam fakt istnienia Komitetu jest czymś wartościowym: jest przełamaniem bariery, gdyż jest jakiś głos niezależny, który bada i wyniki publikuje. Musimy im okazać sympatię”.
Na drugim biegunie w Radzie Głównej Episkopatu znajdowali się biskupi Bolesław Pylak, i Lech Kaczmarek oraz abp Jerzy Stroba, którzy byli zwolennikami zdystansowania się Kościoła od opozycji. Szczególny wyraz znalazło to w działalności i opiniach pierwszego z wymienionych hierarchów, który był niezwykle krytyczny w stosunku do KOR.
W okresie po wyborze kard. Wojtyły na papieża i jego pielgrzymce do Ojczyzny w 1979 roku doszło do wzmocnienia opozycji i delegitymizacji władz komunistycznych. Jan Żaryn uważa, iż Jana Pawła II „pielgrzymowanie po Polsce w czerwcu 1979 r. wywołało lawinę pozytywnych skutków, których zwieńczeniem stał się dziesięciomilionowy ruch „Solidarności”.
Mimo sceptycznego stosunku do części środowisk zaangażowanych w działalność opozycyjną biskupi wyraźnie popierali najważniejszy postulat robotników, czyli utworzenie wolnych związków zawodowych. Najbardziej trafnie stosunek Kościoła do sytuacji politycznej i Solidarności oddają słowa bp. Tokarczuka: „Na pewno tak partia, jak i związki chcieliby Kościół wykorzystać dla siebie i instrumentalizować go. Nie możemy na to się zgodzić. Nie możemy utożsamiać się ze związkami. Związki walczą o dobro Narodu – w tym ich poprzemy”. Stanowisko metropolity przemyskiego podzielali pozostali biskupi, a przede wszystkim prymas Wyszyński, który uważał, że należy popierać wolnościowe dążenia narodu, a równocześnie zachowywać dystans wobec poszczególnych środowisk w Solidarności. Opisując w lutym 1981 roku na posiedzeniu Rady Głównej swoje spotkanie z delegacją Regionu Mazowsze, prymas zauważył, że wspomniana struktura jest opanowana w znacznej mierze przez Adama Michnika i Jacka Kuronia. Oceniając politykę KOR podkreślał iż „ ci ludzie mają jakąś ogromną niechęć do Kościoła. Ja to nazywam nową próbą organizowania kontestacji przeciwko Kościołowi. Wyciszył się Pax i jego depenedenci, widocznie potrzebna jest jakaś kontestacja przeciwko Kościołowi”.
W raporcie przygotowanym dla KC PZPR w czerwcu 1981 r. odnotowano, iż „Kościół poparł ruch związkowy „Solidarność” zarówno w środowisku miejskim, jak i wiejskim – uznał „Solidarność” za czynnik zwiększający możliwość jego oddziaływania głównie na dwa podstawowe środowiska: robotnicze i chłopskie. (…) Równocześnie Kościół przestrzegał przed niektórymi tendencjami w „Solidarności”, zachowując wobec niej bezpieczny dla siebie dystans. (…) apelował do »Solidarności« o spokój i rozwagę oraz eliminowanie ze swoich struktur przedstawicieli ugrupowań antysocjalistycznych, głównie KSS „KOR”.
Nie zmieniła tego śmierć prymasa Wyszyńskiego, gdyż w zasadniczej mierze jego poglądy na temat relacji Kościół–Solidarność podzielał jego następca abp Józef Glemp. On również był za utrzymaniem dystansu w stosunkach z poszczególnymi środowiskami opozycyjnymi, a szczególnie z KOR.
CDN.
(1)